Eh... Edgar był naprawdę zgorzkniałym, złośliwym typem. John fuknął cicho, włożył ręce w kieszenie i podążył za kotem.
Polana była piękna, nie pamiętał, żeby ją kiedykolwiek widział... co nie było możliwe... chybże, oczywiście, był w innym świecie, heh.
Popatrzył z zaskoczeniem na kanapki.
Skąd?
Chciał zapytać, ale w końcu był obrażony. Usiadł po turecku, wysunął dolną wargę i milczeniu słuchał kota. Spoglądał raz na niego, raz w bok, starając się wyglądać jak jeden z tych mądrych, dumnych Indian z wyobrażeń bladych twarzy. Tylko pióropusza mu brakowało, zostawił swój festynowy w domu... czyli w innym wymiarze. Niee, za daleko, nie będzie sie wracał.
Myśli nieco rozwiały chmury w jego głowie i zerknął na kota nieco przyjaźniejszym wzrokiem. Wziął jedną z kanapek. Dobra była. Czyli gotować też potrafi...
- Więc co teraz, Edgar? Bo myślałem, że dziś jeszcze pojeżdżę i ten, pozwiedzam stare kąty, no wiesz. W końcu potem nie będzie już okazji. - myśl zaświtała w jego głowie- Edgar? Co sie stanie, jak zabiję to ciało...?
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS |