“Jesteś tym co jeszcz”
Picie krwi o określonym temperamencie usprawiedliwia mechaniczne uczenie się dyscyplin.
Melancholy - Fortitude, Obfuscate
Sanguine - Blood Sorcery, Presence
Choleric - Celerity, Potence
Phlegmatic - Auspex, Dominate
Animal Blood - Animalism, Protean
Ofiara Cynthi jest melancholy.
Wampirzyca starała się nie siknąć krwią na białą bluzkę kobiety, taka ostrożność zajmowała czas, Cynthia pochylała się więc z wypiętą pupą nad kanapą gospodyni aż do drugiego bloczku reklamowego.
Gdy kainitka po cichótku wymykała się z mieszkania Strovariczowej niemal wpadła na jej nastoletniego syna, Józefa.
[media]https://static.comicvine.com/uploads/original/3/31272/1460259-rich_guy.jpg[/media]
- Eeeee… Dobry Wieczór? - wybełkotał zakłopotany i nieprzyjemnie pobudzony zarazem młodzian.
Gdyby Cynthia potrafiła klnąć, teraz zapewne zaklęła by soczyście. Była jednak nauczona panować nad sobą w każdej sytuacji, toteż po prostu zmarszczyła brwi, skupiła się i powiedziała do chłopaka z naciskiem:
- Nie widzieliśmy się.
- ...ewidzieliśmysie… - powtórzył głupkowato chłopak stojąc jak zaklęty.
Cynthia popatrzyła na niego chwilę, marszcząc brwi, po czym bez słowa pożegnania wyminęła chłopaka w drzwiach i wyszła. Skierowała swoje kroki na powrót do mieszkania Mariki, gdzie zamierzała przygotować się do wyjścia. To był dla niej ważny dzień, musiała... musiała wyglądać perfekcyjnie! Na dodatek zamierzała spakować kilka ciuchów do podręcznej torby, gdyby faktycznie przyszło jej nocować w tej wylęgarni lumpów - bo czymże innym mógł być klub o nazwie Sin’d’Bad?
- Denerwujesz się. - zauważyła Marika, wreszcie mając odwagę podejść bliżej. Jej uwaga nie była pytaniem, a efektem obserwacji. Była naprawdę mądrą kobietą, a więzy krwi sprawiały, że troszczyła się o Cynthię niczym matka.
- Wiele zależy od dzisiejszego wieczora. - Odparła sztywno wampirzyca, nie przerywając nakładania różu na policzki - Możesz zamówić dla mnie taksówkę?
- Oczywiście, kochana, na mój koszt. - powiedziała Marika i zniknęła na moment, kiedy wróciła, miała w dłoniach elegancką spinkę do upinania włosów.
- Pozwól mi się uczesać - powiedziała do Cynthii, która po chwili wahania przystała na tę prośbę, siadając przed toaletką.
- Czym się denerwujesz? Przecież mówiłaś, że to jakieś płotki... - zagadnęła starsza kobieta, czesząc włosy wampirzycy. Po prawdzie była od niej jedynie 8 lat starsza, jednakże pod względem wyglądy mogły faktycznie uchodzić za matkę i córkę.
- Wreszcie coś się ruszyło. Po prawie roku mam możliwość przybliżyć się do tego, co spotkało mego ojca. I być może do niego samego. Tylko dlatego... dla nadziei zniosę choćby dzielenie leża z Nosferatu!
Na to dramatyczne wyznanie Marika uśmiechnęła się, zawijając ciemne włosy Greczynki wokół dłoni, by następnie umieścić je na czubku jej głowy i przymocować ozdobną spinką.
- Pan detektyw będzie niepocieszony... zjawisz się w środę?
- Postaram się.
Cynthia odetchnęła, spoglądając w lustro na swoje odbicie. Po chwili wstała i raz jeszcze poprawiła okulary a potem marynarkę.
- Czas na mnie.
- Powodzenia, kochanie. I odwiedź mnie wkrótce.
- Tak zrobię Mariko...
“Jesteś dla mnie zbyt przydatna, bym zapomniała nakarmić cię swoją krwią” - dodała w myślach wampirzyca, po czym wyszła.
Taksówka, siwe bmw pamiętające jeszcze szalone lata dziewięćdziesiąte, pojawiła się po minucie. Taksówkarz, facet po czterdziestce zmierzył klientkę wzrokiem, po czym uśmiechnął się poprzez wąsy.
- Sin’d’Bad, ta?
Cynthia tylko skinęła głową, nie zniżając się do rozmowy z takim osobnikiem, jeśli nie musiała tego robić.
Auto pokonało dystans do klubu w niecałe pięć minut. Wampirzyca wysiadła i od razu jasne się stało, że ubiorem i zachowaniem zupełnie odstaje od klienteli Sin’d’Bada. Mimo to na swoich eleganckich, kupionych w paryskim butiku mlecznobiałych szpilkach ruszyła pewnym krokiem do drzwi klubu.
Z wnętrza dawnego kościoła dudniła hałaśliwa muzyka, w drzwiach wampirzyca została zatrzymana przez bramkarza tak wielkiego, iż z ciężko przychodziło uwierzyć, że przed śmiercią kobieta należała do tego samego co on gatunku. Cynthia nie tylko sięgała mężczyźnie jedynie do piersi, ale i te “piersi” były większe niż jej własny biust…
Cieć wyciągnął przed siebie dłoń.
- Zgubiłaś się jeżyno? jak nie to pokaż torebkę. - polecił wielkolud a z za jego pleców wyłonił się nieco mniejszy mężczyzna, który wciąż był od wampirzycy większy. Drugi cieć bezczelnie obciął Cynthię od dołu do góry.
Kobieta spojrzała na nich bez lęku. Spodziewała się, że może mieć problemy z dostaniem się do spokrewnionych, szczególnie że tak niewiele o nich wiedziała. Nawet informacja, że jeden z nich jest Nosferatu teraz wydawała się bez wartości. Nie mogła spytać śmiertelnika, “hej, macie tu jakiegoś brzydala na etacie?”.
- Mam ofertę handlową, która powinna się spodobać tutejszemu szefostwu. Załatw mi spotkanie z tutejszym managerem, przystojniaku. I nie musisz zaglądać mi do torebki.
- W sumie… - zaczął wielkolud.
- To będę cię musiał dodatkowo przeszukać ślicznotko - odezwał się drugi mężczyzna obnażając w uśmiechu stalowe zęby. - wiesz, bezpieczeństwo. Na wypadek jakbyś gdzieś schowała spluwę.
Cynthia skrzywiła się i przerzuciła uwagę na tego drugiego. Właściwie... wyglądał smakowicie, a ona nie najadła się do syta.
- W porządku, ale możemy to zrobić gdzieś na uboczu? Wolałabym nie wyjmować tego, co mam w torebce przy ludziach tutaj. Rozumiesz, dobro interesów. - uśmiechnęła się lekko. Gdyby nie ta jej charakterystyczna sztywność manier, uśmiech ten mógłby uchodzić nawet za pociągający.
Faceci patrzyli na siebie porozumiewawczo.
- Jasne maleńka, chodź. - mężczyzna wykonał zapraszający gest i puścił Cynthię przodem. Kobieta została poprowadzona bocznymi schodami do pokoju ochrony w którym… Było jeszcze czterech ochroniarzy.
[media]https://www.mensjournal.com/wp-content/uploads/mj-618_348_true-story-behind-the-real-life-sons-of-anarchy.jpg[/media]
- Ty kurwa Milo, w pracy jesteś… - Skomentował wejście swojego kolegi w towarzystwie Cynthii brodacz pośpiesznie wycierający biały proszek z nosa.
Dwóch facetów grało w karty przy małym stoliku, ostatni stał przy ścianie i bawił się telefonem, przerwał na moment by spojrzeć na wampirzycę.
- Chłopaki zróbcie trochę miejsca na stoliku, zrobimy sobie przerwę…
- Nie kurwa! - Milo, który wszedł wraz z Cynthią machnął ręką - to nie jest ku… - zerknął na wampirzycę - znaczy w sumie nie wiem, ale mała mówi, że ma interes do Mileny. Interesy czy coś?
- Aaaa… no to pyraj ją.
- Wyciągaj wszystko z kieszeni i pokaż torebkę - jeden z grających przy stole poinstruował wampirzycę znudzonym głosem nie odrywając nawet oczu od kart.
- Miało być na osobności. - powiedziała wampirzyca z nutą nerwowości w głosie. Zastanawiała się czy ochroniarze wiedzą kto faktycznie prowadzi klub. Wątpiła w to, nie mogła więc sobie pozwolić na pełną prezentację. W dodatku z tego co mówili managerem była tu jakaś kobieta - a zatem nikt ze spokrewnionych.
- Wasz barman mnie zna. Ten co pracuje nocą. - spróbowała innej ścieżki. Niech on albo managerka ze mną gadają. Im pokażę co mam przy sobie.
Faceci popatrzyli po sobie.
- Wszyscy kurwa pracują nocą… - powiedział Milo - co myślisz?
- Nie chce mi się myśleć! - ryknął brodacz - łap ją i przpyraj, wiesz, że Milena sra się ruskich.
Nie tak miało wyglądać jej pełne triumfu wkroczenie do koterii, którą miała zlustrować i naprowadzić na właściwe tory. Nie tak! Cynthia zdjęła okulary i spojrzała wściekle na mężczyzn.
- Nie dotykaj mnie! <rozkaz> - krzyknęła do Mila, a okulary w jej dłoni jęknęły pod naciskiem palców. Tego wieczora drogie oprawki od Versace miały na zawsze utracić swoją symetrię.
- A ty idź po tą całą Milenę. W tej chwili. Wierz mi, nie chcecie ze mną zadzierać. Ruski przy mnie to pikuś. - warknęła na brodacza władczo.
Po pierwsze, Milo nigdy nie dotknął wampirzycy.
Cytnthia chce zastraszyć pięciu bramkarzy, określam stopień trudności jako trudny, trzeba 5 sukcesów
manipulation+infimidation
Kostnica
tylko 4 sukcesy, Mira używa wilpower by jej postać mogła przerzucić 3 kości porażki
Kostnica
2 sukcesy, czyli w sumie 6
Po drugie, wszyscy mężczyźni zamilkli.
- Dobra, zaraz ją przyprowadzę. - powiedział bramkarz i zniknął za drzwiami.
W międzyczasie pozostali ochroniarze odpalili papierosy. Po kilku minutach do pomieszczenia wparowała kobieta wzrostu Cythii.
- Co jest? - skierowała pytanie do wampirzycy i jednocześnie rzuciła spojrzenie na bramkarzy. - Ej, ale chłopaki, nie opierdalać się już… - ochroniarze skorzystali z okazji żeby się zmyć.
Cynthia spojrzała na managerkę marszcząc brwi, po czym założyła ponownie okulary. O ile chłopcy z obstawy mogli być nieświadomi tych, którzy mieszkają w tej dziurze, ta kobieta powinna wiedzieć. Może nawet była ghulicą jednego ze spokrewnionych.
- Nim przejdę do konkretów, przyjrzyj mi się, dziewczyno, czy moja bladość kogoś ci przypomina? Jestem pewna że wiesz z kim, z tej... tego klubu chciałabym naprawdę rozmawiać.
Kobieta faktycznie poświęciła chwilę na przyjrzenie się Cynthii, po czym dyskretnie przełknęła ślinę.
- No tak… ale teraz nikogo nie ma, naprawdę. - Milena chwilę zastanawiała się co powiedzieć - może chcesz zaczekać?
Wampirzyca przekrzywiła lekko głowę, zerkając znacząco w stronę drzwi, gdzie zniknęli ochroniarze.
- Jeśli poczęstujesz mnie czymś do picia…
Milena rozszerzyła źrenice.
- Nie ma… nie wie… nie ro… Nie jestem przygotowana, Oni tak tu nie robią, pozwolisz, że zadzwonię i to załatwie? - w dłoni menagerki pojawił się telefon.
- Pozwolę. - powiedziała ze spokojem Cynthia, uśmiechając się lekko, gdy utarty związek frazeologiczny w jej ustach stał się faktycznym przyzwoleniem i aktem łaskawości. Doprawdy lubiła to w byciu wampirem - to poczucie wyższości!
Ktoś odebrał po drugiej stronie i kobieta zaczęła mówić:
- Emm… cześć, jest do was gość, ktoś… “poważny” - Milena błysnęła znajomością wczesnych filmów Luca Bessona. - Mówi, że chętnie na was poczeka, jeśli zaproponuje jej “coś” do “picia”... sugestie?
Cyntia uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na swoje odbicie w szklanej witrynie. Wyuczonym, oszczędnym ruchem dłoni poprawiła ciasny kok na karku.