| Pikantna kolacja - część druga Następnym co rozbrzmiało w jadalni, po odpowiedzi Terrence’a, był brzęk metalowej łyżki o talerz, kiedy Alice ją upuściła. W żaden sposób nie miało to związku z jego słowami. Śpiewaczka nawet nie patrzyła na mężczyzn. Wyglądała jakby miała zaraz rzucić talerzem o drugą ścianę, jak Joakim wcześniej. Trzema palcami trudno było jej utrzymać łyżkę, znowu jednak ją złapała, walcząc o to, by móc zjeść
- Przepraszam… - powiedziała, bo narobiła trochę huku i była tego świadoma…
Wzrok mężczyzn skierował się na nią. Niezdarność kobiety rozproszyła nieco napiętą atmosferę między nimi. Terry usiadł na swoim miejscu i nalał sobie zupy. Alice kontynuowała spożywanie swojej. Kurczak, krewetki… to wszystko idealnie pasowało do siebie i integrowało z sobą. Danie okazało się jednak okropnie ostre i śpiewaczka poczuła strużkę potu spływającą po skroni. Tak intensywna potrawa okazała się czymś zaskakująco dobrym… bo walka z nią skutecznie rozpraszała również pozostałych mężczyzn. W pewnym momencie jednak Joakim osuszył usta serwetką i spojrzał na śpiewaczkę.
- Alice, opowiedz mi o tym - rzekł.
Rudowłosa niemal skończyła swoją zupę. Szło jej dużo wolniej ze względu na utrudnienia, ale po pewnym czasie załapała jak powinna teraz trzymać łyżkę i dawała sobie radę bez kolejnych wpadek. Bagietka pomagała jej przełknąć ostrą potrawę, jednak po wszystkim kobieta była spragniona. Rozejrzała się czy w jej otoczeniu nie stał jakiś dzbanek z wodą. Butelka wina była zbyt blisko Joakima. Spostrzegła drugą bliżej de Trafforda, jednak ten w chwili obecnej nie był nią zainteresowany. Niestety wody nie dostrzegła.
- O czym? - zapytała ostrożnie, spoglądając w jego stronę i zaciskając na moment usta. Tak. Zdecydowanie chciało jej się pić. Otarła wierzchem dłoni pot, który łaskotał ją po skórze szyi.
- Czy powinno mi być głupio, że chcę wtargnąć w waszą intymność? - Dahl odparł zjadliwie, szczególnie podkreślając dwa ostatnie słowa. - Właśnie o niej mi opowiedz. Jak do tego doszło? Co się stało? To najmniej prawdopodobna rzecz, jaka mogłaby się wydarzyć…
Następnie wrócił do spożywania zupy.
Harper westchnęła.
- Opowiem ci, jak nalejesz mi wina - postanowiła połączyć pożyteczne z problematycznym. Przesunęła swój kieliszek w jego stronę. Zawiesiła spojrzenie na Joakimie i czekała. Wyglądało na to, że nie zamierzała powiedzieć mu nic, póki tego nie zrobi. Teraz to on czegoś od niej chciał, więc ona mogła brać zakładników i dokładnie to mówiło jej lekko spłoszone i zdenerwowane spojrzenie. Czuła się zapędzana w jakiś nieprzyjemny róg przez Dahla i zamierzała wywalczyć sobie z niego wyjście.
- Dobrze. Skoro na wino masz ochotę, to naleję ci je - Joakim zgodził się.
Wstał i od razu podparł się ręką, kiedy zakręciło mu się w głowie. Następnie ruszył w stronę Alice i stanął za nią. Nachylił się tak, że jego twarz znajdowała się od tyłu przy jej prawym policzku. Zupełnie tak, jak było to przed chwilą, kiedy grała na fortepianie, a Terry znajdował się za nią. Joakim wyciągnął rękę i zaczął nalewać lekko drżącą ręką alkohol do jej kieliszka.
- Podoba ci się to, prawda? Kiedy mężczyźni znajdują się tuż za tobą… i są tak blisko… - zawiesił głos. Bez wątpienia on również pamiętał sytuację, w jakiej zastał ich dwoje.
Śpiewaczka obserwowała go, gdy się podniósł i podszedł do niej. Usiadła prosto i czekała aż naleje jej wina. Było jej gorąco od zupy, którą przed sekundą jadła, a także od tego że mężczyzna stanął teraz tak blisko, i choć jej plecy były oddzielone od niego oparciem krzesła na którym siedziała, kiedy się pochylił, poczuła się osaczona.
- To zależy jakie mają intencje… - powiedziała obracając głowę by spojrzeć na niego przez ramię.
Joakim uśmiechnął się do niej. Nie przestawał nalewać wina i to zaczęło się przelewać poza krawędź kieliszka, brudząc piękny obrus.
- Rozumiem, że im bardziej niecne, tym lepiej?
Wycofał rękę i spojrzał na bałagan na stole.
- Myślę, że to wystarczająco wina.
Następnie wrócił na swoje miejsce.
- Dziękuje… - powiedziała Harper sztywno, gdy Joakim skończył nalewanie i odszedł. Skupiła wzrok na plamie na obrusie...
Terrence drgnął, patrząc na plamy wina.
- Nic się nie stało - mruknął. Następnie wstał. - Pójdę po jakiś ręcznik.
Chwilę potem już go nie było w pomieszczeniu.
Alice była bardziej, niż świadoma faktu, że została teraz sama z Joakimem. Oparła się o oparcie krzesła, biorąc kieliszek do prawej ręki i gasząc pragnienie. Wino było smaczne, przesycone słodyczą i odrobiną typowej goryczy. Zapanowała cisza, bo kobieta na razie nic nie mówiła. Po chwili odstawiła kieliszek
- Nadal słyszysz Arkadię? - zapytała z zamiarem zmiany tematu i odwrócenia uwagi Joakima od tego, na co tak usilnie teraz naciskał.
- Arkadię to ja widzę - Dahl parsknął. - I chcę ją zrozumieć, dlatego nie zmieniaj tematu - rzekł. Był pijany, jednak na pewno nie mógł tak prędko zapomnieć o tym, co powiedział de Trafford. - Czy to było jakieś wyzwanie? Chciałaś sprawdzić, czy jesteś w stanie obudzić w nim zainteresowanie kobietami? A może rzeczywiście spodobał ci się? - Joakim rozłożył ręce, po czym spojrzał na gustowną jadalnię. - Ciężko odmówić mu stylu, bogactwa i rodowodu. Czy też ci się nudziło? A może to zwykła, głupia, zwierzęca potrzeba zaspokajania swoich… no cóż, potrzeb? - zawiesił głos, spoglądając na nią. - Terry’ego jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Odkąd mnie spacyfikowałaś, zabrakło mu jakiejś gwiazdy jako obiektu pożądania. Tylko ty byłaś w pobliżu.
Alice w międzyczasie wzięła łyżkę i chciała dokończyć posiłek, ale widząc, że Joakim zamierza jednak kontynuować, opuściła ją i odsunęła od siebie talerz. Milczała chwilę, po czym wyprostowała się i spojrzała na niego
- To był rytuał. Żeby spotkać się z żoną Ukka jednym z warunków był seks. Okoliczności wrzuciły nas w tę sytuację, a my byliśmy zdeterminowani, żeby osiągnąć założony wcześniej cel - powiedziała podchodząc do tematu jakby to była misja wojskowa. Nie chciała odsłonić przed Joakimem emocji, bo wiedziała, że w tym stanie na pewno w nie uderzy. Obserwowała go bardzo uważnie, mierząc się z jego jasnoniebieskimi oczami.
Te starały się wedrzeć do jej umysłu. Choć Joakim dużo wypił, to jego oczy wciąż pozostawały bystre. Po wypowiedzi Alice przez chwilę myślał, po czym roześmiał się.
- Jakie to… - zastanowił się, próbując znaleźć słowo - ...ciekawe - powiedział z braku lepszych wyrazów.
Chyba nie do końca jej uwierzył. Albo uważał, że było w tym znacznie więcej, niż mu powiedziała.
- To ile razy ten rytuał musiał zostać przeprowadzony? - zaśmiał się.
Alice przymrużyła oczy
- Wystarczyłby raz. Najpierw jednak jak wiesz, musiałam przekonać Terrence’a, żeby w ogóle mnie chciał. A potem chciał mnie aż cztery razy, wyobraź sobie… - odbiła w niego tym samym tonem, jakim on mówił do niej. Napiła się wina. Miała wrażenie, że jeśli Terry za moment nie wróci, albo nastąpi w tym pomieszczeniu jakaś eksplozja i to bez udziału Jenny, albo ona stąd zwieje, bo nie wytrzyma napięcia.
- Potem cztery razy… czyli w sumie pięć? - Joakim zastanowił się. Wyciągnął przed siebie rękę i spojrzał na palce, których było dokładnie tyle samo. Wydął wargi, patrząc na nie. - Ach…
Chyba nie do końca wiedział, co powiedzieć. Był zbytnio… zaskoczony? Pewnie niewiele rzeczy mogło sprawić, aby Dahl zapomniał języka w gębie, ale Alice właśnie napotkała jedną z nich.
- No cóż, pewnie nie powinno mnie to obchodzić. Dusza mojej córki została chwilę temu zniszczona, przy tym wielki fuckfest osób, których uważałem za bliskie… może w jakiś sposób… To chyba nie ma znaczenia - wzruszył ramionami, po czym oddarł trochę bagietki i wytarł nią resztkę zupy balijskiej na talerzu.
W pierwszej chwili Alice zamierzała coś jeszcze powiedzieć. Kiedy jednak Joakimowi zabrakło słowa, spasowała. Wypiła całą zawartość kieliszka, jaką jej nalał i odstawiła go na stół. Nie powiedziała już nic. Było jej przykro z powodu wielu spraw. Rozejrzała się po stole, jakby szukając jakiegoś zajęcia. Nie miała już ochoty na jedzenie.
- Wiesz o tym, że i ja i on uważamy cię za bliską nam osobę… - powiedziała w końcu, trochę przyciszonym tonem. Po czym podziękowała i podniosła się od stołu. Wróciła do fortepianu. Po pierwsze stworzyła większy dystans między sobą, a Dahlem, a po drugie instrument pozwalał jej się rozluźnić. Nie grała jednak nic konkretnego. Po prostu spokojne nuty prawą dłonią.
Usłyszała kroki na korytarzu dzięki wyostrzonym zmysłom. Terry, a może ktoś z obsługi posiadłości przybliżał się.
- Cokolwiek. Nieważne - odpowiedział Dahl. Następnie pociągnął duży łyk wina. - Z kim było ci lepiej? - zapytał. - Z Kaverinem czy Terrym? Bo występ z Rosjaninem widziałem, natomiast ten z de Traffordem… przybyłem za wcześnie. Jak sama zresztą wiesz.
Alice nie odpowiedziała mu w pierwszej chwili. A w następnej westchnęła
- Nie odpowiem ci na to pytanie. Tamten tydzień był dla mnie pełen przeżyć, o których dziś, w dokładnie tej chwili nie chcę myśleć. A temat Kaverina to coś, czego nie powinieneś ruszać. Pośrednio jesteś temu winny. Gdyby nie wasze prywatne niesnaski tamto by się w ogóle nie wydarzyło - warknęła, po czym zamilkła i grała dalej. Już milcząc. Teraz była zła na siebie, bo odsłoniła emocję. Joakim zranił ją tym pytaniem.
- Och, czyli nie możesz się zdecydować - odpowiedział Dahl. Zagryzł wargę i zamyślił się. - Skoro tak… no cóż, Rosjanin, z tego co pamiętam, sprawił ci dużą przyjemność. Jeżeli wahasz się, kto był lepszy, to znaczy, że Terry również posiada pewne umiejętności. A kto by się tego spodziewał po tych jego latach poszczenia… - zamyślił się. - A może to właśnie dzięki nim był taki dobry.
Akurat wtedy de Trafford wszedł do środka z zastępem dziewczyn z obsługi.
- Och - mruknęła Martha, patrząc na pozostałości po talerzu.
- Niestety mieliśmy mały wypadek - Terry uśmiechnął się niezręcznie.
- Tak, zupełnym przypadkiem uderzyłem nim o ścianę - Joakim skinął głową.
- Już sprzątam - rzekła jej koleżanka i ze zmiotką oraz szufelką zaatakowała okruchy porcelany.
Tymczasem Martha ruszyła do stołu i zaczęła wszystko ściągać.
- To dobrze się składa, że już państwo zjedli, podamy akurat następne danie - rzekła, bardzo szybko uwijając się.
Słysząc o następnym daniu, Harper miała wrażenie, że ktoś zaraz poprosi, żeby wyszła z sali, a potem wrzuci ją do pieca, za namową Joakima Dahla. Zaczęła cichutko jedną dłonią grać ‘Master of puppets’. Skoro i tak czekali teraz na kolejne danie, a nie zamierzała kontynuować tej rozmowy z Joakimem.
Chciała uspokoić się muzyką, to jednak nie pomagało. Była na swój sposób zdruzgotana. Pytanie mężczyzny jej dosoliło. Z kim było jej lepiej? Na Boga, przecież nie powinna się nad tym nawet zastanawiać. Nie powinna decydować, bo nie porównywała. Nuty jej się załamały, kiedy się zamyśliła. Potrząsnęła jednak głową i wróciła do poprawnej gry.
- Już wszystko zmienione - rzekła Martha, zwijając poprawiony obrus.
Alice rzuciła wzrokiem na blat. Oślepiająco białe nakrycie zastąpiło wcześniejsze. Talerze znalazły się na swoim miejscu, podobnie jak świeczniki i dynie.
- Już przynosimy - rzekła jej koleżanka, po czym we trzy wyszły.
Wnet z powrotem zostali sami.
- Nawet o tym nie myśl - de Trafford zaśmiał się, patrząc na Joakima. Ten od razu cofnął rękę, którą przybliżał do pełnego kieliszka wina, zupełnie jak gdyby jego ciało same chciało znowu rozlać alkohol.
- Tak, to byłoby dziecinne, czyż nie? - zapytał Dahl.
Śpiewaczka przestała grać. Podniosła się z ławeczki i ruszyła w stronę stołu. Nim Joakim mógł coś zrobić, zgarnęła butelkę wina, do której zdążył się przykleić w ciągu ostatniego pół godziny. Tym razem nalała sobie sama, stając koło krzesła, które wcześniej zajmowała. Była skupiona, bo robienie tego prawą ręką, nie było czymś dla niej naturalnym, jednak w butelce było już na tyle mało alkoholu, że nie sprawiło jej to wielkiego kłopotu. Nie rozlała. Odstawiła butelkę, patrząc na nią chwilę w zamyśleniu, kiedy inne naczynie wypełnione winem przebłysnęło jej przez myśl. Zaraz jednak napiła się wina z kieliszka, topiąc myśli i gasząc ponownie pragnienie.
- Czy wybaczycie mi, jeżeli sam naleję sobie whiskey? - zapytał Terry, pokazując butelkę wypełnioną złocistym płynem, którą z sobą przyniósł. - To znaczy, wam również oczywiście nie odmówię. Ale skoro już pijecie wino… to podobno nie jest dobrze mieszać? - zapytał. - A zresztą… - westchnął. - Od tego nie umrzecie… pewnie…
Usunął nakrętkę, po czym nalał do szklanki i włożył z pojemnika kilka kostek lodu. Nachylił się i powąchał woń alkoholu i uśmiechnął się delikatnie. Ciężko go było winić za to, że chciał w ten sposób nieco rozładować nerwową atmosferę, którą odczuwał.
Z drugiej strony ten nastrój już nie był aż taki ciężki, jak na samym początku. Może to dzięki winie, którego Alice skosztowała. A może Joakim nie był już tak zjadliwy, jak na samym początku. Chyba ciągle tkwił w pewnego rodzaju szoku. |