Skarb krasnoluda wydawał się nietknięty. Thorvaldsson nie sądził, aby rabuś zadał sobie trud zamykania skrzynki, zatem albo ładunek pochodził ze skrzynki Berta, albo była to sprawka czarownika...
- Loftus... - wymamrotał.
Z początku miał zarzucić na grzbiet płytę, ale usłyszał i chwilę później dostrzegł wrzeszczącego Barona walczącego z wilkiem. A właściwie wilkołakiem, czy jak tam to humanoidalne coś pokryte futrem i z pyskiem psa mogło się nazywać.
- A choćby i elfia kurtyzana... - mruknął sięgając po garłacz i tarczę.
Zaczął iść w stronę walczących. Na głowę nasunął kolczy czepiec, a do lufy garłacza wrzucił kilka srebrnych monet z własnej sakiewki. Gdzieś słyszał, że to było dobre na wilkopodobne stwory - możliwe, że na tego też podziała. Po załadowaniu samopału zaczął biec - będąc przy zwierzu ostrzeże pozostałych, żeby się odsunęli i wtedy wypali srebrno-ołowiane pociski, a gdyby jednak stali zbyt blisko, to zaatakuje sierściucha toporem i będzie osłaniał się tarczą.