Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:13   #573
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Afterparty - część piąta

Alice chcąc jakoś uratować sytuację, po pierwsze wzięła kilka króciuteńkich rwanych wdechów. Po czym obniżyła swoje odczuwanie do normy. A przynajmniej postarała się to zrobić. Po czym przesunęła dłonie z ciała Terrence’a na pasek, który cały czas pozostawał zapięty na jej żebrach. Rozpięła go i przeniosła w górę, biorąc w zęby. To powstrzyma ją przed zbyt głośnymi jękami. Teraz będzie musiała pamiętać o tym, by go utrzymać w ustach, a dzięki temu jej jęki będą stłumione i znośne. Jedyna osoba, której mogłyby przeszkadzać, to Joakim, ale spał jak zabity… Przynajmniej taką miała nadzieję. Spojrzała z rozbawieniem na Terrence’a ciekawa jego miny, gdy patrzyła tak na niego z jego paskiem w zębach.

To jednak długo nie trwało, bo mężczyzna wyszarpnął go z jej ust.
- Nie - spojrzał na nią dziwnie. - Chcę cię słyszeć. Chcę, żeby wszyscy cię słyszeli - dodał.
Alice poczuła ukłucie paniki, bo teraz nie miała na czym skoncentrować się, aby nie wydawać z siebie odgłosów. Natomiast Terry przesunął dłonią po jej ciele. Dlaczego odczuwała jego dotyk aż tak mocno? Czy jej zmysły wciąż były aż tak wyostrzone? Może coś zepsuło się i dar Łowcy zmienił się w przekleństwo, przez co już nie będzie mogła nigdy normalnie funkcjonować? Jak inaczej wytłumaczyć to, że łzy pojawiały się w jej oczach za każdym razem, kiedy de Trafford zagłębiał się w nią lub ściskał jej pierś?
- Było warto przeżyć, prawda? - zapytał.
Następnie porzucił wolne tempo i zaczął poruszać się szybciej. Wchodził i wychodził, a potem pojawiał się w niej znowu aż po kres. Alice wstrzymywała oddech, ale wiedziała, że wreszcie będzie zmuszona znów zaczerpnąć powietrza. Tylko wątpiła, czy będzie w stanie. Czy to byłaby aż taka zła śmierć? Udusić się z powodu przyjemności w trakcie zbliżenia? Ciężko było stwierdzić…
Harper odruchowo szukała teraz chociaż pozycji, w której mogłaby odetchnąć. Wyciągnęła ręce w górę i chwyciła dłońmi za wezgłowie łoża, na którym leżeli. Znów lekko wygięła się w łuk, przesuwając rozpalonymi sutkami po jego klatce piersiowej i drażniąc go tak. Zamknęła oczy i otworzyła usta by złapać ten oddech, którego tak jej brakowało. Wyszedł spomiędzy nich przeciągły jęk, który wraz z oddechem tak długo wstrzymywała. Aż jej się zakręciło w głowie, kiedy złapała dech i znów zamilkła, naprawdę walcząc o to, by dokładnie wszyscy nie usłyszeli jej rozkoszy. Terrence natomiast dobrze mógł poczuć pod sobą jej wewnętrzną walkę. Była wypisana w napięciu jej ciała, w jej przygryzionej wardze i tych napiętych, wyprostowanych rękach.
- Krzycz - mruknął de Trafford. - Krzycz tak mocno, aby wszyscy zbudzili się. Chcę, żeby cały świat wiedział - pchnął w nią głęboko i błyskawicznie wyszedł. - O tym - zrobił to ponownie. - Jak bardzo… - nastąpiło to po raz trzeci… a może tysięczny. - Jest ci dobrze - znowu masa ciepła przetoczyła się po wnętrzu śpiewaczki, wypełniając ją kompletnie.
Na jej plecach zacisnęły się jego ręce. Położył głowę na jej piersiach, po czym zaczął poruszać się jeszcze szybciej. To wydawało się coraz bardziej zwierzęce. Pieprzyła się niczym bezrozumna istota z człowiekiem, przy którego stole przed chwilą zasiadała. Na którego fortepianie grała. Teraz już nic się nie liczyło. Żadne jej znajomości, cele, pragnienia. Żadne żale, niespełnione obietnice, cierpienia. Liczył się tylko ten ruch, który wypełniał ją, a potem opuszczał. Na którym koncentrowało się, przynajmniej w tej chwili, całe jej życie.
- Krzycz, Alice - de Trafford, jej mistrz rozkosznych tortur, szepnął. - Niech wszyscy wiedzą…
Harper zyskała wiele siły po tym tygodniu w Helsinkach, jednak nadal za mało. Całe jej ciało łaknęło tego, co robił jej Terrence. Zagubiła się i zapomniała na moment kim, gdzie i po co była. Zacisnęła palce na rurce wezgłowia, że aż jej ramiona zadrżały, gdy kolejny jęk wydarł się spomiędzy jej ust. Jak tego pragnął jej mistrz, był głośny. Niepohamowany. Skończył się dopiero, gdy musiała wziąć kolejny oddech. Była zziajana. Zatracona w zwierzęcym pożądaniu. To było wypisane nawet w jej spojrzeniu, które stało się kompletnie przesycone żądzą de Trafforda. Patrzyła na niego, jakby nie liczyło się dla niej nic we wszechświecie. Jej oddech był rwany, szybki i czasem równał się z jego pchnięciami. Nie hamowała już głosu, dawała go jednak tylko, gdy przeszywało ją to gorąco. Po prostu nie mogła wtedy znieść napięcia.
Następnie Terry wysunął się z niej.
- O tym jest ta książka? - spojrzał na nią z góry. - Mistrz i Małgorzata. To może wstyd, ale nigdy jej nie przeczytałem. To o mężczyźnie i jego kochance? - zapytał, następnie spojrzał na swoją męskość. Oblepiała go duża ilość śluzu. Do kogo należała? Śpiewaczki? A może niego? Pewnie do ich obojga. Choć znajdował się na zewnątrz, to wciąż łączył się z nią poprzez cienką strużkę. A Alice zaczęła boleśnie tęsknić za objętością, której już nie odczuwała. Tak jakby przez całe życie była częścią jej i brakowało jej, choć nie miała o tym pojęcia… A dopiero teraz przekonała się o tym, jak bardzo ważna była.
Pytanie Terrence’a nieco ją rozproszyło, Alice zdołała zebrać myśli na tyle, by mu odpowiedzieć
- Nie… Jest bardziej skomplikowana… - powiedziała zdyszanym głosem. po czym puściła się wezgłowia by unieść na łokciach i wpić w jego usta w potrzebie. Tak bardzo potrzebowała teraz by ją dotykał. By był w niej. Kontaktu. Musiała go otrzymać, bo myślała że zwiędnie jak niepodlewana zbyt długo roślina. Poruszyła biodrami unosząc je i na złość trąc o męskość de Trafforda. Powinien chcieć jej tak samo mocno. Na pewno chciał. Widziała to w jego spojrzeniu. A jednak nie zagłębiał się w nią. Jedynie patrzył.
- Obróć się na brzuch - rzekł głosem, który nie znosił sprzeciwu.
Harper syknęła, opuszczając biodra, ale nie ociągała się nawet przez chwilę. Zgrabnie przekręciła się pod nim. Spojrzała teraz na poduszki, a potem na moment przekręciła głowę. Jej rude włosy rozsypały się na poduszkach, ale pomiędzy kosmykami dostrzegała uśpioną twarz Joakima. Rozsunęła uda i wypięła się by choć pośladkami oprzeć o Terrence’a. Poruszała się, chcąc napotkać jakikolwiek ciężar, o który mogłaby się otrzeć… jednak tam było tylko powietrze… Nie mogła tego znieść. Czy była zmuszona ocierać się teraz jedynie o pościel, aby próbować znaleźć pocieszenie? Dlaczego Terrence przestał ją zaspakajać? Jak… jak śmiał…?
Ale wtedy poczuła jego dłonie na swoich pośladkach. Masowały je, wzniecając w niej przyjemną rozkosz. Poczuła swędzenie w sutkach… poczuła, że musi czym prędzej je potrzeć, inaczej wybuchną. Czy była aż tak bardzo spragniona mężczyzny? A może to de Trafford posiadał w sobie szczególne właściwości? Tego nie wiedziała. A przestała wiedzieć dosłownie wszystko… gdy poczuła jego język na swoim odbycie okrążył się wokół niego, a potem przesunął w dół, na spotkanie sromu. Wdarł się w niego kompletnie bestialsko i po części boleśnie… ale mimo to zaczęła dociskać biodra do jego twarzy, żeby być jeszcze bliżej niego. Po części chciała już dojść, żeby mieć tę udrękę za sobą. Z drugiej strony chciałaby, aby to trwało wieczność. Patrzyła na śpiącą twarz Joakima, który zdawał się kompletnie nieświadomy tego, co działo się obok niego. Leżał kompletnie nagi obok swojego najlepszego przyjaciela i kobiety, której pożądał. I ci pieprzyli się tuż przy nim, a on nie był tego nawet trochę świadomy…
Alice wydała kolejny jęk rozkoszy, gdy tylko poczuła znów przy sobie jego język.
- Umrę jak znowu się odsuniesz, nie rób… mi… Tego - wydyszała do Terrence’a, wiedząc że na pewno słuchał. Zażalenie było iście królewskie. Nie marudziła na to co i jak jej robił, nie stawiała żądań. Błagała go wręcz, by nie przestawał robić jej tego, co robił. By dalej brał ją i zagłębiał się w jej ciało czymkolwiek chciał, ale by pozostawał przy niej. Wręcz drżała i czuł to na pewno dłońmi na jej biodrach i pośladkach. Kobieta szalała z potrzeby nasycenia Terrencem.
- Jeżeli właśnie takie jest twoje życzenie - mruknął de Trafford.
Załkała, kiedy jego żołądź znów zagłębiła się w niej, a za nią podążyła reszta męskości. Czuła się pokonana tym, jak bardzo tego pragnęła i była uzależniona od mężczyzny. Z drugiej strony… tak długo jak był obok i zagłębiał się w nią… czuła się z tym świetnie. Elektryczne mrowienie rozchodziło się po jej ciele, kiedy Terry poruszał się w niej. Co jakiś czas ślinił palce i pocierał jej odbyt, na co ona reagowała zadziwiająco dobrze. Czuła rozdzierające ją szczęście i chciała, aby trwało na zawsze.
- Powinniśmy to robić codziennie. Od dzisiaj. I na zawsze - rzekł mężczyzna dziwnie zachrypniętym głosem.
- Co tylko chcesz - odpowiedziała mu rozanielona, zdyszana Harper. Nie było bolącej głowy. Ona rozpływała się od tego, że mogła być pod nim, a on ją dotykał. Więcej, sama rzeczywiście palcami pocierała swoje sutki, bo myślała, że oszaleje, jeśli nie da im jakiegokolwiek ukojenia, a samo tarcie nimi o materiał pościeli pod nią to było za mało. Opierała twarz o poduszki i tylko co rusz zdmuchiwała z ust włosy, które łaskotały ją w policzki i drażniły podczas oddechów. Były bardzo długie, nic więc dziwnego że rozpuszczone odrobinę jej przeszkadzały, wyglądały jednak na pewno wspaniale i w tych warunkach… Kryjąc jej zarumienioną twarz i okrywając wygięte ramiona. Poruszając się wraz z mięśniami jej pleców, kiedy Terry poruszał się w przód i w tył, a jej ciało grało w odpowiedzi na to.
Wnet de Trafford pociągnął ją za te piękne włosy. Z jednej strony zabolało ją to. A z drugiej… od kilku chwil tak bardzo zaczęła obawiać się, że znienacka wyjdzie z niej, opuści ją i zniknie… Że jakikolwiek znak bliskości mężczyzny, choćby nawet najbardziej doskwierający, sprawiał jej przyjemność i uspokajał. Terry bez najmniejszego trudu wchodził w nią wszystkim czym dysponował, a wtedy ona łkała do poduszki i zaciskała na nim mięśnie. Potem wychodził i dawał ułamek sekundy odpoczynku… choć wiedziała, że zaraz znowu zagłębi się w nią, a rollercoaster rozkoszy uderzy w nią niczym rozpędzony pociąg.
- Połóż się na nim - rzekł de Trafford ciężkim głosem. - Zrób to. Chcę cię rżnąć, kiedy będziesz na nim leżeć.
Umysł rudowłosej był tak zamglony, że nawet nie zadawała pytań, czy nie podejmowała próby przekonania Terrence’a, że to zły pomysł. Podniosła się i przesunęła o te półtora metra, by spojrzeć na Joakima. Jeśli to go nie obudzi, to chyba nic go nie obudzi, nawet wybuch bomby atomowej… Uniosła się i jak Terrence chciał, ułożyła swoje rozpalone ciało na Joakimie. Czuła jego ciepło i jak jego skóra brzmiała pod jej skórą. Nowa rewolucja odczuciowa ogłupiła ja na moment, odbierając oddech. Poczuła łzy spływające po policzkach. Czy przepis na jej szczęście naprawdę musiał być obrzydliwie… prosty i… zwierzęcy? Skóra Joakima była lekko chłodna. A może to jej własna zdawała się tak rozgrzana? Oparła piersi i brzuch o jego ciało, wciskała się w nie, co dostarczało jej kolejnej porcji… obezwładniającej… przyjemności. Jej głowa z tego wszystkiego uderzyła policzkiem o nos Joakima. A Terry w nią wszedł. O ile to możliwe… zdawał się jeszcze bardziej twardy. A kształt jego penisa jeszcze bardziej wygięty. Alice nie wiedziała już nawet, gdzie znajduje się góra, gdzie dół, mieszały jej się wszystkie kierunku, strony świata… Spoczęła ciężko na Joakimie, już nie będąc w stanie przejmować się tym, że obudzi się. Pewnie obudzi się. Ona jednak nie posiadała jakiejkolwiek siły, by temu zapobiec. Jej uda mimowolnie kurczyły się i tego nie rozumiała, nie potrafiła też temu zapobiec. Otulały tułów Joakima, kiedy wchodził między nie rozgrzany penis de Trafforda.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline