Wątek: Home Alone
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2018, 15:13   #4
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
dialog pisany z MG.

Chociaż na dworze było zimno, to usłyszane słowa ludzi z podejrzanie wyglądającego vana sprawiły, że Cody'emu zrobiło się bardzo ciepło. A już najbardziej, gdy mężczyzna z samochodu dostrzegł go i groził, że mu nogi z tyłka powyrywa. Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwał się do biegu i dysząc ciężko, wrócił do domu.

Widząc pośpiech rodziców, przez chwilę wahał się, jednak ostatecznie musiał powiedzieć tacie o tym, co widział na zewnątrz. Pociągnął ojca za dłoń i odszedł z nim na bok.
- Wiem, że się spieszycie z mamą, ale muszę ci coś powiedzieć. Może to tylko drobiazg, ale… - Cody zawiesił się na chwilę. - Gdy wracałem do domu od Harva, widziałem niedaleko zaparkowany dziwny van. W środku była dwójka ludzi, kobieta i mężczyzna... I nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale chyba rozmawiali o jakimś napadzie rabunkowym.
Urwał, wpatrując się w ojca i czekając na jego reakcję.
- O napadzie? - zdziwił się ojciec. - Może mówili o jakimś filmie, ale powiem panu policjantowi i on sprawdzi numer rejestracyjny. Van tak? - dodał spokojnie, uśmiechając się przyjaźnie.
- Panie Russell - ruda kobieta ponagliła mężczyznę.
- Musimy jechać. Zadzwonię później. No, bawcie się dobrze - powiedział Johnathan, zbierając się do wyjścia. Szefowa nie chciała dłużej czekać, więc nie miał on specjalnie wyboru, ale wyglądało na to, że wysłuchał syna i przyjął jego niepokój na poważnie.
- Bądźcie ostrożni i bawcie się dobrze - powiedział Cody na odchodne, po czym pożegnał się z rodzicami. Cały czas rozmyślał o tej sprawie z vanem, ale nie zamierzał naciskać na ojca - skoro powiedział, że zadzwoni na policję, to na pewno to zrobi.

Gdy rodzice już wyszli, zamknął drzwi na klucz, po czym krzyknął z korytarza, zerkając w stronę schodów prowadzących na piętro.
- Benji! Rodzice już poszli, jak schodzisz na dół, to weź ze sobą Nintendo i gry! Są w moim plecaku, przygotowałem je wczoraj wieczorem! - krzyknął do brata, czekając, czy się wychyli zza ściany na piętrze, jak to zwykle miał w zwyczaju.
Chwilę potem, pojawił się młodszy brat. Jednak zamiast wspomnianych rzeczy, trzymał w rękach cały plecak.
- Idę już idę. Ale to będzie fajnie tak na dużym ekranie - cieszył się chłopiec i dołączył na dole do brata.
Nie tracąc czasu obaj weszli do salonu.
- Podłączysz? - zagadał Benji, przekazując plecak bratu.
- Jasne, a ty leć do kuchni, przynieś stamtąd dużą paczkę czipsów schowaną w szafce przy lodówce i Pepsi. Z lodówki. Jest na samym dole - Cody uśmiechnął się do niego i zaczął wyjmować konsolę oraz gry z plecaka.


Nie zajęło mu dużo czasu, by podłączyć sprzęt do dużego, niemal trzydziestocalowego telewizora Sony. Z tego, co opowiadał tata wynikało, że był to jeden z ostatnich modeli, który dodatkowo posiadał wbudowany teletekst, na którym można było sprawdzić najnowsze informacje, czy pogodę. Cody słyszał kilka razy, że wujek Andrew mówił, że zazdrości ojcu tego sprzętu. Benji wrócił akurat z kuchni z czipsami i Pepsi, siadając na miękkiej sofie przed telewizorem.
- To w co byś chciał zagrać? Contra, Mario? Adventure Island? Ice Climber? - zapytał Cody, pokazując mu kartridże. Gdy brat wybierał grę, podszedł do barku, skąd wziął dwie szklanki i rozlał do nich ciemny, bąbelkowy napój. - Mama pewnie by powiedziała, żebyśmy nie pili tyle pepsi jeszcze w południe, ale… Mamy nie ma, więc możemy sobie pozwolić. W końcu święta tuż-tuż. - zaśmiał się, a brat mu zawtórował.
- Mama dała mi pyszne placki na śniadanie - pochwalił się Benji z uśmiechem. - To pograjmy razem. O! W tę wieżę, z młotkami - zaproponował, włączając “Ice Climber”. Oprócz tego, że gra była fajna sama w sobie, miała dobrze zrobioną opcję multiplayer, a także trzymała zimowe klimaty, pasujące do pory roku.
- Ale fajnie z tym dużym ekranem. I mamy cały dzień - ucieszył się chłopiec, gdy na monitorze wyświetliła się gra.


- No to teraz będzie niezła zabawa - powiedział Cody. Lubił grać z bratem w multuplayera, bo choć Benji był młodszy, to naprawdę dobrze mu szło w przeróżnych gierkach.
- Dokładnie. Przejdziemy wszystkie levele - powiedział Ben.
- Jasne, zawsze tak mówisz - odparł Cody. Zwykle udawało im się dojść do siódmego, gdzie było już naprawdę trudno.
- Jak nie, to zmienimy grę - wyszczerzył się Benji.
Zaczęli grać.
Pierwsze poziomy pokonali bezproblemowo, raz wyszedł im misiek polarny, ale Cody’emu udało się go zdzielić młotem i zniknął. O dziwo, przeszli też siódmy poziom, na którym się zacinali, jednak mieli już tylko po jednym “życiu”. Niestety, nie doszli na nich nawet do połowy ósmego poziomu.
Na ekranie pojawił się napis “Game Over”.
- Buu - rzucił Benji.
- Szkoda, bo dobrze nam szło, ale i tak zaszliśmy dalej, niż ostatnio - powiedział Cody, wkładając sobie kilka czipsów do ust
- Następnym razem będzie lepiej - powiedział młodszy brat i napił się Pepsi.
- Na pewno. To co teraz? Contra?
Benji pokiwał twierdząco głową, więc Cody wyciągnął kart Ice Climber i wcisnął grę z dwoma komandosami, którzy wzrowowani byli na Dutchu z Predatora i Johnie Rambo. A przynajmniej tak twierdził tata. Zaczęli grać, skupieni. Przeszli pierwszą misję, a gdy byli w Base 1, nagle zadzwonił telefon.
Przypominając sobie, że tata obiecał zadzwonić, Cody od razu zapauzował grę i podniósł słuchawkę.
- Halo - powiedział od razu.
- Cześć Cody, tu tata - odezwał się głos ojca. - I jak tam? Dobrze się bawicie? - zagadał wesoło.
- Tak, u nas wszystko w porządku. A jak u was? - również zapytał.
- Mamy dużo do zrobienia, ale damy sobie radę - odpowiedział tata. - Policjant sprawdził ten twój samochód i to tylko przewóz mebli, więc nie masz się czym martwić - powiedział i Cody usłyszał jakieś głosy w tle. - Muszę kończyć i daję mamę, bawcie się dobrze - rzucił w pośpiechu.
- No dobrze, skoro to tylko przewóz mebli… - Cody nie był przekonany, ale nie zamierzał ciągnąć tematu.
- Cody? Nie wiem o której wrócimy, może nawet po północy. Nie czekajcie na nas. Obiecujemy, że będziemy jak tylko się obudzicie i razem spędzimy całe święta - powiedziała mama, z mieszaniną troski i entuzjazmu.
- Ok, to bawcie się dobrze, my też na pewno będziemy - powiedział wesoło Cody i gdy skończyli rozmawiać, wrócił do salonu i odezwał się do brata.

- Wiesz co, dzisiaj słyszałem, jak jacyś podejrzani ludzie w vanie rozmawiali na temat napadu… nie usłyszałem więcej, ale może chodzi o nasza okolicę? - Chłopak nie odrywał się od grania, strzelając do kolejnych wrogów. - Choć tata mówił, że to niby van należący do jakiejś firmy meblowej…
- O! A nie bałeś się, że to ciebie napadną? - odparł Benji. - Mogliby napaść na tą rudą panią prezes. Nie lubię jej - dodał od razu, również nie odrywając wzroku od ekranu.
- Nie, ale wystraszyłem się, jak facet z vana na mnie nakrzyczał - powiedział Cody, marszcząc brwi. - To nie było fajne. Mam tylko nadzieję, że nie rozmawiali o tym, że chcą napaść na domy w okolicy. - Chłopak napił się Pepsi. - A dlaczego nie lubisz tej rudej? Przecież jest miła. I ładna.
Benji klikał przyciskami, w większości pochłonięty grą.
- Ładna to tak, ale czy miła to nie wiem. Wszystkim tylko rozkazuje. I widziałem, że jak chowali pieniądze do sejfu, to zaglądała tacie przez ramię patrząc czy dobrze go otwiera i stawiała mu oceny do dziennika. Jeśli ktoś powinien stawiać oceny, to właśnie tata - powiedział Benji, przedstawiając wersję tego co widział, w sposób jaki to zrozumiał.
Cody'ego nagle olśniło, a jednocześnie przez jego ciało przetoczył się nieprzyjemny dreszcz.
- Benji! To nie oceny, to moja data urodzin! I na pewno też kod do sejfu taty! - Wykrzyczał niemal na bezdechu do brata. - Miała go zapisanego, bo... to ci z vana chcą się włamać do naszego domu, a ruda z tym facetem chcieli, żeby nas nie było wtedy w środku. Oni współpracują, rozumiesz, Benji?! Szybko, musimy zadzwonić do taty.

Cody wystrzelił jak z procy do telefonu, ale gdy podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha, odezwała się jedynie głucha cisza.
- Nie działa - rzucił, marszcząc brwi. - Jesteśmy zdani tylko na siebie, musimy obronić nasz dom przed rabusiami!
Perpektywa stawienia czoła dorosłym bandytom z jednej strony go niepokoiła, ale też napędzała do działania. Nie mogli przecież z Benjim pozwolić, by tamci włamali się do nich i zrabowali wszystko, co cenne. Wszystko, na co mama z tatą tak ciężko pracowali.
 
Ayoze jest offline