Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2018, 21:15   #201
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Abelard z rana odwiedził rodzinę Sauer w sobie znajomej sprawie. Cóż, nie poszło po jego myśli, ale co zrobić? Ludzie na tym krańcu Imperium jak nic... eh, szkoda słów. Oznaczało to tylko, że Kaplica stanie na nogi w dużo dalszej przyszłości.

Wychodząc dostrzegł zbieraninę ludzi, a takie zbieraniny o niczym dobrym nie świadczyły i się nie przeliczył kiedy do nich podszedł i ucha nastawił. Sig nie żył. Popełnił samobójstwo... jedną z najstraszniejszych zbrodni w oczach Morra, gdyż jest to rezygnacja z życia. Pan Śmierci jednak, nie jest skory ochoczo przyjmować w swoje Ogrody samobójców.

Nie byłby dobrym sługom bożym, gdyby nie propozycja rodzinie zmarłego, by odprawić nabożeństwo za nieszczęśliwą duszę i wyprawić ją do Ogrodów, i zapewnić wieczną radość w gronie zmarłych z rodziny i przyjaciół. O dobrotliwym spokoju ducha mieszkańców Kreutzhofen nie wspominając. Wszak, dusza w Ogrodach nie wraca na ziemię i nie nawiedza żyjących, prawda?

Oczywiście, taka msza za duszę była doskonałym sposobem na naświetlenie problemów kaplicy i być może i datek by się znalazł podczas obrządku? Kto wie, kto wie... koniec końców, gdyby dbali o mienie Pana Śmierci czy dusza by z niego uleciała? Wszak Kapłani zaopiekowali by się nim nim by doszło do tragedii... Jaka szkoda, że odwrócili się od Bogów.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 23-11-2018, 11:36   #202
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Samobójstwo cyrkowca***

Borys widział zbiegowisko i podszedł akurat by usłyszeć z tłumu informacje o trupie i zobaczyć zbliżającego się doktora. Przepchnął się i nim ktoś zdążył go zatrzymać był już przy medyku.
- Tragedia się stała panie jestem Borys Bogdanov. Też jestem medykiem i balsamistą z fachu. Asystować panu mogę, pomogę chętnie jestem w mieście nowy. Chciałbym się pokazać z dobrej strony i pomóc w chwili potrzeby. Na zmarłych znam się jak mało kto.
- Nie ma co asystować. Z trupem poradzę sobie sam –
odrzucił propozycję pomocy lekarz. Borys zauważył jednak, że przymierzają się właśnie do odcięcia wisielca i w obecnym składzie mogą mieć z tym problem. Zaoferował tam swoją pomoc, która została przyjęta. Podbiegł do trupa i podniósł go za nogi do góry, a strażnik Gross zajął się liną.
Borys pomógł zdjąć trupa i odnieść go do medyka. Starał się też przyjrzeć, czy w domu były widoczne ślady walki, tych jednak nie było.

- Ciało zabierzcie do doktora, tam zostanie, aż do czasu przybycie Hipplera – polecił kapitan po tym jak Entesang je obejrzał.

***

- Co tam się dzieje? - zdziwił się Rudolf widząc zbiegowisko przy chacie sąsiada?
- Z belki zwisa. Powiesił się – odparł jeden z gapiów.
- Siggy nie żyje – dodał kolejny
- Co wy gadacie? – zdziwił się Rudolf i od razu zaczął wypatrywać siostry w tłumie. To się dziewczyna zmartwi. - Puśćcie mnie, to zajrzę do środka – poprosił.
Rudolf wypatrzył siostrę, po czym przebił się przez ciekawski tłumek. Potwierdziły się słowa gapiów, Siggy wisiał, a właściwie to właśnie odcinano wisielca od powały, a w akcji tej asystował Borys. Obaj panowie zauważyli, jak kapitan zabiera ze stołu list i małą oprawioną w skórę książeczkę. Bednarz oddalił się, nie chciał rzucać się w oczy strażnikom

***

Rudolf usłyszał swoją siostrę, opowiadało ona gawiedzi, że Siggy faktycznie przez ostatnie dni był mocno zasmucony. Nie był to ten szczęśliwy i wesoły chłopak co zawsze, a trawiła go ostatnio depresja. Tłum przytakiwał i nie wątpił, że chłopak powiesił się pod wpływem myśli samobójczych.

Większe zainteresowanie budziła jednak plotkarka Gretchen, która to znalazła wisielca. Z satysfakcją rozejrzała się po skupionych wokół niej ludziach, na których twarzach malowało się napięcie i zdenerwowanie.
- Wiecie, szłam sobie jak zwykle w swoich sprawach i nagle kątem oka zauważyłam, że przez okno się coś buja. Wiecie, że nie jestem jedną z tych, co pakuje nos w nieswoje sprawy…
- Oczywiście, że nie moja droga .Ty nigdy
- przytaknęła kolejna plotkara, Gudrun.
- W każdym razie podeszłam bliżej i zobaczyłam… - zawiesiła głos Gretchen. - I wyobraźcie sobie! Wisiał tam! Bujał się! W przód… w tył… w przód… w tył… I ta jego twarz… Taka purpurowa, jak kapelusz Gretel. O! I jeszcze wiecie… w gacie narobione. A jego oczy na wierzchu całkiem. Odwróciłam się od razu. Wiecie, trupowi w oczy się nie zagląda... Bo jego duch się do ciebie przyczepi… No, ale weszłam do środka, bo widziałam list jakiś, chciałam go przecież bliżej okna dać, do światła, żeby go później znaleźli bez problemu. Bo wiecie, to ważne, jak ktoś list zostawia i muszą to ważne osoby przeczytać. A pod nim był i notes. Nie jestem taka, co zagląda w nieswoje rzeczy...
- Tak, nie jesteś moja droga –
potwierdziła Gudrun.
-... ale on leżał otwarty, jak i list, i mój wzrok padł na jego stronice pierwsze. A było tam wszystko o wydarzeniach z przeszłości strasznych. Jak dziadek Katz udał się do starego pałacu wraz z resztą wieśniaków. Jak go spalili, jak wymordowali rodzinę… Wszystko… Straszne! Nie łatwo mnie przestraszyć, ale to było straszne! – szmer wokół niej się wzmógł.
- W dzienniku jeszcze pisało, że po tych wydarzeniach pojawił się wampir, a w lasach zwierzoludzi pełno i rzeki płynęły o kolorze krwi. Na oczach wszystkich! To wszystko! Dzisiejsza młodzież też nie szanuje prawa, władców, starszych w ogóle, rozpanoszyła się strasznie. Ja wam mówię, Siggy się przeląkł i miał rację. Wszystkich nas to czeka… - spojrzała w około, a zaniepokojeni ludzie jej potwierdzali.
Rudolf uznał, że widział i słyszał na chwilę obecną dość. Pożegnał się z siostrą i zaprosił ją na uczczenie pamięci zmarłego wieczorem, przy czymś mocniejszym, po czym wrócił do warsztatu. Beczki same się nie zrobią.

***

Gdy ciało cyrkowca spoczęło u medyka, Borys stwierdził, że je obejrzy pod kątem innych śladów niż te po samobójstwie.
Doktor jednak wciąż nie widział potrzeby, by ktoś oglądał zwłoki po nim, a szczególnie decydował, że będzie robił to w jego gabinecie. Niemniej jednak powiedział Borysowi, że jak chce, to może sobie zwłoki zabrać na cmentarz, do kaplicy, ale że od tej chwili to on będzie za nie odpowiedzialny.
Borys postanowił zawiadomić grabarza. Pomóc mu przenieść ciało i wtedy skorzystać z możliwości jego obejrzenia. Nie chciał brać odpowiedzialności na siebie ale widział wyjście z sytuacji. Pobiegł więc w kierunku Weilerbergu...

Grabarza spotkał w połowie drogi, był on już powiadomiony wcześniej. Hippler go uspokoił, pouczył, spytał go, czy się czegoś nażarł, że taki niespokojny i że trup poczeka. Nie miał zamiar przyspieszać kroku, więc spokojnym dotarli na miejsce. Odebrali ciało od doktora i zanieśli na cmentarz. Hippler, gdzie tylko mógł, wykorzystywał kislevczyka. Rzekł mu, że najpierw pomoże mu wykopać dół, a później zajmie się przyjemnościami. Ironicznie dziwił się, że Borys tak bardzo chce rozbierać mężczyznę, ale nie będzie go osądzał. Wykopie dziurę, a potem zrobi sobie Bogdanov, co tylko chce. Z złośliwym uśmieszkiem dodał, że się odwróci, a nawet pójdzie w inne miejsce.

Gdy już w końcu Borysowi udało się uzyskać możliwość zbadania ciała, zrobił to. Żadnych jednak śladów, które miały by pomóc mu zdefiniować inną przyczynę śmierci, nie odnalazł.
Borys pomógł Hipplerowi wykopać dół i obejrzał ciało. Zgryźliwe uwagi skomentował prosto.
-Chciałem się jedynie upewnić, że to samobójstwo. Miłego dnia panie Hippler.
- I co żeś detektywnie odnalazł? –
usłyszał na to.
- Problem w tym, że nic. Sam się zabił. To równie przerażające co dziwne.


*** Abelard ***

Abelard nie miał komu z rodziny zaproponować ów mszę. Zainteresowanie przy domostwie było wielkie, ale było to zbiegowisko gapiów, a nie rozpaczających osób. Może i też dlatego młody Siggy popełnił samobójstwo, smutniał, a rzeczy wpływające na to tłumił w sobie. Może przyjaciele, a przynajmniej osoby które za takowych uważał, nie dawały mu takiego wsparcia, jakiego potrzebował.

A gdy dotarł na cmentarz, okazało się, że już ciało zakopane. Hippler potwierdził, że sam odprawił pożegnalny rytuał, że to zawsze on się tym zajmował. To też pokazywało Abelardowi, jakie podejście do wiary w tej miejscowości jest i jest ono na dalszym miejscu. Na pierwszym zdają się być pieniądze i handel. Dobrobyt i od jakiegoś czasu pozorny spokój pozwolił mieszkańcom mniej trosk przelewać na bogów, a przez co tylko ich od siebie oddalić...


*** Borys ***

W tym intensywnym dniu udało mu się znaleźć kilku chętnych na wyprawę. Sam odbył ponowną rozmowę z przedstawicielem od karawany doprecyzowując parę kwestii. Odwiedził również plotkarki, które koniec końców wyrobiły sobie o nim dość solidne zdanie i rozpuściły po mieście plotki. Borys był w stanie zauważyć, jak Kreutzhofen jest ich chłonne, gdyż później, już tego samego dnia, nie raz usłyszał o kislevicie – oszuście. A jako, że innego krajana swego tu nie poznał, mógł przypuszczać, że to właśnie o nim… Odwiedził też karczmy, Dom Artystów, Krasnoludów podróżników i Tileańczyków. Był też u starej wiedźmy. Gdy więc wrócił do karczmy no noc padł na łoże i zasnął od razu.


*** Cathelyn ***

Dowiedziała się, że najstarszym mieszkańcem miasta jest stary Lodovik. Niektórym bywalcom karczmy coś nazwisko Volkbert mówiło. Był taki podróżnik, który osiadł się w ich mieście. Chodził w ciemnym płaszczu i początkowo był odosobniony i tajemniczy, z czasem jednak zmianiał swe nastawienia do mieszkańców. Od dłuższego czasu już jednak nie żył, pochowano go na miejscowym cmentarzu.

W karczmie spotkała też Hansa i umówiła się z nim na spotkanie. Zaproponował on, by odbyło się ono w jego domu.


*** Fay ***

Fay wybrała się do Domu Artysty odwiedzić tileańską gospodynię. Ukłoniła się najuprzejmiej jak umiała i przedstawiła jak ją były już teść uczył. Ze szczerością w głosie przyznała, że sprowadziła się tu ledwie co, ale jak tylko usłyszała, że jest tu ktoś z kraju gdzie robią najlepsze jedzenie na świecie, to musiała chociaż prosić o zaszczyt zapoznania.

- Tileański posiłek, jest jak modlitwa, szanowna Pani. Kilka razy jedynie miałam możliwość spróbować tamtejszych specjałów, ale pozostają w mojej pamięci po dzień dzisiejszy. Człowiek je i czuje jak jego zmysły sięgają niebios - wzdychała podekscytowana, żywo gestykulując przy tym.
- Miło słyszeć panienko… - uśmiechnąwszy się zawiesiła na moment swój głos, czekając na imię rozmówczyni.
- Fay - speszyła się momentalnie - Fay Ayinger. Jakie to szczęście, że mogę Panią widzieć.
- Maria -
uśmiechnęła się kobieta wymawiając swe imie z tileańskim akcentem. - Gdzie dane mych rodzinnych potraw było ci skosztować? Udało ci się kiedyś tam być? - zapytała dziewczyny.
Fay westchnęła.
- Nie. Nigdy nie byłam poza Imperium. Wyobrażam sobie czasem, że Tilea to takie niekończące się miasto doskonałych restauracji. Tyle bym się chciała nauczyć. Wiem trochę o gotowaniu, ale - uniosła dłonie - to jak niekończące się morze, pełne smaków i zapachów. A tileańska kuchnia pachnie doskonałością.
- Tak, restauracji, jak i zapachów unoszących się z samych domów. Uwielbiamy degustować, ucztować. Jeśli cię interesują takie potrawy, to zawsze możemy coś razem podziałać -
uśmiechnęła się tileanka - przyrządzić coś wspaniałego. A i na kolację chętnie cię zaproszę. Nadto moja miła Fay, jest nas tu, w Kreutzhofen, parę osób z Tilei - opowiadała Maria. - Carmen Schmidt jest na przykład Tileanką. No i jeszcze ten przystojniaczek, co tu ostatnio się kręci, Vincenze. Niezłe z niego ciacho - mrugnęła do niej okiem.
Dziewczyna spąsowiała i uśmiechnęła się nieśmiało.
- To byłby wielki zaszczyt. Pomagać w przygotowaniu obiadu - liczyła, że uda się jej zapoznać z kobietą, a tutaj tak łatwo zdobyła zaproszenie do kuchni. Piwo wprawdzie słabo kojarzyło się z Tileą, ale może dałaby radę połączyć swoje dwie pasje.
- Chętnie też poznam innych ludzi. To byłaby dla mnie wielka przyjemność. Czy jeśli będzie Pani coś gotować, któregoś przedpołudnia mogłabym przyjść pomóc?
- Tak panienko -
uśmiechnęła się - zapraszam.

***

Następnie wróciła do browaru potwierdzić, że chętnie podejmie pracę i udowodni swoje umiejętności. Poprosiła o oprowadzenie po browarze i zapytała, czy nie mogła by choć na chwilę rzucić okiem na sery.

- Sery, wino i piwo to największe dokonania ludzi - powiedziała z egzaltacją - dzięki nim, każdy staje się lepszy - westchnęła.
- Piwo musi pasować do pogody i nastroju. Cięższe na zimę i trudne czasy. Lekkie, gdy jest ciepło i radośnie.
- A zgadzam się, zgadzam -
z uśmiechem przytaknął Saufer. - Nie ma problemu, chodźmy - gospodarz zabrał ją na "wycieczkę" do piwnicy.
Fay wdychała zapach serów i oglądając wino, zastanawiała się kiedy ona będzie miała taką piwniczkę tylko dla siebie. Marzyła o tym.
- Chciałabym się tu przydać najlepiej jak umiem. To dla mnie bardzo ważne, aby inni mogli na mnie polegać - uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do ekscytacji zapachami i zawartością piwnicy.
- Podoba mi się to podejście. Wierzę, że się dogadamy, a nasza współpraca będzie owocna wspaniałe gatunki złotego trunku - oparł jej browarmistrz.
Kiwnęła głową.
- Ja też tak myślę. Chciałabym poznać swoje obowiązki - powiedziała.
- Pomożesz oczywiście w wyrobie. Ale liczę też, żeś nietutejsza z zapewne innymi smakami, co pomoże rozwinąć nasze piwo. Wiesz Bugman nas naciska i musimy coś usprawnić, poprawić, szukać nowych możliwości rozwoju – tłumaczył piwowar. – No i w handlu też mi pomożesz. Nie da się ukryć, twa aparycja lepsza, niż moja – uśmiechnął się. – Tak samo, jakii lepsza niż… - ściszył głos i zbliżył twarz do ucha Fay niemal szepcząc – mojej baby - następnie odsunął twarz “zdobiąc” ją szerokim uśmiechem.
Dziewczyna zrobiła maślane oczy, a po jej ustach błądził uśmiech. Obiecywał więcej niż słowa.
- To piękna i prawa kobieta - powiedziała Fay licząc, że chociaż jedno z tego jest prawdą. Zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu.
- Babcia moja mówiła, że z jednych kobiet ma się pożytek, a innym się płaci. Sami zdecydujecie, czego wam potrzeba. Wy tu rządzicie, a mnie jest was słuchać - uśmiechnęła się usłużnie. Berta była jednak czterdziestoletnią siwiejącą babą o pulchnej twarzy. Za młodu pewnie by znalazła niejednego miłośnika jej kształtów, ale jej czas już można powiedzieć dawno przeminął. Była gderliwa i cierpka w obejściu, toteż Andreasowi widząc i słysząc młodą kobietę od razu fantazja się aż nadto pobudziła, aż do tego stanu ze zesztywniał...
- Miotły mi jeszcze pokażcie. Nienawidzę kurzu. Robota musi się odbywać w czystości więc zawsze po sobie zamiatam - ryknęła nieomal i dopiero teraz mężczyzna się ocknął.


*** Rudolf ***

Rudolf, gdy zbiegowisko się rozeszło, udał się na rozmowę z siostrą do Domu Artystów. Wspominali Siggy'ego jako komendianta, gawędziarza, muzyka i krasomówcę - ogólnie bardzo wesołego człowieka. Rzeczywiście jednak ostatnimi tygodniami wiele razy tu nie zawitał, praktycznie w ogóle. Odciął się od nich, odciął się również od przyjemności skupiając się na pracy, jako robotnik.

W domu siostra przedstawiała mu Jeana-Marie Artauda, który niedawno trafił do Kreutzhofen i zaczął tu pisać powieść swego życie. Mimi Abelard - rzeźbiarkę z Giseroux - która właśnie zajmowała się obróbką bloku z tileańskiego marmuru. Była też Maria, gospodyni i kucharka. Znany mu już elf nie przyszedł się przywitać i starał się zajmować inne pomieszczenia, niż te w których Rudolf przebywał.


***

Następnie, jak co wieczór, udał się do swojej ulubionej karczmy. Tam wypił dobre parę piw z krasnoludami, w końcu mógł się zrelaksować, gdyż na noc nie było już żadnych planów. Delikatnie próbował wyczuć, czy jest szansa na zbicie z nimi interesów. Teraz, czy w przyszłości. Nie chcieli jednak nic kupować, sprzedawać, wymieniać. Nie potrzebowali żadnego pośrednika w handlu, iż handlowcami to oni nie byli, tylko ponoć zwykłymi podróżnikami.


*** Robin ***

Południe spędziła na solidnym treningu z łowczym Dieterem. Ku zaskoczeniu swoim, po pewnym czasie, stwierdziła że chyba to jednak ona przewyższała go umiejętnościami, nie odwrotnie. Jedynie co, to może był bardziej spokojny i wyważony, ale jeśli chodzi o celność… można powiedzieć, że się niestety zawiodła. Z drugiej strony podbudowało ją to przed turniejem, gdyż potwierdziła iż jej umiejętności są realnie wysokie.

Następnie udała się z Rudolfem na ocenę strzał. Wyeliminowała dwie z dwunastu, którymi ona nigdy by nie strzelała.

A przy domu wisielca, jak przypuszczała, przy tym całym zbiegowisku nie znalazła żadnego podejrzanego śladu.


*** Wolfgang ***


*** polownie na “leśną syrenę” ***

- Właściwie to poza kompanami i Frotzem niczego specjalnego mi nie potrzeba. - odpowiedział kapitanowi Wolfgang. - Wystarczy kusza aby móc oddać pierwszy strzał, a później zajmę się nią z bliska. - dodał żołnierz z dużą pewnością siebie
- Dobrze słyszeć. Zatem czekam na efekty - w głosie kapitana dało się wyczuć zaufanie, iż Wolfgang rzeczywiście podoła zadaniu.


*** wyprawa do Mortensholm ***

- Tak jest kapitanie! - odpowiedział Baderhoff. - Góra będzie zadowolona. - dodał żołnierz ciszej. - Proszę mnie zawiadomić jeżeli w czymś jeszcze będę mógł pomóc.


*** Wszyscy ***

Dzień zakończył się bez kolejnych ekscesów. W końcu, po kilku dniach stróżowania i innych nocnych zajęciach, mogli wcześniej położyć się do łoży i odpocząć, nabrać sił na kolejny dzień. Mogło się zdawać, że spokojne dni Kreutzhofen zaczynają mijać, a zaczyna wkradać się chaos i niebezpieczeństwo. Niektórzy czuli to dość dobitnie, lęki, poddenerwowanie, dziwny strach i poczucie czegoś złego, utrudniało im zamknięcie powiek.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 23-11-2018 o 18:47.
AJT jest offline  
Stary 23-11-2018, 18:31   #203
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Sen

Po ciężkim dniu Rudolf zapadł w niespokojny sen. Całą noc śniły mu się koszmary. Czy to z powodu obaw związanych z zatrudnieniem pomocnika? Czy to przez samobójstwo? A może przez podejrzane zachowanie elfa w domu artystów? A może specyficzne krasnoludy? Nie pamiętał wszystkiego, ale po gwałtownym przebudzeniu rano, jeden pozostał mu w pamięci.
Cytat:
Wolfgang, Kasztaniak i Rudolf razem z rannym ruszyli w stronę domu doktora. Wolfgang odłączył się od nich aby zajść do domu i porozmawiać z matką. Potrzebowali trochę pomocy, aby doktor nie wyrzucił ich z hukiem, za zawracanie mu głowy skoro świt. Rudolf
odczekał, aż Wolfgang zniknie i po cichu zwrócił się do krasnoluda.
- Nie chciałem zaczynać tej rozmowy przy Wolfgangu, on jest trochę zbyt… praworządny. Miałem plan, który niestety popsuł mi akolita wywołując walkę. Posłuchaj i powiedz, co Ty o tym myślisz. Widziałem, że nie jesteś taki sztywno trzymający się zasad moralnych, a z drugiej strony nie jesteś takim dupkiem jak Drago. Bardzo podobało mi się, gdy warknąłeś do niego za znęcanie się nad Robin. Dziewczyna biedna, walczyła by mi pomóc, a teraz cierpi dlatego, że ten głupiec Abelard wtykał nos w nie swoje sprawy. Ale do rzeczy. Moim zdaniem, aby złapać złodzieja, najlepiej jest zatrudnić do tego innego złodzieja. W łapy nam się pchają Ci złodzieje elfich cacek. Po co nam z nimi zwada? Dla dwóch mieczy i trupa? Gdybym mógł wtedy z nimi pogadać, może by coś powiedzieli. Może coś widzieli. Teraz
sprawa wygląda trochę inaczej, ale wciąż jest do uratowania. Jesteśmy tu tylko my. Ja cały czas chciałem przerwać walkę. Teraz rannego damy do doktora, niech widzi, że się o niego staramy. Pogadam z nim, postaram się przekonać, że razem będzie nam lepiej. On da nam kontakty ze światem przestępczym, pomoże nam szukać złodziei bydła. My mu pomożemy przeżyć. A nawet, może, jeżeli będzie taka potrzeba, uciec z więzienia? Ja robię też różne beczki i skrzynki, ze specjalnym zastosowaniem. Czasem ludzie potrzebują coś schować tak, żeby niepowołane osoby tego nie mogły znaleźć. Łapiesz o co chodzi? Takiemu jak on
- kiwnął w stronę rannego - moje wyroby też się mogą przydać. No generalnie, chciałbym
spróbować go przekonać. Gdy sprzedaję beczki, też muszę przekonywać różnych ludzi do moich wyrobów. Więc trochę się na tym znam. Co Ty na taki plan?
- Eee -
wybełkotał nieskładnie, przetwarzając informacje - no wisz, mnie tam wszystko jedno, czy coś z prawem czy i bez. Nie widzem jeno, gdzie ja żem jest w tym planie.
- Mogę potrzebować pomocy przy wyciąganiu go z więzienia. A od lekarza chcę do dorfrichtera pójść sam pogadać. To ktoś go musi w tym czasie pilnować, żeby nie zwiał. I najlepiej tak, żeby nikt nie wiedział gdzie. No, a na koniec… gdyby ranny się „ulotnił” -

mrugnął - to potrzebuję kogoś, kto potwierdzi moją wersję przed pytaniami reszty grupy. Abelard to by go chciał torturami przesłuchać. Ale tortury nam nic nie dadzą, jeżeli on nic nie wie. A jeżeli go będziemy torturować i osadzimy w więzieniu, to nam w przyszłości nic a nic nie pomoże. Tak to sobie wymyśliłem. Wiesz, ja nie udaję, że znam się na wszystkim, jak ten akolita. Jak trzeba walczyć, oddaję pola innym. Jak trzeba pomocy matki Wolfganga, to przyjmuję to do wiadomości. Ale jeżeli trzeba po dobroci coś z innymi załatwić, pogadać… postawcie wtedy na mnie.
- No dobre -
odrzekł - mje taka komitywa pasi. Akolita w gorący wodzie kompany, ino kłopoty sprowadzić może. Ja gębę na kłódkę trzymać umim. No i… za niedługo ja też mogem potrzebować pomocy. Ba, kurważ, nawet tera potrzebujem. Nie da no rady, by mje do
terminu przyjąć? Robotny zem, siłę mam. Ino piniondza brak.
 
Gladin jest teraz online  
Stary 26-11-2018, 17:01   #204
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Drago, wychłostany do żywego mięsa i zakuty w dyby…Vermin nie zapomni tego widoku do końca życia. Szczurołap miał ochotę podejść, ale wtedy przyjaciel spojrzał na niego i w jego oczach chłopak nie zobaczył nic prócz dzikiego obłędu. Wyglądało na to, że syn stajennego zniknął w jakiejś otchłani rozumu, chowając się przed bólem i upokorzeniem i została tylko cielesna powłoka wystawiona na pośmiewisko i przestrogę dla wieśniaków.
Otarł rękawem łzę i wycofał się a potem zdenerwowany ruszył do gospody. Tego dnia zamierzał się porządnie upić. Upić i zapomnieć, chociaż do rana. Przestało go cieszyć nawet to, że dzięki Borysowi odzyskał mowę. Siedząc w gospodzie i gapiąc się w kufel usłyszał rozmowę, która początkowo go nie zainteresowała. Mężczyźni gadali o jakichś syrenach. Kolejne plotki, kolejne bajki dla gawiedzi. A jednak gdy usłyszał, że syrena była widziana nad brzegiem rzeki wyprostował się a procenty od razu wyparowały z głowy. Czy to możliwe by Adalaida, lub coś co zobaczył wczoraj na pastwisku było syreną? Czy syreny potrafiły zmieniać wygląd? Nie wiedział, ale uznał, że nie można tego lekceważyć. Gdyby komuś przez jego obojętność i milczenie stała się krzywda, to by sobie nie darował.
Wciąż mógł wydusić z siebie pojedyncze wyrazy albo szczątki zdań a bez Drago nie był w stanie dokładnie zdać swojej relacji z nocnego stróżowania. Udał się więc do jego kanciapy, przypominając sobie, że przyjaciel niedawno zaopatrzył się w inkaust i pergamin by szantażować niewiernego piekarza. Przeszukał dokładnie jego rzeczy i znalazł to czego szukał. Po chwili zasiadł za stołem i napisał dwa listy – jeden do akolity Abelarda, który jako jeden z nielicznych pewnie miał do czynienia z podobnymi potworami, drugi do dowódcy garnizonu, w którym stacjonował Wolfgang. Opisał dokładnie swoje spotkanie z tajemniczą istotą, która przybrała postać Adelaidy, siostrzenicy hrabiego a następnie próbowała zwabić Vermina naśladując jej głos. Przypomniał sobie, że Drago również widział tamtej nocy dziwną istotę, kręcącą się po lesie i wspomniał o tym na końcu. Jeden list zaniósł na cmentarz. Kopertę podpisaną swoim imieniem zostawił przy cmentarnej kaplicy, gdzie jak pamiętał swoją posługę pełnił akolita, drugą, identyczną z adnotacją „DO DOWÓDCY GARNIZONU-PILNE!!!” zaniósł do garnizonu i przekazał strażnikowi pilnującemu bramy.
 
waydack jest offline  
Stary 26-11-2018, 20:13   #205
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Do przeczytania końcówki zachęcam wszystkich BG...

Wolfgang czuł, że po trudach ostatnich dni należało mu się wolne. Odczuwał zmęczenie i wiedział, że dobrze zrobiłby mu wypoczynek. Baderhoff pamiętał jednak jak jego umysł zareagował na opowieść żołnierza o leśnej bestii, która jednym susem była w stanie pokonać kilka metrów. Wojownik pamiętał, że jedyną czynnością, w trakcie której się wyłączał i przestawał myśleć był trening. Po dobrym posiłku i chwili zastanowienia żołnierz musiał dać upust swoim emocjom i pomachać nowo nabytą włócznią. Po regeneracyjnej kąpieli i chwili namysłu wojownik ruszył na miasto. Musiał zebrać kompanię dlatego przyszło mu długo i z uporem szukać strażników, którzy mogli wydać mu się pomocni w zbliżającym się polowaniu.

Każdy zdawał się robić coś innego. Jeden siedział w karczmie zapijając smutki, inny był w drodze do swego warsztatu, a kolejny w zamyśleniu snuł plany na przyszłość. Wolfgang nie znał tych ludzi długo, ale powiadają, że jak się z kimś walczyło ramię w ramię to już się było druhem i osobą wartą zaufania. Baderhoff chciał każdemu przedstawić sytuację najlepiej jak potrafił. Spokojnie, powoli, dając czas do namysłu.

- Po naszej ostatniej misji wezwał mnie kapitan Trotell. Był z nim jeden młody żołnierz, który stróżował w nocy, w leśnym obozowisku. Wraz z kompanem w trakcie warty usłyszeli kroki dlatego postanowili to sprawdzić. Weszli kawałek w las i ujrzeli nagą kobietę. Mówił, że miała długie, czarne, gęste włosy i kucała obok głazu, na którym były symbole wywołujące u niego ból głowy. Kiedy kobieta dostrzegła żołnierzy uśmiechnęła się. Ponoć była piękna. Co mnie jednak zdziwiło miała wielkie, czarne oczy, bez białek. Obaj strażnicy byli pod wpływem jej uroku. Jeden z nich zauważył zachęcający znak, ruszył ku niej i nagle... Wyskoczyła z miejsca, wysunęła swe długie pazury i rozcięła wojownikowi gardło. Ponoć skoczyła na dobre cztery metry. Żołnierz, który mi to opowiadał w tamtym momencie stracił przytomność. Kiedy się ocknął zauważył ciało kompana. Od pasa w górę nie było na nim mięsa. Za kamieniem ponoć walały się kości, kilka noży, łuk myśliwski i ani grama mięsa. Musiała wszystko zjeść. Sam nie dam rady z tym stworem, czymkolwiek jest. Kapitan jest w stanie nam przydzielić mojego przyjaciela z oddziału, Frotza. To bardzo dobry rusznikarz. Kapitan usłyszał o naszej grupie i od razu pomyślał, że możemy sobie z tym poradzić. Obawiam się, że jeżeli ten potwór nie był póki co problemem to może nim być lada dzień. Co o tym myślisz? Jesteś z nami? Ja i Frotz ruszamy na pewno. Fajnie by było mieć kogoś zaufanego ze sobą…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-11-2018, 22:56   #206
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Robin cała w skowronkach ćwiczyła do południa z Dieterem. Łowca ku jej zdumieniu okazał się być gorszym strzelcem niż pamiętała - albo to on się postarzał, albo ona tak rozwinęła w ciągu roku. Ale nadal mogła się sporo od niego nauczyć - choćby chłodnej głowy. Pamiętała, że to jej największy problem.

Potem spędziła chwilę z Rudolfem. Jego mała manufaktura miała szanse na powodzenie. Strzały może nie były najlepszej jakości, ale większość z nich nadawała się do użycia. A że obecnie miała nawet więcej niż pozwolenie na polowanie w okolicy mogła obiecać mu stałe dostawy piór na lotki.

I tylko samobójstwo cyrkowca zwarzyło jej dobry humor. Nie wiedziała co o tym sądzić, a jej "leśne" umiejętności nie pozwalały jej na żadną pomoc. Ani zaspokojenie własnej ciekawości.

Przynajmniej wieczorem coś się zadziało. Wyglądało to na zebranie całej "paczki", biorącej udział we wspólnym polowaniu na zbójów. I z podobnym celem. A nawet ciekawszym, jak się okazało.

***

- To mogły nie być wilki - mruknęła do siebie Robin, wstała i wykonała coś, co w jej mniemaniu przypominało salut.
- Robin Haube zgłasza się na ochotnika - przerwała na chwilę - Beze mnie zgubilibyście się w lesie w nocy, więc i tak musiałabym Was szukać - dodała z uśmiechem łagodzącym jej głupie słowa.
Nie powiedziała o żadnym z trzech powodów, dla których się zgłosiła, ale ani żaden z nich nie był sprawą innych. Może poza tym, że pamiętała, kto załatwił jej strzały po kosztach i zamierzała spłacić ten "dług", ale tego żołnierz powinien domyślić się sam. O tym, że jej młodszy, przyrodni brat nadal budził się czasem w nocy z krzykiem odkąd jakiś czas temu coś zeżarło owce powierzone pod jego opiekę, a pytany upierał się, że to był "pewnie wilk" i trząsł się mówić nie zamierzała. A tego, że choć jest samotniczką spodobało jej się uczucie, kiedy inni zostali u jej boku w trudnych sytuacjach to nawet przed sobą się nie przyznawała, a co dopiero przed innymi. Ale Wolfgang, Abelard, Rudolf i Kasztaniak mogli na nią liczyć.
A poza tym ku swojemu zaskoczeniu miała teraz "reputację" w okolicy. Podobało jej się to. I zamierzała ją utrzymać. Albo powiększyć... Tak, od zera do bohatera to dobry pomysł.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 27-11-2018, 01:27   #207
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Pierwszy dzień okazał się nad wyraz owocny. Nowe znajomości mogły okazać się przydatne, a dodatkowo zawierały w sobie obietnicę nauczenia się czegoś nowego lub zarobienia pieniędzy. Po południu Fay wróciła do gospody pomagać zgodnie z umową i gdy kładła się późno w nocy była zadowolona z dnia wypełnionego pracą.

Kolejnego poranka ruszyła na targ sprawdzić ceny różnych produktów i z zadowoleniem odnotowała w prowizorycznym notatniku pierwsze wzrosty i spadki cen. To miasto dawało jej dużą niezależność i może za jakiś czas uda jej się spróbować prawdziwego handlu. Potem odwiedziła Marię, przynosząc jej trochę warzyw, gotowa pomóc przy przygotowywaniu śniadania lub obiadu. Postanowiła też zbadać uważniej produkcję piwa oraz zawartość magazynów browaru. Jeśli Saufer chciał nowego piwa lepszej jakości, musiała wiedzieć co ma do dyspozycji. Po południu jak i wczoraj czekała na nią karczma, tym razem jednak zanim zaczęła pracę zdołała odbyć ciekawą rozmowę z niejakim Borysem.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 27-11-2018, 17:57   #208
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Abelard miał roboczy dzień. Dużo ludzi, dużo gadania i dużo ciągania za języki. Zrozumiał w końcu właściwą sytuację jaka miała miejsce w Kreutzhofen. Nie szanowali tu Bogów, a co za tym idzie ich przedstawicieli na tym świecie. Liczyły się tylko zyski, monety i wpływy. To była ciężka lekcja, ale szybko zrozumiał co trzeba zrobić...

Umocnić pozycję, rozkręcić biznes, wygryźć konkurencję, pozbyć się jawnych heretyków. Był bystry i choć może nie tak bystry i obrotny jak co niektórzy, ale miał plan. Prosty, ale jak najbardziej realny. Potrzebował tylko się zakotwiczyć i zarobić pierwsze pieniądze. Prawdziwe pieniądze, a miał potrzebę na nie.

Kaplica sama nie stanie na nogi, księgi same się nie zjawią, wiedza sama, jeśli nie wyrwana, nie przybędzie. Pozycja sama się nie umocni. Ale! Były i na to metody...

Podchodzenie Suferów było w dwóch turach. Pierwsza, komitywna, nie przyniosła rezultatów. Druga uderzyła jednak w to co stary browarnik miał a celowniku... poprawę piwa i wygryzienie Bugmana. Coś na co mógł przystać. Wyjaśnił mu plan, naszkicował zyski i koszty. Nawet dostanie wynagrodzenie. Dwukrotne tyle ile proponował w ofercie... cóż Andreas widocznie był zacięty i dobrze...

Jednak akolita nie był handlarzem... jeszcze. Był za to człowiekiem oczytanym i miał potężny atut w swoim repertuale wiedzy. Naukę, wręcz sztukę, która była o wiele trudniejsza niż zawiłości prawa czy teologi... i miał zamiar na tym zbić kapitał, a w przyszłości? Przyszłość była kwestią otwartą i zmienną. Choć wolał stabilizację to wiedział, że jeśli przetrwa rok to pozostałe lata będą pryszczem.

Po ubiciu targu udał się do „Il Tauro Rosso” gdzie spędził większość czasu na pogaduszkach. Plan był prosty. Nauczyć się jak najwięcej z języka Tileańczyków i wiedzy o ich ziemiach rodzimych, a przy czym najlepiej się uczyć jak nie przy alkoholu?

Kiedy wieczorem wychodził z tawerny już lekko się zataczał. Wtedy dopadł o Wolfgang... zgodził się i powiedział, że pomoże. W końcu taki stwór to niechybnie pomiot chaosu jest, a chaos należy wypleniać. Podobnie wiedział, że i zapisze się na tą wyprawę kupiecką. Tak, czy inaczej, zapytał Żołnierza czy nie miałby nic przeciwko wspólnym treningom walki?

Nie był kamieniarzem, ani innym budowlańcem, ale wyceniał naprawę dachu i murów kaplicy na jakieś dwieście karli... plus jakieś dwieście na biznes... coś na domostwo... jakiś grosz mniejszy i większy na jałmużnę... tak, miał ręce pełne roboty.

Kiedy wszystko było ustalone udał się na spoczynek z zamiarem wczesnego porannego wstawania. Miał materiały do nadgonienia, ludzi do poznania, plotek do zasłyszenia i kontaktów handlowych do zawiązania. Szczególnie upatrzył tu sobie Garnizon. Szedł o zakład, że część swoich zapasów "specjalnych" sprowadzają, a po co przepłacać, gdy ktoś miejscowy może je stworzyć? Wszak odpada cała gama prowizji i kosztów transportowych!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 27-11-2018 o 18:49.
Dhratlach jest offline  
Stary 27-11-2018, 20:26   #209
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Abelard ***

Poranek spędził na szukaniu dla siebie możliwości podreperowania budżetu. Po tych kilku dniach, które w Kreutzhofen spędził, wiedział że miasto było podporządkowane handlowi. Mimo, iż widział, że jest to jedna z rzeczy, która oddala ludzi od bogów, sam się temu niejako poddał. Wszak złoto nakręca wszystko. Miał jednak swoje wytłumaczenie, potrzebował funduszy na odnowienie świątyni, a ich zdobywanie mozolnie więc szło. Musiał więc coś zmienić...

Trafił do browarmistrza Saufera, który zdecydowanie zmieniał swą biznesową strategię. Zatrudnił już ostatniego dnia Fay, teraz najął też Abelarda. Najwidoczniej chciał przystąpić do kontrofensywy i ponownie wyprzeć Browar Bugmana z jego miasta. Po co ludzie mieli brać importowane, jeśli to miejscowe by zaspokajałoby ich potrzeby…

Uzgodnili zakres, uzgodnili wynagrodzenie i zabrali się do kombinowania… Co zrobić, by było lepiej…

W tawernie poznał kilka ciekawych person. Z widzenia Acierno, o którego wyprawie miał się dowiedzieć później, a możliwe, że nawet w niej uczestniczyć. Kilku kupców z Tilei. Właściciela Benito, a także jego żonę i młodszego brata. Ogólnie było wesoło, nawet nazwy potraw wydawały mu się zabawne. Szczególnie po paru głębszych łykach

Przed cmentarzem spotkał łowcę Dietera.
- Szukałem twej osoby - zaczął. - Hrabia życzy sobie, byś udał się na wyprawę przeciw bydłokradom. Wskazał, ciebie jako zaufanego sługę bożego, który będzie trzymał pieczę nad nią i który dopilnuje również hrabiego interesów. On później dopilnuje pańskich dając na świątynie datek. Chciałby mieć zaufaną osobę, która umie liczyć i pisać i będzie uważnym obserwatorem w trakcie tej wyprawy. Będzie to sprawa tylko między wami i mną, jako pośrednikiem, i nikt więcej o tej części rozmowy wiedzieć nie może. Mam nadzieję, że tłumaczyć więcej nie muszę, jak i również że odpowiedzi odmownej nie dostanę.

Gdy wrócił do siebie, zauważył pewien szczegół, na który wcześniej nie zwracał uwagi. Odsunął mebel i zauważył za nim zardzewiałą kratę zamkniętą na klucz. Klucza jednak nie miał. Za tą kratą znajdował się ciemny korytarz.

Niepokój i niewyjaśnione lęki, jakie zaczął czuł poprzedniego dnia wciąż się utrzymywały.


*** Borys ***

Z samego rana odwiedził przystań szukając towarów, którymi mógł zahandlować. Zdecydował jednak, że na ten moment nie będzie w to jednak inwestować.

Następnie udał się do Sary i jak się umówili, udali się na zbieranie ziół do lasu. Po drodze zahaczyli tylko jeszcze o Matkę Eberhauer u której Borys chciał zakupić zioła.

Następnie jeszcze wpadł na nich Dieter.
- O medyk... - jakby odetchnął. - Potrzebnyś waść na wyprawę przeciw bydłokradom, jako wsparcie, że tak powiem, lecznicze. Hrabia oferuje pięć złotych koron. Mam nadzieję, że przyjmiecie. Jutro wyjdziecie. Pojutrze wrócicie.

Borys spędził z Sarą kilka godzin w lesie. Zebrali pokaźną ilość ziół, z której to kislevita był bardzo zadowolony. Dzięki Sarze poznał też nowy typ ziela, które normalnie by ominął. Wytłumaczyła mu ona jego zastosowanie w lecznictwie. Było ono specyficzne, ale mogło się kiedyś przydać.

Borys miał zamiar zostać w lesie dłużej, chciał tylko odprowadzić pod jego skraj Sarę, gdy usłyszeli... coś... Usłyszeli jakby stado biegnące przez las. Tylko nie były to odgłosy zwykłego stada, słyszeli gardłowe głosy, jakby porozumiewały się między sobą. Borys przeczuwał najgorsze, wiele w swym życiu słyszał i widział, polecił więc Sarze biec. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Dziewczyna była przerażona, Borys nie mniej. Głosy jednak zostały w oddali, a wkrótce ucichły.

Niepokój i niewyjaśnione lęki, jakie zaczął czuł poprzedniego dnia wciąż się utrzymywały, ale to raczej było realne, o Sara reagowała w ten sam sposób.


*** Cathelyn ***

Udała się na spotkanie z Hansem, po którym udała się do Weilerbergu. Po pewnym czasie wróciła do miasta i udała się do matki Woflganga, gdzie też spotkała samego żołnierza, który przedyskutował z nią kwestię polowania. Po krótkiej wizycie w sklepie ponownie udała się do wsi.

Po drodze minęła łowcę Dietera. Szukał on ludzi do wyprawy organizowanej przez tileańczyka Acierno. Mieli pojmać ostatecznie bydłokradów. Przedstawił to jako okazję do okazania lojalności naszemu hrabiemu i pomszczenia zniewagi, jaką mu urządzono. Zapytał ją o udział, podkreślając, że chyba nie chce, aby się dowiedział, że pomocy odmówiła? Brzmiało to dość jednoznacznie, zważywszy na to, że już raz na stróżowaniu się nie stawiła.

Gdy dotarła na miejsce straciła przytomność. Nagle i niespodziewanie. Ocknęła się, nie wiedziała po jakim czasie, ale stał przy niej miejscowy wieśniak, którego przed omdleniem nie widziała. Musiała więc odpłynąć na dłuższą chwilę. Gdy się obudziła pamiętała, że we śnie objawił się jej mężczyzna w czarnej todze. Pamiętała, iż rzekł jej, że szuka dobrze, lecz ciała już w grobie nie ma. Ujrzała je, jakby było zabalsamowane i leżało w jakiejś ciemnej piwnicy. Sama czuła chłód i niepokój, zupełnie jak dnia wcześniej.


*** Fay ***

Ten dzień miał być dniem zaskakujących ją spotkań. Była krótko w mieście, ale musiała coś mieć w sobie, co przyciągało do niej obcych z różnymi propozycjami.

Mogła być zaskoczona, gdy wracając z przystani napomknął ją przystojny żołnierz – Woflgang.

W browarze natomiast Andreas przedstawił jej Abelarda, kolejnego pomocnika, z którym będzie współpracować przy produkcji nowych rodzaju piwa, a także usprawnianiu produkcji.

A na koniec, pomagając Marii przy posiłku, spotkała jeszcze tileańczyka Acierno. Maria zachwalając przedstawiła Fay. A kobiecie przedstawiła szlachcica. Ten szarmancko się uśmiechnął i zagaił dziewczynę. Widać było, że go swym wdziękiem i urodą zauroczyła go niemało.
- Dopiero się panienka sprowadziła tu? Pragnę więc panienkę osobiście powitać w tej pięknej miejscowości, która również i mnie zauroczyła. Spędziłbym z panienką więcej czasu z chęcią, ale nasz drogi hrabia zlecił właśnie mi wielką misję. Wie, że tylko ja mógłbym jej podałać, a ja wiem, że podołam - rzekł dumnie. [i]- Ale może panienka, by się z nami wybrała? Widzę, że umiejętności kucharskie macie duże i pewniakiem mogłaby panienka nas uroczyć czymś wspaniałym po drodzę. A i kilka karlików by wpadło za to. Nie chcę też, by panienka uważała się za służbę, bo to nie o to chodzi, pragnąłbym by panienka osobiście mi towarzyszyła i trudy tej wyprawy odpędziła swym czarującym uśmiechem [i]- uśmiechnął się sam. - A w trakcie wspólnej podróży możemy się lepiej poznać, będę mógł poopowiadać o mojej ojczyźnie. I nie przejmuj się tak, żem szlachetnie urodzony. Ja nie z tych, którzy z góry patrzą na wszystkich… - podkreślił. - Już zdążyłem usłyszeć, że u pana szanownego Saufera pracujecie, tym się nie przejmujcie, to załatwię z nim. Plusy takiej wyprawy niewątpliwe, przekażę. Tylko od panienki wpierw bym zgodę chciał uzyskać. Jednakowoż pragnę nie wierzyć, że odpowiedź dostanę odmowną.


*** Robin ***

Od rana zajęła się polowaniem, a z ustrzelonych ptaków wybierała najlepsze pióra, które mogłaby dostarczyć Rudolfowi.

Spotkała się też, jak ostatnio co dzień, z Dieterem. Nie miał on dziś jednak czasu na trening, chodził po ludziach z wiadomością od hrabiego. Robin przekazał, że szlachcic Acierno organizuje wyprawę i sam hrabia jest zdania, że Haube musi brać w niej udział.
- Mam nadzieję, że nie odmówicie hrabiemu. Liczy na was szczerze. Ja też. Sam bym poszedł zmazać tą plamę na honorze, jednak na dworze jego potrzebnym wciąż.


*** Rudolf ***

Wieczorna przemyślenia spowodowały, iż zmienił swoje plany na poranek. Uznał, iż z sąsiedzkiej troski powinien zająć się ochroną majątku Siggy’ego. Przygotował skrzynie, kłódki i następnie udał się do sąsiadów prosząc ich o pomoc. Saufer powiedział mu, żeby zgarnął do pomocy młokosa, sam nie miał na to czasu. Schmidt też uznał, że nic mu do rzeczy pozostawionych przez wisielca i nie miał zamiaru wchodzić do jego domu i przeszukiwać jego dobytku. Ogólnie jego pomysł nie znalazł zwolenników, a część popukała się po głowie i powiedziała, że to nie ich sprawa, by dom zmarłego plądrować. Jeszcze ich za złodziei osądzą. Takie informacje łatwo się niosą i łatwo można sobie wszystko dopowiedzieć. Takimi rzeczami powinni się zajmować urzędnicy miejscy, strażnicy, a nie oni.

Chodząc od jednego do drugiego zauważył jednak ruch koło domu Katza. Czyżby już się zajęli? Tak, zajęli się, było kilku strażników, był też skryba dorfrichtera. Można rzec cała “śmietanka” tych, których uwielbiał. Ale był też… Gierig i jego ludzie.

W tym momencie zagadał do niego tileański szlachcic - Acierno. O dziwo też był właśnie przy budynku Siggy’ego i widząc bednarza podszedł do niego.
- Coś tu śmierdzi, nie? - zagaił. - Ja wyczuwam takie sytuacje i nie podoba mi się takie postępowanie. Młody jeszcze ciepły, a tu mu coś z chałupą już działają. Podejrzane… Podejrzane…
Już Rudolf miał coś odpowiedzieć, gdy Acierno mu przerwał. - A tyś nie był wśród tej gromady porwanej przez bydłokradów? Tak to ty, pamiętam. Widziałem, jak dzielnie biegliście, by hrabiego ratować. Będziesz idealny… Tak… Chciałbym byś udał się ze mną na wyprawę by ich pojmać. Z tobą na pewno podołamy - klepnął Rudolfa po ramieniu.


*** Vermin ***

Przekazał listy. Straż szybko na niego zareagowała, przekazując informacje Wolfgangowi. Baderhoff miał zająć się polowaniem na stwora.

W trakcie dnia Vermin zauważył wzmożone zainteresowanie jego osobą. Ostatnimi czasy szczurów było jakby mniej, ale zdawało się że sytuacja zaczynała się odwracać. Miał coraz więcej zgłoszeń od różnych osób.

Odnalazł go też łowca Dieter. Przekazał, że szlachcic Acierno organizuje wyprawę w celu złapania winnych napuszczenia krów na hrabiego. Jego zdaniem Vermin powinien w niej uczestniczyć, by odciąć się od Drago, z którym niektórzy wciąż Vermina wiążą. Sam szczurołap wiedział, że może to też być okazja do oczyszczenia przyjaciela z zarzutów. A także mieć oko na tego całego Acierno - nie lubił go z pewnością i w żaden sposób mu nie ufał.

Przez dzień zaczął też odczuwać dziwny niepokój i niewyjaśnione lęki.


*** Wolfgang ***

Od rana zebrał się za zbieranie towarzyszy na polowanie. Z większością już się dogadał i planował już, kiedy to do akcji przystąpią, ale jak się okazało wkrótce jego plany mogły zostać zakłócone. Cały dzień wciąż towarzyszyły mu niepokój i niewyjaśnione lęki przez które dziwnie się czuł. Może to one opóźniały powierzoną mu akcję polowania na stwora...

W pewnym momencie trafił na niego kapitan Trottel. Spytał, jak sprawa z potworem leśnym, co już załatwił i kiedy przestanie stanowić zagrożenie. Powiedział, że dostał prośbę od hrabiego do oddelegowania człowieka na wyprawę w celu złapania winnych ostatniego niegodnego uczynku. Oczekiwał więc szybkiego zdania raportu na temat powierzonego mu dnia wcześniej zadania. Teraz żołnierz zrozumiał, że kapitan powierzając mu zadanie, chciał je jak to mawiają, na dzień wczorajszy mieć wykonane. W tym wypadku mogło to być nie tylko powiedzenie...


*** Wszyscy ***

W trakcie dnia każdego z osobna odnalazł ich Dieter, bądź Acierno. Sprawa była pilna przedstawiali. Zostali zawezwani na dwudniową wyprawę organizowaną przez pana Acierno. Ten łaskawy pan zobowiązał się pochwycić szubrawca, który nasłał na Drogiego hrabiego krowy. Ów Acierno od razu zareagował, zlokalizował go, po czym wrócił do wioski po wsparcie. Jego człowiek pilnował w nowej skrytce ludzi bękarta von Eisenstadta, skrytka ta była dzień drogi stąd. Mieli wyruszyć rano, zaatakować wieczorem i kolejnego dnia wrócić. Hrabia od razu pomyślał o wsparciu osób, które stróżowały dla niego. Nie omieszkał wspomnieć o kobiecie - łuczniczce i ludzi, którzy z nią wtedy stróżowali. Mieli się określić i o brzasku stawić się pod słupem z ogłoszeniami. Wszystkim zaoferowano pięć karli nagrody.

Część z nich miała zagwozdkę, co czynić ze względu na obietnicę daną Wolfgangowi. A największą miał sam Wolfgang. Miał misję od kapitana i wiedział, że stracił już na nią dzień bez większych efektów. Zebrał część chętnych, ale z żadnym z nich konkretnie się nie umówił. Wciąż nie miał też rozeznania i nie wiedział ile polowanie może mu zająć. A tu oprócz zadania od przełożonego, pojawiło się kolejne...
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 27-11-2018 o 20:42.
AJT jest offline  
Stary 29-11-2018, 17:57   #210
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Vermin do każdego starał się podchodzić z sercem. Gdy o kimś pomyślał źle, robiło mu się wstyd, lecz czasem paskudne myśli jak wzburzony potok zalewały głowę i nie mógł tego w żaden sposób zatrzymać. Tak się stało gdy odwiedził go Dieter i opowiedział o wyprawie, którą organizuje Acierno. Szczurołap na sam dźwięk imienia szlachcica reagował ze wstrętem. Nie znosił Acierno całym sercem, nienawidził go i szczerze nim gardził a gdy patrzył na jego arystokratyczną gębę miał ochotę pięściami zmazać mu zawadiacki uśmieszek z twarzy. Przyczyną urazy mogły być plotki, że paniczyk robił sobie wielkie nadzieje w stosunku do Adelaidy. Vermin, sierota znaleziony w górach, szczurołap bez grosza przy duszy, gołodupiec mieszkający w baraku żaden w sposób nie mógł się z nim równać. Gdy więc usłyszał, że Acierno chce pomścić hańbę hrabiego poczuł złość i zazdrość, że sam nie wpadł na podobny pomysł. Gdyby to on ujął tych łobuzów, gdyby to on okazał się bohaterem…
Początkowo chciał Dieterowi odmówić, a Acierno przekazać by pocałował go w dupę. Ale zdał sobie sprawę, że łowczy ma rację. Że schwytanie Konrada von Eisenstandt to być może jedyna okazja, by Drago został ułaskawiony i oczyszczony z zarzutów. Już rankiem, gdy dziewczyna z lasu oskarżyła jego przyjaciela o zdradę, myślał o Konradzie i o tym jak go znaleźć, ale z czasem jego entuzjazm osłabł. Nie był bohaterem i nie mógł się równać z kimś takim jak bękart hrabiego. A jednak jeśli istniała szansa, że Drago odzyska wolność, musiał spróbować.
- Zgo…da – odparł z trudem wypowiadając słowo. Wciąż nie przyzwyczaił się do brzmienia swojego głosu, Dieter pewnie też był zaskoczony gdy usłyszał jak z ust niemowy wychodzą sylaby.
Tego dnia nie czuł się najlepiej i nie chodziło nawet o wizytę łowcy i tego co planował Acierno. Coś wisiało w powietrzu. Verminowi to uczucie kojarzyło się wybudzeniem z okropnego koszmaru. Gdy człowiek wie, że nie śpi , ale zastanawia się co jest prawdą a co kłamstwem a nocne zwidy dalej prześladują go na jawie. Powinien się cieszyć, że przez najbliższe dni znów będzie miał ręce pełne roboty ze szczurami, a jednak złe przeczucia nie opuszczały go przez cały dzień. Był zmęczony, więc wieczorem położyć się wcześniej.
Wczesnym rankiem, wraz z świtaniem pojawił się w umówionym miejscu, przy słupie ogłoszeniowym.
 
waydack jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172