Eryastyr zazwyczaj nie unikał wyznań, ale tym razem uważał, że są ważniejsze sprawy do załatwienia, a ewentualna kontuzja ręki byłaby ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. A podczas siłowania się różne rzeczy mogły się zdarzyć, szczególnie jeśli oponent miał jakąś awersję do elfów.
- Chętnie, ale dopiero wtedy, gdy rozprawimy się z tymi truposzami, co się w lesie na zachodzie gromadzą - powiedział. - Niedługo kapitan zapewne pod broń mieszkańców wezwie, więc lepiej się zacznijcie szykować, bo parę grup nieumarłych w tę stronę ruszy. Sam ze dwa tuziny umarlaków widziałem, a von Höcherko z drugą, tak samo liczną grupą, walczył.
- Sami żołnierze nie wystarczą, więc oręż zacznijcie lepiej szykować.
Rzuciwszy w tłum tę jakże ciekawą wieść rozejrzał się po sali, chcąc znaleźć jakieś w miarę zaciszne miejsce, gdzie chciwi informacji bywalcy karczmy nie mogliby go stratować.
I wtedy wpadł mu w oko nietypowy dla tego miejsca gość.
Podszedł do stołu, przy którym siedziała elfka.
- Witaj - powiedział w eltharin. - Skąd się wzięłaś w tym nawiedzanym przez nieumarłych miasteczku? - mówił dalej, stale w języku elfów. - Jestem Eryastyr z Athel Loren, z klanu Nymraif.