Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:22   #579
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sen i kac-poranek

Rudowłosa uśmiechnęła się
- M, dobranoc Joakimie… - odpowiedziała, mimo że już usnął. Przechyliła się, by pocałować go jeszcze w czoło, a następnie ułożyła się wygodnie, starając znaleźć sobie wygodna pozycję między nimi. Była tak zmęczona, że przez pierwsze kilka chwil nie mogła usnąć. Potem jednak znużenie uderzyło w nią. Jedyne o czym pomyślała to to, że wieki minęły chyba odkąd ostatni raz spała tak sobie z kimkolwiek jak po piżamaparty, tylko że tu nikt nie miał na sobie nawet cienia piżamy… I poza alkoholem była jeszcze ostra jazda. Oparła się plecami o plecy Terrence’a i przytykała dłoń do dłoni Joakima, śpiąc przodem do niego. Zwinęła się lekko w kłębek, podkurczając nogi.

~ *** ~

Delikatne promienie słońce zaczęły wkradać się przez niezasłonięte roletą okna. Złote błyski igrały po pościeli i poduszkach, z każdą chwilą przesuwając się niżej i niżej, by w końcu jeden z nich zabłąkał się na twarzy śpiewaczki i wybudził ją ze snu. Pierwsze, co dotarło do Alice, to fakt, że słyszała przyjemne ćwierkanie porannych ptaków.
Drugie, to to że bardzo chciało jej się pić i lekko szumiało jej w głowie.
Trzecia rzecz, która do niej dotarła, to informacja, że jest jej bardzo ciepło. Zaraz za tym, doszło do niej, że słyszy jeszcze dwa oddechy. Kolejnym następstwem tej myśli, było przypomnienie sobie co działo się w nocy, gdzie była i przede wszystkim z kim i w jakich okolicznościach.
Harper otworzyła oczy i rozeznała się w sytuacji. Było jej ciepło, ponieważ Terrence podczas snu obrócił się i teraz miał przerzuconą rękę przez jej talię. Rudowłosa była niemal pod szyję przykryta dwiema kołdrami, a na domiar wszystkiego, przytulała czoło do ramienia Joakima. W pierwszej sekundzie Alice bała się poruszyć, jednak potrzeba zaspokojenia pragnienia wygrała. Kobieta delikatnie i powolutku podniosła się z łóżka, po czym poszła napić wody z kranu. Przemyła twarz chłodną wodą. Wracając zasłoniła roletę i uchyliła okno, by wpuścić nieco świeżego powietrza do sypialni, w której zrobiło się duszno. Dopiero wtedy wróciła do łóżka, układając się znów pomiędzy dwoma mężczyznami. Znalazła pozycję w której jej skronie aż tak nie bolały i nie zakrywała się już tak drastycznie kołdrami, po prostu podsuwając jedną tak, by chociaż zasłonić się do biustu. Nie miała jeszcze sił, aby zastanawiać się co będzie później. Potrzebowała odpocząć. Gdy tylko zamknęła oczy, usłyszała że Terry znów się poruszył. Przygarnął jej biodra do siebie i mruknął coś przez sen. Alice lekko zmarszczyła brwi, próbując go zrozumieć, gdy poczuła palec przytknięty do jej lekko zmarszczonego czoła. Przesunął się po jej brwi, a następnie kości policzkowej. Uchyliła powiekę, by zobaczyć Joakima przyglądającego się jej. Nim jednak zdążyła coś powiedzieć, przytknęła tylko policzek do jego dłoni i znów zasnęła.


Ostatnim, co zobaczyła przed snem, było spojrzenie Joakima. I właśnie ono nawiedziło ją po przymknięciu powiek. Widziała jego twarz. Wpatrywała się w nią. Nie rozmawiali, Alice również nie była świadoma otoczenia. Zupełnie tak, jak gdyby cały świat ograniczał się tylko i wyłącznie do twarzy mężczyzny. Potem jednak zniknęła. Nagle i niespodziewanie. Rozproszyła się w mroku… a potem pozostał już tylko on. Kompletna ciemność. I pustka.

Kiedy obudziła się po raz drugi, było jej znacznie zimniej. To pewnie przez świeże powietrze… Przypomniała sobie, że otworzyła okna. Następnie poczuła pragnienie. Choć wcześniej zaspokoiła je, to jej organizm pragnął więcej… Przesunęła językiem po wargach, wyciągając przed siebie rękę. Myślała, że ta zatrzyma się na skrytym pod kołdrą Joakimie… a zamiast tego natrafiła jedynie na pustą przestrzeń. Otworzyła oczy i spostrzegła, że już go nie było. Przestrzeń za jej plecami również okazała się chłodna… De Trafford także zniknął. Wcześniej otoczona mężczyznami, a teraz całkiem sama… Gdzie zniknęli? Lekko obróciła się, aby spojrzeć na niebo i słońce wiszące wysoko. Nie było wcale tak późno…
Alice jęknęła, lekko rozkojarzona. Z jednej strony, może to lepiej, że obudziła się w łóżku całkowicie sama. Z drugiej… Poczuła się dziwnie samotnie. Przekręciła się na plecy, odgarniając kołdrę i przetarła oczy dłońmi, ziewając. Pić… Potrzebowała się napić. Podniosła się do siadu, by wreszcie zsunąć na brzeg łóżka. Potrzebowała się ubrać, a następnie coś zjeść… I zlokalizować wszystkich. To brzmiało jak plan. Przegarnęła włosy palcami, idąc do łazienki by nieco się ogarnąć po spaniu. Następnie wyszła i podeszła do szafy Jennifer. Zmarszczyła lekko brwi. Wydawało jej się, że zagląda do szafy Maxinne za czasów początków college’u.
Śpiewaczce udało się znaleźć parę spodni, które były jeansowe, ale z dziurami na udach i kolanach, oraz podoczepianymi szelkami i łańcuszkami. Zawiesiła je na krześle, by następnie wyciągnąć czarną, koszulkę The Doors na ramiączkach. Do tego zgarnęła kraciastą, czerwono-czarną, przewiewną koszulę z podwiniętym rękawem. W tym wszystkim będzie wyglądać co najmniej grunge’owo i jakby odjęła sobie kilka lat, ale przynajmniej rozmiar był dobry, choć w biuście była trochę większa od Jenny. No właśnie. Problemem był brak bielizny, Alice rozejrzała się, czy Jennifer zostawiła jakąkolwiek w szufladach.
Rzeczywiście, była tam. Harper, spoglądając na nią, czuła się nieco nieswojo. Już i tak wykorzystała bez jej pozwolenia sypialnię blondynki do bardzo niecnych celów… a teraz jeszcze zamierzała ograbić ją z bielizny? Jednak czy miała jakieś inne możliwości?
Harper obiecała sobie, że w związku z tym, że i tak zostanie tu pewnie jakiś czas, wszystko wypierze, o ile Terrence nie postanowi rozdzierać wszystkiego co będzie na siebie ubierała… Pokręciła głową. Wyciągnęła czarną, koronkową bieliznę, po czym ubrała się we wszystko. Zebrała włosy w koński ogon, jedną z gumek, którą znalazła na szafce. Rzuciła okiem w lustro. Nawet czarne buty, które wczoraj nosiła będa pasowały do tego stroju. założyła je, po czym posłała łóżko, automatycznie. Nie lubiła zostawiać bałaganu. Po tym procesie porządkowania, rozejrzała się za rzeczami, które wcześniej Joakim miał na sobie, a także za tym, co zostało na podłodze… choćby z sukienki.
Tego wszystkiego już nie było. Alice poczuła ukłucie lęku, że do pokoju weszła w trakcie ich snu Martha i wszystko posprzątała. Myśl wydawała się po części komiczna… Pokojówka, która wchodzi do pokoju i widząc taką scenę nie znika pospiesznie, a za to zajmuje się… de facto swoimi obowiązkami… to było dość niecodzienne. Ale sukienkę, czy ubrania Joakima mógł równie dobrze posprzątać któryś z mężczyzn. Skoro wstali wcześniej od niej, mieli na to czas. Jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Wyglądała trochę inaczej w ubraniach Jennifer z jej młodych lat. Nie były bardzo krzykliwe, ale mimo to odbiegały od tego, co Harper zazwyczaj nosiła na sobie. Wyglądała teraz nie tylko młodziej, ale również… jakby przez noc stała się buntowniczką. No cóż… jakby na to nie patrzeć… trochę właśnie w ten sposób zachowywała się ostatnio. Choć to bardziej z winy alkoholu i Terry’ego… którego rytuał Akki ewidentnie spuścił ze smyczy.
Harper czuła się dziwnie… Tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz Max próbowała ubrać ją w takie ciuchy i zabrać na imprezę. Tylko, że wtedy czuła się niekomfortowo, a teraz… Teraz to mogło być nawet zabawne. Zgarnęła jeszcze okulary przeciwsłoneczne z półki i założyła na głowę. Jeśli zamierzała zjeść śniadanie, a zamierzała, to na pewno nie w środku domu. A zakładała, że Trafford Park miało taras, na którym można było jeść posiłki. Ruszyła na dół, spragniona wody i jedzenia… Szkoda tylko, że nie wiedziała gdzie jest kuchnia. Zaczęła się więc błąkać po parterze w poszukiwaniu kogokolwiek.
Wnet znalazła się w holu. Tam ujrzała Marthę, która stała nad etażerką, na której postawiono flakon ze świeżymi kwiatami. Alice wydawało się, że widziała bardzo podobne, spacerując ogrodem. W Trafford Park bez wątpienia nie brakowało najróżniejszego rodzaju pięknych krzewów i ozdobnych roślin. Pokojówka jednak nie zajmowała się błękitnymi chabrami, lecz polerowała ścierką blat. Robiła to machinalnie i bez szczególnego zapału… o co w sumie nie należałoby ją winić, ale kiedy Alice spojrzała na jej twarz, wydała jej się smutna i zmęczona. Bardziej niż wczoraj wieczorem.
Śpiewaczka przechyliła lekko głowę. Po pierwsze światło wdzierające się przez odsłonięte okna do holu było odrobinę za jasne dla jej oczu. Głównie dlatego, że jeszcze odrobinę bolała ją głowa. Rudowłosa przez sekundę rozważała, czy już nie założyć okularów przeciwsłonecznych, ale uznała, że chwilę wytrzyma
- Dzień… dobry Martho? - odezwała się do pokojówki spokojnie. Udała, że nic się nie stało i miała szczerą nadzieję, że smutek i zmęczenie kobiety w żaden sposób nie było wywołane tym, że dowiedziała się o czymś, o czym wiedzieć nie powinna.
- Dzień dobry - odpowiedziała kobieta. - Jaki piękny mamy dzisiaj dzień - rzekła, choć nawet nie spojrzała na ogromne okna, przez które wpadało tyle promiennego światła. Wczoraj Anglia doświadczyła szczególnie gorącej pogody i zanosiło się na to, że dzisiaj będzie tak samo. Może to skutki tego efektu cieplarnianego, o którym tyle się mówiło. Albo jakichś nadnaturalnych spraw, które toczyły się niedaleko. Kto wie. Skoro w Finlandii działy się takie rzeczy i prawie nikt nie wiedział o tym, co tak naprawdę… to równie dobrze Wielka Brytania mogła mieć swoje własne problemy, o których Alice nie została poinformowana.

Lub też… po prostu było ciepło.
Harper natomiast zerknęła w stronę okien i zmrużyła oczy, porażona światłem
- Hm… zdecydowanie… A wydawało mi się, że w Anglii zwykle ciągle pada. To miłe trafić na słoneczne dni. Mogłabyś proszę Martho wskazać mi którędy do kuchni? - poprosiła uprzejmie
- Jestem głodna jak wilk, a chętnie zjadłabym coś i się przeszła - powiedziała zagadując dziewczynę do rozmowy.
- To może ruszyłaby pani do małej jadalni? Pan de Trafford wciąż powinien tam być. Jadł dzisiaj szczególnie późne śniadanie i być może jeszcze nie skończył. Jednak gdyby brakowało tam jedzenia lub picia, to oczywiście doniosę - zapewniła. Podniosła rękę i potarła zmęczone oczy. - Chyba że ma pani ochotę na coś szczególnego? Jakieś ciepłe danie, które musiałoby zostać zrobione na świeżo?
Alice pokręciła głową
- Nie, dziękuję bardzo… W takim razie udam się do małej jadalni. Tam drogę znam… Już ci nie przeszkadzam Martho, miłego dnia - uśmiechnęła się do niej uprzejmie, po czym ruszyła do jadalni, gdzie wczoraj spożywali we troje kolację. Po drodze wsunęła okulary na nos. Przechodzenie obok okien było prawie zabójcze dla bólu jej głowy. Terrence jadł śniadanie, a gdzie był Joakim? Ciekawiło ją to...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline