Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2018, 21:02   #51
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Telefon zostawiony przez Psa zadzwonił zaraz po ósmej. Na wyświetlaczu pojawiło się HERNAN.

- ¿Cómo estás, Hernan? - odebrał Javier. - Pies wybył z Grubym Alfredo, tylko ja, Tito i bliźniaki jesteśmy na chacie.
- Kurwa - usłyszał w słuchawce a potem nastała krótka cisza - Potrzebuję skołować pięć kawałków zielonych dla czarnuchów. Masz jakiś pomysł?
- Ale że co? Na teraz? Za co chcesz im płacić taką górę dineros?
- Gówno! Słuchaj mnie smarku...czarnuchy wiedzą, kto na nas poluje. Chcą pięć kawałków i muszę je skombinować na teraz.
- Narwańcy na nas polują - powiedział Orozco. - Ale podobno gliny ich przydupiły, jak kroili własnych kolegów piłami.
- Cristiana i Flagencio też zajebali Narwańcy? Są na to dowody?
- Nie ma - przyznał Xavi. - Pies nie odbiera prywatnego numeru?
- Kurwa Orozco, co z tobą!? To jest jego prywatny numer!
- Tak, tak… czekaj, nie wiem gdzie Pies trzyma gotówkę, zobaczę ile mamy na koncie z kamerek. Oddzwonię zaraz.
- Poczekam.

Javier się rozłączył, po czym zalogował na konto dolarowe, na który wpływały zyski z „Naughty Mex Maids”. Równocześnie wybrał na komórce prawdziwy prywatny numer Psa. A w każdym razie ten przeznaczony do kontaktu z Javierem w pilnych i delikatnych sprawach. To była za duża kasa, by bez zgody szefa nią dysponować.
Telefon milczał. Stan konta Węży, na dzień dzisiejszy wynosił nieco powyżej 12 tys. dolarów. Orozco wiedział, że to nie wszystko, bowiem sporo większe dochody z analogowego kurewstwa i haraczy wpływały w gotówce. Poczuł się uprawniony do podjęcia decyzji. Inaczej po co Pies zostawiałby mu tego gorącego kartofla?

Oddzwonił do Selcado i gdy ten odebrał, oznajmił:
- Robię przelew na twoje konto, Hernan. Wypłać to sobie w pesos albo idź do banku jeśli chcą w zielonych.
- Czekaj kurwa Xavi, czekaj…gdzie ja znajdę o tej porze bank? Ćpałeś coś!? Przyznaj się!
Po chwili Hernan ochłonął i kontynuował
- Spytam tego czarnego zasrańca czy ma jakieś konto, które może obsługiwać przez telefon. Kasa może być w naszej walucie. Jak ci podam numer przelejesz mu dwadzieścia tysięcy pesos albo pięć kawałków zielonych.
- Dobra, czekam.

I chuja się doczekał. Selcado nie oddzwonił a Javier nie chciał przeszkadzać w negocjacjach, czy cokolwiek tam się działo.

A zaraz potem telefon znów zadzwonił, a wyświetlacz pokazał TEN KUTAS, UCHO. Xavi zaklął pod nosem i odebrał.
- Hola, Alvaro. Myśleliśmy już, że nie żyjesz.
Przywitanie Javiera utonęło w potoku słów.
- Ty chuju złamany! Wystawiłeś mnie kutasie! Od kiedy wiesz co się dzieje? Ten jebany pedał prawie mi odgryzł głowę! Tłumacz się chuju!
Oreja prawdopodobnie nawet nie usłyszał, że telefonu nie odebrał Pies.
- Ucho, co ty pierdolisz?! - zaskoczony tym wybuchem Javier uniósł głos, znacznie cieńszy niż Psa i tym razem bez trudu dało się rozpoznać, że to on.
- Xavi? Xavi to ty? - agresja w głosie mężczyzny zniknęła. - Gdzie Pies?
- Pojechał załatwiać jakieś sprawy z Grubym Alfredo. Co się dzieje?
- Skurwysyn - skomentował Alvaro i nie czekając na odpowiedź Javiera zaczął opowiadać, w pośpiechu ale w miarę dokładnie jego obserwację składu Narwańców, wejście do magazynu, krąg z obciętymi głowami, znalezioną monetę, jak wziął el Manivela za zakładnika. - Tam na wzgórzu - kontynuował Oreja, - Darrivano powiedział mi, że zamordowanie braci Ucozz zlecił im jakiś indianiec… Elsombre, tak się przedstawił. - Zamilkł na chwilę, wahając się czy podzielić się z tą informacją z kumplem z SV. W końcu podjął decyzję. - Wiem, że to zabrzmi jakbym się naćpał amigo, ale wtedy ten pojebaniec el Manivela zamienił się w jakiegoś pierdolonego wilkołaka, kurwa nie wiem co i zaatakował mnie bez powodu. Wpakowałem w niego pół magazynka a ten syn jebanej w dupę kurwy dalej biegał jak jakiś napompowany amfą nieśmiertelny. Nie wiem co to było, ale jestem pewien, że Pies o tym wiedział. Przez niego prawie mnie zajebali. Uważaj na niego el nino. I poszukaj tego Elsombre. To może być klucz, który pomoże nam się wydostać z tego gówna nim zaczniemy się nim zachłystywać.
- Aha - ton głosu Javiera sprawiał wrażenie, jakby przyjmował tą niewiarygodną historię jako coś zupełnie normalnego. - Elsombre… - powtórzył - jeśli ty o nim nie słyszałeś to internet raczej też nie. Indianin… to by pasowało. Wierzę ci, Alvaro, nie naćpałeś się, to wszystko dzieje się naprawdę. Bracia Uccoz są skończeni, polują na nich węże. Prawdziwe węże, nie my. Nie minie doba a wszyscy będą martwi. Nie szukaj tego Elsombre, on znajdzie nas, jeśli będzie chciał. Zostaliśmy wybrani, tylko nie wiem jeszcze do jakiej roli. Pies coś wie, ale udaje głupiego. Wracaj do Gniazda, trzeba z nim pomówić jak wróci.

Po drugiej stronie przez chwilę trwała cisza. Tak jakby Ucho bił się z myślami. Xavier pomyślał już nawet, że połączenie zostało przerwane, gdy usłyszał głos Pereza.

- Nie zamierzam wracać do gniazda. Nie teraz. - Czyżby wyczuł w głosie Alvareza strach? Czy było to tylko wahanie? - Mam coś do załatwienia. Poszukaj Elsombre - dodał pewniejszym głosem, - lepiej znaleźć niż być znalezionym. Podłub w tym internecie i... - znowu cisza, odgłosy ulicy. - Uważaj el nino. Wściekły pies może zaatakować nawet najlepszego przyjaciela. - A potem dodał jeszcze niepewnie. - Wiesz... te węże... - nie wiedział jak ubrać to w słowa, - to nie są prawdziwe węże. One są jakby utkane z dymu, jakby nie były z tego świata i wiesz... kurwa, one czegoś od nas chcą. One nas rozumieją, tak mi się zdaje. Kurwa, el nino, gadam jak popierdolony. Co masz na myśli, że zostaliśmy wybrani?

- Wybrani, by służyć ich panu, kimkolwiek jest - odpowiedział Xavi. - Tito twierdzi, że to szatan zmusił go by zabił Eusebio Uccoza. Ale jeśli nawet to szatan, to nie życzy nam źle. Mi chyba uratował życie. Rozmawiałem z nim, powiedział, że dowiemy się wszystkiego w swoim czasie, myślę, że na razie nas przygotowuje, sprawdza. Mnie ukąsił w czoło, jestem już naznaczony.

- Że kurwa jak? Uratował cię? Rozmawiałeś z wężem? Naznaczył cię?

- Tak, to wszystko - potwierdził spokojnie Orozco. Jego głos brzmiał dziwnie, ale nie jakby był pijany czy naćpany, nie jąkał się, mówił składnie i względnie logicznie, nawet jeśli była to logika absurdu. - Wiem, że to brzmi kurewsko niedorzecznie, ale przypomnij sobie co właśnie mi opowiedziałeś o Darrivano. Nawet gdybym ja się naćpał i miał haluny, albo szok pourazowy to węże widzieli też Hernan, Juan i Tito. Nie wiem co się dzieje, Alvaro, może trafiliśmy do jakiejś pojebanej rzeczywistości, gdzie takie posrane rzeczy się odpierdalają, ale albo przyjmiemy do wiadomości, że to wszystko prawda, albo zwariujemy. Rozumiesz?

- Rozumiem el nino. Rozumiem. Tyle, że ja nie zamierzam siedzieć na dupie czekając aż mi ją ktoś odstrzeli. Nie zamierzam czekać aż mnie ktoś znajdzie. To ja zamierzam szukać i ja zamierzam strzelać. Rozumiesz? I tobie radziłbym to samo. Weź się w garść! Elsombre!

- Dobrze, dobrze, powęszę - zgodził się Javier. - Ale wróć do Gniazda jak będziesz mógł, będziesz tu potrzebny - ściszył głos. - Musimy zmusić Psa, żeby powiedział nam wszystko co wie i przestał wreszcie lecieć z nami w kulki.

Ucho nie odpowiedział. Połączenie zostało przerwane.
Javier wrócił do salonu i usypał sobie kreskę. Pogadał jeszcze z Tito, po czym otworzył laptopa i zaczął szukać, zaczynając od policyjnych baz danych i kończąc na podziemnych forach meksykańskiego darknetu. Elsombre. Ksywka to niewiele, ale kto wie...
 
Bounty jest offline