Nemrod pałaszując jajecznicę spostrzegł znajomą twarz. Urodziwa czarodziejka, która wbrew opowieściom starych mistrzów z Kaer Morhen wcale nie okazała się garbatą staruchą zawitała do gospody. Pasowała do tego miejsca jak krasnoludzki grabarz do szlacheckich bankietów, więc wiedźmin z nadzieją łypał za nią wzrokiem licząc, że to właśnie dziewczyna jest tym posłańcem obiecanym przez hrabiego i nie przyszła tu śniadać lecz zaprosić wiedźminów na dwór wielmoży.
Nie odzywał się jednak, jadł w milczeniu, nie chcąc wyjść na kołka, który pomylił się w swych przypuszczeniach. Czekał na jej ruch. |