Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2018, 01:44   #13
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9TR6QuOj-Gw[/MEDIA]
Idź do wojska, mówili. Każdy zdolny do noszenia broni młody człowiek powinien odsłużyć swoje dla wspólnego dobra naszej małej ojczyzny - Kalifornii. Wojsko nauczy cię pokory i sumienności, mówili. Tam króluje regulamin i rozkazy, nabierzesz doświadczenia, przestaniesz odwalać fuszerkę, albo robić “na oko” bez poziomicy. Wojsko cię ukształtuje, mówili. Przekuje brudną, miękką rudę w szlachetną stal. Wpoi ci wartości takie jak honor i braterstwo. Poznasz ludzi którzy nie strzelą ci w plecy, a zasłonią własną piersią. Nie będziesz już nigdy głodna, mówili. Armia cię wykarmi, armia cię ubierze i zadba abyś nie zdechła od chorób wenerycznych. Albo innych. Zrobisz wreszcie coś pożytecznego, mówili. Przestaniesz marnować potencjał, otrzymasz szansę naprawienia chociaż małego kawałka świata. W wojsku rozwiniesz skrzydła, mówili. Tam nie ma miejsca na chlanie do upadłego, albo ćpanie w dusznych barłogach o brudnej, niepranej tygodniami pościeli. Wojsko to ład i porządek, mówili.
Mówili wiele bzdur…

- Co za burdel… - było to najczęściej powtarzane przez szeregową Cyrus zdanie. Od kilkunastu godzin. Musiała mieć pecha, albo Fortuna jej nie kochała, lub spadła do roli podrzędnego frajera do oskubania… gdyby jeszcze zostało co skubać. Szło źle, już sama nie wiedziała od jak dawna. Czy od chwili gdy wreszcie, pełna nadziei i chęci zmienienia świata na lepsze, podpisała cyrograf u prawie bezzębnego typka o aparycji rasowego alkoholika ale za to w bajeranckim mundurze? Czy może od chwili gdy okazało się, że to całe wojsko jest gorzej popieprzone niż rodzinna okolica? Albo gdy zamiast czegoś zjadliwego dostała do żarcia syf od którego zagłodzony bramin by się porzygał? Ewentualnie gdy dostała do noszenia drelich przypominający wór na węgiel, a nie ubranie. Albo kiedy sierżant przywalił jej trzydzieści okrążeń wokół placu apelowego za modyfikacje tych przeklętych szmat żeby choć trochę przypominały normalne ciuchy.
“Wojsko to nie burdel!” - darł się przy tym prawie dostając apopleksji.
Jasne… tu musiała się zgodzić. W porządnym burdelu nie odchodziły takie cyrki jak w Camp Golf. Żaden szanujący się alfons nie pozwoliłby żeby jego dziwki latały samopas bez ładu i składu. Dobrze, że ją wreszcie przenieśli.

- Co za burdel - burknęła, przebierając szybko nogami przez spieczony piach placu Mojave Outpost. Fizycznie szału nie robiła, była raczej mikrej postury - młoda w kierunku “nastu” lat, niska i drobna. Z gładką, jasną skórą kogoś chowanego przez większość życia pod dachem, a nie w polu. Długie włosy związane w koński ogon bujały się za nią w rytm energicznych kroków. Miały dziwny kolor, coś pośredniego między brązem i rudym, jakby nie mogły się zdecydować czym zostać. Szeregowa Cyrus też nie wiedziała… po cichu liczyła, że przeniesienie wyjdzie jej na plus. Zmieni klimat, nareszcie koło ruletki zwanej życiem zakręci się jak powinno… a tu taki chuj.

Zaczęło się niewinnie. Wypakowali ją przed bramą, dali symbolicznego kopa w zadek na pożegnanie i z garścią papierów pognali do serca obozu. Tam podobno miała dostać przydział, zakwaterowanie i dalsze rozkazy. Szybko, gładko, bezboleśnie...mhm. Gówno prawda. Wyszło że przez ponad pół godziny latała od jednego krańca trepowego zadupia do drugiego, odsyłano ją z kantyny do baraków oficerskich i jeszcze dalej. W tym tempie zanim znalazła cel podróży, zdążyła zwiedzić turystycznie większość obozu… i tylko komendanta jak na złość nigdzie nie było. Normalnie amba Fatima, rozpierdykał się w powietrzu.

- Ja pierdolę, co za burdel… - jęknęła już chyba z przyzwyczajenia, czując jak nogi powoli, acz nieubłaganie wchodzą jej tam, skąd zwykły wyrastać, lecz był pierwszy sukces! Wreszcie dowiedziała się gdzie (podobno) odbywała się odprawa z komendantem którego miała “poznać po wąsach”... świetnie.

Dla Cyrus mógł nosić na twarzy połowę zawartości koszarowych latryn, byle wreszcie jej sprawa poszła do przodu… ha, ha, ha… jasne.
- Szeregowa Laura Cyrus - zasalutowała od progu garścią pomiętych dokumentów i nie czekając aż ktoś znowu zacznie komplikować jej dzień, podeszła do biurka z wąsaczem, wręczając mu makulaturę.
- Z Camp Golf? - wąsacz raczył zapoznać się z początkiem dokumentów, szeregowa wbiła ręce w kieszenie drelichowych spodni.
- Ta jest, sir. - potwierdziła - Przydział do drużyny B, Trzeciego Plutonu, Pierwszej Kompanii, Piątego Batalionu… mówili że to tu.
- Zgadza się -
Ranger odłożył papiery na blat - Tylko to nie wasze dokumenty.
- Że kurw… że co?!
- ugryzła się w język i odetchnęła.
No nie mogło pójść za prosto.
- Mówisz, że nazywasz się Laura Cyrus, tak?
- Tak, nazywam się szeregowa Laura Cyrus i mam stopień szeregowej
- skrzywiła się, klnąc w duchu.
- Papiery wystawiono na Lucy Cyrus. - oficer puknął w świstki paluchem - Szeregową o specjalizacji technika z Camp Golf.
Wspomniana szeregowa wybałuszyła oczy.
- No żesz kurwa… - jęknęła i dosłownie opadły jej ręce.
Idź do wojska, mówili… porządek, mówili…
- A walić to - machnęła ręką - Może być i Lucy, jeden pindol. Na Stripie też nie wołali mnie po imieniu, tylko Płaska Szesnastka.
- Płaska…
- Ranger chyba się skrzywił i kark mu się lekko zgiął kierując wąsatą twarz trochę niżej niż łeb szeregowej, więc szeregowa przewróciła oczami.
- Nie, nie od tego, sir. Od klucza - poklepała się po torbie z narzędziami i nagle posłała wąsaczowi czarujący uśmiech - Umiem z nim zrobić wszystko. Oprócz połknięcia. Zademonstrować?
Nastąpiła chwila ciszy, po niej mężczyzna odchrząknął i wpisał coś we własne papiery, a te pogniecione oddał szeregowej.
- Idź do reszty, czekają tam - doprecyzował kierunek palcem wskazującym. Wyciągniętym.
Wyszła więc, skoro rozkaz padł, a ona wreszcie wróciła na właściwe tory… przynajmniej na to wyglądało.

We wskazanym miejscu zgromadził się już całkiem spory tłumek.
- Cześć, ja do was! - dziewczyna uśmiechnęła się do nich szeroko, machając na powitanie ręką. - Wychodzi na to że Lucy jestem. Cyrus… szeregowa. Mechanik, konserwator powierzchni płaskich, co tam potrze… a to co za przystojniak? - w jednej sekundzie zbystrzała, oczy się jej zaświeciły. Szybko podeszła do grupki mężczyzn.
- Hej przystojniaku - kucnęła przy psie, gapiąc się na niego z wybitnie zachwyconą miną.
- Kto jest dobrym pieskiem, co? No kto? - po sekundzie wahania wyciągnęła rękę żeby potarmosić futro na szerokim karku - No jasne że ty!
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline