Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2018, 11:36   #202
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Samobójstwo cyrkowca***

Borys widział zbiegowisko i podszedł akurat by usłyszeć z tłumu informacje o trupie i zobaczyć zbliżającego się doktora. Przepchnął się i nim ktoś zdążył go zatrzymać był już przy medyku.
- Tragedia się stała panie jestem Borys Bogdanov. Też jestem medykiem i balsamistą z fachu. Asystować panu mogę, pomogę chętnie jestem w mieście nowy. Chciałbym się pokazać z dobrej strony i pomóc w chwili potrzeby. Na zmarłych znam się jak mało kto.
- Nie ma co asystować. Z trupem poradzę sobie sam –
odrzucił propozycję pomocy lekarz. Borys zauważył jednak, że przymierzają się właśnie do odcięcia wisielca i w obecnym składzie mogą mieć z tym problem. Zaoferował tam swoją pomoc, która została przyjęta. Podbiegł do trupa i podniósł go za nogi do góry, a strażnik Gross zajął się liną.
Borys pomógł zdjąć trupa i odnieść go do medyka. Starał się też przyjrzeć, czy w domu były widoczne ślady walki, tych jednak nie było.

- Ciało zabierzcie do doktora, tam zostanie, aż do czasu przybycie Hipplera – polecił kapitan po tym jak Entesang je obejrzał.

***

- Co tam się dzieje? - zdziwił się Rudolf widząc zbiegowisko przy chacie sąsiada?
- Z belki zwisa. Powiesił się – odparł jeden z gapiów.
- Siggy nie żyje – dodał kolejny
- Co wy gadacie? – zdziwił się Rudolf i od razu zaczął wypatrywać siostry w tłumie. To się dziewczyna zmartwi. - Puśćcie mnie, to zajrzę do środka – poprosił.
Rudolf wypatrzył siostrę, po czym przebił się przez ciekawski tłumek. Potwierdziły się słowa gapiów, Siggy wisiał, a właściwie to właśnie odcinano wisielca od powały, a w akcji tej asystował Borys. Obaj panowie zauważyli, jak kapitan zabiera ze stołu list i małą oprawioną w skórę książeczkę. Bednarz oddalił się, nie chciał rzucać się w oczy strażnikom

***

Rudolf usłyszał swoją siostrę, opowiadało ona gawiedzi, że Siggy faktycznie przez ostatnie dni był mocno zasmucony. Nie był to ten szczęśliwy i wesoły chłopak co zawsze, a trawiła go ostatnio depresja. Tłum przytakiwał i nie wątpił, że chłopak powiesił się pod wpływem myśli samobójczych.

Większe zainteresowanie budziła jednak plotkarka Gretchen, która to znalazła wisielca. Z satysfakcją rozejrzała się po skupionych wokół niej ludziach, na których twarzach malowało się napięcie i zdenerwowanie.
- Wiecie, szłam sobie jak zwykle w swoich sprawach i nagle kątem oka zauważyłam, że przez okno się coś buja. Wiecie, że nie jestem jedną z tych, co pakuje nos w nieswoje sprawy…
- Oczywiście, że nie moja droga .Ty nigdy
- przytaknęła kolejna plotkara, Gudrun.
- W każdym razie podeszłam bliżej i zobaczyłam… - zawiesiła głos Gretchen. - I wyobraźcie sobie! Wisiał tam! Bujał się! W przód… w tył… w przód… w tył… I ta jego twarz… Taka purpurowa, jak kapelusz Gretel. O! I jeszcze wiecie… w gacie narobione. A jego oczy na wierzchu całkiem. Odwróciłam się od razu. Wiecie, trupowi w oczy się nie zagląda... Bo jego duch się do ciebie przyczepi… No, ale weszłam do środka, bo widziałam list jakiś, chciałam go przecież bliżej okna dać, do światła, żeby go później znaleźli bez problemu. Bo wiecie, to ważne, jak ktoś list zostawia i muszą to ważne osoby przeczytać. A pod nim był i notes. Nie jestem taka, co zagląda w nieswoje rzeczy...
- Tak, nie jesteś moja droga –
potwierdziła Gudrun.
-... ale on leżał otwarty, jak i list, i mój wzrok padł na jego stronice pierwsze. A było tam wszystko o wydarzeniach z przeszłości strasznych. Jak dziadek Katz udał się do starego pałacu wraz z resztą wieśniaków. Jak go spalili, jak wymordowali rodzinę… Wszystko… Straszne! Nie łatwo mnie przestraszyć, ale to było straszne! – szmer wokół niej się wzmógł.
- W dzienniku jeszcze pisało, że po tych wydarzeniach pojawił się wampir, a w lasach zwierzoludzi pełno i rzeki płynęły o kolorze krwi. Na oczach wszystkich! To wszystko! Dzisiejsza młodzież też nie szanuje prawa, władców, starszych w ogóle, rozpanoszyła się strasznie. Ja wam mówię, Siggy się przeląkł i miał rację. Wszystkich nas to czeka… - spojrzała w około, a zaniepokojeni ludzie jej potwierdzali.
Rudolf uznał, że widział i słyszał na chwilę obecną dość. Pożegnał się z siostrą i zaprosił ją na uczczenie pamięci zmarłego wieczorem, przy czymś mocniejszym, po czym wrócił do warsztatu. Beczki same się nie zrobią.

***

Gdy ciało cyrkowca spoczęło u medyka, Borys stwierdził, że je obejrzy pod kątem innych śladów niż te po samobójstwie.
Doktor jednak wciąż nie widział potrzeby, by ktoś oglądał zwłoki po nim, a szczególnie decydował, że będzie robił to w jego gabinecie. Niemniej jednak powiedział Borysowi, że jak chce, to może sobie zwłoki zabrać na cmentarz, do kaplicy, ale że od tej chwili to on będzie za nie odpowiedzialny.
Borys postanowił zawiadomić grabarza. Pomóc mu przenieść ciało i wtedy skorzystać z możliwości jego obejrzenia. Nie chciał brać odpowiedzialności na siebie ale widział wyjście z sytuacji. Pobiegł więc w kierunku Weilerbergu...

Grabarza spotkał w połowie drogi, był on już powiadomiony wcześniej. Hippler go uspokoił, pouczył, spytał go, czy się czegoś nażarł, że taki niespokojny i że trup poczeka. Nie miał zamiar przyspieszać kroku, więc spokojnym dotarli na miejsce. Odebrali ciało od doktora i zanieśli na cmentarz. Hippler, gdzie tylko mógł, wykorzystywał kislevczyka. Rzekł mu, że najpierw pomoże mu wykopać dół, a później zajmie się przyjemnościami. Ironicznie dziwił się, że Borys tak bardzo chce rozbierać mężczyznę, ale nie będzie go osądzał. Wykopie dziurę, a potem zrobi sobie Bogdanov, co tylko chce. Z złośliwym uśmieszkiem dodał, że się odwróci, a nawet pójdzie w inne miejsce.

Gdy już w końcu Borysowi udało się uzyskać możliwość zbadania ciała, zrobił to. Żadnych jednak śladów, które miały by pomóc mu zdefiniować inną przyczynę śmierci, nie odnalazł.
Borys pomógł Hipplerowi wykopać dół i obejrzał ciało. Zgryźliwe uwagi skomentował prosto.
-Chciałem się jedynie upewnić, że to samobójstwo. Miłego dnia panie Hippler.
- I co żeś detektywnie odnalazł? –
usłyszał na to.
- Problem w tym, że nic. Sam się zabił. To równie przerażające co dziwne.


*** Abelard ***

Abelard nie miał komu z rodziny zaproponować ów mszę. Zainteresowanie przy domostwie było wielkie, ale było to zbiegowisko gapiów, a nie rozpaczających osób. Może i też dlatego młody Siggy popełnił samobójstwo, smutniał, a rzeczy wpływające na to tłumił w sobie. Może przyjaciele, a przynajmniej osoby które za takowych uważał, nie dawały mu takiego wsparcia, jakiego potrzebował.

A gdy dotarł na cmentarz, okazało się, że już ciało zakopane. Hippler potwierdził, że sam odprawił pożegnalny rytuał, że to zawsze on się tym zajmował. To też pokazywało Abelardowi, jakie podejście do wiary w tej miejscowości jest i jest ono na dalszym miejscu. Na pierwszym zdają się być pieniądze i handel. Dobrobyt i od jakiegoś czasu pozorny spokój pozwolił mieszkańcom mniej trosk przelewać na bogów, a przez co tylko ich od siebie oddalić...


*** Borys ***

W tym intensywnym dniu udało mu się znaleźć kilku chętnych na wyprawę. Sam odbył ponowną rozmowę z przedstawicielem od karawany doprecyzowując parę kwestii. Odwiedził również plotkarki, które koniec końców wyrobiły sobie o nim dość solidne zdanie i rozpuściły po mieście plotki. Borys był w stanie zauważyć, jak Kreutzhofen jest ich chłonne, gdyż później, już tego samego dnia, nie raz usłyszał o kislevicie – oszuście. A jako, że innego krajana swego tu nie poznał, mógł przypuszczać, że to właśnie o nim… Odwiedził też karczmy, Dom Artystów, Krasnoludów podróżników i Tileańczyków. Był też u starej wiedźmy. Gdy więc wrócił do karczmy no noc padł na łoże i zasnął od razu.


*** Cathelyn ***

Dowiedziała się, że najstarszym mieszkańcem miasta jest stary Lodovik. Niektórym bywalcom karczmy coś nazwisko Volkbert mówiło. Był taki podróżnik, który osiadł się w ich mieście. Chodził w ciemnym płaszczu i początkowo był odosobniony i tajemniczy, z czasem jednak zmianiał swe nastawienia do mieszkańców. Od dłuższego czasu już jednak nie żył, pochowano go na miejscowym cmentarzu.

W karczmie spotkała też Hansa i umówiła się z nim na spotkanie. Zaproponował on, by odbyło się ono w jego domu.


*** Fay ***

Fay wybrała się do Domu Artysty odwiedzić tileańską gospodynię. Ukłoniła się najuprzejmiej jak umiała i przedstawiła jak ją były już teść uczył. Ze szczerością w głosie przyznała, że sprowadziła się tu ledwie co, ale jak tylko usłyszała, że jest tu ktoś z kraju gdzie robią najlepsze jedzenie na świecie, to musiała chociaż prosić o zaszczyt zapoznania.

- Tileański posiłek, jest jak modlitwa, szanowna Pani. Kilka razy jedynie miałam możliwość spróbować tamtejszych specjałów, ale pozostają w mojej pamięci po dzień dzisiejszy. Człowiek je i czuje jak jego zmysły sięgają niebios - wzdychała podekscytowana, żywo gestykulując przy tym.
- Miło słyszeć panienko… - uśmiechnąwszy się zawiesiła na moment swój głos, czekając na imię rozmówczyni.
- Fay - speszyła się momentalnie - Fay Ayinger. Jakie to szczęście, że mogę Panią widzieć.
- Maria -
uśmiechnęła się kobieta wymawiając swe imie z tileańskim akcentem. - Gdzie dane mych rodzinnych potraw było ci skosztować? Udało ci się kiedyś tam być? - zapytała dziewczyny.
Fay westchnęła.
- Nie. Nigdy nie byłam poza Imperium. Wyobrażam sobie czasem, że Tilea to takie niekończące się miasto doskonałych restauracji. Tyle bym się chciała nauczyć. Wiem trochę o gotowaniu, ale - uniosła dłonie - to jak niekończące się morze, pełne smaków i zapachów. A tileańska kuchnia pachnie doskonałością.
- Tak, restauracji, jak i zapachów unoszących się z samych domów. Uwielbiamy degustować, ucztować. Jeśli cię interesują takie potrawy, to zawsze możemy coś razem podziałać -
uśmiechnęła się tileanka - przyrządzić coś wspaniałego. A i na kolację chętnie cię zaproszę. Nadto moja miła Fay, jest nas tu, w Kreutzhofen, parę osób z Tilei - opowiadała Maria. - Carmen Schmidt jest na przykład Tileanką. No i jeszcze ten przystojniaczek, co tu ostatnio się kręci, Vincenze. Niezłe z niego ciacho - mrugnęła do niej okiem.
Dziewczyna spąsowiała i uśmiechnęła się nieśmiało.
- To byłby wielki zaszczyt. Pomagać w przygotowaniu obiadu - liczyła, że uda się jej zapoznać z kobietą, a tutaj tak łatwo zdobyła zaproszenie do kuchni. Piwo wprawdzie słabo kojarzyło się z Tileą, ale może dałaby radę połączyć swoje dwie pasje.
- Chętnie też poznam innych ludzi. To byłaby dla mnie wielka przyjemność. Czy jeśli będzie Pani coś gotować, któregoś przedpołudnia mogłabym przyjść pomóc?
- Tak panienko -
uśmiechnęła się - zapraszam.

***

Następnie wróciła do browaru potwierdzić, że chętnie podejmie pracę i udowodni swoje umiejętności. Poprosiła o oprowadzenie po browarze i zapytała, czy nie mogła by choć na chwilę rzucić okiem na sery.

- Sery, wino i piwo to największe dokonania ludzi - powiedziała z egzaltacją - dzięki nim, każdy staje się lepszy - westchnęła.
- Piwo musi pasować do pogody i nastroju. Cięższe na zimę i trudne czasy. Lekkie, gdy jest ciepło i radośnie.
- A zgadzam się, zgadzam -
z uśmiechem przytaknął Saufer. - Nie ma problemu, chodźmy - gospodarz zabrał ją na "wycieczkę" do piwnicy.
Fay wdychała zapach serów i oglądając wino, zastanawiała się kiedy ona będzie miała taką piwniczkę tylko dla siebie. Marzyła o tym.
- Chciałabym się tu przydać najlepiej jak umiem. To dla mnie bardzo ważne, aby inni mogli na mnie polegać - uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do ekscytacji zapachami i zawartością piwnicy.
- Podoba mi się to podejście. Wierzę, że się dogadamy, a nasza współpraca będzie owocna wspaniałe gatunki złotego trunku - oparł jej browarmistrz.
Kiwnęła głową.
- Ja też tak myślę. Chciałabym poznać swoje obowiązki - powiedziała.
- Pomożesz oczywiście w wyrobie. Ale liczę też, żeś nietutejsza z zapewne innymi smakami, co pomoże rozwinąć nasze piwo. Wiesz Bugman nas naciska i musimy coś usprawnić, poprawić, szukać nowych możliwości rozwoju – tłumaczył piwowar. – No i w handlu też mi pomożesz. Nie da się ukryć, twa aparycja lepsza, niż moja – uśmiechnął się. – Tak samo, jakii lepsza niż… - ściszył głos i zbliżył twarz do ucha Fay niemal szepcząc – mojej baby - następnie odsunął twarz “zdobiąc” ją szerokim uśmiechem.
Dziewczyna zrobiła maślane oczy, a po jej ustach błądził uśmiech. Obiecywał więcej niż słowa.
- To piękna i prawa kobieta - powiedziała Fay licząc, że chociaż jedno z tego jest prawdą. Zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu.
- Babcia moja mówiła, że z jednych kobiet ma się pożytek, a innym się płaci. Sami zdecydujecie, czego wam potrzeba. Wy tu rządzicie, a mnie jest was słuchać - uśmiechnęła się usłużnie. Berta była jednak czterdziestoletnią siwiejącą babą o pulchnej twarzy. Za młodu pewnie by znalazła niejednego miłośnika jej kształtów, ale jej czas już można powiedzieć dawno przeminął. Była gderliwa i cierpka w obejściu, toteż Andreasowi widząc i słysząc młodą kobietę od razu fantazja się aż nadto pobudziła, aż do tego stanu ze zesztywniał...
- Miotły mi jeszcze pokażcie. Nienawidzę kurzu. Robota musi się odbywać w czystości więc zawsze po sobie zamiatam - ryknęła nieomal i dopiero teraz mężczyzna się ocknął.


*** Rudolf ***

Rudolf, gdy zbiegowisko się rozeszło, udał się na rozmowę z siostrą do Domu Artystów. Wspominali Siggy'ego jako komendianta, gawędziarza, muzyka i krasomówcę - ogólnie bardzo wesołego człowieka. Rzeczywiście jednak ostatnimi tygodniami wiele razy tu nie zawitał, praktycznie w ogóle. Odciął się od nich, odciął się również od przyjemności skupiając się na pracy, jako robotnik.

W domu siostra przedstawiała mu Jeana-Marie Artauda, który niedawno trafił do Kreutzhofen i zaczął tu pisać powieść swego życie. Mimi Abelard - rzeźbiarkę z Giseroux - która właśnie zajmowała się obróbką bloku z tileańskiego marmuru. Była też Maria, gospodyni i kucharka. Znany mu już elf nie przyszedł się przywitać i starał się zajmować inne pomieszczenia, niż te w których Rudolf przebywał.


***

Następnie, jak co wieczór, udał się do swojej ulubionej karczmy. Tam wypił dobre parę piw z krasnoludami, w końcu mógł się zrelaksować, gdyż na noc nie było już żadnych planów. Delikatnie próbował wyczuć, czy jest szansa na zbicie z nimi interesów. Teraz, czy w przyszłości. Nie chcieli jednak nic kupować, sprzedawać, wymieniać. Nie potrzebowali żadnego pośrednika w handlu, iż handlowcami to oni nie byli, tylko ponoć zwykłymi podróżnikami.


*** Robin ***

Południe spędziła na solidnym treningu z łowczym Dieterem. Ku zaskoczeniu swoim, po pewnym czasie, stwierdziła że chyba to jednak ona przewyższała go umiejętnościami, nie odwrotnie. Jedynie co, to może był bardziej spokojny i wyważony, ale jeśli chodzi o celność… można powiedzieć, że się niestety zawiodła. Z drugiej strony podbudowało ją to przed turniejem, gdyż potwierdziła iż jej umiejętności są realnie wysokie.

Następnie udała się z Rudolfem na ocenę strzał. Wyeliminowała dwie z dwunastu, którymi ona nigdy by nie strzelała.

A przy domu wisielca, jak przypuszczała, przy tym całym zbiegowisku nie znalazła żadnego podejrzanego śladu.


*** Wolfgang ***


*** polownie na “leśną syrenę” ***

- Właściwie to poza kompanami i Frotzem niczego specjalnego mi nie potrzeba. - odpowiedział kapitanowi Wolfgang. - Wystarczy kusza aby móc oddać pierwszy strzał, a później zajmę się nią z bliska. - dodał żołnierz z dużą pewnością siebie
- Dobrze słyszeć. Zatem czekam na efekty - w głosie kapitana dało się wyczuć zaufanie, iż Wolfgang rzeczywiście podoła zadaniu.


*** wyprawa do Mortensholm ***

- Tak jest kapitanie! - odpowiedział Baderhoff. - Góra będzie zadowolona. - dodał żołnierz ciszej. - Proszę mnie zawiadomić jeżeli w czymś jeszcze będę mógł pomóc.


*** Wszyscy ***

Dzień zakończył się bez kolejnych ekscesów. W końcu, po kilku dniach stróżowania i innych nocnych zajęciach, mogli wcześniej położyć się do łoży i odpocząć, nabrać sił na kolejny dzień. Mogło się zdawać, że spokojne dni Kreutzhofen zaczynają mijać, a zaczyna wkradać się chaos i niebezpieczeństwo. Niektórzy czuli to dość dobitnie, lęki, poddenerwowanie, dziwny strach i poczucie czegoś złego, utrudniało im zamknięcie powiek.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 23-11-2018 o 18:47.
AJT jest offline