Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2018, 22:17   #152
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Burza trwała do późnego wieczora, więc nie było sensu ruszać w dalszą drogę nocą, szczególnie że miejsce było dość wygodne, a uspokojony przez Sulima gospodarz wydawał się zupełnie ignorować obecność gości. Do chatki Kelocha został jeszcze dzień marszu, więc bohaterowie powinni do niej dotrzeć przed kolejnym zmierzchem. Tymczasem mogli spędzić spokojną noc całkiem wygodnym miejscu, pod dachem, z jedynie drobną niedogodnością w postaci rosomaczych zapachów.

XI dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 10 dni po ucieczce z Phaendar

Ranek po burzy był znacznie bardziej rześki niż dotychczasowe – może było to tylko chwilowy skutek wczorajszego deszczu, a może ciepłych nocy powoli zbliżały się już do końca? Po wyjściu z nory rosomaka z przyjemnością odetchnęli głęboko świeżym powietrzem, by potem rozejrzeć się po pobojowisku, w które potężny wicher zmienił całą okolicę. Wszędzie dookoła leżały połamane mniejsze i większe gałęzie, a kilka krzaczków zostało prawie wyrwanych z ziemi.

Marsz przez puszczę wyraźnie pokazał, jak rozległa była niedawna nawałnica – jej ślady było widać przez cały czas, i bohaterowie nieświadomie przyspieszyli kroku zastanawiając się, jak wygląda sytuacja w obozie. Przekonali się o tym w pełni, późnym popołudniem wkraczając na polanę Kelocha. Już jakiś czas wcześniej spotkali Hildema, wracającego właśnie z koszykiem, chyba niedawno uplecionym, pełnym jeżyn. Niziołek z właściwą sobie nonszalancją opowiedział o burzy, która może i zniszczyła wszystkie prowizoryczne szałasy, ale porządnego domu z bali nawet nie ruszyła, więc poza siniakami, przemoknięciem i kiepsko przespaną nocą, nikomu nic się nie stało. Opowieść włóczęgi nie do końca oddawała rozgardiasz, w jakim znajdował się obóz uciekinierów - wiatr nie tylko zniszczył porządnie wykonane ziemianki, ale wręcz porozrzucał ich fragmenty po całej polanie. Przynajmniej połowa grupy pracowała teraz zawzięcie, by jak najszybciej je odbudować. Przez chwilę nikt nawet nie zwrócił uwagi na niewidzianych od kilku dni, a w dwóch przypadkach kilka lat, bohaterów - do czasu, aż Hildem nie gwizdnął ostro. Pracujący odwrócili się gwałtownie, ale na ich twarzach pojawiły się uśmiechy ulgi. Na chwilę zrobiło się głośno od powitań i wesołych okrzyków, nikt jednak nie przerwał pracy. No, nikt poza Torvem, który zobaczywszy bohaterów, odrzucił niesioną właśnie kłodę i ruszył w ich stronę szybkim krokiem.
- Ravi! Byliście w Gristledawn? Widzieliście Raviego, mojego brata? Mówcie, szybko! - dwumetrowy mężczyzna o posturze niedźwiedzia nerwowo zaciskał dłonie, czekając na odpowiedź. Dopiero po sekundzie zobaczył Mikela i Laurę. Już miał coś powiedzieć, gdy wrzawę na polanie zagłuszył kobiecy krzyk.
- DZIECI MOJE! - Maecia wpadła na bliźniaki, przytulając mocno oboje i nie puszczając. Za nią biegł Candus z wymalowaną na twarzy mieszaniną radości i troski.
 
Sindarin jest offline