Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:26   #581
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Śniadanie - część druga

- … wiem, miałam z paroma pogawędkę w korytarzach, nim weszliśmy z Kirillem do sali z Koroną. I ty też raz umarłeś. Stąd zachowałam się tak zaskakująco. Wiedziałam co się tam będzie działo - powiedziała poważnym tonem. Oparła się ramieniem o framugę. Ptaki ćwierkały, liście poruszały się na wietrze. Slońce świeciło na błękitnym niebie, usianym leniwymi obłokami. Piękny dzień, a jednak czuła się przybita.
- Och… - Terry mruknął. - Poproszę kogoś, aby napisał ładną kartkę z podziękowaniami dla Kaverina w takim razie - dopił kawę i postawił pustą filiżankę na stole. - “Dziękuję, że cofnąłeś czas, abym przeżył.” I pod spodem herb mojego rodu i narysowana uśmiechnięta buzia.
- W sumie to ja cofnęłam… Akurat dał mi taką możliwość i dość szybko ją wykorzystałam…
- Ach… to tobie już podziękowałem - uśmiechnął się, zwracając na nią oczy.
- Komputerem zajmę się wieczorem… Będziemy potrzebowali jakiejś rekrutacji w Kościele. Pewnych zmian. Wiesz, skoro teraz to my we dwoje będziemy zarządzać, przynajmniej jakiś czas. Sprobuję jak mogę pomóc ci z tym zadaniem - obiecała, ale nie oglądała się na jadalnię i de Trafforda.
- Joakim podchodził do tego w bardzo prostolinijny sposób. Kradł ludzi IBPI - Terry uśmiechnął się na wspomnienie starych dobrych czasów. - W pewnym sensie ciebie również ukradliśmy Antarktydzie. Może nawet w takim bardzo dosłownym. Specjalnie szkoliliśmy Sharifa Khalida z myślą o tobie. A co do zarządzania… nie chcę, żebyś pomyślała, że mam ochotę na władzę, ale myślę, że koniec końców będzie to wyglądać tak, że ja będę trzymał rękę na pulsie. Bo ty będziesz nieobecna w świecie, szukając innych Gwiazd. Trudno, żebym dzwonił do ciebie co chwilę i przedyskutowywał sprawy… nie byłabyś w stanie nic uczynić, mając mnie ciągle na telefonie.
- Czuję się dziwnie - oznajmiła na koniec
- Wyrwano mnie z mojej rzeczywistości, wrzucono na misję, która okazała się… przerażająca, a teraz jestem tu i czuję się jakby za moment ten cały piękny ogród miał stanąć w ogniu. Czekam na kolejne uderzenie, ale ono nie nadciąga. Chyba że teraz? Nie… To może teraz? - zamilkła i zacisnęła dłonie mocniej na przedramionach.
- Kto wie? - odpowiedział de Trafford. - Wszyscy mamy PTSD po tym, co wydarzyło się. Dlatego tak bardzo nie chciałem, aby Joakim wyjeżdżał. Ty też w końcu mnie opuścisz i zostanę sam. Ze swoimi myślami i demonami. Ale jestem już dużym chłopcem, więc dam sobie radę. Mam nadzieję, że ty również.
Harper milczała chwilę. Następnie opuściła ręce i odwróciła się przodem do stołu i tym samym Terrence’a
- Jeszcze chwilę. Na razie nie chcę się nigdzie ruszać. Powinnam, ale w tym momencie nie chcę. Trochę się boję, że się posypię, więc jeśli teraz się trzymam. To jest dobrze - westchnęła. De Trafford uśmiechnął się do niej łagodnie na te słowa.
- Czy wiesz coś w temacie tego detektywa, który miał zginąć dla sów? Albo Lotte Visser? Znamię zniknęło, a to zadanie nie było wypełnione wcześniej… - zapytała jeszcze, ale wyglądała jakby chciała, żeby na tę chwilę to był ostatni temat z tych ciężkich, o jakich chciała rozmawiać z de Traffordem, przynajmniej na tę godzinę.
- Kim jest Lotte Visser? - mężczyzna powtórzył, marszcząc brwi. Wyglądał tak, jak gdyby usłyszał to nazwisko gdzieś kiedyś… lecz było to w poprzednim życiu.
