Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 18:29   #81
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Efcia + Kerm

Z drzemki wybudziło Petera niespodziewane "Pii...pipiii...piiip". Uniósł głowę, potrzebując ułamków sekundy by sobie uświadomić, że może tym gestem obudzić Dot, która mruknęła coś niezrozumiale podciągając się nieco wyżej by wygodniej ułożyć się koło mężczyzny. Po kolejnym, przeciągłym piśnięciu otworzyła z niechęcią jedno oko i zlustrowała okolicę. Po następnym niechętnie i powoli ruszyła w stronę pracującej maszynerii, pozwalając Peterowi na podziwianie swych wdzięków. Pochyliła się nad klawiaturą, nieświadoma tego, że ten widok sprawił, iż Peter natychmiast zapomniał o zmęczeniu.
Szybko wcisnęła kilka klawiszy zerkając jednocześnie na wyświetlacz. Szybkim ruchem ręki odgarnęła włosy z czoła, wpisała jeszcze kilka komend i wróciła do leżącego mężczyzny. Stanęła nad nim i z uśmiechem przyglądała przez chwilę.
- Śliczny widok - powiedział.
- Ychy - przyznała mu rację mruknięciem.
- Tak piękny, że muszę sprawdzić, czy nie śnię - powiedział. Zamiast jednak uszczypnąć się uklęknął, by ucałować pewne ciekawe, znajdujące się mniej więcej na wysokości jego oczu, miejsce.
Rudowłosa wytrzymała na chwilę oddech gdy żar wywołany poczynaniami najemnika zaczął znowu rozlewać się po jej ciele. Położyła dłonie na jego głowie i zaczęła nimi powoli jeździć po włosach mężczyzny, który uznał to za wyraz aprobaty. Trzymając dziewczynę za pośladki zintensyfikował swe działania, zagłębiając się tam, gdzie nie tak dawno temu znajdowała się inna część jego ciała.
- Jeśli… zaraz… nie…- Dot gwałtownie i dosyć głośno zaczerpnęła powietrza. A każde wypowiedziane słowo poprzedzała dłuższa przerwa, której towarzyszyły przeciągle jęknięcia. - przeeestaaniesz,... toooo… szyyyybkooooo stąd… nie. wyjdziesz. - Jej dłonie pozostały jednak tam gdzie były.
Groźba była tak kusząca, że Peterowi niemal odebrało oddech. Wciągnął głęboko powietrze... i nie odsunął się nawet na milimetr. Wprost przeciwnie - jeszcze bardziej wtulił się w ciało dziewczyny, sięgając dotykiem tam, gdzie wzrok nie sięga.
W pewnym momencie dłonie kobiety zsunęły się wzdłuż jego policzków ku brodzie, która została pociągnięta ku górze, tak by ich oczy mogły się spotkać.
W tym momencie kontynuowanie pieszczot stało się nieco utrudnione, ale Peter starał się jak mógł, by spełnić oba pragnienia dziewczyny. Spojrzał do góry, chcąc odczytać ukryte w jej oczach przesłanie. Dorothy z czułością przejechała dłonią po linii jego szczęki, spoglądając na niego spod półprzymkniętych oczu. Po czym pochyliła się nad nim mocniej, tak że burza jej rudych loków zakryła ich twarze i pocałowała go.
Odpowiedział pocałunkiem i, nie przerywając go, pociągnął dziewczynę na materac.Dot opierała się przez chwilę, delikatnie siłując się z nim z zadziorną iskrą w oku. W końcu jednak uległa lądując koło niego.
- Może uklękniesz? - spytał. - Masz taki kuszący tyłeczek...
Ponownie ją pocałował. Kobieta spojrzała na rzeczona część ciała z wyraźnym zadowoleniem.
- Po takim wysiłku? - W jej głosie dało się wyczuć wyrzut.
Można w tym było odczytać zawoalowaną obietnicę, że może... kiedyś... więc Peter nie poczuł się rozczarowany. Ponownie pocałował dziewczynę, tym razem obierając za cel jej biust.
- [i]Możemy to odrobinę zmodyfikować - zaproponował. - Gdy się tam pochylałaś nad klawiaturą - dodał, nie czekając na odpowiedź - to miałem ogromną ochotę ci... poprzeszkadzać.
-Mężczyźni. - Wywróciła teatralnie oczami.
Peter nie skomentował tego zarzutu, nie wiedząc, czy odnosił się on do tego, że miał ochotę, czy tego, że jej nie zrealizował. Raz jeszcze ucałował piersi dziewczyny, po czym spróbował obrócić ją na bok.
- Tak będzie mniej męcząco... - zasugerował kuszącym głosem.
- Ciekawe. - W jej głosie dało się słyszeć powątpiewanie przeplecione z rozbawieniem. Ale odwróciła się.
Peter przytulił się do dziewczyny, która bez trudu mogła zauważyć, że jego zainteresowanie nie zmniejszyło się ani odrobinę. Przez chwilę całował jej szyję i pieścił jej biust, a potem wszedł w nią z takim zapałem, jakby od ładnych paru lat pozostawał w celibacie. Co wywołało pomruk zadowolenia u kobiety. A to z kolei spowodowało, że Peter kontynuował swą działalność ze zwiększonym animuszem, starając się jednak dostosować tempo do reakcji swej partnerki. Dobrze wyczuwalnych intensywnych reakcji. Może nie tak intensywnych jak za pierwszym razem, ale wyraźnie sprawiających jej przyjemność. Przyjemności zresztą były obustronne, bo nic nie mogło się równać z tym, co się odczuwało mając podczas seksu z pozytywnie reagującą partnerką.
Peter zmienił odrobinę pozycję, by, stale i odrobinę mocniej, zajmując się biustem dziewczyny wsunąć się w nią jeszcze głębiej i jeszcze wzmocnić intensywność przekazywanych doznań.
Dorothy przez kilka chwil przyjmowała szczodre pieszczoty jakimi obdarzył ją Peter, dając mu do zrozumienia ruchami ciała i westchnieniami, że jest na właściwej drodze. A gdy doznania stały się intensywniejsze i gdy do głosu doszła chęć jak najszybszego dotarcia na szczyt, jej ręką przesunęła się w dół i kobieta zaczęła sama się pieścić, by uzupełnić doznania serwowane przez partnera.
Taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie, przynajmniej z punktu widzenia (i odczuć) Petera, który na moment ścisnął mocniej pierś dziewczyny, a potem odchylił się, chwycił ją za biodra... i wszedł najgłębiej jak mógł, by po chwili osiągnąć spełnienie. Niemal równocześnie z Dorothy, której tym razem usta najemnika nie ograniczały możliwości wyrażenia na głos swojego zadowolenia. Gdy spazm rozkoszy wstrząsnął jej ciałem z gardła wydobył się dźwięk dobitnie świadczący o tym, jak bardzo zadowolona była kobieta. Być może nawet bardziej niż za pierwszym razem.
Peter nie zamierzał opuszczać swej partnerki. Ponownie się do niej przytulił, tym razem całkiem bez ruchu, dłonią obejmując jedną z piersi dziewczyny. Którą to czułość przyjęła z zadowoleniem kładąc swoją dłoń na jego.
Peter poruszył się jeszcze raz czy dwa razy, odrobinę, by przyjąć jak najprzyjemniejszą pozycję... a potem na moment zapanowało milczenie. Przerwał je Peter, krótkim ale pełnym uczucia "Dziękuję", do słowa dołączając pocałunek w szyję. Dot w odpowiedzi uśmiechnęła się przymykając oczy. A po chwili przekręciła się na drugi bok, by móc spojrzeć mu w oczy i by on mógł zobaczyć wyraz zadowolenia na jej twarzy.
Peter cmoknął ją w czubek nosa.
- Rozkoszy moich oczu... - powiedział.
Kobieta uśmiechnęła się figlarnie.
- Jeszcze ci mało? - dodała po chwili w żartobliwym tonie.
- Już wiem, jakie atrakcje ofiaruje się w raju Mahometa. Przynajmniej jedną z tych atrakcji...
- Ach tak?
- Dokładnie tak... - Musnął dłonią pośladek dziewczyny. - Co byś powiedziała na wspólną kąpiel?
- Najpierw muszę coś zjeść - powiedziała odwracając głowę tak, by widzieć jego dłoń na swoim pośladku.
- Nie można pozwolić, byś umarła z głodu. - Uśmiechnął się lekko. - Wolisz obiad tutaj, czy prosto z pieca? Z kotła raczej...
-Przyniosę sobie. - Pocałowała go w policzek. - Ale dziękuję za troskę.
- To czysta przyjemność - zapewnił, odwzajemniając pocałunek... za cel obierając jedną z ciekawych krągłości. - Ale jakimś dziwnym trafem nie chce mi się stąd ruszać... Uważasz, że już powinniśmy wstać? - spytał.
- Ja nie, ale mój żołądek ma na ten temat inne zdanie. - zażartowała.
- Z tym można walczyć tylko w jeden sposób... - powoli, za wyraźną niechęcią, zaczął się podnosić.
Dot odczekała chwilę przyglądając się z zaciekawieniem najemnikowi, który, zapewne pod wpływem jej ponownie zaczął zdradzać objawy zainteresowania jej osobą. A może przyczyniło się do tego to, że również jej się przyglądał... mniej więcej od głowy, ale z pewnością nie aż do samych stóp. Pani Lie zaśmiała się głośno. Podniosła szybko i z gracją. Pozbierała swoją bieliznę z ziemi, ustawiając się tak by mężczyzna mógł podziwiać jej zgrabne cztery litery, gdy podnosiła swoje rzeczy.
- Jeszcze trochę i stąd nie wyjdziemy - lojalnie uprzedził ją Peter, który powoli zaczął się ubierać. Nie odrywając zresztą wzroku od Dot, na której twarzy pojawił się drapieżny, ale i pełen zadowolenia uśmiech.
Z bielizną w jednej ręce przeszła koło mężczyzny, szturchając go biodrem i, przy okazji, 'zarabiając' klapsa w pośladek. Co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na jej twarzy.
- Może ci pomóc? - spytał, chociaż do tej pory zdążył ubrać jedynie koszulkę.
- Jeśli sam będziesz gotowy.- Odparła, zakładając najpierw dolną a później górna część bielizny.
- Dobrze, dobrze - odpowiedział idąc w jej ślady. Jako że ubrana (choćby częściowo) Dorothy mniej odwracała jego uwagę niż naga, poszło mu to całkiem sprawnie.
Spojrzał na dziewczynę.
- Zaiste, niewiele jest do pomagania - stwierdził, jako że jedynymi brakującymi elementami odzienia dziewczyny były skarpetki i buty.
- Może kiedyś zdołasz to nadrobić. - Odpowiedziała mu wkładając skarpetki.
- Zapamiętam - zapewnił z uśmiechem, a gdy dziewczyna skończyła się ubierać, zapytał: - Idziemy?
Nie czekając na odpowiedź przytulił ją mocno i równie mocno pocałował.


Słońce przesunęło się nieco na nieboskłonie, gdy płachta VIP-owskiego namiotu Dot uchyliła się.
Jak przystało na dżentelmena Peter przepuścił Dorothy i to ona miała przyjemność pierwsza zetknąć się z czekającą na zewnątrz rzeczywistością... która w sumie nie zmieniła się prawie wcale. Nadal w obozie kręciły się te same osoby, tu i tam ktoś siedział, właśnie gdzieś przechodził, drzemał, rozmawiano, w sumie wszystko jak przed godziną, nim Currain i Lie zniknęli w namiocie. Jedynie “T” siedząca w jednym z jeepów, wciąż bez butów, z nogami zarzuconymi na oparcie innego fotela, wpatrywała się właśnie prosto w Dorothy. A minę miała… w sumie obojętną.
Rudowłosa, tym razem w kompletnym już stroju składającym się z damskich bojówek w kolorze khaki, czarnej podkoszulki bez rękawów i butów, obrzuciła swój “cień” w samochodzie podobnie beznamiętnym spojrzeniem kierując swoje kroki ku polowej kuchni.
Peter nie miał w co się przebierać, ale że nie miał zwyczaju sypiać w ubraniu, to nie wyglądał na 'pognieconego'. Przynajmniej nie bardziej, niż po powrocie z wyprawy poszukiwawczej.
Sierżant zignorował "T", a że uznał, że warto sprawdzić, jak się udał jego udział w tworzeniu obiadu, również skierował się w stronę kuchni.
- Lubisz kuchnię egzotyczną? - spytał po paru krokach. - Kuchnia serwuje zupę z węża. - Na wszelki wypadek wolał uprzedzić Dorothy, z czym przyjdzie się zmierzyć jej żołądkowi.
- Zupa z węża?- W głosie kobiety dało się wyczuć zainteresowanie.- Taka wietnamska? Uwielbiam kuchnię wietnamską.
- Harry dwoił się i troił - zapewnił ją Peter. - Czy wyjdzie dokładnie jak wietnamska, tego nie wiem, ale pachniało smakowicie - dodał.
- Czyli nadal migasz się od przyrządzenia kolacji, którą mi obiecałeś? - Dot z ukosa spojrzała na najemnika.
- W zupie jest i mój wkład - odparł Peter. - Ten mięsny. A i trochę zostało na szaszłyki... Może być? Na steki chwilowo nie można niestety liczyć. Z węża niespecjalnie się udają.
- Zupa też jest dobra. - Dot pomasowała się po brzuchu, który w tym momencie bardzo, ale to bardzo głośno dawał znać, że jest pusty.
- O ho ho... To chyba znak, że powinniśmy szybciej iść - uśmiechnął się Peter. - Na szczęście nie mamy daleko... - dodał żartobliwym tonem.
- Chyba nie dam rady - jęknęła cicho Dorothy i w stylu iście z niemego kina, przykładając rękę do czoła, zasymulowała, że upada.
- Ratunku... na pomoc... - teatralnym szeptem powiedział Peter, poczym złapał i podtrzymał 'omdlewającą' dziewczynę. - Czy jest gdzieś doktor? - dodał takim samym tonem, równocześnie biorąc ją na ręce. Z nadzieją, że dziewczyna nie zacznie się wyrywać...
Nie zaczęła.
- Mój bohater - westchnęła teatralnie i pozwoliła spokojnie zanieść się do kuchni, gdzie Peter znalazł udającą krzesło skrzynkę. A gdy Dot zajęła w miarę wygodnie miejsce, podał jej pełną po brzegi menażkę.
- Smacznego - powiedział.
- Dziękuję - powiedziała zanim spróbowała potrawy. A że była naprawdę głodna, dzisiejszy wysiłek fizyczny wydatnie się do tego przyczynił, zupa Harrego mogła uchodzić za jedno z najlepszych dań, jakimi się delektowała.- Uznania dla szefa kuchni - rzuciła gdzieś w powietrze, szukając wzrokiem kuchmistrza.
- Wspaniałe - dodał Peter. - Można się uzależnić... - dodał.
Zapewne jedynie przez przypadek w tym właśnie momencie jego spojrzenie zahaczyło w przelocie o biust Dot.
- Bo będziesz musiał na odwyk trafić.- Uśmiechając się Lie pokazała mu język.- A to ponoć bardzo nieprzyjemne.
- Też słyszałem takie plotki. - Peter skinął głową. - To pewnie by było jeszcze gorsze, niż pół roku w szpitalu - dodał, z nie do końca szczerym uśmiechem.
- Czyżbyś miał przyjemność spędzić pół roku w szpitalu? - zainteresowała się Dot.
- Niestety, wypadki chodzą po ludziach... - Oczy Petera pociemniały nieco. - Nie omija to nawet SEALs - dodał cicho.
Kobieta obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
- To, tam? - Wskazała na nogi. Blizny były dobrze widoczne i zdążyła im się przyjrzeć. Między innymi.
- Tak... Helikopter w ogniu, można by rzec - odpowiedział. - Ale i tak miałem duuużo szczęścia.
- I niczego cię to nie nauczyło? Ciągle pakujesz się w kolejne przygody? - powiedziała lekko żartobliwym tonem.
- Najwyraźniej masz rację - odpowiedział. - Ale dzięki temu poznaję nowych ludzi... - dodał podobnym tonem. - Siedząc za biurkiem i przekładając papierki nie miałbym takich możliwości.
-I masz możliwość zarobienia kolejnej pamiątki. Niektórym już się udało. - Mówiąc to przeniosła wzrok na siedzącą w samochodzie Cooke, która na moment tylko odwzajemniła spojrzenie.
- Wiesz, że ona miała rację? - Peter spojrzał na "T", potem ponownie na Dot. - Niby byłaś bezpieczna, w obozie... To był dowcip, czy nie przemyślałaś tego do końca? - dodał cicho.
Dorothy Lie powoli odwróciła głowę w stronę mężczyzny. Z beznamiętnym wyrazem twarzy lustrowała go przez dłuższą chwilę.
- A teraz będzie to “O” z przodu, tak?
- Nie... to 'o' sobie podarujemy. Ciekaw jestem tylko motywów.
- To była zabawa - odpowiedziała, ale jej twarz wyrażała pełne niezrozumienie dla pytania.
- To miej na uwadze, na drugi raz, biednego cienia, dobrze?
Dorothy zamrugała kilkukrotnie. Zmarszczyła czoło. Przerzuciła kilkukrotnie spojrzenie z jednego najemnika na drugiego jakby szukając połączenie między nimi.
- Czyli to wszystko moja wina?
- Jak by to rzec... dyplomatycznie... Gdyby coś ci się stało, to byłaby to wina cienia. Poza tym to sprawa ambicji. Dobry cień stara się podwójnie, by podopiecznemu nic się nie stało. I to nie kwestia pieniędzy. - Peter na moment zamilkł. - Nie wiem, czy można mówić o twojej winie... chociaż "T" ma prawo mieć pewne pretensje.
- Tak z boku patrząc... to było dość zabawne - dodał po chwili.
- Mogła przeczytać kontrakt porządnie zanim go podpisała. - Dot próbowała zachowywać poważną minę, ale ciężko było. Ona sama uważała swój żart za bardzo dobry, chociaż Sosnkowsky zareagował przesadnie.
Gdy kończyła swoją wypowiedź uśmiech wypłynął na jej twarzy.
- Ciekawe czy byłbyś tego samego zdania będąc na miejscu blondyna?
- Nie mam pojęcia... Raczej nie sądzę, bym był zachwycony. Chociaż... może bym zareagował mniej... impulsywnie.
- Może kiedyś przekonamy się. - Puściła mu oko.
- Już się zaczynam bać... - Spojrzał na Dot z udawanym zaniepokojeniem.
- Nie znasz dnia, ani godziny.
- Czuwajcie więc... - dodał. - Cóż warte byłoby życie bez odrobiny ryzyka.
- A nawiązując do tematu... co powiesz na kąpiel?

- Chętnie - odpowiedziała z zadziornym błyskiem w oku.
- Sprawdzę tylko, czy nigdzie nie jestem potrzebny - stwierdził Peter - i już jestem. Ulitujesz się nad 'T' i powiesz jej, jakie masz plany?
-Ty chyba żartujesz sobie.- Ruda spojrzała na Currana wzrokiem pełnym oburzenia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-12-2018 o 18:43.
Efcia jest offline