-
Ja bym pewnie tak zrobił... - odparł, sądząc, że słowa Dot dotyczą ostatniego zdania.
-
Zaraz zrobię im odprawę. I każę przygotować swojej sekretarce plan dnia - odpowiedziała mu z przekorą w głosie. -
to na którą mam pana, panie Curran, wciągnąć w swój grafik?
-
Proszę przysłać do mnie sekretarkę, gdy... jeśli - poprawił się -
znajdzie pani dla mnie, milady, parę chwil. - Wykonał całkiem udaną parodię dworskiego ukłonu.
-
Sam tego chciałeś. - Westchnęła ciężko. Odwróciła się do niego plecami i pomaszerowała w kierunku Cooke.
Peter zaś przez moment spoglądał za nią, po czym umył obie menażki a potem ruszył, by sprawdzić, jak się sprawują jego podwładni. Skontrolował posterunki, rozejrzał się za naukowcami, a gdy doszedł do wniosku, że wszystko jest w porządku, zabrał swój ręcznik i wybrał się na poszukiwanie Dorothy.
Jakiś czas później z namiotu Dorothy wyszedł wyraźnie wkurwiony Kaai, a sama Dot i “T” jeszcze przez chwilę w nim przebywały…
Peter, podążający w stronę wspomnianego namiotu, zatrzymał się na chwilę.
-
Coś się stało? - spytał.
-
Pani Lie życzy sobie więcej luzu i żebyśmy wszędzie za nią nie chodzili. Chyba chce więcej chwil sam na sam z tobą, sierżancie. - Marcus Kaai z kamienną twarzą i spokojnym głosem wyjaśnił Peterowi. -
I jakoś jej nie interesują efekty, gdybyśmy tak postąpili, a coś by się stało - dodał, po czym już poszedł dalej.
-
Jak znaczna część 'podopiecznych' - odparł Peter. -
I nie sądzę, by to miało ścisły związek ze mną. Pani Lie jest baaardzo samodzielna... I z pewnością była taka, zanim dołączyła do tej wyprawy.
Po chwili z namiotu wyszła “T”, za nią Dorothy wychyliła tylko głowę i zawołała za odchodzą Cooke
-
Ale jak się już umyjesz to wrócisz?
Peter spojrzał najpierw na Dorothy, potem na "T".
-
Coś się stało? - spytał najemniczkę. -
Marcus nie wyglądał na zachwyconego... - dodał, które to sformułowanie było wielkim niedopowiedzeniem.
-
Zastanowię się - powiedziała “T” na odchodne do Dorothy, po czym odezwała się do Currana. -
Pogadaj z nią, to się dowiesz…
Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, ale, jak powiadają, do odważnych świat należy.
-
Coś się stało? - Gdy znalazł się koło namiotu powtórzył pytanie, tym razem kierując je pod innym adresem.
Dorothy nadal wystawiała tylko głowę z namiotu, trzymając jedną ręką jego poły, by nie dało zajrzeć się do środka.
-
Fiasko w rozmowach.
Peter spojrzał na nią pytająco.
-
A co usiłowałaś wynegocjować? Dzień bez cienia?
-
Odrobinę prywatności - powiedziała Dot.
-
Chcesz powiedzieć, że prywatność będziesz miała tylko w namiocie? - mówiąc to rozejrzał się dokoła, wypatrując pilnującej Dot dwójki.
-
Niestety. - Jej głos zrobił się piskliwy i bardzo przepełniony smutkiem. Podobne emocje wyrażała twarz.
-
Czyli zostajesz tutaj i jesteś niedostępna dla świata? Na znak protestu? - Słowa były może i troszkę kpiące, ale ton, w jakim zostały wypowiedziane, sugerował jednak współczucie.
-
Nie. Zaraz wyjdę.
-
Goła jesteś czy co? - spytał bardzo cicho, być może nawet za cicho, by Dot go usłyszała.
Uśmiechnęła się figlarnie i powiedziała
-
A coś ty taki ciekawy?
-
Widać przemawiają przeze mnie ukryte pragnienia. - Uśmiechnął się. -
W taki sposób chciałaś ich przekonać do zmiany zdania? - zażartował.
-
Nie. - Zaprzeczyła ruchem głowy. -
Ale może trzeba było… - Zastanawiała się poważnie.
-
To by nic nie dało. - Sądząc z tonu Peter był tego pewien. -
Są bardzo uparci, prawda?
-
Niestety. - Przyznała mu smutno rację.
-
Idziemy, czy chcesz jeszcze się poużalać? - spytał. -
W jednym i drugim przypadku służę swoją osobą.
-
Daj mi kilka chwil.- Powiedziała chowając się w namiocie.
Peter skinął głową, po czym uzbroił się w cierpliwość. Kilka minut w wersji kobiecej mogło trwać i trwać...
Nie trwało to zbyt długo. Dorothy wyszła z namiotu z ręcznikiem w ręku. Była w tych samych rzeczach, w których widziała ją ostatnio.
-
Gotowa.
-
Masz już jakiś ulubiony kawałek rzeczki? - spytał Peter, żartobliwym tonem, gdy już się oddalili kawałek od namiotu.
-
Wiem, którego nie chcę odwiedzić. - Palcem wskazała miejsce, gdzie poprzednio pluskała się z Kiku i Sarą.
-
Dlaczego nie tam? - Spojrzał na swą towarzyszkę. -
Co jest nie tak w tamtym miejscu?
-
Byłam już tam.- odpowiedziała patrząc na mężczyznę z ukosa.
-
W takim razie chodźmy wyżej, pod prąd - zaproponował, kierując się w tamtą stronę, a Dorothy podążyła za nim od czasu do czasu zerkając przez ramię. Marcus Kaai dreptał jakieś 20 kroków za nimi…
-
A ręczniczek i kąpielówki masz?- rzuciła przez ramię. -
Czy bez niczego wolisz?
-
Ręczniczek mam - powiedział.
-
Mówisz? - obdarzyła najemnika uśmiechem, który niósł za sobą wspomnienie kilku chwil, które razem spędzili.
-
Skoro wszystko wiemy, to teraz wystarczy znaleźć ładny kawałek plaży. - Spojrzał na dziewczynę, najwyraźniej jej pozostawiając wybór miejsca.
-
Masz coś upatrzone?
Pokręcił głową.
-
Nie miałem czasu, by się rozejrzeć - odparł. -
Może tam?
Wskazanego miejsca nie było widać z obozu, a był tam i piasek, i parę krzewów, i trochę trawy, a sam strumień wyglądał na w miarę głęboki - prócz miejsca, gdzie ze środka nurtu wystawał kawałek skały, otoczony gromadką mniejszych głazów.
Kobieta z uznaniem pokiwała głową. Szybkim ruchem zdjęła koszulkę, buty oraz spodnie, została tylko w samej bieliźnie. Złożyła swoje ubrania i położyła na butach, a na nogi ponownie założyła specjalne buty.
-
Też sobie kiedyś takie sprawię - powiedział Peter. Rozbierał się nieco wolniej, niż Dot, bowiem przyglądał się, jak dziewczyna pozbywa się odzienia. Lubił, jak kobiety zrzucały swe szmatki, a Dot, nie da się ukryć, warta była podwójnej uwagi.
Po chwili jednak i on został w samych bokserkach.
-
Kto pierwszy…!?- krzyknęła rudowłosa, rzucając się jednocześnie, w ewidentnie nieuczciwy sposób, do przodu W kierunku wody, by wygrać te zawody. I wśród pisków wbiegła do rzeki, chlapiąc jednocześnie na wszystkie strony. Zanurzyła się szybko, by po chwili wyskoczyć spod błękitnej toni.
Woda spływa po całym jej ciele. Dot naturalnym i swobodnym ruchem przesunęła dłońmi po włosach, by zetrzeć nadmiar wody z nich. Głowę miała przy tym lekko uniesioną do góry, a oczy przymknięte.
-
Wygrałaś - powiedział Peter, który znalazł się przy niej ładnych parę sekund później. -
Co chcesz jako nagrodę?
-
Później ci powiem - Dot obdarzyła Petera wymownym spojrzeniem, a następnie zaczęła chlapać w jego kierunku wodą.
-
Ja ci zaraz pokażę wodną wojenkę - obiecał Peter, który nie do końca zdołał się uchylić przed bryzgami wody. Wbrew jednak obietnicy nie przystąpił do kontrataku, tylko dobrnął do najbliższego wystającego z wody kamienia, na którym położył pistolet.
-
No, teraz zobaczymy... - powiedział, obracając się w stronę dziewczyny.
Dorothy, nie przestając chlapać szła powoli w jego kierunku śmiejąc się przy tym.
Peter, również szeroko uśmiechnięty, zrewanżował się, posyłając w jej kierunku niewielką falę wody. I zaraz potem kolejną.
W pewnym momencie kobieta zaprzestała uderzeń w wodę, głośno śmiejąc się i dysząc ciężko.
-
Zawieszenie broni!- krzyknęła.
Peter w ostatniej chwili powstrzymał ręce i tworzony przez niego prysznic przestał istnieć zanim zdążył się na dobre rozwinąć.
-
Zawieszenie... - zgodził się, nie do końca jednak dowierzając dziewczynie. -
Chwila przerwy na spokojną kąpiel? - zażartował, idąc w jej stronę.
Pani Lie stała lekko pochylona z rękoma opartymi o nogi, oddychając głośno.
Widok był ciekawy, jako że górne partie ciała były dość wyeksponowane, więc Peter przez moment przyglądał się dziewczynie.
-
Bez tych... szmatek... można się lepiej umyć... Dokładniej... - dodał.
-
Raczej utrudniło… - powolnym ruchem ręki przesunęła po ramieniu strącając ramiączko.
-
Pomóc ci? - zapropował uprzejmie, równocześnie jednak odruchowo spojrzał w stronę brzegu, gdzie powinien się czaić 'cień' dziewczyny.
Jej wzrok podążył w tym samym kierunku. Przez dłuższą chwilę Dorothy beznamiętnie przyglądała się Hawajczykowi.
-
Raczej spasuję.- Powiedziała poprawiając ramiączko. Wyprostowała się.
-
Co to za zabawa, gdy jedna ze stron pozostaje pasywna?!- krzyknęła w stronę Kaaia...który nie zwracał na to uwagi, siedząc oddalony od parki o jakieś dobre 15 metrów, oparty bokiem o jakieś drzewo. No i siedział również plecami do kąpiących się...
-
Z pewnością bym wolał, żeby on był pasywny, tam - uśmiechnął się Peter. -
Ale gdybyś się obróciła do niego... plecami, to mógłbym ci plecy umyć.
-
Ja tu do towarzystwa jestem. Popatrzę jak ty myjesz się.- przychyliła się lekko do tyłu i opadła plecami na wodę.
-
Tylko mi nie odpłyń w siną dal - złożył swe zastrzeżenie Peter, po czym ściągnął bokserki i położył je na najbliższym głazie.
-
Co najwyżej do oceanu. - Powiedziała unosząc się na powierzchni.
-
Pomacham ci na pożegnanie - odparł -
a potem zbuduję tratwę i popłynę za tobą - dodał, nim Dorothy zdążyła spopielić go spojrzeniem.
Kobieta pozwoliła unieść się nieco prądowi, ale niezbyt daleko. Następnie zwróciła i używając siły mięśni popłynęła w stronę Currana, ocierając się o niego gdy go mijała.
-
Igrasz z ogniem - powiedział żartobliwie, chwytając ją lekko za stopę i natychmiast puszczając.
-
Czyli przy tobie również nie mogę czuć się bezpiecznie?- Dot, nadal płynąc na plecach zwróciła i przepłynęła koło Petera.
-
Zależy, co rozumiesz pod pojęciem 'bezpiecznie' - odparł, wyciągając rękę w jej stronę, z wyraźnym zamiarem pochwycenia.
-
Aaa…- pogroziła mu palcem, jednocześnie odpływając poza jego zasięg.
Peter obrzucił ją spojrzeniem godnym rybaka widzącego złotą rybkę, nie pogonił jednak za nią, tylko zaczął się myć.
-
Grzeczny chłopiec. - powiedziała przepływając raz jeszcze koło niego.
'Grzeczny chłopiec' nie odrywał od niej wzroku, przechodząc równocześnie do mycia skrytych pod wodą części ciała.
Dorothy przepłynęła koło niego jeszcze dwa razy i wyszła z wody. Rozścieliła swój ręcznik na piasku i położyła się na nim, pozwalając by słońce osuszyło jej ciało.
-
Po kąpieli wodnej - słoneczna - zażartował Peter, żałując trochę, że wspólna kąpiel była nieco inna, niż on sobie tego wymarzył. Ale rozumiał, że Dot mogli się nie podobać świadkowie wodnych igraszek.
Zanurkował, a po chwili wynurzył się obok głazu, na którym suszyły się jego bokserki. Ubrał się, zabrał pistolet i ruszył w stronę brzegu. Wiedział oczywiście, że facet w gaciach i z bronią może wyglądać dziwnie (jeśli nie śmiesznie), ale bezpieczeństwo było ważniejsze.
-
Trochę olejku do opalania? - zażartował.
Dorothy podniosła głowę. Przesunęła wzrokiem po ciele mężczyzny.
-
A masz?- w jej głosie dominowała wesołość.
-
Byłem pewien, ze, jak zawsze, masz wszystko co trzeba... - Peter udał zawiedzionego.
-
Może… - Rudowłosa podniosła się. Sięgnęła po swoje rzeczy. -
... Ale teraz mamy inne rzeczy do zrobienia.- zaczęła powoli ubierać się.
-
To w tobie cenię - powiedział, po czym zaczął się wycierać, chcąc iść jak najszybciej w jej ślady.
Parę minut później byli już w drodze do obozu.
Z 'cieniem' podążającym kilkanaście metrów za nimi.