Noż kurwa by to.
Uniósł ręce do góry starając się jedną dłonią przysłonić oczy i twarz. Wolał nie ryzykować dłuższego gadania do zestawu komunikacyjnego, ale przez zęby wymamrotał coś co z daleka i przy szczekaniu psa mogło wyglądać na przekleństwo.
- Dwóch cieciów i pies. - poszło od Hateemelsona w eter.
Ujadający pies wkurwiał niemiłosiernie, a dwóch ochroniarzy przypomniało mu jego utarczki z Nowojorczykami. Kutasy w mundurkach i pelerynkach. Jego gang nie raz opędzlowywał magazyny zarozumialców z elektroniki, więc tym bardziej gula mu skakała na widok tych tutaj. Ale to były stare dzieje. Teraz miał nowych towarzyszy i bardziej egzaltowane cele w życiu.
Co dalej robić? Co dalej robić?
Spławić dziadów. Albo poczekać aż zajadą kumple i wtedy się panów załatwi ręcznie. Obawiał się tylko pełnej rewizji. Toporek i pistolet schował głęboko w ubraniu, ale w torbie miał narzędzia i podręczny skaner techniczny.
Trzeba zachować zimną krew.
ZimnÄ… jak skandynawski wicher.
-
Można nie po oczach? - rzucił Jarl -
Czekam tu sobie na swojÄ… dziewuchÄ™.
Blondyn skrzywił się przy dalszym szczekaniu cholernego psa.
-
Na dziewuchę, co? Romantyczne miejsce sobie wybrałeś na spotkanie. - zgryźliwie odparł jeden ze strażników.
-
Ma zazdrosnego brata. Pojeb jeden. - odparł Jarl -
Wypytuje się, śledzi ją, holo jej przegląda. Przez palanta musimy się czaić jak jakieś smarkacze i umawiać w ustronnych miejscach... A w ryj mu nie dam przecież, jeszcze się luba obrazi.
Hateemelson zdał sobie nagle sprawę, że pies musiał go wyczuć bo na dworze było mokro i jedyne co dało się wyczuć to zapachy z wnętrza magazynu. To takie poboczne olśnienie dało mu pomysł na jakiś preparat, który można by zamówić w biolabie, aby zwiększyć skuteczność sprzętu maskującego. Niestety nie miał teraz czasu kontemplować dalej tego pomysłu.
-
Nie wiedziałem, że to nadzorowany teren. Pójdę gdzie indziej skoro trzeba.
Walenie głupa nie podobało mu się, ale historyjka jednej z jego młodzieńczych miłości była zawsze na propsie. Niestety nie wszyscy ją łykali.