| Afterparty Harper grała coś spokojnego, jednak słysząc co działo się między Joakimem i Terrencem grzmotnęła palcami w klawisze, wydając nieprzyjemny, chaotyczny dźwięk.
- Do diabła! Musicie się ranić nawzajem? Nie macie już dość? Czy to jakaś samcza potrzeba pokazania czyje jest bardziej na wierzchu? Odpuśćcie. Jeden nie musi drugiego prowokować… A drugi nie musi się unosić. Znacie się od lat, czy to ja muszę próbować was jakoś zbierać? Albo może to ja czegoś nie rozumiem i to między wami normalne? Może stąd wyjdę, żebyście mogli sobie porozmawiać? - zapytała spoglądając na nich obu. Czuła się zagubiona i lekko wyobcowana. Mieli swój świat, ona była nowym jego elementem i to takim, który wprowadził mnóstwo chaosu. Wieczór kończył się tym, że Alice za wszystko zaczęła obwiniać siebie.
- Nie - powiedzieli zgodnie, obracając głowy w jej stronę. - Zostań tam, gdzie jesteś.
Na chwilę zapadła cisza. Może rzeczywiście trochę zrobiło im się głupio z powodu tej całej sceny, którą zrobili. Terry wycofał się i oparł się o stół, spoglądając na Joakima. Ten tym razem nawiązał z nim kontakt wzrokowy.
- Nie chcę cię stracić znowu… i to jeszcze z twojej własnej woli.
Joakim westchnął.
- Ale ty nie słuchasz, co mówię - rzekł, po czym zawahał się i wstał. Przybliżył się do de Trafforda i objął go niezręcznie. - Wcale nikogo nie tracicie. Wrócę.
Następnie Dahl wycofał się, ale jeszcze nie usiadł.
- Obiecujesz? - zapytał de Trafford ciężko.
Joakim pokiwał głową.
- Obiecuję - uśmiechnął się do niego, a potem do Alice.
Alice poczuła się dziwnie. Uśmiechnęła się, po czym zaczęła się śmiać i pokręciła głową, gdy oczy jej się zaszkliły od łez
- No… No wiesz co… Używać tych samych słów… - odezwała się w końcu i przyglądała Joakimowi. Przecież powiedziała dokładnie to samo, gdy zdejmowała go z koła w Tuoneli…
Terry obrócił się w jej stronę i posłał jej pytające spojrzenie.
- Tych samych? - powtórzył.
Harper spojrzała na Terry’ego na moment
- Nie wiesz, bo byłeś wtedy w wodzie, ale gdy skonsumowaliśmy koronę, rozmawiałam z Ukkiem. Zabrał mnie do Tuoneli, bo o to go poprosiłam. Myślałam, że Joakim nie zareaguje, że jest nieobecny myślami. Ale powiedziałam, że wrócę do niego. To był moment, kiedy przesądzonym było, że umrę za parę chwil… A on zareagował - nie kontynuowała, spojrzała tylko uważnie na Dahla, ciekawa czy to pamięta.
Jednak spojrzał na nią jakby nie do końca pewnym wzrokiem.
- I co powiedziałem? - zapytał. - Ja… na szczęście… część tego wszystkiego, co się tam wydarzyło… zaciera mi się. Jednak to, co pamiętam, i tak więcej, niż wystarczy - westchnął.
Rudowłosa przyglądała mu się chwilę
- Zapytałeś mnie czy wrócę z paletą różnych emocji. A potem zadałeś inne pytania… A potem przedyskutowaliśmy kwestię tego jakie są twoje odczucia w stosunku do mnie… uciszyłam cię gestem i musiałam wrócić, żeby się pożegnać - Alice odpowiedziała, lekko wymijająco. Nie umiała jednak mówić otwarcie na temat tego co powiedział, albo tego, że w akcie desperacji pocałowała go tak jak to zrobiła… Odwróciła wzrok na bok.
- Przykro mi - Joakim mruknął. Zostawił de Trafforda, po czym ruszył w jej stronę. Uśmiechnął się niepewnie. - Ale pamiętam, że byłaś ubrana w cienie. Mam ten widok przed oczami - dodał, po czym oparł się o fortepian. Wyciągnął rękę i dotknął palcem wskazującym czubka jej nosa. Bardzo szybko, trwało to tylko chwilę. Poczuła się przez to trochę tak, jakby była małą dziewczynką.
- Dasz sobie radę beze mnie? - zapytał, uśmiechając się delikatnie.
Alice uniosła brew
- Może to lepiej, że nie pamiętasz… Ja ubrana tylko w cienie to i tak już bardzo dużo - rzuciła lekko żartobliwie, ale widać po niej było, że o czymś cały czas myślała w tle.
- Dawałam dwadzieścia sześć lat, a potem najbardziej wybuchowy tydzień mojego życia jak stawałam na głowie by cię uratować. Myślę, że parę miesięcy to już nie tak wiele. Tylko faktycznie pisz co jakiś czas i może wysyłaj zdjęcia, czy coś - rzuciła i westchnęła, jakby Joakim był marynarzem i właśnie zakomunikował jej, że opuszcza ją by wyruszyć w rejs.
- A ty w tym czasie czekaj na mnie wytrwale - Joakim zażartował. - Terry’ego jeszcze jakoś zniosę, ale nie oddawaj się nikomu więcej, dobrze? - spojrzał na nią bezczelnie.
- Hej! - de Trafford krzyknął gdzieś za ich plecami. - Ja tu nadal jestem! I ona też - dodał po chwili nieco ciszej.
Alice skrzyżowała ręce
- O ile nie masz więcej nieprzyjaciół, których zgwałciłeś i wykastrowałeś, których los rzuci mi pod nogi to nie musisz się martwić - powiedziała równie bezczelnie co on, przechylając głowę na bok.
- Chyba między nogi - Joakim ją poprawił.
Harper przewróciła oczami
- Między nogi, za plecy, w biust, usta… Gdziekolwiek. Nieważne - machnęła ręką w powietrzu.
Przy każdej wymienianej przez Alice pozycji, Joakim liczył na palcach. Następnie na nie spojrzał.
- Raz, dwa, trzy, cztery… a ten piąty raz to jak wyglądał? - lekko przymrużył oczy, śmiejąc się.
Śpiewaczka uniosła kąciki ust
- Niech ci Terrence opowie. Jaki był pomysłowy… - rzuciła i zerknęła na de Trafforda wyzywająco.
- Mężczyzna ma swoje potrzeby - ten tylko powiedział.
Joakim westchnął i przewrócił oczami.
- Nie, żeby mi to było aż tak obce. Ale wiesz co… - spojrzał na Alice i westchnął. - Nie daje gwarancji, że nikogo w tym czasie nie poddam torturom i nie zgwałcę. Jednak ciężko jest pozbyć się starych nawyków.
Śpiewaczka mruknęła
- Tak, potrzeby… Cztery metry nad ziemią… Czy wtedy jak to ja… - skwitowała, mamrocząc koniec tak cicho, by nikt nie usłyszał, wypowiedź Terrence’a. Kiedy Joakim zaczął nowy temat, westchnęła
- Cóż. Myślę, że następnym razem będę mniej naiwna niż w Petersburgu. Wtedy jeszcze myślałam, że jak ktoś wydaje się uprzejmy, to nic mi nie zrobi, nawet jeśli ma przykrą historię z kimś na kim mi zależy… Teraz poćwiczę strzelanie i może zostanę godnym tymczasowym szefem Kościoła… ciekawe ile jeszcze powinnam nabroić, żeby trafić do podręczników IBPI… - pokręciła głową.
- O, w tym mogę ci szybko pomóc i doradzić - Dahl strzelił palcami. - Porwij, zgwałć i wykastruj któregoś Egzekutora. Ja bym tak zrobił. Choć w twoim przypadku… może pomiń gwałt i przejdź od razu do kastracji. Tak żeby nie było dla nich aż tak przyjemnie.
- Oj, bez przesady z tą przemocą - de Trafford wtrącił się. - Lepiej, jeżeli będziecie pełnić rolę dobrego i złego gliniarza.
- Czyli ja będę gwałcił i kastrował, a ty uśmiechała się i koiła słowem - Joakim zagryzł wargę, zanstanawiając się. - Mogę się na to zgodzić.
Harper uniosła brew
- No… Nie wiesz, ale doprowadziłam do współpracy Konsumentów i IBPI celem pokonania Valkoinen… Nawet mieliśmy oficjalna konferencję… - rzuciła z uśmiechem
- To może niech rzeczywiście zostanie, że ty jesteś karzącą ręką, a ja ładną ikoną… Co… - parsknęła rozbawiona. Na chwilę zapomniała o bolesnych uczuciach i było słychać w jej śmiechu tę melodyjną, pogodniejszą nutę.
- A ja? - wtrącił się de Trafford. - Czy ja będę miał jakieś zadanie?
Joakim spojrzał na niego ukradkiem.
- Możesz spełniać zachcianki ważnych osób w kościele… oraz ich potrzeby… Co już i tak robisz…
De Trafford zwiesił wzrok.
- Tyle dzielnych, trudnych lat na służbie. I po tym wszystkim zostałem jedynie niewolnikiem dla przyjemności - dodał smutno.
Alice spojrzała na niego
- No przecież nie dam rady zapanować nad wszystkim sama. Nie mam tyle charyzmy co on - tyknęła palcem w ramię Joakima
- Czy tyle prezencji i wiedzy co ty - skinęła głową w jego stronę i znów oparła dłonie na klawiszach, łechcząc ego de Trafforda by nie czuł się uprzedmiotowiony.
- Jakieś specjalne zamówienia? - zapytała zaczynając powoli naciskać klawisze
- Tylko niezbyt skomplikowane, jeszcze nie radzę sobie do końca na osiem… - dodała.
- A na dwóch? - zapytał Joakim. - Myślisz, że dałabyś radę?
- Dahl! - Terry krzyknął. - Na litość boską… wracaj do stołu. Malinowy sos już wystygł na serniku.
- Czy to jakaś metafora? - mężczyzna spojrzał na niego.
Rudowłosa zerknęła na Joakima
- Na dwóch… Hm… Zobaczymy - powiedziała zagadkowo pod nosem, po czym zaczęła grać ‘Wicked game’ Chrisa Isaaka. Nuciła pod nosem.
- Malinowy sos na serniku… - powtórzył de Trafford.
- Idę! - Joakim westchnął ciężko. - Ale ty graj.
Alice ujrzała kątem oka, jak Dahl odwrócił się, odsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim po turecku, biorąc porcję ciastka.
- No - de Trafford skinął głową. - Dobrze.
- ...What a wicked game you played to make me feel this way
What a wicked thing to do to let me dream of you
What a wicked thing to say you never felt this way...
Alice zaczęła cicho śpiewać. Gdy burza w jadalni została opanowana, a wszyscy i tak byli dość wstawieni, postanowiła sobie trochę pośpiewać. Grała dalej. Potem przerzuciła się na ‘Zombie’ od The Cranberries i również całkiem ładniej jej szło, choć przez brak dwóch palców nadal rwała niektóre nuty.
- Alice - szepnął de Trafford. - On chyba zasnął.
Rzeczywiście, kiedy Alice odwróciła wzrok, ujrzała odchylonego do tyłu Joakima. Teraz nie wyglądał już na dwudziestolatka. Oddychał spokojnie i powoli, jak gdyby nie śniły mu się żadne koszmary.
- To dobry znak, że nie boi się przy tobie zasnąć ponownie - dodał Terry. Następnie obciął się. - Nie miałem na myśli tego… no wiesz, w negatywnym sensie.
Harper zaczęła grać coś spokojnego
- Tak… Myślałam, że to nie nastąpi. Hm… Damy mu tu tak spać, czy zabierzemy go może do jakiejś sypialni? Na łóżku byłoby mu wygodniej niż na krześle… - zauważyła, kompletnie bez podtekstów.
- Tak. I rozbierzemy go, bo to głupio tak spać w ubraniach - de Trafford skinął głową. - Ale chyba musimy go obudzić najpierw… Przecież nie przetransportujemy go jak ratownicy medyczni poszkodowanego na miejscu zdarzenia. Chociaż to… - spojrzał na roztrzaskany talerz - ...bez wątpienia jest miejsce zdarzenia.
Alice uniosła brew
- Terrence, pamiętasz, że masz moc telekinezy, no nie? - przypomniała mu leciutko się śmiejąc
- Przecież możesz go po prostu przetransportować, a potem wrócisz i pogram ci dalej. Skończymy tę whiskey… - zaproponowała.
- Chyba, że jesteś tak pijany, że to niebezpieczne, to lepiej go obudźmy i zaprowadźmy… - dodała jeszcze.
- Przypadkiem mogę mu zmiażdżyć organy. Ale nie, żeby na to nie zasługiwał, co nie? - Terry uśmiechnął się po czym wstał i skoncentrował. Krzesło z Joakimem podniosło się. I zaczęło szybować w stronę drzwi.
- Ale może lepiej ty je otwórz. Żarty na bok… wolę koncentrować się jedynie na nim - mruknął.
Rudowłosa skrzywiła się
- To skup się, by nie zmiażdżyć mu nic… - poprosiła i wstała. Ruszyła do drzwi
- Do którego? Ja zajęłam ten z łazienką na piętrze… - rzuciła ruszając korytarzem.
- Położymy go może w jednym z pokoi Jennifer. Który będzie lepszy? Ten pierwszy, oficjalny, czy drugi i prawdziwy?
Zaczęli iść korytarzem. Pierwszy drzemiący Joakim. Alice w pierwszej chwili obawiała się, że zsunie się i spadnie na podłogę, ale najwyraźniej Terry poruszał nie tylko krzesłem, ale również samym ciałem mężczyzny.
- A czym różni się jeden od drugiego? Może w tym prawdziwym? Widziałam już ten normalny… - zaproponowała śpiewaczka. Miała cały czas na oku, czy Joakim faktycznie nie spadnie. Sama jednak słabo trzymała się na nogach po alkoholu.
- Dobrze, chodźmy tam - rzekł. Przeszli przez pasaż i znaleźli się w starej części budynku. Następnie zaczęli iść po schodach na górę. - Mam nadzieję, że nikt nas nie zobaczy. Nikt z domowników nie wie o moich szczególnych zdolnościach - mruknął. - Do tej pory sądzą, że mała Jenny biegała po korytarzach z dynamitem.
Harper zapowietrzyła się powietrzem i zaczęła parskać, zasłaniając usta dłonią. Zajęło jej chwilę nim się pozbierała, bo wyobrażała sobie małą Jenny z dynamitem… Szli korytarzami. Alice nasłuchiwała, czy ktoś nie idzie.
Zdawało się, że nie. Kiedy tylko znaleźli się na wyższym piętrze, Terry stracił na moment równowagę i otarł się o ścianę. Ale w porę odzyskał kontrolę nad krzesłem z Joakimem. Mężczyzna jedynie cicho jęknął przez sen.
- Um… wszystko już dobrze - mężczyzna uśmiechnął się niepewnie.
Śpiewaczka przysunęła się do de Trafforda, by go podeprzeć, gdyby znowu zachwiała mu się równowaga
- Pomogę ci. Chodźmy… Spokojnie - uśmiechnęła się lekko i ruszyła dalej, teraz obok Terrence’a.
Szli dalej ciemnym korytarzem, który oświetlał jedynie blask księżyca padający z okien znajdujących się po drugiej stronie korytarza.
- Myślę, że to te drzwi… nie, jeszcze nie. Dalej… o tak, to tu - mruknął de Trafford, po czym postawił Joakima na podłodze i otworzył je. Alice weszła do środka pierwsza.
Zobaczyła pokój utrzymany w odcieniach fioletu, czerni i różu. Na ścianach tkwiło najróżniejszego rodzaju graffiti, układające się głównie w niecenzuralne napisy i mało estetyczne obrazki. Panował tu dziwny zapach. Niby nie był nieprzyjemny… jednak nie kojarzył się z niczym odpowiednim dla młodej damy de Trafford. Duże, podwójne łózko wyglądało przynajmniej na czyste. Alice stanęła obok niego i spojrzała ślady po ogniu na drewnianej podłodze. Bez wątpienia wszyscy poprzedni ojcowie rodu Terry’ego przewracaliby się w grobie, gdyby ujrzeli to pomieszczenie w rodzinnej posiadłości.
__________________ If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies... |