Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2018, 21:37   #25
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Robin "Łazik" White - ciekawski łazik



Najgorsze w tym całym wojsku to chyba było te cholerne Słońce. Marsz całymi dniami w tej cholernej spiekocie. I jeszcze bardziej cholernym blasku. Robin czuł całym sobą ten cholerny blask. Każdą, cholerna godzinę. Zrobił sobie opaskę na głowę którą opuszczał na same oczy. Trochę pomagało. Ale doszedł do wniosku, że i tak czym prędzej musi skombinować sobie jakieś przyciemniane okulary albo gogle. Inaczej całkiem oślepnie od tego cholernego, słonecznego blasku.

No i ten marsz sam w sobie też jakiś przyjemny nie był. Broń, mundur, plecak, manierka, ammo, granat, pułapki… Wszystko swoje ważyło. I trzeba było to dźwigać na sobie. Każdą, cholerna, godzinę. W tym cholernym słonecznym blasku i rozgrzanej patelni. Gorąc lał się z nieba i promieniował od każdego kawałka skały, asfaltu czy metalu. Wszystko się rozgrzewało, nagrzewało i ocieralo.

- A myślałem, że w wojsku to jeździ się ciężarówkami. - mruknął na którymś postoju. Zastanawiał się czy jakos nie dałoby się zorganizować transportu. Patrzył z nadzieją na dwa woły transportowe. Jeździć na tych braminach pewnie by się nie dało. Ale jakby podczepić do nich jakąś krype? Wyglądały na zdrowe i silne na tyle by dać radę uciągnąć jakiś wrak jak to w karawanach bywało. Zagadał o tym pomyśle z innymi. Wolał jechać niż lezc z tym całym wojskowym złomem na sobie.

Monotonia i urok pieszej wędrówki przez tą cholerna patelnię przerwał najazd przerośniętym insektów. Ale szczęście sprzyjało ludziom. Mrówy były zbyt wolne, zbyt daleko, teren był zbyt otwarty a ludzie zbyt dobrze uzbrojeni aby stanowiły dla nich realne zagrożenie. Robinowi przypominało to strzelanie do puszek za stodoła. Tylko ruchomych i rozbryzgujących się organicznym a nie puszkowym wnętrzem. Chociaż musiał przyznać, że ten bezrozumny upór jaki reprezentowała ruchoma fala insektów był z jednej strony odpychający a z drugiej pociągający. W każdym razie przyłączył się do strzelaniny ze swoim służbowym pistoletem. - Dobrze, że to nie noc. I że tak tu płasko. - powiedział gdy wstał do pionu i wyglądało na to, że ołów zastopował mrówczaną falę.


---



Druga połowa pierwszego dnia i kolejna porcja rozpalonej patelni. I kolejne urozmaicenie w podróży. Tym razem mogło być groźnie. Zwłaszcza jakby podeszli tak jeszcze z minutę czy dwie bliżej. A tak ostrzeżenie przyszło prawie w ostatniej chwili. Ledwo padli na ziemię i gdy “tamci” zorientowali się, że zostali odkryci to ku wojskowym poleciał ołów i dzikie wrzaski.

~ Trochę pat. ~ ołów latał w obie strony. I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach w sporej części chybiał. Obie strony pokitrały się za różnymi zakamarkami utrudniając tej drugiej trafienie. Podobnie rozpraszająco działał ten ołów przeciwnika gdyż wydawało się, że przeciwnik właśnie daną głowę upatrzył sobie do odstrzelenia. Przynajmniej White’owi tak się wydawało gdy co chwila coś odłupywało kawałek kamienia za jaki się schował. Przypuszczał, że zwiększenie dystansu by sprzyjało napadniętym ze względu na różnicę uzbrojenia. No ale pewnie po to dali im tak blisko podejść aby zlikwidować tą przewagę no a teraz wszelkie ruchy pod ogniem były bardzo problematyczne. Ale wtedy coś dojrzał. Coś ciekawego.

- Panie sierżancie! Tu jest rów! Można by się spróbować zakraść i wziąć ich z flanki! - krzyknął do czarnoskórego sierżanta wskazując na jakiś stary rów który biegł przy okazji mniej więcej w stronę zasadzkowiczow.

- Świetnie! Weź paru ludzi i zróbcie to! - podoficer zareagował tym razem krótko i mniej malowniczo niż gdy się z nimi zapoznawał wczoraj i pod względem znajomości przekleństw okazał się prawdziwym krasomowcą z jakim Robin na pewno nie miał szans się równać. Ale tym razem jego reakcja zachwyciła szeregowego White’a jeszcze mniej niż wczoraj.

- Ja? A pan sierżant nas nie poprowadzi? - zapytał z niedowierzaniem i nadzieja. Do cholery! Przecież nie po to mu powiedział o tym głupim rowie aby samemu tam leźć! Sierżant jednak na chwilę przestał strzelać i posłał mu takie spojrzenie, że Robin w lot pojął tą milcząca sugestie. - Chciałem się tylko upewnić panie sierżancie. - zapewnił go szybko i popatrzył na resztę potencjalnych ochotników. W myślach sam sobie złorzeczył gdy przypomniał sobie, że w woju to najlepiej się nie wychylać i nie wykazywać inicjatywy. No widać swięta racja.


---



Czołganie się dnem wysuszonego rowu z odgłosami śmigającego ołowiu tuż nad głową było dla White średnio przyjemne. Cały czas zdawało mu się że przeciwnik dojrzy albo usłyszy ich i wtedy ich zmasakruje. Ale jakoś chyba strzelanina absorbowała ich na tyle, że nikt ich nie wykrył.

W końcu skradacze dotarli na miejsce. Gdy Robin się ostrożnie wychylił ujrzał przeciwnika zdecydowanie zbyt blisko jak na swój gust. Ale za to sporo z tych co się kitrali za wrakami, głazami i innymi przeszkodami było dla nich odkryta sylwetka klęcząca lub leżąca. Z wyjątkiem tych co byli wewnątrz wraku. Bo w sporej mierze mieli osłonę z każdej strony. Ale na to też był patent.

- Dajcie mi chwilę! Wykurzę ich. Tylko bez friendly fire! - szepnął do reszty flankerów. Potem podczołgał się w stronę wraku. Wyczekał na moment gdy blachy starego pojazdu zazgrzytały od uderzenia ołowiu z Bar-a. Wewnątrz wraku ktoś zaklął, ktoś wrzasnął ale wszyscy skitrali się aby uniknąć trafienia. Robin wyjął swój wybuchowy skarb.

- Granat! - wrzasnął nagle ostrzegawczo i wrzucił do środka obły pojemniczek. Słyszał jak ten metalicznie toczy się po podłodze a resztę i usłyszał o zobaczył. Wrzaski przerażenia i gwałtowne wyskakiwanie byle dalej od zaatakowanego granatem wraku. Przez to szakale wystawili się na ostrzał reszty żołnierzy co ci skosili ich w parę chwil. Likwidacja najmocniejszych albo najważniejszych członków bandy, przedłużająca się walka, ogień z flanki, przeciwnik na tyłach chyba złamały morale zasadzkowiczow bo poszli w rozsypkę zaraz potem. Gdy niebezpieczeństwo minęło Robin wstał i wszedł do poszatkowanego ołowiem wraku. Podniósł swój granat i z powrotem przytroczył go do zawieszki. Przecież go nie odbezpieczył bo szkoda mu go było jak miał tylko jeden. No ale udało się i w ogniu walki nikt z przeciwników nie zwrócił na to uwagi i fortel się powiódł.


---



Wieczór, pierwszy wojskowy wieczór na służbie, przyniósł White’owi ulgę. Z kilku powodów. Raz, że te cholerne Słońce zaczęło zachodzić więc i skwar zelżał i blask też. Właściwie zrobiło się całkiem przyjemnie. Dwa to wędrówka się skończyła i można było zdjąć plecak i odpocząć. Więc tym bardziej zrobiło się przyjemnie. Facet z bródką wyraźnie się ożywił. Chociaż nie rozumiał dlaczego mają nocować na jakimś durnie, pustym parkingu zamiast w okruchu cywilizacji jaki był za rogiem. Co złego było w spaniu w łóżku? Nawet po jakiejś szopie czy stodole to by raźniej było. Jakaś wojskowa logika. Widać za krótko był żołnierzem aby ogarnąć ten strategiczny zamysł.


---



- To nie będzie nudnej, monotonnej służby garnizonowej? Szkoda. - z plot jakie dotarły do Robina wynikało, że mają się streszczać. Nie było wiadomo po co, przynajmniej tak oficjalnie ale mieli się streszczać. A nieoficjalnie to co usłyszał no niezbyt przypadło mu do gustu. Wyglądało na to że coś się stało. Co to mieli się przekonać za kilka dni gdy dotrą do celu. Opis trochę brzmiał jakby czekała tam maszynka do mielenia mięsa a oni byli właśnie takim kawałkiem mięsa. I to samobieżnym. Pozostawało mieć nadzieję, że to tylko plotki i przesada a sytuacja unormuje się zanim tam dotrą. Więc z tej strony też nie widział okazji i potrzeby do pośpiechu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 29-11-2018 o 22:36. Powód: Kolejność zdarzeń.
Pipboy79 jest offline