Do przeczytania końcówki zachęcam wszystkich BG... Wolfgang czuł, że po trudach ostatnich dni należało mu się wolne. Odczuwał zmęczenie i wiedział, że dobrze zrobiłby mu wypoczynek. Baderhoff pamiętał jednak jak jego umysł zareagował na opowieść żołnierza o leśnej bestii, która jednym susem była w stanie pokonać kilka metrów. Wojownik pamiętał, że jedyną czynnością, w trakcie której się wyłączał i przestawał myśleć był trening. Po dobrym posiłku i chwili zastanowienia żołnierz musiał dać upust swoim emocjom i pomachać nowo nabytą włócznią. Po regeneracyjnej kąpieli i chwili namysłu wojownik ruszył na miasto. Musiał zebrać kompanię dlatego przyszło mu długo i z uporem szukać strażników, którzy mogli wydać mu się pomocni w zbliżającym się polowaniu.
Każdy zdawał się robić coś innego. Jeden siedział w karczmie zapijając smutki, inny był w drodze do swego warsztatu, a kolejny w zamyśleniu snuł plany na przyszłość. Wolfgang nie znał tych ludzi długo, ale powiadają, że jak się z kimś walczyło ramię w ramię to już się było druhem i osobą wartą zaufania. Baderhoff chciał każdemu przedstawić sytuację najlepiej jak potrafił. Spokojnie, powoli, dając czas do namysłu.
- Po naszej ostatniej misji wezwał mnie kapitan Trotell. Był z nim jeden młody żołnierz, który stróżował w nocy, w leśnym obozowisku. Wraz z kompanem w trakcie warty usłyszeli kroki dlatego postanowili to sprawdzić. Weszli kawałek w las i ujrzeli nagą kobietę. Mówił, że miała długie, czarne, gęste włosy i kucała obok głazu, na którym były symbole wywołujące u niego ból głowy. Kiedy kobieta dostrzegła żołnierzy uśmiechnęła się. Ponoć była piękna. Co mnie jednak zdziwiło miała wielkie, czarne oczy, bez białek. Obaj strażnicy byli pod wpływem jej uroku. Jeden z nich zauważył zachęcający znak, ruszył ku niej i nagle... Wyskoczyła z miejsca, wysunęła swe długie pazury i rozcięła wojownikowi gardło. Ponoć skoczyła na dobre cztery metry. Żołnierz, który mi to opowiadał w tamtym momencie stracił przytomność. Kiedy się ocknął zauważył ciało kompana. Od pasa w górę nie było na nim mięsa. Za kamieniem ponoć walały się kości, kilka noży, łuk myśliwski i ani grama mięsa. Musiała wszystko zjeść. Sam nie dam rady z tym stworem, czymkolwiek jest. Kapitan jest w stanie nam przydzielić mojego przyjaciela z oddziału, Frotza. To bardzo dobry rusznikarz. Kapitan usłyszał o naszej grupie i od razu pomyślał, że możemy sobie z tym poradzić. Obawiam się, że jeżeli ten potwór nie był póki co problemem to może nim być lada dzień. Co o tym myślisz? Jesteś z nami? Ja i Frotz ruszamy na pewno. Fajnie by było mieć kogoś zaufanego ze sobą… |