Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 15:28   #563
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Przygotowania do posiłku

Harper zastanawiała się chwilę
- Cóż, jako iż nie jestem już chora to myślę, że mogłabym przenieść się do jednego z pokoi gościnnych… W takim razie dobrze, potem łazienka. Twój plan jest bardzo dobry Martho, bardzo proszę w takim razie, prowadź - powiedziała śpiewaczka uprzejmie i czekała teraz dokąd zabierze ją ta młoda kobieta. Z jednej strony mogłaby wrócić do części szpitalnej, ale z drugiej, był tam na pewno Joakim, a na razie nieco stresowała się znów z nim zderzyć.
Martha ukłoniła się Alice, po czym poprowadziła ją schodami na wyższe piętro. Alice spoglądała na piękne obrazy, które wisiały po drodze. Czy przedstawiały członków rodu de Trafford? Całkiem możliwe. Choć równie dobrze mogły być niedawno zakupionymi ozdobami.
- Już wiem! - pokojówka klasnęła dłońmi. - Ubierzemy panią w coś panienki Jennifer! Tylko z którego pokoju? Pierwszego… czy drugiego? - zaśmiała się przy tym ostatnim słowie.
Alice uniosła lekko brew
- A czym różni się jeden od drugiego? - zapytała z zaciekawieniem w głosie. Znając Jenny, mogła się spodziewać wszystkiego, dlatego podział na numer jeden i dwa niezwykle ją zainteresował.
Martha cała spąsowiała.
- Miałam na myśli… - zająknęła się. - Jest tylko jeden pokój. Tak… i mogę go pani pokazać. Drugiego wcale nie ma. Po co miałby być. Czy ktoś potrzebuje dwóch pokojów? Chyba nie… Na pewno nie! - odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się nerwowo.
Bardzo szybko jej wesołość zgasła. Ruszyła schodami nieco szybciej. Tak, że Alice musiała starać się, aby dotrzymać jej kroku. Na krótki moment nawet zgubiła pokojówkę. Choć Martha nie była najszczuplejszą osobą na tej planecie, to potrafiła poruszać się zadziwiająco zwinnie i szybko.
- Tutaj mamy jeden z pokojów dla gości - odsłoniła pomieszczenie znajdujące się za jednymi z drzwi. Wyglądało bardzo przyzwoicie. Hotelowo. Podwójne łoże, szafa, komoda, dwa stoliki z lampkami, ozdobne, stojące lustro… dwa obrazy. Jeden przedstawiał konie w galopie, a drugi posępną kobietę, spoglądającą na wnętrze niebieskimi oczami. Wyglądała na co najmniej pięćdziesiąt lat. Nieco siwe, choć głównie brązowe włosy zawijała w ciasny kok i spoglądała na Alice bardzo srogo. Oceniała ją, choć była jedynie kilkoma warstwami pigmentu na płótnie.
- W co chciałaby się pani przebrać? - zapytała Martha.
Śpiewaczka była zaciekawiona, czemu Martha tak nagle zmieniła temat, kiedy zapytała o ten drugi pokój, o którym wcześniej sama pokojówka wspomniała. Nie dopytywała jednak, starając się za nią nadążyć. Kiedy więc dotarły do pomieszczenia, które było sypialnią dla gości, Alice rozejrzała się i kiwnęła głową. Podeszła do jednego z okien i wyjrzała na zewnątrz, ciekawa na którą stronę ma stąd widok
- Hmm… Może coś swobodnego? Byle niezbyt zwykłego, znaczy się… Jakaś koszula i spodnie byłyby w porządku, ale jakby znalazła się jakaś letnia sukienka, to również byłoby miło - Alice zaraz podała Marthcie w jakich rozmiarach zwykle chodzi i jaki miała rozmiar buta. Z tego co pamiętała, ten sam co Jenny, bo już raz pożyczała jej rzeczy w hotelu.
- To teraz tylko łazienka i potem, jak się już przebiorę… Fortepian - powiedziała, odwracając się od okna do młodej pokojówki.
- Bardzo musi pani lubić grę na tym instrumencie - Martha zauważyła.
Weszła do środka pomieszczenia i wyjęła z kieszeni ściereczkę, którą szybko zaczęła przecierać perfekcyjnie czyste lustro. Choć nikt nie mieszkał w pokoju dla gości, to jeszcze nie znaczyło, że był zaniedbany i zapomniany przez tutejsze osoby sprzątające. Następnie Martha schyliła się i zajrzała pod łóżko. Przesunęła po dywanie ręką i kiedy rękawiczka okazała się wystarczająco czysta, skinęła głową… bardziej do siebie, niż Alice… i ruszyła ku korytarzowi.
- Znajdę coś odpowiedniego, proszę tu poczekać. A ta sypialnia ma swoja własną łazienkę. Jest skromna, jednak posiada wszystkie najważniejsze uwygodnienia - Martha wskazała drzwi zlokalizowane tuż za parawanem, którego zdobił deseń w błękitne pawie. - Mam nadzieję, że sprosta pani wymaganiom. Powinny tam znajdować się czyste ręczniki oraz środki czystości. Nie muszę, rzecz jasna, wspominać o ciepłej wodzie. Tej w Trafford Park nigdy nie brakowało.
Alice obserwowała dziewczynę na swój sposób urzeczona… Tak naprawdę bowiem nigdy nie obcowała z prawdziwą pokojówką i naprawdę czuła się tu jakby spadła z palmy… Albo przyjechała z… Jakiegoś dzikiego kraju trzeciego świata. Pokiwała głową na słowa Marthy
- Cudownie, w takim razie od razu udam się zająć sobą. Dziękuję. Pokój wygląda również wspaniale. Zostanę tu… - obiecała, po czym skierowała się do tej ‘skromnej’ łazienki, w której spodziewała się co najmniej złotych kranów…
- Niedługo wrócę. Przyniosę kilka sukienek, skoro nie ma pani nic przeciwko nim - Martha powiedziała, zanim Alice zniknęła za drzwiami. - Szkoda marnować takiej figury w bufiastych spodniach - powiedziała nieco gorzko, jakby podziwiała talię śpiewaczki i chciała takiej samej. Nie było w tym zawiści, może raczej… zdrowa zazdrość, jeżeli coś takiego istniało. - Znajdę trzy odpowiednie. Pani w tym czasie zażyje kąpieli.

Kiedy Alice weszła do środka, ujrzała niewielkie pomieszczenie. Dwa metry na trzy, nie więcej. Bardzo estetyczne, beżowe płytki posiadały złote wykończenie, które podkreślały fugi o odpowiednio dobranym kolorze. Kran okazał się nie ze złota, lecz zwykłego metalu… jednak cieknąca z niego woda wpadała do pięknej, błyszczacej, porcelanowej umywalki. Zdawała się bardzo dobrej jakości. Tak samo jako wanna, która została umieszczona po drugiej stronie i zajmowała jedną trzecią powierzchni łazienki.
Śpiewaczce bardzo podobało się jak została urządzona ta wbrew pozorom nie taka znowu nieduża łazienka. Może i nie było w niej zbyt wiele przepychu, ale zdecydowanie wystarczyło. Alice wzięła czysty ręcznik, po czym położyła go w pobliżu wanny, do której od razu zaczęła nalewać wody. Następnie rozebrała się z koszuli i weszła do parującej kąpieli. Nie chciała siedzieć w wodzie zbyt długo, tylko tyle, by się umyć i zrelaksować.
Uważała, by nie zamoczyć bandaży na swej lewej ręce. Zerknęła na przestrzeń w której powinny znajdować się dwa palce, których tam niestety nie było… Alice obawiała się, że będa jej dokuczac fantomowe bóle, choć dokładnie w tym momencie ich nie odczuwała, to wiedziała, że nie jest to nic nadzwyczajnego i wcześniej, czy później spotka się z tym doznaniem. Milczała, po czym westchnęła, zmęczona.
W końcu umyła się, włącznie z włosami. Robienie tego tylko jedną ręką okazało się nie lada wyczynem, ale podołała. Wyszła z wanny i wytarła się ręcznikiem, który teraz owinęła wokół ciała i wyjrzała do sypialni, czy Martha już może wróciła z kreacjami…
Nie ujrzała w pomieszczeniu kobiety. Mogła więc położyć się przez chwilę na łóżku, które zachęcało do krótkiej drzemki. Zanurkowania pod miękkie, wzorzyste kołdry i skrycia się pod zwisającymi płachtami baldachimu. Alice mogła również podejść do okna i spojrzeć na ogród. Rozpoznać niektóre ścieżki, którymi przed chwilą przechadzała się z sympatycznym ogrodnikiem. A gdyby otworzyła okno, to powiew świeżego, ciepłego powietrza uderzyłby ją w twarz. A byłoby to niezwykle przyjemne doznanie, gdyż unosiłaby się w nim woń tych wszystkich kwiatów, które z taką troską, oddaniem i poświęceniem były pielęgnowane przez tutejszą załogę.
Śpiewaczka otworzyła okno, by wpuścić świeże, letnie powietrze z przyjemnym zapachem kwiatów do pokoju. Lubiła taką kompozycję, dobrze jej się kojarzyła. Zaraz jednak podeszła do łóżka i położyła się w nim. Chwila drzemki mogła pozwolić jej jeszcze trochę odpocząć, skoro i tak miała czekać na Marthę. Z drugiej jednak strony, nie chciała, by znów przyśniło jej się coś nieprzyjemnego. Owinięta w ręcznik wsunęła się pod chłodną, przyjemną pościel i słuchała śpiewu ptaków, czekając na pokojówkę. Odpoczywała w pięknym, niesamowitym pokoju, w cudownej, niemal magicznej rezydencji. Czemu więc czuła się taka smutna?
Pomieszczenie było przez taki długi czas nieużytkowane, że pustka unosiła się w powietrzu. Choć nie brakowało ozdób, a ciężko było dopatrzyć się chociażby śladu kurzu. Mimo to pokój gościnny sprawiał wrażenie niezwykle samotnego… tak jak cała ta posiadłość i wszystkie mieszkające w nim osoby. Może dlatego Harper czuła silnie melancholijny nastrój. Z jednej strony było w nim coś pięknego, lecz głównie smutnego i dołującego.
- Umyła się pani? - nagle rozbrzmiał głos Marthy oraz dźwięk pukania do drzwi. - Już jestem! - zapowiedziała.
Alice rozmyślała nad samotnością, gdy wreszcie rozległ się głos Marthy. Rudowłosa usiadła, wysuwając się spod kołdry i poprawiając łóżko, tak, by za moment usiąść na brzegu, zakładając nogę na nogę
- Tak. Umyłam. Wejdź… Już czekam - odpowiedziała uprzejmym tonem. Była ciekawa co udało się znaleźć dla niej pokojówce. Jakie sukienki mogła mieć w swojej kolekcji Jenny, które nadawały się i dla niej?
Wnet Martha weszła do środka. Trzymała w dłonie mały koszyczek, w którym znajdowały się starannie złożone ubrania. Postawiła go na łóżku tuż obok śpiewaczki i zaczęła wyciągać tkaniny.
- Przyznam, że wzięłam pierwsze trzy rzeczy, które napotkałam. I które były odpowiednie - dodała po chwili. - To pierwsza z nich - rzekła, podając Alice jedną z sukienek.
Była prostego kroju i cała biała. Lniany materiał sprawiał, że wyglądała na wygodną, jednak nieco odbierał jej elegancji.
- Tutaj druga…
Teraz ujrzała szmaragdową sukienkę z głębokim dekoltem oraz wycięciem na prawym udzie, która sprawiała wrażenie znacznie bardziej przebojowej. Byłaby dobra na imprezę… jednak czy na zwykłą kolację?
- No i ostatnia, trzecia.
Ta zdawała się najsmutniejsza. Czarna, bardzo zachowawcza, aż do kostek i bez dekoltu. Jedynie odsłaniała ramiona. Kiedy śpiewaczka przyjrzała się, ujrzała, że materiał posiadał deseń wyhaftowany nieco jaśniejszą nicią. Przypominał nieco liściasty, a nieco romboidalny kształt.
- I jeszcze jakieś buty? Zapomniałam o butach - Martha głośno westchnęła, uzmysławiając sobie to niedopatrzenie.
Alice przyglądała się sukienkom i zastanawiała. Białych ubrań miała chyba dość… W końcu w bieli ratowała świat… Czarna natomiast, choć pasowała do jej nastroju zdawała jej się wręcz… Za smutna. Zbyt by ją przygasiła. Z kolei ta szmaragdowa? Wyglądałaby w niej, jakby rzeczywiście wybierała się na imprezę… Albo na wojnę. Potrzebowała jednak animuszu do tej kolacji. Coś błysnęło w jej spojrzeniu, kiedy przyszła jej pewna myśl do głowy.
- Wezmę tą… - wskazała na szmaragdową
- Więc nie będziesz musiała szukać trzech par butów, gdyż będzie wystarczyć jedna… - stwierdziła uprzejmie rudowłosa, po czym podniosła suknię i ruszyła z nią do łazienki, by zaraz przebrać się w delikatny materiał. Nie miała bielizny, ale kogo to obchodziło? Głęboki dekolt i tak wykluczał posiadanie stanika, a suknia była długa, więc brak dolnej części bielizny również nie był problemem. Czekając na ponowny powrót Marthy, zabrała się za układanie włosów. Pozwoliła im opadać falami na plecy i ramiona, co uwydatniało ich urodę. Skoro miała zły nastrój, to chociaż zamierzała wyglądać wyjątkowo dobrze, w końcu wiadomo, że to poprawiało nastrój.
Sukienki Jennifer, choć bez wątpienia bardzo dobrej jakości, mimo wszystko ustępowały tym, które zaproponowała jej Sonia. Tak samo brakowało śpiewaczce wszystkich kosmetyków kobiety… I może również jej dorady. Czy przeżyłaby, gdyby śpiewaczka zdecydowała się na opcję Kirilla? Czy znajdowałaby się tutaj i teraz z nią i poprawiałaby jej makijaż? Czy rezydencja byłaby zapełniona radosnym śmiechem tych wszystkich osób, które oddały życie? Fabiena, Fernanda, Erika oraz innych przyjaciół, których śpiewaczka już nigdy nie zobaczy? Może tak, może nie… Jednak ciężko było nie zastanawiać się. I nie czuć smutku.
- Już jestem - Martha znowu zapukała. - Z butami.
Alice pozostawiona sama sobie co rusz pogrążała się w ponurych myślach. Ponowne pojawienie się pokojówki, znów ją uratowało. Wyszła z łazienki. Choć nie miała na sobie makijażu, nadal wyglądała i czuła się w sukni bardzo dobrze. Zerknęła na Marthę i uśmiechnęła się lekko. Spojrzała zaraz na jej dłonie, zaciekawiona jakie buty przyniosła jej młoda kobieta.
- Też trzy pary - rzekła pokojówka. - Podobno trzy to liczba magiczna i do niej lubię ograniczać się w wyborach. Dlatego przyniosłam tylko te pary - przedstawiła śpiewaczce obuwie. - Proste, czarne sandałki, ktore wydają się lekkie i pasujące do tak gorącej pogody. A także coś nieco bardziej odświętnego, brązowe lakierowane na niskim obcasie. Dobrze prezentują się, a brąz przecież zawsze będzie pasował do zieleni. To w końcu kolory natury. I trzecia para… zwykłe szpilki. Czarne, ale z zieloną kokardką, o tutaj na przodzie. A na boku złota klamerka. Trochę są jakby zużyte, bo panienka Jennifer dość często je zakładała, ale może to pani nie przeszkadza?
Harper chwilę zastanawiała się nad wyborem. Przyglądała się trzem parom i choć te szpilki zapewne dobrze komponowałyby się ze stylem sukienki, uznała że lakierki będą dla niej tym razem najlepsza opcją. Po pierwsze dlatego, że brąz faktycznie pasował do zieleni, a po drugie dlatego, że lubiła obcasy, ale wiedziała, że spędzi w nich cały wieczór, a w szpilkach mogłaby się za szybko zmęczyć
- Te będą idealne - skomentowała, ubierając wybraną parę butów, po czym splotła dłonie
- To teraz pomogę ci odnieść pozostałe rzeczy i pokażesz mi jadalnię - zaproponowała pokojówce takie rozwiązanie.
- Och, dałabym sobie radę sama! Ale że to po drodze… to rzeczywiście możemy ruszyć razem. Dobrze pani wygląda, przydało się pani trochę odpoczynku. Słońce też jest już nieco niżej, a z kuchni dobiegają nawet tu piękne zapachy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Jeff przygotowywał tyle smacznych dań - Martha pokręciła głową. - Czuje pani?
O dziwo… rzeczywiście tak było. Może to było za sprawą nadnaturalnego węchu śpiewaczki, lub też intensywności potraw… jednak wnet poczuła się głodna. Z chęcią zobaczyłaby owego Jeffa, a jeszcze bardziej potrawy, które przygotowywał.
Alice zdecydowanie miała ochotę na tę kolację do której wszyscy wyraźnie się szykowali, jednak najpierw zaplanowała zająć się fortepianem i nie zamierzała zmieniać założeń. Zwłaszcza, że nie wypadało jej wpadać do kuchni w połowie przygotowań do kolacji. Była przecież gościem. Uniosła jednak lekko kąciki ust
- Faktycznie. Dzisiejsza kolacja zapowiada się wyjątkowo - stwierdziła tylko, enigmatycznie. sama nie była pewna co też będzie miało miejsce przy tym stole. Szczerze powiedziawszy stresowała się nieco, postanowiła więc na razie zająć myśli tym, co lubiła najbardziej, czyli muzyką.
Martha spojrzała na nią chwilę dłużej. Następnie uśmiechnęła się. Z jednej strony ciężko jej było odmówić urody… a z drugiej ta wydawała się tak jakby pospolita. Być może gdyby została wyrwana z tego otoczenia i wyniesiona do statusu choć trochę wyższego niż pokojówki… Jednak Martha zdawała się zbyt bardzo w nim zakotwiczona.
- Czy czegoś pani pragnie przed kolacją? - zapytała.
Alice pokręciła głową leciutko
- Dziękuję bardzo, zaczekam do kolacji. Może tylko napiłabym się herbaty, ale to już na dole - dodała, po chwileczce zastanowienia. Ciepły napój mógł wpłynąć kojąco na jej nerwy, wspólnie z muzyką...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline