Właśnie dopijał drugi kubek grogu. Nie no nie może z nim nic być. Przecież nadal stał. Spojrzał jeszcze raz w kubek, odstawił go i ruszył poszukać jakiegoś zajęcia albo raczej spokojnej grupki, z którą dotrwałby do rana i snu. Ta myśl została jednak zaburzona przez głos z bocianiego gniazda. Ostrzeżenie o wielkim skupisku chmur przyszło w czas. Kiedy tylko zdążyli uwinąć się z żaglami, a statek złapał ostry przechył najpierw w jedną potem w drugą stronę.
Później nastała cisza i deszcz. Martin obaczył jednak Ognie Św. Elma. To poprawiło mu humor. -Może jednak nie wszystko stracone.- Ucieszył się jak wielu innych żeglarzy na ten dobry omen. Tuż po tym bosman wydała dość rozsądny rozkaz umocnienia wiązań ładunku. Rzucił się szybko w stronę dział i pomagał najszybciej i najlepiej jak tylko potrafił wiązać je do pokładu. Kiedy tylko skończyli przywiązał się liną do masztu by nie wylądować w mrocznej toni pod statkiem.
Reszta załogi wyległa na pokład po usłyszeniu dzwony. -Dobrze, pomoc będzie potrzebna.- Krótko po tym pojawiła się fala, która zmiotłaby połowę załogi. Martin stał pewnie na nogach i mocno trzymał się masztu. Zerwał się silny wiatr, a następna komenda brzmiała: -POŁOŻYĆ ŻAGLE!- Ruszył do najbliższej liny i razem z kilkoma innymi osobami, w tych warunkach jedna osoba nie dałaby rady, wykonał rozkaz. Dalej mogło być jeszcze gorzej więc załoga przygotowywała się na wszystko co mogło się stać.
__________________ Nie bój się śmiać z samego siebie. W końcu jest szansa, że przegapisz żart stulecia. |