Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 15:54   #566
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pikantna kolacja - część druga

Następnym co rozbrzmiało w jadalni, po odpowiedzi Terrence’a, był brzęk metalowej łyżki o talerz, kiedy Alice ją upuściła. W żaden sposób nie miało to związku z jego słowami. Śpiewaczka nawet nie patrzyła na mężczyzn. Wyglądała jakby miała zaraz rzucić talerzem o drugą ścianę, jak Joakim wcześniej. Trzema palcami trudno było jej utrzymać łyżkę, znowu jednak ją złapała, walcząc o to, by móc zjeść
- Przepraszam… - powiedziała, bo narobiła trochę huku i była tego świadoma…
Wzrok mężczyzn skierował się na nią. Niezdarność kobiety rozproszyła nieco napiętą atmosferę między nimi. Terry usiadł na swoim miejscu i nalał sobie zupy. Alice kontynuowała spożywanie swojej. Kurczak, krewetki… to wszystko idealnie pasowało do siebie i integrowało z sobą. Danie okazało się jednak okropnie ostre i śpiewaczka poczuła strużkę potu spływającą po skroni. Tak intensywna potrawa okazała się czymś zaskakująco dobrym… bo walka z nią skutecznie rozpraszała również pozostałych mężczyzn. W pewnym momencie jednak Joakim osuszył usta serwetką i spojrzał na śpiewaczkę.
- Alice, opowiedz mi o tym - rzekł.
Rudowłosa niemal skończyła swoją zupę. Szło jej dużo wolniej ze względu na utrudnienia, ale po pewnym czasie załapała jak powinna teraz trzymać łyżkę i dawała sobie radę bez kolejnych wpadek. Bagietka pomagała jej przełknąć ostrą potrawę, jednak po wszystkim kobieta była spragniona. Rozejrzała się czy w jej otoczeniu nie stał jakiś dzbanek z wodą. Butelka wina była zbyt blisko Joakima. Spostrzegła drugą bliżej de Trafforda, jednak ten w chwili obecnej nie był nią zainteresowany. Niestety wody nie dostrzegła.
- O czym? - zapytała ostrożnie, spoglądając w jego stronę i zaciskając na moment usta. Tak. Zdecydowanie chciało jej się pić. Otarła wierzchem dłoni pot, który łaskotał ją po skórze szyi.
- Czy powinno mi być głupio, że chcę wtargnąć w waszą intymność? - Dahl odparł zjadliwie, szczególnie podkreślając dwa ostatnie słowa. - Właśnie o niej mi opowiedz. Jak do tego doszło? Co się stało? To najmniej prawdopodobna rzecz, jaka mogłaby się wydarzyć…
Następnie wrócił do spożywania zupy.
Harper westchnęła.
- Opowiem ci, jak nalejesz mi wina - postanowiła połączyć pożyteczne z problematycznym. Przesunęła swój kieliszek w jego stronę. Zawiesiła spojrzenie na Joakimie i czekała. Wyglądało na to, że nie zamierzała powiedzieć mu nic, póki tego nie zrobi. Teraz to on czegoś od niej chciał, więc ona mogła brać zakładników i dokładnie to mówiło jej lekko spłoszone i zdenerwowane spojrzenie. Czuła się zapędzana w jakiś nieprzyjemny róg przez Dahla i zamierzała wywalczyć sobie z niego wyjście.
- Dobrze. Skoro na wino masz ochotę, to naleję ci je - Joakim zgodził się.
Wstał i od razu podparł się ręką, kiedy zakręciło mu się w głowie. Następnie ruszył w stronę Alice i stanął za nią. Nachylił się tak, że jego twarz znajdowała się od tyłu przy jej prawym policzku. Zupełnie tak, jak było to przed chwilą, kiedy grała na fortepianie, a Terry znajdował się za nią. Joakim wyciągnął rękę i zaczął nalewać lekko drżącą ręką alkohol do jej kieliszka.
- Podoba ci się to, prawda? Kiedy mężczyźni znajdują się tuż za tobą… i są tak blisko… - zawiesił głos. Bez wątpienia on również pamiętał sytuację, w jakiej zastał ich dwoje.
Śpiewaczka obserwowała go, gdy się podniósł i podszedł do niej. Usiadła prosto i czekała aż naleje jej wina. Było jej gorąco od zupy, którą przed sekundą jadła, a także od tego że mężczyzna stanął teraz tak blisko, i choć jej plecy były oddzielone od niego oparciem krzesła na którym siedziała, kiedy się pochylił, poczuła się osaczona.
- To zależy jakie mają intencje… - powiedziała obracając głowę by spojrzeć na niego przez ramię.
Joakim uśmiechnął się do niej. Nie przestawał nalewać wina i to zaczęło się przelewać poza krawędź kieliszka, brudząc piękny obrus.
- Rozumiem, że im bardziej niecne, tym lepiej?
Wycofał rękę i spojrzał na bałagan na stole.
- Myślę, że to wystarczająco wina.
Następnie wrócił na swoje miejsce.
- Dziękuje… - powiedziała Harper sztywno, gdy Joakim skończył nalewanie i odszedł. Skupiła wzrok na plamie na obrusie...

Terrence drgnął, patrząc na plamy wina.
- Nic się nie stało - mruknął. Następnie wstał. - Pójdę po jakiś ręcznik.
Chwilę potem już go nie było w pomieszczeniu.
Alice była bardziej, niż świadoma faktu, że została teraz sama z Joakimem. Oparła się o oparcie krzesła, biorąc kieliszek do prawej ręki i gasząc pragnienie. Wino było smaczne, przesycone słodyczą i odrobiną typowej goryczy. Zapanowała cisza, bo kobieta na razie nic nie mówiła. Po chwili odstawiła kieliszek
- Nadal słyszysz Arkadię? - zapytała z zamiarem zmiany tematu i odwrócenia uwagi Joakima od tego, na co tak usilnie teraz naciskał.
- Arkadię to ja widzę - Dahl parsknął. - I chcę ją zrozumieć, dlatego nie zmieniaj tematu - rzekł. Był pijany, jednak na pewno nie mógł tak prędko zapomnieć o tym, co powiedział de Trafford. - Czy to było jakieś wyzwanie? Chciałaś sprawdzić, czy jesteś w stanie obudzić w nim zainteresowanie kobietami? A może rzeczywiście spodobał ci się? - Joakim rozłożył ręce, po czym spojrzał na gustowną jadalnię. - Ciężko odmówić mu stylu, bogactwa i rodowodu. Czy też ci się nudziło? A może to zwykła, głupia, zwierzęca potrzeba zaspokajania swoich… no cóż, potrzeb? - zawiesił głos, spoglądając na nią. - Terry’ego jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Odkąd mnie spacyfikowałaś, zabrakło mu jakiejś gwiazdy jako obiektu pożądania. Tylko ty byłaś w pobliżu.
Alice w międzyczasie wzięła łyżkę i chciała dokończyć posiłek, ale widząc, że Joakim zamierza jednak kontynuować, opuściła ją i odsunęła od siebie talerz. Milczała chwilę, po czym wyprostowała się i spojrzała na niego
- To był rytuał. Żeby spotkać się z żoną Ukka jednym z warunków był seks. Okoliczności wrzuciły nas w tę sytuację, a my byliśmy zdeterminowani, żeby osiągnąć założony wcześniej cel - powiedziała podchodząc do tematu jakby to była misja wojskowa. Nie chciała odsłonić przed Joakimem emocji, bo wiedziała, że w tym stanie na pewno w nie uderzy. Obserwowała go bardzo uważnie, mierząc się z jego jasnoniebieskimi oczami.
Te starały się wedrzeć do jej umysłu. Choć Joakim dużo wypił, to jego oczy wciąż pozostawały bystre. Po wypowiedzi Alice przez chwilę myślał, po czym roześmiał się.
- Jakie to… - zastanowił się, próbując znaleźć słowo - ...ciekawe - powiedział z braku lepszych wyrazów.
Chyba nie do końca jej uwierzył. Albo uważał, że było w tym znacznie więcej, niż mu powiedziała.
- To ile razy ten rytuał musiał zostać przeprowadzony? - zaśmiał się.
Alice przymrużyła oczy
- Wystarczyłby raz. Najpierw jednak jak wiesz, musiałam przekonać Terrence’a, żeby w ogóle mnie chciał. A potem chciał mnie aż cztery razy, wyobraź sobie… - odbiła w niego tym samym tonem, jakim on mówił do niej. Napiła się wina. Miała wrażenie, że jeśli Terry za moment nie wróci, albo nastąpi w tym pomieszczeniu jakaś eksplozja i to bez udziału Jenny, albo ona stąd zwieje, bo nie wytrzyma napięcia.
- Potem cztery razy… czyli w sumie pięć? - Joakim zastanowił się. Wyciągnął przed siebie rękę i spojrzał na palce, których było dokładnie tyle samo. Wydął wargi, patrząc na nie. - Ach…
Chyba nie do końca wiedział, co powiedzieć. Był zbytnio… zaskoczony? Pewnie niewiele rzeczy mogło sprawić, aby Dahl zapomniał języka w gębie, ale Alice właśnie napotkała jedną z nich.
- No cóż, pewnie nie powinno mnie to obchodzić. Dusza mojej córki została chwilę temu zniszczona, przy tym wielki fuckfest osób, których uważałem za bliskie… może w jakiś sposób… To chyba nie ma znaczenia - wzruszył ramionami, po czym oddarł trochę bagietki i wytarł nią resztkę zupy balijskiej na talerzu.
W pierwszej chwili Alice zamierzała coś jeszcze powiedzieć. Kiedy jednak Joakimowi zabrakło słowa, spasowała. Wypiła całą zawartość kieliszka, jaką jej nalał i odstawiła go na stół. Nie powiedziała już nic. Było jej przykro z powodu wielu spraw. Rozejrzała się po stole, jakby szukając jakiegoś zajęcia. Nie miała już ochoty na jedzenie.
- Wiesz o tym, że i ja i on uważamy cię za bliską nam osobę… - powiedziała w końcu, trochę przyciszonym tonem. Po czym podziękowała i podniosła się od stołu. Wróciła do fortepianu. Po pierwsze stworzyła większy dystans między sobą, a Dahlem, a po drugie instrument pozwalał jej się rozluźnić. Nie grała jednak nic konkretnego. Po prostu spokojne nuty prawą dłonią.
Usłyszała kroki na korytarzu dzięki wyostrzonym zmysłom. Terry, a może ktoś z obsługi posiadłości przybliżał się.
- Cokolwiek. Nieważne - odpowiedział Dahl. Następnie pociągnął duży łyk wina. - Z kim było ci lepiej? - zapytał. - Z Kaverinem czy Terrym? Bo występ z Rosjaninem widziałem, natomiast ten z de Traffordem… przybyłem za wcześnie. Jak sama zresztą wiesz.
Alice nie odpowiedziała mu w pierwszej chwili. A w następnej westchnęła
- Nie odpowiem ci na to pytanie. Tamten tydzień był dla mnie pełen przeżyć, o których dziś, w dokładnie tej chwili nie chcę myśleć. A temat Kaverina to coś, czego nie powinieneś ruszać. Pośrednio jesteś temu winny. Gdyby nie wasze prywatne niesnaski tamto by się w ogóle nie wydarzyło - warknęła, po czym zamilkła i grała dalej. Już milcząc. Teraz była zła na siebie, bo odsłoniła emocję. Joakim zranił ją tym pytaniem.
- Och, czyli nie możesz się zdecydować - odpowiedział Dahl. Zagryzł wargę i zamyślił się. - Skoro tak… no cóż, Rosjanin, z tego co pamiętam, sprawił ci dużą przyjemność. Jeżeli wahasz się, kto był lepszy, to znaczy, że Terry również posiada pewne umiejętności. A kto by się tego spodziewał po tych jego latach poszczenia… - zamyślił się. - A może to właśnie dzięki nim był taki dobry.

Akurat wtedy de Trafford wszedł do środka z zastępem dziewczyn z obsługi.
- Och - mruknęła Martha, patrząc na pozostałości po talerzu.
- Niestety mieliśmy mały wypadek - Terry uśmiechnął się niezręcznie.
- Tak, zupełnym przypadkiem uderzyłem nim o ścianę - Joakim skinął głową.
- Już sprzątam - rzekła jej koleżanka i ze zmiotką oraz szufelką zaatakowała okruchy porcelany.
Tymczasem Martha ruszyła do stołu i zaczęła wszystko ściągać.
- To dobrze się składa, że już państwo zjedli, podamy akurat następne danie - rzekła, bardzo szybko uwijając się.
Słysząc o następnym daniu, Harper miała wrażenie, że ktoś zaraz poprosi, żeby wyszła z sali, a potem wrzuci ją do pieca, za namową Joakima Dahla. Zaczęła cichutko jedną dłonią grać ‘Master of puppets’. Skoro i tak czekali teraz na kolejne danie, a nie zamierzała kontynuować tej rozmowy z Joakimem.
Chciała uspokoić się muzyką, to jednak nie pomagało. Była na swój sposób zdruzgotana. Pytanie mężczyzny jej dosoliło. Z kim było jej lepiej? Na Boga, przecież nie powinna się nad tym nawet zastanawiać. Nie powinna decydować, bo nie porównywała. Nuty jej się załamały, kiedy się zamyśliła. Potrząsnęła jednak głową i wróciła do poprawnej gry.
- Już wszystko zmienione - rzekła Martha, zwijając poprawiony obrus.
Alice rzuciła wzrokiem na blat. Oślepiająco białe nakrycie zastąpiło wcześniejsze. Talerze znalazły się na swoim miejscu, podobnie jak świeczniki i dynie.
- Już przynosimy - rzekła jej koleżanka, po czym we trzy wyszły.
Wnet z powrotem zostali sami.
- Nawet o tym nie myśl - de Trafford zaśmiał się, patrząc na Joakima. Ten od razu cofnął rękę, którą przybliżał do pełnego kieliszka wina, zupełnie jak gdyby jego ciało same chciało znowu rozlać alkohol.
- Tak, to byłoby dziecinne, czyż nie? - zapytał Dahl.
Śpiewaczka przestała grać. Podniosła się z ławeczki i ruszyła w stronę stołu. Nim Joakim mógł coś zrobić, zgarnęła butelkę wina, do której zdążył się przykleić w ciągu ostatniego pół godziny. Tym razem nalała sobie sama, stając koło krzesła, które wcześniej zajmowała. Była skupiona, bo robienie tego prawą ręką, nie było czymś dla niej naturalnym, jednak w butelce było już na tyle mało alkoholu, że nie sprawiło jej to wielkiego kłopotu. Nie rozlała. Odstawiła butelkę, patrząc na nią chwilę w zamyśleniu, kiedy inne naczynie wypełnione winem przebłysnęło jej przez myśl. Zaraz jednak napiła się wina z kieliszka, topiąc myśli i gasząc ponownie pragnienie.

- Czy wybaczycie mi, jeżeli sam naleję sobie whiskey? - zapytał Terry, pokazując butelkę wypełnioną złocistym płynem, którą z sobą przyniósł. - To znaczy, wam również oczywiście nie odmówię. Ale skoro już pijecie wino… to podobno nie jest dobrze mieszać? - zapytał. - A zresztą… - westchnął. - Od tego nie umrzecie… pewnie…
Usunął nakrętkę, po czym nalał do szklanki i włożył z pojemnika kilka kostek lodu. Nachylił się i powąchał woń alkoholu i uśmiechnął się delikatnie. Ciężko go było winić za to, że chciał w ten sposób nieco rozładować nerwową atmosferę, którą odczuwał.
Z drugiej strony ten nastrój już nie był aż taki ciężki, jak na samym początku. Może to dzięki winie, którego Alice skosztowała. A może Joakim nie był już tak zjadliwy, jak na samym początku. Chyba ciągle tkwił w pewnego rodzaju szoku.
 
Ombrose jest offline