Northman | Pflugzeit, 2525 roku K.I. Wielkie Księstwo Reiklandu,
Altdorfu
Młody oficer dyżurny w randze kaprala ucieszył się na wiadomość.
- Bogowie z nieba nam cię zesłali! - strażnik krzyknął z entuzjazmem zapinając mundur pod szyję.
Wychylił się w progu pokoju i zawołał w pusty korytarz.
- Klaus! Zbieraj herbowych! Raz, dwa! I skocz po Starego!
Podszedł do biurka i dopił zawartość kubka.
- Nagrodę dostaniesz Herr Engel. - błysnął okiem. - To jest, jeśli prawdę mówicie!
Kilkanaście minut później, czarnobrody Stirlandczyk kroczył na przedzie prowadząc ulicami Bankbezirk tuzin żołnierzy z miejskiego garnizonu pod dowództwem komendanta straży Sebastiana Lechmana, po ojcowsku zwanego przez podwładnych „Starym”. Drużyna herbowych, choć mogła w swych szeregach liczyć jakichś prawdziwych szlachciców, swe miano jednak zawdzięczała renomie wyborowego pododdziału, co wyróżniał się od reszty herbem Altdorfu na szarych płaszczach.
Miller, jak to Gotte, głośnym był, a już zwłaszcza kiedy popił piwa. Gadał, śpiewał i śmiał się jak dwóch innych razem wziętych, że i Ogra obdarzonego niskim barytonem, skutecznie zagłuszał.
Nurgell słuchał przygód szarlatana i z podziwem kiwał głową, z żartów cieszył się jak dziecko, a gdy sam o sobie opowiadał, to zdawał się być szczerym, jakby spotkał się po latach z najdroższym przyjacielem lub bratem. Dowiedział się Miller wiele o przeszłości i altdorfskim życiu Ogra.
Wydalony karnie ze służby za opędzlowanie spiżarki przełożonego, parał się szampierki przez kilka lat. Wtedy poznał Herr Bauera, któremu skutecznie w sądzie bożym nie tylko życie uratował, lecz i majątek pomnożył kosztem przegranego wspólnika. Od tamtego czasu jako ochroniarz przedsiębiorcy mieszkał w Aldorfie, na drugim pietrze, wraz z drugim sługą Wanią, człowiekiem z Erengardu.
Jako, że Wańka z pracodawcą wyjechali w delegację, to Nurgell miał całą spiżarkę dla siebie! I dla Gotte, którego częstował czosnkową kiełbasą z dzika, doprawioną ku soczystości, wytopionym boczkiem z wieprza.
Przed kamienicą stał Max i Ragnarem, do których dołączył Cedric, który z zadowoleniem wyjaśnił towarzyszom, że sprawa załatwiona jak na załączonym obrazku.
Dwóch żołnierzy pobiegło na tyły budynku, trzech wliczając oficera, obstawiało główną ulicę, a reszta, spośród których było aż trzech toporników, wsypała się do środka kamienicy.
Widok ten zaintrygował też przechodniów przystających z zainteresowaniem, oraz, co zauważył Max, całkiem sporą liczbę żebraków i patalityków wychodzących z bram i zaułków.
Z początku nie słyszeli walenia do drzwi, bo Miller fałszował zdzierając gardło, a Ogr potężnymi dłońmi klaskał i tupał obcasami monstrualnych trzewików, aż sypał się kurz i tynk z zaprawy sufitu.
Kiedy otworzyli, do środka wślizgnęła się czarnowłosa dziewczyna szybciej niż obydwoje zdążyli zareagować.
- O, Anka. Czego tu? - mruknął Ogr.
- Wiedziałam! Tego pożal się bogowie głosiku nie sposób zapomnieć! - dziewczyna zignorowała olbrzyma i wymierzyła kuksańca w ramię Gotte.
Przed nim stała kuzynka Marianka. Z Biberhof.
- O! To wy się...? - Nurgell nie dokończył.
Przez otwarte drzwi, wszyscy usłyszeli na klatce schodowej dudniące na deskach ciężkie buty wybiegających po schodach.
Waleniem do drzwi na dole zakończył się rzucony głośno rozkaz.
- Otwierać w imieniu prawa!
Tylko chwilę dano do namysłu, bo zaraz rozległo się bezpardonowe rąbanie desek. Tych wbiegajacych na drugie piętro mogli spodziewać się lada chwila.
- Cóżeście uczynili? - Millerówna ze zgrozą złapała się za głowę patrząc na Długonosego.
- Co jest? - mruknął rozeźlony Ogr ignorując najście dziewczyny i spiesząc się poszedł w kierunku schodów na dół, wyraźnie niezadowolony z tego co słyszał.
Marianka rzuciła się do okna i spojrzała na ulicę.
- Są wszędzie!
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |