- No to się cieszę, że dług spłacony zostanie - Nosacz zatarł ręce i wyraźnie się ożywił. Nieco spochmurniał, gdy Ivor powiedział mu o Vitringu i Yarrze. -
Vitringa jeszcze nie było, a co do Yarry... - pokręcił głową. -
W niezłe żeśta gówno wdepnęli, proszę ja was... Terhoven już dwukrotnie wysyłał ekspedycję w dół tej przeklętej rzeki. Żadna nie dotarła do Dyveken i żadna nie powróciłado Brezy. O wszystkich uczestnikach - a wierzcie mi, to byli nieźli wojowie i rębacze - słuch zaginął. I nie dziwota - Yarra płynie przez dziewicze, malaryczne, rojące się od jadowitych węży, śmiercionośne tereny, na domiar złego zamieszkałe przez plemiona dzikich i okrutnych humanoidów. Takie słuchy krążą i nawet jeśli to plotki, to w każdej plotce jest ziarno prawdy, powiadam wam... - po chwili spojrzał na Ivora. -
Sprzedaję alkohol ale w hurcie. Skrzynka dwunastu butelek wina z Południa dwie złote monety, przyjacielu. Mogę ci sprzedać maksymalnie cztery takie, jeśliś zainteresowany.
Nosacz zniknął niebawem na zapleczu w poszukiwaniu beczułki piwa, natomiast Corbean i Ivor skierowali się do drzwi, by zasięgnąć języka na temat Vitringa i Yarry w tartaku oraz "Białym Rumaku", podczas gdy Bailey, Aelfric i Evelin zostali w karczmie, czekając na człowieka Terhovena. Obaj łowcy nie za wiele się dowiedzieli - Vitring był ponoć kiedyś najpierw najemnikiem, a potem strażnikiem rzecznym, który zrezygnował z pracy, by nająć się do roboty u Króla Drewna za wyższą stawkę. O Yarrze natomist powiedziano im tyle, że "tylko idiota pcha się w pewne objęcia śmierci". Wyglądało na to, że to był temat tabu i samo wypowiadanie nazwy rzeki sprawiało, że wszyscy dostawali palpitacji serca i biegunki. Za to "Ważkę" udało się bez problemu zlokalizować - był to na oko ponad dwunastometrowy, zadbany stateczek przypominający wyglądem fuzję barki rzecznej i fluity, jednak z tylko jednym, wysokim masztem. Pomiędzy nim a rufą znajdowało się przykryte klapą zejście pod pokład. Łódź wyglądała na solidną i zwrotną.
Niedługo po tym, jak Ivor i Corbean wrócili do karczmy Nosacza, drzwi otworzyły się energicznie i do środka wszedł wysoki, mocno zbudowany, łysy mężczyzna. Podszedł do szynku i rozmówił się z gospodarzem, po czym podszedł do zajmowanego przez was stolika zastawionego jadłem i trunkami. Teraz mogliście mu się lepiej przyjrzeć.
Poznaczona dwiema starymi bliznami twarz mordercy nie zdradzała żadnych emocji, gdy taksował was wzrokiem. Letni, przewiewny płaszcz, który nosił, opinał jego wielkie ramiona i kwadratową klatkę piersiową. Przy pasie o szerokiej klamrze dostrzegliście szablę i krótki miecz. Wyglądał na typowego zakapiora, jakiego może spotkać w ciemnej uliczce nieostrożny przechodzień.
- To wy się najeliście do roboty u Terhovena, ta? - zaciągnął z wyraźnym, zawadiackim akcentem znanym dla Wyspiarzy. Gdy potwierdziliście, przysiadł się do stolika i pociągnął z gwinta wino stojące na stole. -
Jestem Vitring, szef tej ekspedycji. Wyprawa nie będzie majówką. Terhoven nie zwykł wyrzucać pieniędzy w błoto - skoro nagroda jest wysoka, przyjdzie na nią srogo popracować. Co prawda były już dwie ekspedycje i żadna nie wróciła, ale do trzech razy sztuka, nie? Wyruszamy jutro o świcie, ekwipunek i wyposażenie są skompletowane, dzisiejszego wieczoru zostaną załadowane na pokład "Ważki", której jestem sternikiem i szyprem jednocześnie. Jakieś pytania? Życzenia? Zażalenia? - popatrzył po was hardym wzrokiem.