Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2018, 23:06   #84
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=i6OtF7daIPM[/MEDIA]

Bez większych niespodzianek czas w obozie przesączył im się przez palce, aż do nastania nocy. Większość poszła spać, niektórzy mieli ochotę na seks, a zapewne jeszcze inni tak jak Kiku, nie mogli zasnąć. Siedziała tam gdzie zwykle, na masce Jeepa i patrzyła w gwiazdy. Kiedyś uwielbiała spędzać czas na łonie natury, czując się spokojniej i regenerując z ran które sprawia miejskie życie. Teraz było inaczej, znów czuła się nieswojo, a do głowy przychodziły jej myśli do których nikomu by się nie przyznała.

Ból, żal i zawiść mieszały się w niej niczym paskudna mikstura gotowana w kotle przez wiedźmę. Okropne wizje które ją nachodziły nie dotyczyły dinozaurów, czy też tego że nigdy nie wrócą. Widziała, czuła siebie inną niż chciała, niż akceptowała. Coś kazało jej zapomnieć o dobrym wychowaniu którego nauczyli jej rodzice w rodzimych Stanach. Ta sama obca siła mówiła jej że może zabijać innych, że powinna egoistycznie brać co swoje. Lyssa uniosła butelkę wina, dopijając resztkę która jej została. Przyjemna słodycz zmieszała się z goryczą jej uczuć. Coś mówiło jej że i tak wszyscy zginą, że nie warto tego przeciągać. To samo “coś” stwierdziło że powinna wysadzić w powietrze ich zapasy paliwa. “Nikt się nie spodziewa, zanim się zorientują wszystko będzie płonąć” - Usłyszała głos w głowie - “Jeśli wysadzisz ich zapasy, będą musieli zrezygnować z badania wyspy.. ocalisz ich, przed tym co inaczej nieuniknione..”

Lyssa zlękła się trochę, ujmując dłonią swoje palce, chociaż nie było chłodno. Oddech niebezpiecznie przyspieszył, a ona wiedziała że miałaby odwagę. Omiotła obóz wzrokiem, który w jakiś chłodny, ale emocjonalny niczym dotyk lodu sposób przywoływał obrazy innych osób. Obok niej, przy Jeepie, leżał spakowany plecak z jej rzeczami i… ukradziony pistolet Woodsa. Przygotowała wszystko wcześniej, bo czuła że tak musi. Pakując się nie wiedziała jednak dokładnie co zrobi potem, a wszystko równie dobrze mogła zarzucić, zapomnieć jeszcze. Mogła?

Niektórych nie darzyła sympatią, a jednak inni niczym jej nie zawinili. Przypomniała sobie Collinsa który przyniósł jej herbatę. Czy jeśli wysadzi zapasy paliwa, przyczyni się do jego śmierci? Wewnętrzna walka o wpływy zaczęła rozdzierać ją od środka. Gdzieś głęboko w sobie, czuła że jest w niej osoba która nie zawaha się wyciąć sobie maczetą drogi przez tłum ludzi. Byle tylko przetrwać. Gdzieś tam była jakaś okrutna strona która nie bała się rozlewać krwi, a ze zwycięstwa nad słabszym czuła satysfakcję. Gdy wspominała siebie jeszcze w Stanach, widziała grzeczną i ułożoną osobę. Tylko że nawet taki aniołek, musiał raz na jakiś czas zejść w głąb podziemnej krypty. Ubrudzić skrzydełka i sprawdzić czy zło które tam więzi, dalej jest spętane. Co było złe, a co dobre? Granica zaczęła się jej zamazywać. Przez moment schowała twarz w dłoni, skupiając myśli i siłę do walki.

“Nie tego uczył mnie mój ojciec!” - krzyknęła w tych myślach, niczym zaszczute zwierzę i poczuła jak ramiona unoszą jej się w skórzanej kurtce. W jednej chwili jej myśli niczym wzburzona woda opuściły podziemia umysłu, zostawiając to co tam pogrzebane i nastała pustka. Dżungla i nieme niebo przyglądały jej się, a Lyssa czuła dziwny wstyd. Oczy dziewczyny powiodły znów po obozie, ale tak jak wcześniej nie czuła się jego częścią. Teraz jednak zrozumiała, że zamiast wyrżnąć wszystkich i wykorzystać ich zapasy by przetrwać, musi odejść by ich chronić przed samą sobą.

Od dłuższego czasu i tak nikt nie zwracał na nią uwagi, więc wymknięcie się teraz było z jej umiejętnościami łatwe jak ogranie dziecka w Monopoly. Opięty przez skórzane spodnie tyłek Azjatki zsunął się z solidnej maski Jeepa, a ta sięgnęła po swój plecak. Zabrała tylko tyle, by dać sobie złudzenie że ma szansę przetrwać, ale jak było naprawdę? “Przecież dobrze wiesz że tu zginiesz” - znów odezwał się w jej myślach głos, o którym chciała zapomnieć.

- Zamknij się. - warknęła pod nosem do “ducha”.

Ostatnie spojrzenie jakim obdarzyła obóz, nie miało przywołać żadnej konkretnej myśli. Chciała ten widok zachować, zapamiętać i pielęgnować.. choć nie wiedziała jeszcze w jakim celu. Im więcej rozważała i dumała tym trudniej było działać, więc przestała i skupiła się na jednym. Uciekać.

Miała latarkę i światła chemiczne, ale póki była blisko obozu nie używała ich by nie zwrócić na siebie uwagi. Być może światła gwiazd dadzą jej dość dobrą widoczność by w ogóle ich nie użyć i nie rzucać się w oczy także innym stworzeniom zamieszkującym wyspę. Początkowy entuzjazm i adrenalina dawała jej nieziemską szybkość, gdy dobiegła w stronę skąd słyszała rzekę. Pobiegła wzdłuż niej kawałek, w stronę w głąb wyspy, by nie narobić hałasu rozbijając nogami taflę wody. Dopiero gdy oddaliła się trochę od obozu, bez żadnego oporu weszła w rzekę i zaczęła pospiesznie maszerować pod prąd. Nie wiedziała jeszcze kiedy, ani w którym kierunku wyjdzie, ale nie chciała zostawiać za sobą śladów. Nad samą rzeką, nie było drzew więc nie potrzebowała dodatkowego oświetlenia oprócz tego jakie dawały jej gwiazdy. Jej buty były niezwykle solidne, ale nie przystosowane do brodzenia w wodzie i zaraz poczuła jak jej stopy zalał i otulił chłód wody. W ręce, na wszelki wypadek już miała wyciągniętą maczetę, ale liczyła na to że nie będzie musiała jeszcze jej użyć. Początkowy plan zakładał dotarcie w jakieś bardziej skaliste i górskie rejony wyspy, gdzie liczyła na to że większość drapieżników które do tej pory widziała, nie poradzi sobie ze wspinaczką.

Ignorując brak komfortu, zacisnęła zęby i jeszcze bardziej przyspieszyła, forsując większy pośpiech. Musiała zejść z rzeki na ląd gdzieś, gdzie nie zostawi śladów i iść dalej. W pewnym sensie poczuła się lepiej, choć mogło to wydawać się absurdalne. Jej los zależał teraz tylko od niej samej, lub przeznaczenia, a nie od decyzji Majora. Ta iluzja wolności dodała sił, by w końcu znaleźć brzeg który nie był zarośnięty, ani zasypany piaskiem. Z lekkim wysiłkiem, bo przecież miała na sobie bagaż, wspięła się na jakieś usypane nad wodą głazy. Dała sobie tylko minutę, by wylać wodę z butów, upić łyka z manierki i iść w nieznane...
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline