W wejściu do chaty zakotłowało się od wybiegających Ostatnich. Część skierowała się do obozowiska nieopodal, a część w zupełnie przeciwnym kierunku. Detlef pobiegł do obozowiska - wciąż nie rozumiał co się wokoło dzieje, a bieganina jaka zapanowała wśród towarzyszy tylko powiększała jego irytację. Wyglądało na to, że tamci wiedzieli coś więcej, o czym kapralowi zapomnieli powiedzieć. Lub nie chcieli...
Coraz bardziej wkurwiony krasnolud biegł do namiotu (jednego z ocalałych z pożaru traw wywołanego przez Dużego Karla) skrywającego jego klamoty, gdy rozbrzmiał huk eksplozji przypominający... ładunek burzący Glorma. Thorvaldsson zatrzymał się zdumiony nawet niespecjalnie zauważając, że chwilowo stracił słuch. Próbował ogarnąć rozumem skąd ktoś wytrzasnął ładunki o takiej sile... czyżby z jego skrzynki!?
Otrząsnąwszy się z chwilowego letargu ruszył ze zdwojoną determinacją do obozowiska, by upewnić się co do stanu ładunków. Pierwotny plan zakładania zbroi stracił na znaczeniu - to ładunki były najważniejsze i bez nich dalsza droga byłaby bezcelowa.