Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 18:39   #82
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja bym pewnie tak zrobił... - odparł, sądząc, że słowa Dot dotyczą ostatniego zdania.
- Zaraz zrobię im odprawę. I każę przygotować swojej sekretarce plan dnia - odpowiedziała mu z przekorą w głosie. - to na którą mam pana, panie Curran, wciągnąć w swój grafik?
- Proszę przysłać do mnie sekretarkę, gdy... jeśli - poprawił się - znajdzie pani dla mnie, milady, parę chwil. - Wykonał całkiem udaną parodię dworskiego ukłonu.
- Sam tego chciałeś. - Westchnęła ciężko. Odwróciła się do niego plecami i pomaszerowała w kierunku Cooke.
Peter zaś przez moment spoglądał za nią, po czym umył obie menażki a potem ruszył, by sprawdzić, jak się sprawują jego podwładni. Skontrolował posterunki, rozejrzał się za naukowcami, a gdy doszedł do wniosku, że wszystko jest w porządku, zabrał swój ręcznik i wybrał się na poszukiwanie Dorothy.


Jakiś czas później z namiotu Dorothy wyszedł wyraźnie wkurwiony Kaai, a sama Dot i “T” jeszcze przez chwilę w nim przebywały…
Peter, podążający w stronę wspomnianego namiotu, zatrzymał się na chwilę.
- Coś się stało? - spytał.
- Pani Lie życzy sobie więcej luzu i żebyśmy wszędzie za nią nie chodzili. Chyba chce więcej chwil sam na sam z tobą, sierżancie. - Marcus Kaai z kamienną twarzą i spokojnym głosem wyjaśnił Peterowi. -I jakoś jej nie interesują efekty, gdybyśmy tak postąpili, a coś by się stało - dodał, po czym już poszedł dalej.
- Jak znaczna część 'podopiecznych' - odparł Peter. - I nie sądzę, by to miało ścisły związek ze mną. Pani Lie jest baaardzo samodzielna... I z pewnością była taka, zanim dołączyła do tej wyprawy.

Po chwili z namiotu wyszła “T”, za nią Dorothy wychyliła tylko głowę i zawołała za odchodzą Cooke
- Ale jak się już umyjesz to wrócisz?
Peter spojrzał najpierw na Dorothy, potem na "T".
- Coś się stało? - spytał najemniczkę. - Marcus nie wyglądał na zachwyconego... - dodał, które to sformułowanie było wielkim niedopowiedzeniem.
- Zastanowię się - powiedziała “T” na odchodne do Dorothy, po czym odezwała się do Currana. - Pogadaj z nią, to się dowiesz…
Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, ale, jak powiadają, do odważnych świat należy.
- Coś się stało? - Gdy znalazł się koło namiotu powtórzył pytanie, tym razem kierując je pod innym adresem.
Dorothy nadal wystawiała tylko głowę z namiotu, trzymając jedną ręką jego poły, by nie dało zajrzeć się do środka.
- Fiasko w rozmowach.
Peter spojrzał na nią pytająco.
- A co usiłowałaś wynegocjować? Dzień bez cienia?
- Odrobinę prywatności - powiedziała Dot.
- Chcesz powiedzieć, że prywatność będziesz miała tylko w namiocie? - mówiąc to rozejrzał się dokoła, wypatrując pilnującej Dot dwójki.
- Niestety. - Jej głos zrobił się piskliwy i bardzo przepełniony smutkiem. Podobne emocje wyrażała twarz.
- Czyli zostajesz tutaj i jesteś niedostępna dla świata? Na znak protestu? - Słowa były może i troszkę kpiące, ale ton, w jakim zostały wypowiedziane, sugerował jednak współczucie.
- Nie. Zaraz wyjdę.
- Goła jesteś czy co? - spytał bardzo cicho, być może nawet za cicho, by Dot go usłyszała.
Uśmiechnęła się figlarnie i powiedziała
- A coś ty taki ciekawy?
- Widać przemawiają przeze mnie ukryte pragnienia. - Uśmiechnął się. - W taki sposób chciałaś ich przekonać do zmiany zdania? - zażartował.
- Nie. - Zaprzeczyła ruchem głowy. - Ale może trzeba było… - Zastanawiała się poważnie.
- To by nic nie dało. - Sądząc z tonu Peter był tego pewien. - Są bardzo uparci, prawda?
- Niestety. - Przyznała mu smutno rację.
- Idziemy, czy chcesz jeszcze się poużalać? - spytał. - W jednym i drugim przypadku służę swoją osobą.
- Daj mi kilka chwil.- Powiedziała chowając się w namiocie.
Peter skinął głową, po czym uzbroił się w cierpliwość. Kilka minut w wersji kobiecej mogło trwać i trwać...
Nie trwało to zbyt długo. Dorothy wyszła z namiotu z ręcznikiem w ręku. Była w tych samych rzeczach, w których widziała ją ostatnio.
- Gotowa.


- Masz już jakiś ulubiony kawałek rzeczki? - spytał Peter, żartobliwym tonem, gdy już się oddalili kawałek od namiotu.
- Wiem, którego nie chcę odwiedzić. - Palcem wskazała miejsce, gdzie poprzednio pluskała się z Kiku i Sarą.
- Dlaczego nie tam? - Spojrzał na swą towarzyszkę. - Co jest nie tak w tamtym miejscu?
- Byłam już tam.- odpowiedziała patrząc na mężczyznę z ukosa.
- W takim razie chodźmy wyżej, pod prąd - zaproponował, kierując się w tamtą stronę, a Dorothy podążyła za nim od czasu do czasu zerkając przez ramię. Marcus Kaai dreptał jakieś 20 kroków za nimi…
- A ręczniczek i kąpielówki masz?- rzuciła przez ramię. - Czy bez niczego wolisz?
- Ręczniczek mam - powiedział.
- Mówisz? - obdarzyła najemnika uśmiechem, który niósł za sobą wspomnienie kilku chwil, które razem spędzili.
- Skoro wszystko wiemy, to teraz wystarczy znaleźć ładny kawałek plaży. - Spojrzał na dziewczynę, najwyraźniej jej pozostawiając wybór miejsca.
- Masz coś upatrzone?
Pokręcił głową.
- Nie miałem czasu, by się rozejrzeć - odparł. - Może tam?
Wskazanego miejsca nie było widać z obozu, a był tam i piasek, i parę krzewów, i trochę trawy, a sam strumień wyglądał na w miarę głęboki - prócz miejsca, gdzie ze środka nurtu wystawał kawałek skały, otoczony gromadką mniejszych głazów.
Kobieta z uznaniem pokiwała głową. Szybkim ruchem zdjęła koszulkę, buty oraz spodnie, została tylko w samej bieliźnie. Złożyła swoje ubrania i położyła na butach, a na nogi ponownie założyła specjalne buty.
- Też sobie kiedyś takie sprawię - powiedział Peter. Rozbierał się nieco wolniej, niż Dot, bowiem przyglądał się, jak dziewczyna pozbywa się odzienia. Lubił, jak kobiety zrzucały swe szmatki, a Dot, nie da się ukryć, warta była podwójnej uwagi.
Po chwili jednak i on został w samych bokserkach.
- Kto pierwszy…!?- krzyknęła rudowłosa, rzucając się jednocześnie, w ewidentnie nieuczciwy sposób, do przodu W kierunku wody, by wygrać te zawody. I wśród pisków wbiegła do rzeki, chlapiąc jednocześnie na wszystkie strony. Zanurzyła się szybko, by po chwili wyskoczyć spod błękitnej toni.
Woda spływa po całym jej ciele. Dot naturalnym i swobodnym ruchem przesunęła dłońmi po włosach, by zetrzeć nadmiar wody z nich. Głowę miała przy tym lekko uniesioną do góry, a oczy przymknięte.
- Wygrałaś - powiedział Peter, który znalazł się przy niej ładnych parę sekund później. - Co chcesz jako nagrodę?
- Później ci powiem - Dot obdarzyła Petera wymownym spojrzeniem, a następnie zaczęła chlapać w jego kierunku wodą.
- Ja ci zaraz pokażę wodną wojenkę - obiecał Peter, który nie do końca zdołał się uchylić przed bryzgami wody. Wbrew jednak obietnicy nie przystąpił do kontrataku, tylko dobrnął do najbliższego wystającego z wody kamienia, na którym położył pistolet.
- No, teraz zobaczymy... - powiedział, obracając się w stronę dziewczyny.
Dorothy, nie przestając chlapać szła powoli w jego kierunku śmiejąc się przy tym.
Peter, również szeroko uśmiechnięty, zrewanżował się, posyłając w jej kierunku niewielką falę wody. I zaraz potem kolejną.
W pewnym momencie kobieta zaprzestała uderzeń w wodę, głośno śmiejąc się i dysząc ciężko.
- Zawieszenie broni!- krzyknęła.
Peter w ostatniej chwili powstrzymał ręce i tworzony przez niego prysznic przestał istnieć zanim zdążył się na dobre rozwinąć.
- Zawieszenie... - zgodził się, nie do końca jednak dowierzając dziewczynie. - Chwila przerwy na spokojną kąpiel? - zażartował, idąc w jej stronę.
Pani Lie stała lekko pochylona z rękoma opartymi o nogi, oddychając głośno.
Widok był ciekawy, jako że górne partie ciała były dość wyeksponowane, więc Peter przez moment przyglądał się dziewczynie.
- Bez tych... szmatek... można się lepiej umyć... Dokładniej... - dodał.
- Raczej utrudniło… - powolnym ruchem ręki przesunęła po ramieniu strącając ramiączko.
- Pomóc ci? - zapropował uprzejmie, równocześnie jednak odruchowo spojrzał w stronę brzegu, gdzie powinien się czaić 'cień' dziewczyny.
Jej wzrok podążył w tym samym kierunku. Przez dłuższą chwilę Dorothy beznamiętnie przyglądała się Hawajczykowi.
- Raczej spasuję.- Powiedziała poprawiając ramiączko. Wyprostowała się.
- Co to za zabawa, gdy jedna ze stron pozostaje pasywna?!- krzyknęła w stronę Kaaia...który nie zwracał na to uwagi, siedząc oddalony od parki o jakieś dobre 15 metrów, oparty bokiem o jakieś drzewo. No i siedział również plecami do kąpiących się...
- Z pewnością bym wolał, żeby on był pasywny, tam - uśmiechnął się Peter. - Ale gdybyś się obróciła do niego... plecami, to mógłbym ci plecy umyć.
- Ja tu do towarzystwa jestem. Popatrzę jak ty myjesz się.- przychyliła się lekko do tyłu i opadła plecami na wodę.
- Tylko mi nie odpłyń w siną dal - złożył swe zastrzeżenie Peter, po czym ściągnął bokserki i położył je na najbliższym głazie.
- Co najwyżej do oceanu. - Powiedziała unosząc się na powierzchni.
- Pomacham ci na pożegnanie - odparł - a potem zbuduję tratwę i popłynę za tobą - dodał, nim Dorothy zdążyła spopielić go spojrzeniem.
Kobieta pozwoliła unieść się nieco prądowi, ale niezbyt daleko. Następnie zwróciła i używając siły mięśni popłynęła w stronę Currana, ocierając się o niego gdy go mijała.
- Igrasz z ogniem - powiedział żartobliwie, chwytając ją lekko za stopę i natychmiast puszczając.
- Czyli przy tobie również nie mogę czuć się bezpiecznie?- Dot, nadal płynąc na plecach zwróciła i przepłynęła koło Petera.
- Zależy, co rozumiesz pod pojęciem 'bezpiecznie' - odparł, wyciągając rękę w jej stronę, z wyraźnym zamiarem pochwycenia.
- Aaa…- pogroziła mu palcem, jednocześnie odpływając poza jego zasięg.
Peter obrzucił ją spojrzeniem godnym rybaka widzącego złotą rybkę, nie pogonił jednak za nią, tylko zaczął się myć.
- Grzeczny chłopiec. - powiedziała przepływając raz jeszcze koło niego.
'Grzeczny chłopiec' nie odrywał od niej wzroku, przechodząc równocześnie do mycia skrytych pod wodą części ciała.
Dorothy przepłynęła koło niego jeszcze dwa razy i wyszła z wody. Rozścieliła swój ręcznik na piasku i położyła się na nim, pozwalając by słońce osuszyło jej ciało.
- Po kąpieli wodnej - słoneczna - zażartował Peter, żałując trochę, że wspólna kąpiel była nieco inna, niż on sobie tego wymarzył. Ale rozumiał, że Dot mogli się nie podobać świadkowie wodnych igraszek.
Zanurkował, a po chwili wynurzył się obok głazu, na którym suszyły się jego bokserki. Ubrał się, zabrał pistolet i ruszył w stronę brzegu. Wiedział oczywiście, że facet w gaciach i z bronią może wyglądać dziwnie (jeśli nie śmiesznie), ale bezpieczeństwo było ważniejsze.
- Trochę olejku do opalania? - zażartował.
Dorothy podniosła głowę. Przesunęła wzrokiem po ciele mężczyzny.
- A masz?- w jej głosie dominowała wesołość.
- Byłem pewien, ze, jak zawsze, masz wszystko co trzeba... - Peter udał zawiedzionego.
- Może… - Rudowłosa podniosła się. Sięgnęła po swoje rzeczy. -... Ale teraz mamy inne rzeczy do zrobienia.- zaczęła powoli ubierać się.
- To w tobie cenię - powiedział, po czym zaczął się wycierać, chcąc iść jak najszybciej w jej ślady.

Parę minut później byli już w drodze do obozu.
Z 'cieniem' podążającym kilkanaście metrów za nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-01-2019 o 15:44.
Kerm jest offline