Wątek: Posiadłość
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2018, 18:53   #66
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
No dobra… trzeba zabierać się do roboty. Nieco mi już brakuje sił, na szczęście zraniony bok zesztywniał i już nie czuję bólu. Generalnie mało czuję. Nie wiem nawet, czy to odrętwienie jest w mojej głowie, czy ciele.

Zaczynam od wywalenia książek z biblioteczki. Teoretycznie powinnam każdą przejrzeć - tak w każdym razie zaleca klasyka gatunku - ale nie mam niezbędnych do tego trzech dni. Więc po prostu je wywalam. Metodycznie, jedna po drugiej. Jeśli coś tam będzie, to samo wyleci, nie? Taką w każdym razie mam nadzieję. Głuchy, hipnotyzujący łomot upadających tomów wypełnia pomieszczenie. Chwycić, szarpnąć, zwalić. Grunt, to mieć jakiś cel. Tak się skupiam na zadaniu, że zapominam sprawdzać, czy coś nie wypada z książek.

Po chwili wszystko leży na parkiecie. Właściwie połowa zbioru, sięgam po kolejny tom, ale dłoń zatrzymuje mi się w połowie drogi. Na środku odsłoniętej tylnej ściany biblioteczki widzę niewielki sejf ścienny. Zabezpieczony czytnikiem linii papilarnych oraz zamkiem elektronicznym.

Kurwa.

Choć w sumie nie… Mam przecież kciuk, który powinien otworzyć zamek.
Kucam nad zwłokami. Ok, to odrąbuję czy ciągnę? Gdzieś miałam chyba topór… Rozglądam się dookoła. Nie widzę go, został gdzie indziej? Mam wrażenie, że pamięć krótkotrwała mi szwankuje, w sumie nie wiem dlaczego. Powinnam chyba przeprowadzić jakąś diagnostykę.. Zacznę od odruchów, potem neurologia, nie, raczej najpierw badania laboratoryjne, morfologia, potem toksykologia. Rezonans. Zaczynam sobie rozpisywać w głowie plan badań, którym powinnam się poddać. Moja sporo czasu, zanim orientuję się, że chyba pomyliły mi się cele. Najpierw sejf w potem diagnostyka.

No dobra, ale co z moich planów skoro nie mam topora ani piły, ani skalpela.. Zaczynam rozważać, czego będzie mi najwygodniej użyć do przeprowadzenia amputacji kciuka u zwłok. Dopiero potem przypominam sobie, że nie mam narzędzi. A może mam? Już zaczynam szukać narzędzia, kiedy uświadamiam sobie, że mam inny cel. Pamiętam, że inny, ale jaki? Siadam obok zwłok. Na pewno inny, pamiętam doskonale. Ta diagnostyka to był jednak dobry pomysł. Dobra, to jeszcze raz: odruchy, morfologia, toksykologia, rezonans. Nie, wróć! Trzeba ustalić, z jakimi substancjami miałam kontakt, żeby znaleźć źródło ewentualnego zatrucia. Przecież badań na toksykologię są tysiące, muszę sobie przypomnieć, co robiłam, żeby ustalić czynniki potencjalnie zagrażające. A więc trup. O, to olbrzymie pole do … Czy procesy gnilne już się zaczęły? Trzeba sprawdzić, chociaż może najpierw warto na czynnikach nie biologicznych się skupić. Zaraz, coś miałam.. Coś innego.. A sejf! No dobra, więc amputacja. Chyba nie mam skalpela… wstaję a gwałtowniejszy ruch znów uraził mój bok. Ból mnie otrzeźwił. Muszę go dociągnąć do sejfu. Tak, to zdecydowanie jest nadrzędny cel. Może go zapiszę, żeby nie zapomnieć. Przy amnezji ważne są notatki, pobudzają pamięć. Na marginesie jednej z książek - rzucam okiem na tytuł "Our Marred Life and Johnson" - nie słyszałam o tym nigdy, więc zaczynam czytać pierwszy akapit "It was a rainy night when Laura…” fakt, ze książka mówi o mnie rozśmiesza mnie, więc zaczynam chichotać i z trudem udaje mi się naskrobać na wewnętrznej stronie okładki OTWORZYĆ SEJF.

Zabieram się do roboty. Nie idzie mi sprawnie. Facet jest ciężki a stężenie pośmiertnie też robi swoje. Sapię, mocując się z nieruchomym ciałem. Zaczyna mnie boleć bok, ślizgam się, mam mokre ręce. To mi przypomina o nadrzędnym celu, który chwilowo wyleciał mi z głowy. Paziutek.

Przestaje chichotać i wytężam wszystkie siły.

Dociągam faceta do sejfu po czym doświadczalnie przekonuje się, że ma za krótka rękę, aby dosięgnąć nią sejfu. Nawet się nie wściekam. Do wściekłości potrzeba energii. “Cóż trzeba go będzie odłożyć na miejsce i ponownie rozważyć amputację” myślę i zaczynam go ciągnąc z powrotem. Ale na szczęście coś innego przychodzi mi do głowy – upuszczam ciało, a dociągam do ściany fotel. Sapiąc niemiłosiernie wciągam na nie faceta tak, ze częściowo opiera się na podłokietniku. Teraz udaje mi się musnąć kciukiem trupa czytnik.

Pot zalewa mi oczy a ja modlę się, żeby odcisk palca wystarczył… bo wiem, że nie dam rady wymyślać kodu. Zamek pika i po przeraźliwie długiej chwili ciszy słyszę trzask zwalnianej blokady.

Wypuszczam wstrzymywane od dłuższego czasu powietrze.

W sejfie znajduję nic nie znaczące pierdoły - jakieś trzy tysiące dolarów w 100 dolarowych banknotach, kilka sygnetów z ezoterycznymi motywami i klejnotami w złotej oprawie. Jednym ruchem wygarniam cały ten szajs na podłogę. Macam niecierpliwie w wąskiej skrytce. Głębiej jest coś jeszcze, zawinięte w upacianą jakimś tłuszczem szmatę. Wyciągam ciężki, stalowy przedmiot. Nazwa natychmiast wskakuje mi do głowy, razem z wyjątkowo wyraźnym wspomnieniem
Niebieskie oczy ojca śmieją się, kiedy nieporadnie próbuję otworzyć zatrzask.
- Nie tak, słonko – przytrzymuje moją dłoń, a potem sprawnie pokazuje, jak powinnam to zrobić.
Tym razem idzie mi dużo lepiej. Zaciskam mocniej frotkę, przytrzymującą niesforne kosmyki. Jest gorące, sobotnie popołudnie.
- Tak – ojciec pokazuje, jak powinnam ustawić nogi. Potem delikatnie dotyka mnie, przesuwa i naciska kanciaste, nastoletnie ciało pomagając przyjąć pozycję.
- Szarpnie – uprzedza mnie, niepotrzebnie, przecież wiem o tym.
Naciskam spust.


Desert Eagle, rozpoznaję natychmiast. Ten musiał zostać zrobiony na zamówienie, bo rękojeść zdobił grawerunek pysku wilka. Sprawdzam magazynek - osiem naboi. Jest dużo większy i cięższy, znacznie bardziej nieporęczny od rewolwerów ojca, z których strzelałam jako gówniara w Teksasie, ale powinnam dać radę.
- Szarpnie – słyszę w głowie głos ojca.
- Wiem tato – odpowiadam zmęczonym głosem.

Siadam na ziemi, opierając się palcami o ścianę. Naprzeciwko siebie mam drzwi. Nie mam już sił. Wiem, że to już ostatnia runda, z której albo ja albo Pazuzu wyjdziemy zwycięsko. Podciągam zgiętą nogę i opieram pistolet na kolanie. Nigdzie się nie wybieram. Staram się wyczuć, gdzie on jest. Mam nadzieję, że tu przyjdzie a wtedy wszystko się skończy.

W końcu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline