Świeżo mianowana Łowczyni nie chciała być zapamiętana jako ta, która została wylana już pierwszego tygodnia, zajęła się więc swoją "pracą". Mając pozwolenie na polowanie w lasach Hrabiego nie narzekała na brak celów. Wybrała wyrośniętego, czterdziestofuntowego koziołka (uśmiechając się przy tym - połowa wieśniaków słysząc o "koziołku" myśli o młodym capie, a nie o samcu sarny. Eh, nawet poroża od parostków nie odróżniają) i sprawnie go oczyściła.
Po odstawieniu go (na polecenie Dietera) do dworskiej kuchni oczyściła też siebie, poćwiczyła przed turniejem, wpadła przekąsić coś w domu i zostawić zarobione monety ojcu. Korzystając z wolnej chwili poszła obejrzeć dziwowisko - mądrą świnię piekarza Armanda podczas spaceru. Na razie o niej tylko słyszała, a nie miała do tej pory kiedy obejrzeć czegoś takiego.
A potem poszła spać, by rano dołączyć do wyprawy wypoczęta.