Abelard nie miał wiele do roboty. Podowiadywał się w sprawach handlowych... może kupcem nie był, ale smykałkę jakąś miał. Ha! Zbierze się zamówienie, a z wypłaty od karawaniarza kupi się dobroci i puści w Kreutzhofen z, miejmy nadzieję, jakimś zyskiem. Proste, ale skuteczne!
Dużo też przyszło mu się głowić co takiego w Księstwa wiozą i miał jakieś podejrzenia... ale mniejsza z tym. W drodze powrotnej z całej tej hecy z Acierno, któremu ani trochę nie ufał, a bestyją, którą należało Oczyścić... Tak czy inaczej, miał zamiar zdobyć trochę grosza na własnym targu. Ot, kupi się... potrzaski! Handel spekuacyjny na całego, ale Księstwa to prymitywne miejsce, a z kalkulacji mu wychodziło, że metalowe produkty powinny cenę chwycić...
Kiedy dowiedział się o zwierzoludziach poczuł Zew. Trzeba pogadać z figurami by mu szansę na przemówienie dały. Wszak plugastwo to wróg Imperium i Ludzkości. Nawoływanie do ukrócenia ich życia, jak i wszelkiego innego plugastwa, czy pomiotu magyji i czystego chaosu... Tak. To była idealna okazja również do tego by zaplusować i by lud słuchał się swych pryncypałów, bo Wróg nie śpi, a znamię jego chciwość, samolubstwo i zew krwi! Z tą myślą ruszył w kierunku Gospody.