Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 15:59   #567
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pikantna kolacja - część trzecia

- Ja się chętnie napiję… Ale to po kolacji. O ile nie zamierzasz dziś przytulić całej tej butelki - powiedziała rudowłosa spoglądając na Terrence’a nieco zmęczonym wzrokiem. Wino jednak rzeczywiście pomogło jej się rozluźnić. Drugi kieliszek wykwitł lekkim rumieńcem na jej policzkach. Kobieta usiadła na krześle i odstawiła puste naczynie.

W pomieszczeniu pojawiły się trzy kobiety, nosząc kolejne dania. Alice spostrzegła zapiekankę z zarumienionymi brzegami, tartę szpinakową, a także pieczeń. Oprócz tego zostały podane ziemniaki pieczone i duszone oraz kilka różnych lekkich sałatek. Ten zestaw był znacznie bardziej tradycyjny niż egzotyczna zupa.
- Smacznego - rzekła Martha.
Joakim spojrzał na nią nieco dłużej. Alice spostrzegła, jak taksował wzrokiem kształtne ciało kobiety.
- Wiesz, że mógłbym was wszystkie zgwałcić? - Dahl zapytał spokojnie i uprzejmie. Następnie przesunął wzrok na Alice i Terrence’a. - I was też?
Harper najpierw uśmiechnęła się do Marthy w podzięce, gdy ta pożyczyła im smacznego. Jej uprzejmy uśmiech jednak spełzł z jej ust na słowa Joakima. Powoli odwróciła głowę w jego stronę
- Wiesz, że mogłabym wbić ci korkociąg, tym razem z własnej woli? - odpowiedziała, niemal perfekcyjnie imitując ton jego wypowiedzi. Terrence wiedział, że potrafiła pożyczać sobie charaktery innych osób. Alice splotła palce przed sobą i dokładnie to uczyniła. Pożyczyła...
- Nie zrobisz tego. Bo jesteśmy ci potrzebni - powiedziała
- Poza tym, co to za zabawa, kiedy wszyscy robią dokładnie to, czego od nich oczekujesz - dorzuciła na sam koniec i… uśmiechnęła się lekko do Joakima.

Martha zaśmiała się bardzo nerwowo. Jej koleżanki dołączyły się. Razem stworzyły dziwny chór wymuszonej wesołości.
- A pan Dahl to tak lubi żartować - rzekła, po czym obróciły się w perfekcyjnym zsynchronizowaniu i wspólnie opuściły jadalnię.
Terry odezwał się, kiedy zostali sami.
- Nie byłbyś w stanie tego zrobić - odpowiedział, opierając przedramiona na stole i nachylając się w stronę Joakima, choć wciąż dzielił ich duży dystans i mnóstwo parujących półmisków.
- A niby dlaczego? - Dahl zapytał, patrząc na niego.
- No cóż, nie mogę wypowiadać się za Alice, więc mówię tylko za siebie - rzekł Anglik. Chwycił szklankę alkoholu i upił bardzo duży łyk. - Ale żeby kogoś zgwałcić, to ta osoba musi najpierw się opierać.
- A to swoją drogą… - dodała Alice, dusząc w sobie nie swój charakter i oparła się o krzesło. Westchnęła, nieco zmęczona, zrobiła to jednak cichutko. A następnie zabrała się do nałożenia sobie odrobinę sałatki, która stała najbliżej niej. Denerwowało ją to, że zdenerwowało ją, jak Joakim patrzył na pokojówki. Nie powinno jej to w ogóle obchodzić, a jednak obchodziło. Dusiła jednak swoje przemyślenia w sobie.
Joakim coś wymruczał pod nosem, nabierając sobie zapiekanki.
- To może jak tacy chętni, to resztę kolacji spędzicie, siedząc na moich kolanach? - rzekł niezadowolony. - Mam akurat dwie nogi, dla wszystkich wystarczy.
Terry spojrzał na niego znad kawałka tarty.
- Twoje kolana nie są tą częścią ciebie, która mnie najbardziej interesuje - popił wypowiedź alkoholem. - Nie są nawet w pierwszej piątce.
Tym razem Harper znowu upuściła widelec, ale nie z powodu nieumiejętnego obsługiwania się z sałatką. Pomyślała o jedną myśl za dużo i gdy ręka jej zadrżała, sztuciec grzmotnął o talerz w sałatkę. Spojrzała na Terrence’a zmieszana. Czemu znowu zaczynał taki temat? Nie… Czemu kontynuował? Czemu zamierzali rozmawiać o seksie przy stole?
Przypomniało jej się skojarzenie, którym de Trafford zastrzelił ją gdy byli w Puszczy Bogów… Właśnie o stole i posiłku. Podniosła prawą dłonią kieliszek wina i dopiła duszkiem zawartość. Może dzięki temu będzie jej łatwiej zdzierżyć te rozmowy…
Joakim westchnął.
- Alice, czy tobie też tak się narzucał? Ktoś by pomyślał, że mężczyzna w tym wieku nie będzie taki niewyżyty… - pokręcił głową.
- Przecież ty wcale nie jesteś ode mnie młodszy, choć może tak wyglądasz - de Trafford zmrużył oczy.
- Mimo wszystko… - Joakim skrzywił się, nalewając sobie ostatek wina z butelki. - Im bardziej jesteś chętny, tym mniej jestem tobą zainteresowany. A odkąd usłyszałem o tych pięciu razach… - zamilkł na moment, po czym wyciągnął przed siebie rękę z właśnie taką ilością palców - ...już nawet zacząłem o tym myśleć.
Rudowłosa nie miała czego się napić… Rozejrzała się po stole. Whiskey planowała na potem. Mruknęła cicho i zaczęła dziubać sałatkę
- Nie narzucał się… W gwoli ścisłości, to pierwszy raz możnaby zaliczyć, jakobym to ja brała jego… - uniosła kącik ust.
- Zaliczyć - powtórzył Joakim. - Ciekawy dobór słów.
- W końcu Dubhe jest łowczynią, czyż nie? Zabawne… - mimo wszystko alkohol już lekko i jej się udzielił. Była drobna, nie trzeba było jej wiele.
- Ale… To ciekawe, bo wychodzi na to, że mimo wieku obaj jesteście jurni. Zabawna sprawa, nigdy się nad czymś takim nie zastanawiałam. Człowiek najwyraźniej uczy się całe życie… Jednego dnia jak strzelać komuś w głowę, innego jak skakać z set metrów do wody… Jeszcze innego o jeszcze innych rzeczach - pokręciła dłonią w powietrzu, jakby przewijała płytę.
- Na przykład jak przyjąć w siebie pięć razy…
- Joakimie! - przerwał mu de Trafford. - Ty chyba jednak nie jesteś dżentelmenem!
Dahl parsknął śmiechem. Spojrzał na talerz stojący obok i chwycił. Spojrzał na niego przez chwilę, jakby nie mogąc się zdecydować.
- A zresztą… - westchnął, po czym rzucił nim o ścianę. Naczynie rozbiło się dokładnie tak samo i w tym samym miejscu.
- Wiesz, że nie robi to na mnie wrażenia? - zapytał de Trafford. - Ja w tym domu wychowywałem Jennifer. Jej nie przebijesz.
- Czy to wyzwanie?
- Co ci te talerze zawiniły? - zapytała śpiewaczka, marszcząc lekko brwi
- Jak ci się nudzi, to na pewno znajdzie się tu jakaś gra w którą można pograć, zamiast ‘Walenie naczyniami, pewnie droższymi niż meble w moim mieszkaniu, o ścianę’ - dorzuciła. Rozumiała wagę wartości przedmiotów. Denerwowało ją, że Joakim tak lekką ręką rozwalał rzeczy Terrence’a i pewnie dla nich to było nic, ale ona poczuła się jakoś zraniona w sposób niewytłumaczalny. Najwyraźniej jej psychika miała jakieś ale w całej sprawie.
- Jakąś grę… co masz na myśli? - zapytał de Trafford. - To musiałaby być jakaś bardzo agresywna gra, żeby upuścić parę z naszego druha - spojrzał na mężczyznę.
- Ty uważaj… i nie patrz na mnie w ten sposób - warknął Dahl. - Bo to nie parę będziemy zaraz upuszczać.
- Och… - de Trafford uśmiechnął się lekko.
- Krew. Miałem na myśli krew! - Joakim pokręcił głową i odsunął się od stołu, jakby miał ochotę opuścić pomieszczenie, jednak pozostał na miejscu.
- Cholera, a już myślałam, że będę musiała wyrzucić puste butelki przez okno… - powiedziała Alice. Spojrzała po stole, kończąc jedzenie sałatki.
- A tak w sumie… Jaki mamy dziś dzień? - zapytała ni stąd ni zowąd. Myślenie o seksie, upuszczaniu krwi i butelkach przyciągnęło do niej myśl o tym, że nie miała pojęcia jaka jest data i ile czasu temu to wszystko się działo.
- Minął tydzień - odpowiedział Joakim.
- Dokładnie tydzień i jeden dzień - dodał de Trafford.
- Wracając do tej gry… - mruknął Dahl. - Lepiej w nic nie grajmy. Bo coś mi mówi, że zasady będą dążyć do tego, aby mnie rozebrać.
- Tylko jeśli ja będę je układał - Terrence wzruszył ramionami.
Alice przez moment coś mruczała pod nosem…
- Przepraszam, czy ma ktoś fajerwerki? - zapytała nieoczekiwanie
- Bo dziś święto Niepodległości… - zauważyła, co zabawnie się zgrywało z ich rozmową, na co zaśmiała się cicho.
- Myślę, że obydwoje mamy, co nie, Joakim? - zapytał de Trafford. - Wystarczy tylko je odpalić i…
Joakim zakrył twarz dłonią.
- Jesteś żenujący - westchnął. - Przestań. Proszę. Przestań… - kręcił głową, na co Terry roześmiał się.
Następnie Anglik obrócił się do Alice.
- Miałem na myśli to, że mamy fajerwerki w…
- Terry! - Dahl warknął. - Myślałem, że jesteś dżentelmenem!
- Jestem Terrence, żaden Terry… - de Trafford odpowiedział machinalnie.
Alice zrobiła się cała czerwona na twarzy
- Nie no… Ja miałam na myśli takie kolorowe… znaczy się… Fajerwerki. Bo święto… Czy ty sugerujesz mi… Terrence, proszę… Co ty sobie wyobrażasz? Ja pamiętam, że chciałeś dziś świętować, ale nie że tak… - odezwała się, krzyżując ręce pod biustem. Grała rolę kraju niepodległego?
- Uważam, że obaj nie jesteście dżentelmenami, ale czasem jesteście jak trzeba. O… Chwileczkę, ale czy to znaczy, że skoro nie jesteście to ja nie jestem damą, że tak się zachowujecie? Powinnam się poczuć urażona? - zapytała wyraźnie zaskoczonym tonem.
- To na pewno skomplikowane sprawy - mruknął Terry. - A co do tego, co sobie wyobrażałem… - przesunął wzrok na Joakima. - To wyobrażałem sobie różowe, tłuste, ciężkie fajerwerki, które…
Dahl nagle wstał.
- Już najadłem się - powiedział. - Jestem pełny.
- Jeszcze nie. Jeszcze nie jesteś peł… - de Trafford zaczął, ale przerwał w pół słowa. - Joakim, zostaw do cholery ten talerz! - krzyknął.
Alice przesunęła wzrokiem od jednego, do drugiego
- Tak zwykle wyglądają obrady w Kościele, czy to dziś taka wyjątkowa okazja? - zapytała. Sama również wstała
- Odłóż, proszę talerz Joakimie… - poprosiła obserwując mężczyznę teraz uważnie. Nastrój na żartowanie przeszedł i został zastąpiony przez powagę, choć oczy miała zaszklone i nadal była zarumieniona, to wyglądało na to, że zamierzała opanować sytuację. A przynajmniej spróbować.
Dahl jednak nie usiadł.
- Myślę, że powinnaś pójść z twoim kochankiem na szósty raz, bo w tym stanie, w jakim znajduje się, nie będziemy mogli porozmawiać o niczym konstruktywnym.
- Na litość boską, Joakimie… - de Trafford westchnął. - Przecież cały najebałeś się jak świnia, jak ty zamierzasz poruszać jakieś konstruktywne tematy w tym stanie?
Dahl spojrzał na zarumienione policzki Anglika.
- Wolałem, kiedy byłem jedyną wstawioną osobą w tym towarzystwie - mruknął.
Harper spojrzała to na jednego, to na drugiego
- Usiądźcie obaj - buchnęła na nich.
- Nie będzie żadnych razów, ani rzucania talerzami, ani wykorzystywania korkociągów, utaczania krwi, czy czegokolwiek innego.
Terry spojrzał na nią ze smutkiem.
- Proszę. Jak cywilizowani ludzie zjedzmy tę kolację. Najwyżej rozmowy o tematach konstruktywnych przełożymy na jutro, jak wszyscy wytrzeźwieją i mam na myśli wszyscy, ciebie również Joakimie - powiedziała tonem godnym osoby, która umiała zarządzać ludźmi. Nie usiadła jednak, czekając aż oni to uczynią. Albo cokolwiek innego co zrobić zamierzali.
Joakim westchnął.
- Ale tylko dlatego… bo jeszcze nie było deseru - mruknął, po czym usiadł z powrotem na fotelu.
De Trafford rzucił wzrokiem w stronę drzwi prowadzących na korytarz.
- Martha! - wydarł się. - A co się stało z deserem?!
Oczywiście nikt mu nie odkrzyknął. Nawet jeżeli pokojówki stały na korytarzu i podsłuchiwały, to nie zdradziły się z tym błyskawiczną odpowiedzią.
- Tak naprawdę nie jestem głodny, ale deser to tradycja - mruknął, na co Joakim pokiwał zgodnie głową.
Harper kiwnęła głową, po czym sama usiadła
- Dobrze. To zjemy deser - zgodziła się. Wyostrzyła na moment zmysł słuchu, by sprawdzić czy pokojówki były w pobliżu, czy nikogo poza nimi w okolicy nie było. W sumie to co działo się w jadalni mogło być naprawdę podżegającą plotki kopalnią informacji.
Ciężko jej było stwierdzić na pewno, ale chyba nikt nie stał pod drzwiami. Jednak nie musiał. Przecież drzwi na ogród cały czas były otwarte i wystarczyło skryć się za pierwszym lepszym krzakiem, aby być niezauważonym. A jednocześnie wszystko dokładnie słyszeć. Jednak ani de Trafford, ani Dahl nie zdawali się tym przejmować. Zapewne obsługa musiała być choć trochę przyzwyczajona do dziwnych zachowań gospodarza oraz jego gości. Co najgorszego mogło wyniknąć z wiedzy pokojówek na temat ich rozmów? Przecież Esmeralda i tak nie rozwiodłaby się ze swoim mężem, nawet gdyby chciała… W jaki sposób mogłaby to zakomunikować? Było w tym coś strasznego…

Wnet ktoś zapukał do drzwi i Martha pojawiła się się w pomieszczeniu.
- Czy ktoś mnie wołał? - zapytała, patrząc niepewnie po zebranych osobach.
- Chcemy deseru - Joakim odpowiedział, patrząc na nią przeszywająco.
Kobieta zarumieniła się.
- A pan znowu żartuje, a ja…
- Na litość boską, Martha, chcemy deseru - de Trafford westchnął.
Pokojówka drgnęła.
- Ach, deseru… no tak - powiedziała, po czym obróciła się i zamknęła za sobą drzwi.
Alice przeniosła spojrzenie na Joakima
- Przerażające jak działasz na ludzi w swoim otoczeniu… - zauważyła. Szczerze to rozumiała co w nim widzieli. Najwyraźniej jednak tylko ona miała dość uprzejmości by przysłowiowo nie padać mu do nóg. Westchnęła i spojrzała na pusty kieliszek przed sobą
- Napiłabym się jeszcze… - zakomunikowała ni to do siebie, ni to do ‘dżentelmenów’ w pomieszczeniu.
- Wino czy whiskey? - zapytał de Trafford.
- Może i to, i to? - dodał Joakim. - Zanim powiecie, że moja obecność jest jedynym alkoholem, jakiego potrzebujecie - przewrócił oczami.
Terry zagryzł wargę.
- Cholera - mruknął.
- Czy to pytanie podchwytliwe i ktoś poczuje się urażony jak wybiorę tylko jeden trunek? - Alice zapytała zerkając to na de Trafforda, to na Joakima. Przez sekundę miała wrażenie, że jest pytana o coś głębszego niż wybór alkoholu jaki chce wypić, ale odgoniła tę myśl.
- Może po prostu wszyscy napijmy się whiskey? - zaproponowała dyplomatycznie.
- Jest parę toastów za które wypadałoby wypić, albo warto wypić… W sumie jest mnóstwo rzeczy, za które powinnam dziś wypić, ale nie mogę się upić, bo zgubię się w tym przeklętym labiryncie - machnęła ręką ogarniając ogół domu Terrence’a.
- Ważne, żebyś odnalazła drogę do jego sypialni, o resztę się nie martw - Joakim mruknął, machając ręką i wypijając trochę wina z drugiej butelki, którą otworzył w międzyczasie.
- To za co warto wypić najbardziej? - de Trafford spojrzał na nią, ignorując słowa Dahla. - Według mnie za to, że obydwoje przeżyliście! - krzyknął, podnosząc w górę szklankę whiskey.
Alice w tym czasie wstała i nalała sobie alkoholu do wolnej szklanki.
- To jest faktycznie coś o co walczyliśmy zaciekle. Ja bym raczej wypiła za te wszystkie osoby, które nam pomagały, a których więcej nie zobaczymy… - popatrzyła w szklankę w zamyśleniu. Przez chwilę była nieobecna myślami, zawieszając się. Stała tylko i błąkała się po swojej głowie.
- A co do jego sypialni… - nagle przemówiła znowu
- Nie mam bladego pojęcia gdzie się ona znajduje. Chcesz mi pokazać? - rzuciła, marszcząc brwi i spojrzała na Joakima, jakby rzucała mu wyzwanie. Myślenie o zmarłych chyba wyzwoliło w niej nowe pokłady siły do starć. Albo może to alkohol i zazdrość przez nią przemawiały.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline