Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 15:31   #564
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Fortepian

- Dobrze - Martha skinęła głową. - Czy zna pani drogę do jadalni? - zapytała. - A może w ogóle powinnam oprowadzić panią po posiadłości? Proszę mi wybaczyć, jeżeli mylę się, ale wydaje mi się, że jest pani tutaj po raz pierwszy. Być może zwiedzanie stanowiłoby jeszcze ciekawsze zagospodarowanie tego czasu, niż picie herbaty - zaśmiała się jakby niepewnie. Chyba nie wiedziała, czego spodziewać się po Alice. Nie miała pojęcia, kim była śpiewaczka i jaki był cel jej wizyty w Trafford Park. Z drugiej strony obyczaje nie pozwalały zapytać ją wprost.
Śpiewaczka przyglądała się chwilę Marthcie
- Cóż, niestety nie wiem gdzie dokładnie znajduje się jadalnia, więc możesz mnie zaprowadzić tam. Co do poznawania domu, chętnie go poznam jutro po śniadaniu - zaproponowała. Dziś nie miała nastroju na pałętanie się po rezydencji. Nie przed rozmową przy kolacji…
- Dobrze, chodźmy w takim razie - pokojówka uśmiechnęła się lekko. - Proszę mi wierzyć, posiadamy najlepsze możliwe herbaty - dodała, otwierając drzwi. Czekała, aż Harper przejdzie przez nie, po czym zamknęła je za śpiewaczką. Ruszyły korytarzem, a następnie schodami w dół. Alice podziwiała szereg pięknych portretów, które wisiały na ścianach. Każdy z nich przedstawiał mężczyznę w takiej samej pozie i w identycznym przybliżeniu. Byli bardzo podobni do siebie nawzajem oraz Terry’ego. Każde dzieło zostało wykonane trochę innym stylem, co sugerowało, że namalowali je różni artyści. Martha zauważyła jej spojrzenie.
- Piękne, prawda? - zapytała. - Mamy tutaj nawet małą galerię sztuki, choć to może za duże słowo. Znajdują się tam głównie trofea, rzeźby i różne pamiątki rodu, bo obrazy wiszą na korytarzach. To bardzo estetyczne miejsce pracy - uśmiechnęła się. - Choć zazwyczaj jest trochę cicho…
Zdawało się, że chciała dodać “...i smutno”, ale powstrzymała się.
Alice rozglądała się po obrazach chwilę w zadumie
- Tak, wyglądają wspaniale. W ogóle cała rezydencja wygląda cudownie - przyznała po chwili. Nie zamierzała drążyć tematu tego, jak zwykle było w rezydencji de Traffordów. Czuła się tu i tak już jak wieśniak, choć starała zachowywać jak najlepiej mogła. Szła obok pokojówki, rozglądając się z zaciekawieniem.
- Zapewne posiłek zostanie podany w małej jadalni, dlatego tam panią zaprowadzę.
Przeszły przez krótki pasaż, który łączył główną część rezydencji z dobudowaną częścią. Następnie skręciły w bok znacznie szerszym korytarzem, który kończył się łukiem. Przeszły przez niego i znalazły się na miejscu.


Pomieszczenie zostało urządzone w bardzo gustownym stylu. Dominowały ciepłe odcienie brązów i pomarańczy. Słońce - chylące się coraz niżej na niebie - wpadało do środka poprzez trzy długie, ustawione obok siebie okna. Na samym środku znajdował się prostokątny stół wykonany z ciemnego drzewa, przy którym stały dwa beżowe fotele i sześć krzeseł. Zastawa znajdowała się już na blacie wraz z wysokimi świecznikami i dekoracjami w postaci ozdobnych dyń. Świeże powietrze wpadało do środka przez drzwi wychodzące na ogród. Były lekko rozwarte, pozwalając kwiatowej woni wpaść do środka. Bez wątpienia rabaty zostały specjalnie posadzone tak blisko, aby uzyskać ten efekt. Choć może to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności…

Nieco dalej stał wspomniany fortepian. Był wspaniały, cały czarny i błyszczący. Nie znajdowała się na nim ani odrobinka kurzu. Kiedy Alice na niego spojrzała… odniosła wrażenie, że kłębiły się w nim pod klapą niezmierzone pokłady niewykorzystanych muzycznych możliwości. Co za marnotrawstwo, że taki wspaniały instrument kompletnie marnował się i pełnił jedynie funkcję ozdoby.
- Proszę usiąść - rzekła Martha. - A ja przyniosę herbatę. Na jaką ma pani ochotę?

Rudowłosa ruszyła w stronę fortepianu
- Jakąś delikatną kwiatową. To jedyne wymogi mam w temacie herbaty. Poproszę… Wypiję tutaj - skinęła głową na fortepian. Ostrożnie uniosła klapę, która zasłaniała klawiaturę, po czym westchnęła. Był to wspaniały instrument. Miała nadzieję, że czas nie odbił się na nim zbyt mocno, bo strojenie go będzie wyzwaniem… Usiadła i położyła dłonie na klawiszach. W tym momencie coś do niej dotarło… Nie miała dwóch palców, przez co będzie jej trudno grać… W końcu uczyła się gamy na dziesięć, nie osiem palców. Delikatny uśmiech lekko spełzł z jej ust. Spoglądała w dół na swoje dłonie, nie naciskała jednak żadnego z klawiszy. W końcu jednak potrząsnęła głową i zagrała prawą ręką, chcąc sprawdzić stan strun fortepianu. Okazało się, że był w bardzo dobrym stanie! Zapewne ktoś mimo wszystko doglądał go od czasu do czasu i Terrence nie pozwolił instrumentowi na popadnięcie w ruinę. Śpiewaczka nacisnęła klawisze układające się w prosty, dźwięczny akord. O ile mogła grać główną linię melodyczną prawą, to akompaniowanie drugą wydawało się niemożliwe… Dobrze, że była śpiewaczką, a nie pianistką, gdyż jej kariera bez wątpienia skończyłaby się wraz z kalectwem.
- Napar z pączków róży irańskiej - rzekła Martha, wnosząc piękną filiżankę. Złotoniebieska, przedstawiała tuziny ptaków w locie. Alice odniosła wrażenie, że mogłaby spędzić dobre pół godziny na podziwianiu tego dzieła sztuki i nie nudziłoby jej się to ani przez chwilę. Pokojówka podeszła bliżej i postawiła herbatę na fortepianie.
Harper ucieszyła się, gdy odkryła, że fortepian był w dobrej kondycji. Usiadła więc na ławeczce, poprawiając suknię i odgarniając włosy do tyłu. Oparła stopy na pedałach i zaczęła od czegoś prostego. Musiała teraz w głowie przepisać ruch dłoni tak, by móc grać. Musiała się zastanowić, które piosenki zdoła, a których nie zdoła zagrać…
Gdy więc Martha weszła do jadalni, usłyszała rwany fragment ‘Stairway to Heaven’. Alice otworzyła oczy i przerwała grę, zerkając na nią. Popatrzyła na filiżankę i uśmiechnęła się lekko
- Dziękuję bardzo. Już nie będę cię zatrzymywać. Pewnie spędzę tu czas do kolacji - przyznała szczerze. Zaraz zerknęła znów na klawisze i wróciła do piosenki napisanej dawno temu przez Roberta Planta.
Nuciła cicho pod nosem, jakby nie mogąc powstrzymać się od śpiewania słów, choćby w głowie. Czekała jednak, czy Martha nie będzie chciała czegoś dodać, nim kompletnie zatraciła się w melodii…
- Bardzo ładnie pani gra - pokojówka powiedziała uprzejmie, choć tak naprawdę Alice wyglądała bardziej, jak gdyby dopiero uczyła się. Jej prawa ręka była w pełni sprawna i chciała zagrać normalnie, jednak lewa w tym przeszkadzała. Była zbyt wolna. Śpiewaczka spoglądała na nią, poświęcając całość uwagi na przełożenie muzyki granej przez pięć palców na tylko trzy. - Nothing Else Matters to bardzo wzruszająca piosenka - dodała jeszcze, myląc się i wyszła z jadalni.
Alice nie poprawiła Marthy, jedynie parsknęła, kiedy pokojówka opuściła pomieszczenie.
Westchnęła.
Znów spojrzała na swoje dłonie. To będzie trudne… Męczące. Chciała się zrelaksować, zamiast tego, będzie się męczyć, próbując nauczyć czegoś co potrafiła od lat, na nowo. Brakowało jej dwóch palców, co więcej jej lewa dłoń najwyraźniej potrzebowała teraz czasu na rehabilitację i odzyskanie sił. Od teraz będzie musiała bowiem robić wszystko trzema, nie pięcioma palcami… Do tego, przecież była leworęczna… Zamknęła oczy i słuchała chwilę ciszy.
Po czym zmieniła repertuar.
Teraz zaczęła grać ‘Jezioro Łabędzie’ Czajkowskiego. Powoli, nieco nawet wolniej, niż szło to we właściwej melodii, a to wszystko po to, by jej lewa dłoń, pozwoliła sobie na odrobinę relaksu i popłynięcie z melodią, oraz opanowanie nowego sposobu układania dłoni do gry. Musiała podrywać palce wcześniej, przekrzywiać dłoń inaczej. Poruszać się, tak jakby chciała dodać sama sobie otuchy. Wkrótce po jadalni i przyłączonych do niej korytarzach, zaczęły płynąć głębokie, spokojne, czasem rwane o jedną, czy dwie nuty, melodie… Od znanych utworów jak właśnie ‘Jezioro Łabędzie’, przez ‘Clair de Lune’, aż po ‘Shape of my heart’ Stinga…
Dopiero jednak ‘Mad world’ wycisnął z niej głos i nakłonił Alice do akompaniowania swojej grze śpiewem

[media]http://www.youtube.com/watch?v=qePo_r1KXhQ[/media]

Piosenka sama w sobie była smutna. Natomiast spowolnienie jej sprawiło, że stała się naprawdę depresyjna. Pomieszczenie posiadało świetną, kameralną akustykę, która nieco ocieplała i łagodziła akordy. Wnet słońce zaszło i na jego miejscu pojawił się księżyc. Srebrny blask oświetlał bladą skórę Alice oraz klawisze. Jej głos dobrze akompaniował się z grą wspaniałego instrumentu. Wnet rozległo się powolne, głośne klaskanie. Ktoś nadchodził. Kiedy Alice obróciła się, ujrzała de Trafforda. Przybliżał się z uśmiechem. Nic nie powiedział, nie chcąc przerwać śpiewaczce występu. Zamiast tego podszedł do stołu i zapalił świece. Ciepłe światło rozlało się po otoczeniu, czyniąc je jeszcze bardziej przytulnym. Następnie de Trafford złapał jeden z foteli za oparcie i przybliżył go do instrumentu. Zasiadł wygodnie, zakładając nogę o nogę i trzymając w ręce filiżankę herbaty. Śpiewaczka widziała odblask płomyków w jego oczach, przez co te wydawały się bardzo żywe. To trochę kontrastowało z ponurą melodią, jednak de Trafford być może bardzo lubił taki klimat. Wyglądał w tej chwili bardzo… lordowsko. Nie wszyscy wysoko urodzeni ludzie posiadali prezencję, która pasowałaby do ich statusu. Jednak akurat Terrence’owi nie można było jej odmówić.
Klaskanie jedynie zwróciło uwagę Alice w inną stronę niż na klawisze. Muzyka załamała się tylko na kilka nut, gdy kobieta uśmiechnęła się lekko do mężczyzny, po czym znów odwróciła się i kontynuowała piosenkę do samego końca. Po jej zakończeniu, zaczęła grać ‘The show must go on’ od Queen. Przez to, że musiała grać odrobinę wolniej, większośc piosenek wychodziła jej odrobinę smutniej. A skoro miała słuchacza, kontynuowała śpiewanie, układając linię melodyczną swego głosu tak, by pasowała do spowolnionej muzyki. Zerknęła przelotnie na Terrence’a. Mimo wszystko, skupienie na muzyce pomogło jej się rozluźnić. wyglądała, jakby mimo wszystko była na swoim miejscu. Nawet ta suknia, która miała na sobie, teraz pasowała. Trafford Park miało tego wyjątkowego wieczoru swoją własną divę…

Wnet do pomieszczenia weszła Martha i dwie kolejne dziewczyny, których Alice wcześniej nie znała. Za nimi wyłonił się drobny, niski mężczyzna ubrany cały na biało. Miał na głowie siatkę i zapewne był kucharzem. Zdawało się, że chcieli coś powiedzieć, ale nie chcieli przerywać występu śpiewaczki. Jak długo zamierzali stać, jeżeli Harper nie przerwie? Zdawało się, że posiadali nieskończone pokłady cierpliwości i odpowiedź na to pytanie zapewne brzmiała… wiecznie.
Śpiewaczka jednak nie chciała kazać im czekać tej wieczności i po tym utworze zrobiła pauzę. Uniosła filiżankę z chłodną już herbatą i dopiła jej ostatnie kilka łyków, znów odstawiając ją na spodek, który był ustawiony na fortepianie. Następnie zerknęła na kucharza, Marthę i pozostałe dwie kobiety, by na sam koniec spojrzeć na Terrence’a. W końcu to on musiał dać sygnał, jako pan domu. Przynajmniej tak to sobie Alice wyobrażała…
- Dania są już gotowe - kucharz nieśmiało zaczął. - Możemy je podać w każdej chwili. Przepraszam, jeżeli zbyt szybko wszystko zostało przygotowane…
De Trafford obrócił się w stronę mężczyzny i uśmiechnął się do niego uspokajająco.
- Oczywiście świeże są najlepsze. Proszę - gestem wskazał nakrycia ustawione na stole.
Martha i jej przyjaciółki skinęły głową, po czym wycofały się do kuchni.
- Czy powinienem zapowiedzieć menu? - zapytał kucharz, który został jako jedyny.
- Osobiście lubię niespodzianki - odpowiedział Terry. - A ty? - spojrzał na Alice.
Harper mruknęła
- Też lubię niespodzianki… - odpowiedziała i kiwnęła głową do Terry’ego, a następnie uśmiechnęła się lekko do kucharza. Zaczęła palcami grać delikatną, melodię, taką by nie przeszkadzała, gdyby mężczyzna chciał coś jeszcze dodać, a która była wytworem jedynie jej umysłu. Po prostu coś sobie komponowała prawą ręką. Było łagodniejsze, niż wcześniejsze głębokie, smutne piosenki. Wpasowywało się w przytulność wyglądu jadalni i w dokładnie tę chwilę, gdy rozmawiali.
- A więc zostanie podana niespodzianka - kucharz skinął głową z uprzejmym uśmiechem, po czym wycofał się, zostawiając ich samych.

De Trafford dopił herbatę, po czym odstawił pustą filiżankę na stół. Spojrzał w zadumie na śpiewaczkę. O czym myślał? Być może przypominał sobie coś. Lub też jego rozważania w ogóle nie były związane z Alice. Mogła jedynie domyślać się.
- Masz ochotę na coś mocniejszego od herbaty? - zapytał. - Zapewne zostanie podane wino do kolacji, jednak w barku są nieco bardziej intensywne napoje. Po tym wszystkim… należy nam się trochę świętowania. Moja żona poszła już spać - dodał jeszcze.
Alice zaczęła znowu grać obiema dłońmi, gdy tylko kucharz znów zostawił ich samych
- Na razie dziękuję. Po kolacji chętnie się czegoś napiję. Whiskey na przykład… - powiedziała spokojnym tonem. Zaczęła grać ‘Highway to Hell’, AC/DC. Nie śpiewała, po prostu grała linie melodyczną, odpowiednio przerobioną do fortepianu. I ona pogrążyła się na moment w zadumie.
- Masz piękny dom - skomentowała ni stąd ni zowąd.
- To tylko dom - odpowiedział mężczyzna. - Nawet nie przebywam w nim zbyt długo. To miejsce wydaje się trochę… - zastanowił się przez moment. - Złotą klatką. Najpiękniejsze były lata, kiedy Jennifer była jeszcze dzieckiem. Jej śmiech i bieg dało się słychać nawet z drugiego końca posiadłości. Nawet nie masz pojęcia, jak wiele środków musiałem wydać na przebudowy i naprawy po jej wybuchach… - zaśmiał się. Wspominał te czasy z prawdziwym sentymentem. - Wybuchach mocy, kiedy na początku nie potrafiła ich kontrolować, a potem wybuchów złości… też pewnie niekontrolowanej… Miała nawet dwa pokoje - mruknął.
Śpiewaczka uniosła brew i zerknęła z zaciekawieniem na Terrence’a
- Martha też coś dziś o tym wspomniała… Że Jenny miała dwa pokoje. Szybko jednak wycofała się z tematu, a ja nie naciskałam… - grała dalej, przechodząc płynnie w ‘Nothing else matters’. Sama Alice nigdy nie zastanawiała się nad tym, jakby to było mieć dom… Rodzinę. Hałasujące dzieci. Na swój sposób przerażały ją takie wizje. Były dla niej kompletnie obce. Jak opowieści o Kopciuszku i Królewnie Śnieżce… Jak obrazy za szklaną szybą telewizora. Były, ale nie w jej historii. Grała…
Terry już miał odpowiedzieć, ale weszły dwie kobiety z parującymi półmiskami.
- Zupa balijska z kurczakiem, krewetkami i sambalem - zapowiedziała Martha.
- O - de Trafford klasnął dłoniami. - Ostre!
- Tak, rzeczywiście, ale na złagodzenie jest bagietka z masłem.
- Pyszności! - Anglik uśmiechnął się uprzejmie do kobiety. Wydawało się, że nie był aż takim łasuchem, lecz bardziej zależało mu na miłej atmosferze.
- Tylko nie ma jeszcze wszystkich, prawda…? - Martha zaniepokoiła się nieznacznie.
Harper grała spokojnie kolejne melodie na razie nie śpiewając, bo w końcu rozmawiali. Temat zupy rozbawił ją, szczególnie dość domowa reakcja Terrence’a na ten temat. Ostre potrawy nigdy jej nie przeszkadzały, choć nie jadała ich znowu jakoś bardzo często. Lubiła nowe smaki.
Gdy temat zszedł na brakującą osobę, załamała jej się nuta w ‘Poison’ Alice’a Coopera. Wyprostowała się i opuściła wzrok na klawisze. Jej uwaga spoczęła na lewej ręce. Już nieco ją bolała od tego nadrabiania, jakie musiała uprawiać, by w miarę dobrze grać melodie tych wszystkich piosenek. Alice zamyśliła się, nuty zaraz wyprostowały się, ale nie podrywała wzroku.
- To bez znaczenia - odpowiedział de Trafford. - Na pewno nasz drugi gość zaraz pojawi się, więc nie musicie przejmować się tym.
- Pod kociołkiem z zupą są podgrzewacze, więc nie wystygnie jeszcze przez długi czas - rzekła Martha.
- Właśnie taki jest ich sens - Terry zgodził się i zamilkł, wpatrując się uprzejmie w kobietę. Ta drgnęła, skinęła głową, pożegnała się i wyszła.
- Zaczekamy na niego, a w razie wzmożonego głodu zaczniemy jeść bez niego - rzekł Anglik, kiedy zostali sami. - To może nie najładniej rozpoczynać w niepełnym składzie, jednak jeszcze gorzej jest spóźniać się, czyż nie? - zapytał i zaśmiał się. Następnie spojrzał na fortepian. - Zagraj ostatnią piosenkę - zaproponował. - Coś bardziej energicznego może!
 
Ombrose jest offline