Alice mruknęła
- To detektyw, która została ze mną wysłana do Helsinek, ale kiedy wytrenowany do specjalnej misji Sharif mnie zgarnął i zabrał wyciągnąć Joakima… swoją droga nadal nie wiem, czy powinnam być wściekła, czy po prostu machnąć na to ręką… Ona wraz z Mary zajmowały się dalej śledztwem Valkoinen od strony IBPI. To ona wraz z innym detektywem użyli wymyślonego przez IBPI sposobu, by wyciągnąć jeden z wersetów z sowy i w jakiś sposób to jej zaszkodziło. Dlatego Sartej chciał zemsty. Pamiętasz? Mówił o tym, niedaleko przed tym jak oznajmił, że częścią rytuału dla Akki jest stosunek. Rozumiem, że mogło ci wypaść z głowy - wyjaśniła mu, na co mężczyzna ryknął śmiechem.
- Ale rozumiem, że ten temat był w ogóle nie ruszony… W takim razie, czemu znamię zniknęło? - znów zerknęła na dłoń.
- Ach. To już wiem - Terry poprawił się na siedzeniu. - Rzeczywiście pytałem się o tę misję na północy Helsinek. Została wysłana na nią właśnie ta Visser wraz z Erikiem, jakimś detektywem IBPI i jego może pomocnikiem? No i z Ismem. Tam był jeden wielki, ogromny syf - mężczyzna podkreślił ostatnie słowo. - Z tego, co zrozumiałem, tamtejsza sowa nasiąknęła esencją Surmy i stała się hybrydą, która, nawiasem mówiąc, zabiła Erica. Bo pytałem się o to wszystko w kontekście okoliczności jego śmierci. I mieli dużo zachodu, żeby uporać się z tą chimerą. Ale udało się i zdołali uratować sowę i przywrócić ją do jej początkowego stanu. Jeżeli zajęła się tym właśnie ta Visser… to może Sartej wybaczył jej to, co zrobiła poprzedniej - mężczyzna wzruszył ramionami. - Nie wiem, nie rozmawiałem z nim.
- Mhm, to może być faktycznie to… - Alice westchnęła z odrobiną ulgi
- Jeszcze raz przepraszam, za ten skok… W sumie… W sumie ciebie nie przepraszałam. Tylko Kaverina, bo ty byłeś jakoś w wodzie wtedy… Nieważne, tak czy inaczej. Przepraszam - powiedziała jeszcze. Wcześniej bowiem nie było okazji porozmawiać o tym, choć spodziewała się, że Terry nie miał ochoty wspominać tej dokładnie sceny. Alice jednak zerknęła na swoją lewą dłoń. Ta dość nieprzyjemnie przypominała jej o tamtej scenie…
- Nie masz mnie za co przepraszać. Jeżeli nie zauważyłaś do tej pory, to nie jestem na ciebie obrażony - uśmiechnął się lekko. Rozsiadł się na fotelu. Wydawało się, że walczy z chęcią położenia stóp na krześle, ale powstrzymał się. Zapewne uznał to za mało eleganckie. Co na pewien sposób było śmieszne, gdyż w nocy nic, co robił, nie było eleganckie. - Ale serce stanęło mi na moment wtedy. Jesteś szalona - pokręcił głową. - To nie mogło się udać. Wiedziałaś, że uda się? Czy to była próba samobójcza?
Harper cieszyła się, że w tym momencie miała na twarzy okulary przeciwsłoneczne, bo Terrence dzięki temu nie mógł zobaczyć jej miny w pełni, kiedy odwróciła głowę na bok, zażenowana faktem, że na swój sposób rozważała to jako desperacką próbę samobójczą.
- Cieszę się, że nie jesteś zły. A teraz trochę przyziemnych spraw mam do ciebie… - nawet nie kryła się z tym, że zamierza błyskawicznie zmienić temat.
- Poruszyłaś temat tego skoku, ale chyba nie jesteś skora do rozwijania go - mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem. - Co to za sprawy? - zapytał. - Ach, i zanim zapomnę… jeżeli chcesz wrócić do Portland i pożegnać się ze znajomymi, to lepiej, żebyś uczyniła to szybko, tak długo jak nasze relacje z IBPI są niepewne.
- Nie będę rozwijać, bo jeszcze zaczniesz zadawać mi jakieś niewygodne pytania. Na przykład, jakie to uczucie walnąć w łeb wielkiej Tuonelskiej bestii, która w tym samym momencie próbuje zionąć ogniem - pokręciła głową
Mężczyzna zwrócił na nią pytające spojrzenie.
- Nie polecam - dodała.
- Pożegnać się… No tak. W operze już nie popracuję. Biorąc pod uwagę, że IBPI po tym co działo się w Helsinkach, pewnie teraz i mnie zamknęłoby w jakiejś klaustrofobicznej celi, tak. Powinnam się pożegnać. Ale cholernie nie cierpię pożegnań. A druga sprawa. Cholernie nie chcę myśleć, o pogrzebie matki, którym powinnam się zająć już tydzień temu… Dziadkowie mnie zjedzą, jak się tam pojawię - usiadła na fotelu, który wczorajszego wieczoru zajmował Dahl. Spojrzała na Terrence’a
- I trzeba będzie nad tobą popracować - wypaliła znowu zmieniając temat.
Mężczyzna dotknął włosów, jak gdyby w pierwszej chwili pomyślał, że Alice ma na myśli sprezentowanie mu makeoveru. Spojrzał na nią nieco dziwnie.
- Nie wiem, czy ten pogrzeb to taki dobry pomysł. Jeżeli ktoś będzie chciał cię zabić, to będzie miał na to dobrą okazję. Nie zdziwiłbym się, gdyby już teraz trzy różne osoby podłożyły podsłuch do telefonu twoich dziadków. Pamiętaj, że kiedy tylko pojawisz się w Portland, IBPI będzie o tym wiedziało. W każdej chwili będą mogli sprawić, że po przejściu przez jakiekolwiek drzwi znajdziesz się w ich kwaterze, w sali Portalu. A w tamtym suficie są zamontowane działka mechaniczne właśnie na takie okazje. Nie sądzę, żeby chcieli ich użyć, przynajmniej nie w tym momencie, ale będą mogli to zrobić. To dość duża władza nad tobą… i Kościołem, nie sądzisz?
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Już wcześniej nie lubiłam tych działek, a przechodzenie przez drzwi, furtki i bramki było stresujące… Darujmy sobie Portland. Chyba jakoś przełknę, że będę musiała wymyślić wymówkę telefoniczną. I tak już przepadłam na dwa tygodnie - zauważyła.
De Trafford zmarszczył brwi, próbując coś sobie przypomnieć.
- Przeglądałem korespondencję… i ty już nawet sprzedałaś im wymówkę, jeśli dobrze pamiętam - zawiesił głos. - Mylę się? - spojrzał w jej oczy. - Ta starsza dama, z którą pracowałaś o imieniu May… wygrała na loterii i ty coś jej odpisałaś. Że uciekłaś z miłością swojego życia za granicę? - zmarszczył brwi.
- Tak, dokładnie to… - odpowiedziała i uniosła kącik ust w lekko krzywym uśmiechu. A za moment zmieniła temat.
- Hm… W sumie mam już nawet jakiś zwariowany pomysł. Tymczasem… Nie mam pieniędzy, dokumentów… ani szczoteczki do zębów, perfum, dezodorantu, szczotki do włosów, własnego ręcznika, czy nawet majtek. Chciałam się pożalić już wczoraj, ale byłeś niedysponowany - skrzyżowała ręce pod napisem ‘The’ w nazwie zespołu.
- U… - de Trafford uśmiechnął się szeroko. - Czyżby to była oficjalna prośba o zostanie moją utrzymanką? - zapytał, po czym poprawił się na fotelu. - Przepraszam… to było nie na miejscu - mruknął, ale chyba nie mógł powstrzymać wesołości. - Kupimy ci wszystko, czego będziesz potrzebowała. Może nie sprezentuję nowego mieszkania… ale zawsze będziesz mogła tutaj pomieszkiwać, kiedy tylko będziesz miała na to ochotę. Tu jest, jak już zauważyłaś, bardzo dużo pokoi.
Harper ściągnęła okulary z twarzy i popatrzyła na niego poważnie
- Jest. Jest też przemiła służba, piękny ogród… Jak słyszałam stajnia… Jest też twoja żona i nie zrozum mnie źle, ale czuję się jak najgorszy drań - uśmiechnęła się cierpko.
- Nie chcę jechać na twoim portfelu. Tylko jeszcze nie mam pojęcia skąd mam teraz czerpać środki na utrzymanie. Jestem w dość trudnym położeniu i nie spodziewałam się go - dodała. Po czym sięgnęła po szklankę z wodą, aby się napić i trochę ostudzić. Bycie czyjąś utrzymanką… Trochę ją spiął tym słowem, choć wiedziała, że żartował.
- Technicznie rzecz biorąc… możesz brać środki z funduszu Kościoła Konsumentów. Myślę, że należy ci się jakaś pensja - zaśmiał się. - Inna sprawa, że jestem głównym sponsorem i tak właściwie wychodzi na jedno. Dlatego będzie mi trochę ciężko teraz, bo Abascal zajmował się sprawami technicznymi, natomiast ja inwestycjami i pozyskiwaniem pieniędzy na działalność. Już dawno bym zbankrutował, gdybym operował jedynie na majątku przodków - mruknął. - Jednak posiadamy również kilku innych bogatych sponsorów, bogate wdowy i tego rodzaju cudowne zasoby. Więc nie powinnaś obawiać się o środki na życie - wyjaśnił.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline