Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2018, 16:26   #581
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Śniadanie - część druga

- … wiem, miałam z paroma pogawędkę w korytarzach, nim weszliśmy z Kirillem do sali z Koroną. I ty też raz umarłeś. Stąd zachowałam się tak zaskakująco. Wiedziałam co się tam będzie działo - powiedziała poważnym tonem. Oparła się ramieniem o framugę. Ptaki ćwierkały, liście poruszały się na wietrze. Slońce świeciło na błękitnym niebie, usianym leniwymi obłokami. Piękny dzień, a jednak czuła się przybita.
- Och… - Terry mruknął. - Poproszę kogoś, aby napisał ładną kartkę z podziękowaniami dla Kaverina w takim razie - dopił kawę i postawił pustą filiżankę na stole. - “Dziękuję, że cofnąłeś czas, abym przeżył.” I pod spodem herb mojego rodu i narysowana uśmiechnięta buzia.
- W sumie to ja cofnęłam… Akurat dał mi taką możliwość i dość szybko ją wykorzystałam…
- Ach… to tobie już podziękowałem - uśmiechnął się, zwracając na nią oczy.
- Komputerem zajmę się wieczorem… Będziemy potrzebowali jakiejś rekrutacji w Kościele. Pewnych zmian. Wiesz, skoro teraz to my we dwoje będziemy zarządzać, przynajmniej jakiś czas. Sprobuję jak mogę pomóc ci z tym zadaniem - obiecała, ale nie oglądała się na jadalnię i de Trafforda.
- Joakim podchodził do tego w bardzo prostolinijny sposób. Kradł ludzi IBPI - Terry uśmiechnął się na wspomnienie starych dobrych czasów. - W pewnym sensie ciebie również ukradliśmy Antarktydzie. Może nawet w takim bardzo dosłownym. Specjalnie szkoliliśmy Sharifa Khalida z myślą o tobie. A co do zarządzania… nie chcę, żebyś pomyślała, że mam ochotę na władzę, ale myślę, że koniec końców będzie to wyglądać tak, że ja będę trzymał rękę na pulsie. Bo ty będziesz nieobecna w świecie, szukając innych Gwiazd. Trudno, żebym dzwonił do ciebie co chwilę i przedyskutowywał sprawy… nie byłabyś w stanie nic uczynić, mając mnie ciągle na telefonie.
- Czuję się dziwnie - oznajmiła na koniec
- Wyrwano mnie z mojej rzeczywistości, wrzucono na misję, która okazała się… przerażająca, a teraz jestem tu i czuję się jakby za moment ten cały piękny ogród miał stanąć w ogniu. Czekam na kolejne uderzenie, ale ono nie nadciąga. Chyba że teraz? Nie… To może teraz? - zamilkła i zacisnęła dłonie mocniej na przedramionach.
- Kto wie? - odpowiedział de Trafford. - Wszyscy mamy PTSD po tym, co wydarzyło się. Dlatego tak bardzo nie chciałem, aby Joakim wyjeżdżał. Ty też w końcu mnie opuścisz i zostanę sam. Ze swoimi myślami i demonami. Ale jestem już dużym chłopcem, więc dam sobie radę. Mam nadzieję, że ty również.
Harper milczała chwilę. Następnie opuściła ręce i odwróciła się przodem do stołu i tym samym Terrence’a
- Jeszcze chwilę. Na razie nie chcę się nigdzie ruszać. Powinnam, ale w tym momencie nie chcę. Trochę się boję, że się posypię, więc jeśli teraz się trzymam. To jest dobrze - westchnęła. De Trafford uśmiechnął się do niej łagodnie na te słowa.
- Czy wiesz coś w temacie tego detektywa, który miał zginąć dla sów? Albo Lotte Visser? Znamię zniknęło, a to zadanie nie było wypełnione wcześniej… - zapytała jeszcze, ale wyglądała jakby chciała, żeby na tę chwilę to był ostatni temat z tych ciężkich, o jakich chciała rozmawiać z de Traffordem, przynajmniej na tę godzinę.
- Kim jest Lotte Visser? - mężczyzna powtórzył, marszcząc brwi. Wyglądał tak, jak gdyby usłyszał to nazwisko gdzieś kiedyś… lecz było to w poprzednim życiu.
Alice mruknęła
- To detektyw, która została ze mną wysłana do Helsinek, ale kiedy wytrenowany do specjalnej misji Sharif mnie zgarnął i zabrał wyciągnąć Joakima… swoją droga nadal nie wiem, czy powinnam być wściekła, czy po prostu machnąć na to ręką… Ona wraz z Mary zajmowały się dalej śledztwem Valkoinen od strony IBPI. To ona wraz z innym detektywem użyli wymyślonego przez IBPI sposobu, by wyciągnąć jeden z wersetów z sowy i w jakiś sposób to jej zaszkodziło. Dlatego Sartej chciał zemsty. Pamiętasz? Mówił o tym, niedaleko przed tym jak oznajmił, że częścią rytuału dla Akki jest stosunek. Rozumiem, że mogło ci wypaść z głowy - wyjaśniła mu, na co mężczyzna ryknął śmiechem.
- Ale rozumiem, że ten temat był w ogóle nie ruszony… W takim razie, czemu znamię zniknęło? - znów zerknęła na dłoń.
- Ach. To już wiem - Terry poprawił się na siedzeniu. - Rzeczywiście pytałem się o tę misję na północy Helsinek. Została wysłana na nią właśnie ta Visser wraz z Erikiem, jakimś detektywem IBPI i jego może pomocnikiem? No i z Ismem. Tam był jeden wielki, ogromny syf - mężczyzna podkreślił ostatnie słowo. - Z tego, co zrozumiałem, tamtejsza sowa nasiąknęła esencją Surmy i stała się hybrydą, która, nawiasem mówiąc, zabiła Erica. Bo pytałem się o to wszystko w kontekście okoliczności jego śmierci. I mieli dużo zachodu, żeby uporać się z tą chimerą. Ale udało się i zdołali uratować sowę i przywrócić ją do jej początkowego stanu. Jeżeli zajęła się tym właśnie ta Visser… to może Sartej wybaczył jej to, co zrobiła poprzedniej - mężczyzna wzruszył ramionami. - Nie wiem, nie rozmawiałem z nim.
- Mhm, to może być faktycznie to… - Alice westchnęła z odrobiną ulgi
- Jeszcze raz przepraszam, za ten skok… W sumie… W sumie ciebie nie przepraszałam. Tylko Kaverina, bo ty byłeś jakoś w wodzie wtedy… Nieważne, tak czy inaczej. Przepraszam - powiedziała jeszcze. Wcześniej bowiem nie było okazji porozmawiać o tym, choć spodziewała się, że Terry nie miał ochoty wspominać tej dokładnie sceny. Alice jednak zerknęła na swoją lewą dłoń. Ta dość nieprzyjemnie przypominała jej o tamtej scenie…
- Nie masz mnie za co przepraszać. Jeżeli nie zauważyłaś do tej pory, to nie jestem na ciebie obrażony - uśmiechnął się lekko. Rozsiadł się na fotelu. Wydawało się, że walczy z chęcią położenia stóp na krześle, ale powstrzymał się. Zapewne uznał to za mało eleganckie. Co na pewien sposób było śmieszne, gdyż w nocy nic, co robił, nie było eleganckie. - Ale serce stanęło mi na moment wtedy. Jesteś szalona - pokręcił głową. - To nie mogło się udać. Wiedziałaś, że uda się? Czy to była próba samobójcza?
Harper cieszyła się, że w tym momencie miała na twarzy okulary przeciwsłoneczne, bo Terrence dzięki temu nie mógł zobaczyć jej miny w pełni, kiedy odwróciła głowę na bok, zażenowana faktem, że na swój sposób rozważała to jako desperacką próbę samobójczą.
- Cieszę się, że nie jesteś zły. A teraz trochę przyziemnych spraw mam do ciebie… - nawet nie kryła się z tym, że zamierza błyskawicznie zmienić temat.
- Poruszyłaś temat tego skoku, ale chyba nie jesteś skora do rozwijania go - mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem. - Co to za sprawy? - zapytał. - Ach, i zanim zapomnę… jeżeli chcesz wrócić do Portland i pożegnać się ze znajomymi, to lepiej, żebyś uczyniła to szybko, tak długo jak nasze relacje z IBPI są niepewne.
- Nie będę rozwijać, bo jeszcze zaczniesz zadawać mi jakieś niewygodne pytania. Na przykład, jakie to uczucie walnąć w łeb wielkiej Tuonelskiej bestii, która w tym samym momencie próbuje zionąć ogniem - pokręciła głową
Mężczyzna zwrócił na nią pytające spojrzenie.
- Nie polecam - dodała.
- Pożegnać się… No tak. W operze już nie popracuję. Biorąc pod uwagę, że IBPI po tym co działo się w Helsinkach, pewnie teraz i mnie zamknęłoby w jakiejś klaustrofobicznej celi, tak. Powinnam się pożegnać. Ale cholernie nie cierpię pożegnań. A druga sprawa. Cholernie nie chcę myśleć, o pogrzebie matki, którym powinnam się zająć już tydzień temu… Dziadkowie mnie zjedzą, jak się tam pojawię - usiadła na fotelu, który wczorajszego wieczoru zajmował Dahl. Spojrzała na Terrence’a
- I trzeba będzie nad tobą popracować - wypaliła znowu zmieniając temat.
Mężczyzna dotknął włosów, jak gdyby w pierwszej chwili pomyślał, że Alice ma na myśli sprezentowanie mu makeoveru. Spojrzał na nią nieco dziwnie.
- Nie wiem, czy ten pogrzeb to taki dobry pomysł. Jeżeli ktoś będzie chciał cię zabić, to będzie miał na to dobrą okazję. Nie zdziwiłbym się, gdyby już teraz trzy różne osoby podłożyły podsłuch do telefonu twoich dziadków. Pamiętaj, że kiedy tylko pojawisz się w Portland, IBPI będzie o tym wiedziało. W każdej chwili będą mogli sprawić, że po przejściu przez jakiekolwiek drzwi znajdziesz się w ich kwaterze, w sali Portalu. A w tamtym suficie są zamontowane działka mechaniczne właśnie na takie okazje. Nie sądzę, żeby chcieli ich użyć, przynajmniej nie w tym momencie, ale będą mogli to zrobić. To dość duża władza nad tobą… i Kościołem, nie sądzisz?
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Już wcześniej nie lubiłam tych działek, a przechodzenie przez drzwi, furtki i bramki było stresujące… Darujmy sobie Portland. Chyba jakoś przełknę, że będę musiała wymyślić wymówkę telefoniczną. I tak już przepadłam na dwa tygodnie - zauważyła.
De Trafford zmarszczył brwi, próbując coś sobie przypomnieć.
- Przeglądałem korespondencję… i ty już nawet sprzedałaś im wymówkę, jeśli dobrze pamiętam - zawiesił głos. - Mylę się? - spojrzał w jej oczy. - Ta starsza dama, z którą pracowałaś o imieniu May… wygrała na loterii i ty coś jej odpisałaś. Że uciekłaś z miłością swojego życia za granicę? - zmarszczył brwi.
- Tak, dokładnie to… - odpowiedziała i uniosła kącik ust w lekko krzywym uśmiechu. A za moment zmieniła temat.
- Hm… W sumie mam już nawet jakiś zwariowany pomysł. Tymczasem… Nie mam pieniędzy, dokumentów… ani szczoteczki do zębów, perfum, dezodorantu, szczotki do włosów, własnego ręcznika, czy nawet majtek. Chciałam się pożalić już wczoraj, ale byłeś niedysponowany - skrzyżowała ręce pod napisem ‘The’ w nazwie zespołu.
- U… - de Trafford uśmiechnął się szeroko. - Czyżby to była oficjalna prośba o zostanie moją utrzymanką? - zapytał, po czym poprawił się na fotelu. - Przepraszam… to było nie na miejscu - mruknął, ale chyba nie mógł powstrzymać wesołości. - Kupimy ci wszystko, czego będziesz potrzebowała. Może nie sprezentuję nowego mieszkania… ale zawsze będziesz mogła tutaj pomieszkiwać, kiedy tylko będziesz miała na to ochotę. Tu jest, jak już zauważyłaś, bardzo dużo pokoi.
Harper ściągnęła okulary z twarzy i popatrzyła na niego poważnie
- Jest. Jest też przemiła służba, piękny ogród… Jak słyszałam stajnia… Jest też twoja żona i nie zrozum mnie źle, ale czuję się jak najgorszy drań - uśmiechnęła się cierpko.
- Nie chcę jechać na twoim portfelu. Tylko jeszcze nie mam pojęcia skąd mam teraz czerpać środki na utrzymanie. Jestem w dość trudnym położeniu i nie spodziewałam się go - dodała. Po czym sięgnęła po szklankę z wodą, aby się napić i trochę ostudzić. Bycie czyjąś utrzymanką… Trochę ją spiął tym słowem, choć wiedziała, że żartował.
- Technicznie rzecz biorąc… możesz brać środki z funduszu Kościoła Konsumentów. Myślę, że należy ci się jakaś pensja - zaśmiał się. - Inna sprawa, że jestem głównym sponsorem i tak właściwie wychodzi na jedno. Dlatego będzie mi trochę ciężko teraz, bo Abascal zajmował się sprawami technicznymi, natomiast ja inwestycjami i pozyskiwaniem pieniędzy na działalność. Już dawno bym zbankrutował, gdybym operował jedynie na majątku przodków - mruknął. - Jednak posiadamy również kilku innych bogatych sponsorów, bogate wdowy i tego rodzaju cudowne zasoby. Więc nie powinnaś obawiać się o środki na życie - wyjaśnił.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:27   #582
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Śniadanie - część trzecia

Alice milczała chwilę.
- Mimo wszystko, trochę to dziwne uczucie. Do tej pory przywykłam do tego, że żeby dostać pieniądze muszę ileś godzin w ciągu dnia w ciągu tygodnia spędzić wykonując jakąś czynność. A teraz moją praca będzie bycie mną zajmująca się dziwnymi sprawami… Wariactwo. No dobrze… To w takim razie. Jakie masz na dziś dla nas plany? - zapytała, w końcu ustalając większość rzeczy, które zaprzątały jej umysł.
- Nie mam żadnych planów. Spodziewałaś się, że wymyślę coś w stylu przejażdżka dorożką po włościach, albo grzybobranie z przyjaciółmi? - zapytał. - A co do bycia tobą zajmującą się dziwnymi sprawami… przecież dokładnie w ten sposób zarabiałaś wcześniej - uśmiechnął się. - Pracując w IBPI. No i w sumie… również w operze - mrugnął do niej.
- Nie, myślałam że każesz mi założyć takie zabawne spodnie i czapkę, dasz dwururkę, weźmiemy ogary i pójdziemy strzelać do kaczek jak w angielskich filmach - powiedziała podłapując jego ton
- No tak. Ale to też trochę inaczej. Miałam tylko jedną misję dla IBPI, większość czasu spędzałam faktycznie w operze… Hm… Zróbmy sobie jutro piknik Terrence - zaproponowała mu.
Mężczyzna zaśmiał się ciepło.
- Pamiętasz, co wtedy mówiłem? Cholera… jeszcze pomyślę, że naprawdę ci na mnie zależy - zmrużył oczy żartobliwie. - Takie myśli są niebezpieczne dla mężczyzn w starszym wieku… zwłaszcza jeśli dotyczą młodych, pięknych kobiet - mruknął.
Alice uniosła brew
- Pamiętam. Mam nadzieję, że uda mi się uchronić cię od wszelkich niebezpieczeństw, bo póki co jesteś na mnie trochę skazany. A tak swoją drogą, to gdzie my dokładnie jesteśmy, poza tym że w Trafford Park, w Anglii? - zapytała i uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- W małej jadalni mojej posiadłości - wyjaśnił. - To miło, że jesteś tak zapatrzona we mnie, że nawet nie widzisz swojego otoczenia - uśmiechnął się do niej. - Nie wiem, czy moje ego jest w stanie wytrzymać aż tak wiele - westchnął teatralnie.
Śpiewaczka parsknęła lekko
- Myślę, że twoje ego ma się w jak najlepszym stanie. A w jakim jesteśmy mieście? Bo de facto to mnie interesuje. Wiesz, nie znam mapy Anglii na pamięć, no chyba że przełożysz mnie przez kolano i każesz się wykuć. Jestem tylko Amerykanką i tak kojarzę Europę lepiej niż paru moich znajomych - pokręciła głową i skrzyżowała znowu ręce.
- Technicznie są dwa różne Trafford Park. Jeden to zachodnia dzielnica Manchesteru, a drugi to nazwa mojej posiadłości, która znajduje się kilka kilometrów dalej za Stratford. To przy jeziorze Sale Water Park, przy którym jest Trafford Water Sports Center, tylko ośrodek znajduje się po drugiej stronie jeziora. A my w półkolu po wschodniej jego części, otoczonym rzeką Mersey. Są tu jeszcze dwa mniejsze jeziora. Praktycznie znajdujemy się na wyspie. Dlatego nie zobaczysz tu ani drogi, ani samochodu. To kawałek zupełnie innego świata położony praktycznie tuż obok tego wielkiego. Wokół nas znajduje się dużo pól golfowych, ale to poza rzeką.
Alice uniosła brwi
- To jak tu dojechała taksówka dla Joakima? Promem?
- Przepłynął moją motorówką na drugą stronę Sale Water Park, a tam już czekała na niego taksówka. Przy Trafford Water Sports Center. Właśnie przez jezioro dostajemy wszystkie niezbędne środki do życia.
- Ja z tym księciem, to trochę żartowałam tak odrobinę Terrence… Ale numer… - uniosła brwi i zaśmiała się, kręcąc głową
- Wyspa na środku. Hm. Coś mi to przypomina… Heh - znowu się zaśmiała.
- Potrzebuję wybrać się w ciągu kilku najbliższych dni do lekarza… A potem możemy nieco odpocząć i pozarządzać sprawami stąd - oznajmiła.
- A kiedy będziesz chciała wyruszyć na spotkanie z kolejnymi Gwiazdami? W ogóle… od czego chcesz zacząć?
Harper mruknęła
- To musimy ustalić z Kaverinem. Z tego co wiem, jedna Gwiazda jest w rękach, uwaga… Mafii należącej do młodszej siostry Sharifa - westchnęła
- Od tej sprawy bym zaczęła. Potrzebuję jednak odzyskać zdolności Dubhe, a do tego potrzebuję chwili odpoczynku - powiedziała wyjaśniając kolejny powód, dlaczego należał im się malutki urlop nim znowu wystartują z kopyta.
- Brzmi rozsądnie. Uważam, że należy nam się co najmniej miesiąc odpoczynku - odpowiedział mężczyzna. - Nie chcę powiedzieć, że nigdzie nam się nie spieszy… ale skoro nawet Joakim postanowił wziąć urlop, a jest przywódcą i założycielem Kościoła Konsumentów, to my również nie powinniśmy aż tak bardzo obawiać się chwili relaksu. A co do tej młodszej siostry Sharifa - wybuchnął śmiechem. - Musisz sobie żartować? - spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Alice pokręciła głową
- Nie… Mówię jak najbardziej serio. Więcej, nawet zdarzyło mi się ją poznać. Kaverin układał się z nią w celu zebrania informacji o kolejnej gwieździe, a w celu dostania ich musiał jej dać Sharifa… Więc ułożył się z Valkoinen by mu go przekazali, a on przekazał go jej? Przynajmniej jakoś tak zrozumiałam. Gdy wsiadła do samochodu, w którym siedziałam, miałam na sobie przynajmniej z pięć celników snajperskich. To nie będzie sielankowa rozmowa… Bo nasza czwarta gwiazda ponoć ma z nią na pieńku - westchnęła ciężko.
- Ale o co w tym chodzi? Jak to się stało? - mężczyzna nie mógł zrozumieć. - Jak to możliwe, że człowiek, którego sobie wręcz… tresowaliśmy, mógłby mieć tak potężną młodszą siostrę? Czy powinniśmy spodziewać się z jej strony jakichś kłopotów? Mam na myśli jako Kościół Konsumentów. Jest żądna zemsty?
Alice rozłożyła ręce
- Dostała brata i od tamtej pory nic więcej nie wiemy… poza tym, że wykiwała Kirilla i nie dała spokoju czwartej gwieździe. Z tego co wiem, to z tego powodu Kaverin był w Kairze, kiedy się z nim kontaktowałeś, by przybył do Helsinek - dodała
- Czy więc ta dziewczyna będzie zagrożeniem… Pewnie będziemy musieli zbadać sprawę i jeśli po układach nie pójdzie, trzeba będzie to rozegrać inaczej. Kolejna torturowana Gwiazda nie brzmi zbyt przyjemnie - Zabrała się ponownie za kanapki, których nie dojadła.
- To prawda - mężczyzna skinął głową. - Ale może nie jest torturowany, a jedynie przetrzymywany? - wzruszył ramionami. - Po co od razu tyle pesymizmu - uśmiechnął się. - A nie potrafilibyście się z nim jakoś skontaktować? No wiesz… swoimi drogami.
- Ponoć był sprzedawcą broni i jakoś sobie przeskrobał u nich… Może się nie znam, ale jak mafie traktują osoby przetrzymywane. Tak jak w filmach? Bo jak ostatnio miałam do czynienia z mafią, to moja własna przyjaciółka odurzyła mnie drinkiem i podpięła pod kroplówki, a jak zwiałyśmy na teren innej mafii, to zgwałcono ją praktycznie na moich oczach, a ja pierwszy raz zabiłam człowieka… No mogę mieć trochę pesymistyczne podejście w temacie mafii… - Alice pokręciła głową
- No i Valkoinen technicznie też było mafią - mężczyzna skinął głową, zgadzając się ze śpiewaczką, że zazwyczaj organizacje przestępcze nie zachowują się zbyt uprzejmie.
- Co do kontaktowania się, będę musiała zagadnąć Kaverina czy może… Ze mną może, to może z innymi też? Chyba, że są jakieś warunki. No ja na razie i tak muszę poczekać, aż Dubhe się zregeneruje - westchnęła i wgryzła się w kanapkę.
- Ale co z tobą może? - mężczyzna zmarszczył brwi, już zapominając o swoim poprzednim pytaniu. W jego głosie zabrzmiało pewne napięcie.
Alice podparła łokieć o podłokietnik
- No… Co ze mną może Kaverin? Hmm? - zapytała przyglądając się Terrence’owi. Ciekawiło ją o czym pomyślał, że zrobił taką minę i aż się spiął.
Mężczyzna spojrzał na nią znacząco i zaśmiał się po chwili wahania. Choć wyczuwało się w tym dość dużą niepewność.
- No może? A zresztą… - machnął ręką. - Jakie to ma znaczenie… - obrócił się do stołu, teraz bardzo zainteresowany szczypiorkiem na talerzu pokrojonych pomidorów.
- No takie, że skoro może kontaktować się ze mną, to może może i z innymi Gwiazdami. Skleroza ze starości? - zapytała śpiewaczka i parsknęła lekko.
- Ach… - przypomniał sobie.
- No naprawdę… Panie de Trafford. Ja nie wiem co panu tak zaprząta głowę, że myśli pan tylko o jednym. Możnaby pomyśleć, że mężczyzna w pańskim wieku już by się uspokoił. A nie tak rozhulał - powiedziała trochę teatralnie wyzywającym go do drażnienia się tonem. Uśmiechnęła się leciutko i znów ubrała okulary.
- To takie etap w życiu człowieka, który chyba dopiero teraz przeżywam - uśmiechnął się niezręcznie. - Do tej pory byłem raczej dość zamknięty i… - zawiesił głos, po czym wstał od stołu, chyba nie chcąc kontynuować tego tematu. - Napisz mi listę tych wszystkich rzeczy, których potrzebujesz. Może wybierzemy się dzisiaj do miasta? Do teatru lub opery? Jak normalni ludzie? Z poczucia choć minimum przyzwoitości wzięlibyśmy ze sobą Esmeraldę, a wraz z nią Marthę, bo ona się nią opiekuje. Dzisiaj moja żona miała bardzo ciężką noc… choć z nieco mniej przyjemnych powodów, niż my - westchnął. - Musiała opiekować się nią przez cały ten czas…
- To Marthcie należy się porządny sen, a nie wyprawa do miasta… - zauważyła Alice i sama również wstała z fotela
- Teatr, opera… Hm, a co byś powiedział na zwykłe kino? - zapytała uśmiechając się lekko.
- Ale to może innego dnia. Jeśli to dobrze zrobi Esmeraldzie, wybierzmy się na wycieczkę do miasta. Nigdy nie byłam w Anglii, chętnie zobaczę choćby typowy angielski sklep, albo operę… Tylko nadal nie mam się w co ubrać. Więc najpierw zakupy… - próbowała odwieść jego myśli od tematów męczących, zagadując go.
- Tak. I wiesz… nie chciałbym, aby ludzie mówili różne rzeczy… I wpadłem na pomysł… ale możesz się nie zgodzić, oczywiście. Jeśli tylko tego nie chcesz, to nigdy do tego nie wrócę. Ale myślę, że to nie byłoby aż takie złe… - rozpoczął przydługim wstępem. - Myślałem o tym, żeby cię jako nową opcję terapeutyczną dla Esmeraldy. Muzykoterapia. Śpiewałabyś jej od czasu do czasu i tym wytłumaczylibyśmy twoją obecność w posiadłości. Nie przedstawiłem cię od razu w ten sposób, bo najpierw chciałem z tobą chwilę porozmawiać i poznać, zanim upewnię się, czy będziesz odpowiednią pomocą dla mojej żony… Cholera… w kontekście tego, co wiemy, to brzmi źle, co nie? - zaśmiał się niezręcznie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:29   #583
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Odwiedziny u Douglasów

Alice stała i patrzyła na niego w osłupieniu, czego Terry nie mógł dostrzec, bo znowu miała okulary na twarzy.
- Muzykoterapia… - powtórzyła.
- To jest… - chyba nie wiedziała co ma powiedzieć. Terrence stawiał ją w nieco trudnej sytuacji proponując coś takiego. Z jednej strony rozumiała skąd ten pomysł i nie był zły. Z drugiej strony, Alice miała wyrzuty sumienia w stosunku do tej biednej, chorej kobiety w związku z tym co robiła z jej mężem i czy w ogóle na miejscu było, żeby grała dla niej, czy śpiewała? Powoli wydała z siebie mruknięcie, kiedy zastanawiała się nad tym.
- Ja rozumiem skąd ten pomysł… - zaczęła powoli.
- Nie musisz odpowiadać od razu - Terry przerwał jej. - Ale zastanów się nad tym. Nie ma w tym kompletnie nic złego, wręcz przeciwnie. Może rzeczywiście to jej pomoże. Jeżeli jej stan polepszy się, to tylko będziesz się dzięki temu lepiej czuła… - zamilkł na moment, poszukując prędko następnego argumentu. - Może nawet zaprzyjaźnicie się - mruknął niezręcznie.
- Ooo… Tak. W ciągu dnia będę oddawać swój głos pani de Trafford… - Alice zniżyła ton do szeptu
- ...a w nocy jej mężowi. Świetny plan. Brzmi jak ciekawy scenariusz na przedstawienie - powiedziała nieco ponuro. Potarła czoło trochę nerwowo
- Muszę pomyśleć - zgodziła się z nim, nieco napiętym tonem.
- Tak. Ale pomyśl. Czy chcesz przedstawiać się Marcie jako “ta jego przyjaciółka, która ciągle z jakiegoś niewiadomego powodu jest z nami”, czy może jako muzykoterapeutka. W chwili obecnej… ta cała sytuacja krzyczy, że jesteś moją… - rozejrzał się, czy nikt nie podsłuchuje - ...kochanką.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale sam kazałeś mi wczoraj na ten temat krzyczeć. Terrence - zauważyła szeptem kobieta, na co ten z jednej strony zaśmiał się, a z drugiej spojrzał wymownie. Obydwoje wiedzieli, że ta noc nie była nocą rozsądnych zachowań.
- Dlatego mówię, że rozumiem skąd ten pomysł. Po prostu muszę przetrawić tę myśl. Jak wiesz, nigdy nie byłam w takiej sytuacji - powiedziała dalej nie podnosząc głosu.
- Dobrze. To potem wrócimy do tego - uśmiechnął się do niej, po czym ruszył w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz. - Chcesz jeszcze o czymś pogadać? - zapytał.
Alice zastanawiała się chwilę
- Chyba jak na razie to już wszystko. Pokażesz mi stajnię? - zapytała wzdychając i spoglądając w stronę drzwi wyjściowych, przez które właśnie wychodził.
- Dobrze. Jeżeli będziesz chciała, to będziesz mogła pojeździć sobie konno - dodał, robiąc jej miejsce obok. - Mamy tutaj trasę specjalnie ku temu wyznaczoną - rzekł. - Może być już trochę zapuszczona, bo nie jest ze mnie wielki fan hippicznym aktywności. Ale wciąż mamy dwa konie, żeby stajnia nie była pusta. Już wystarczy, że sam dom jest prawie opuszczony.
Harper przeszła obok niego na słońce
- Mhm… Trzy - mruknęła i zaśmiała się. Pokręciła głową i westchnęła, podpierając biodra. Było słonecznie, ale nie było tak gorąco jak mogłaby przypuszczać. Woń kwiatów była przyjemna. Podeszła do krzewu i zerwała jeden, wtykając za ucho.
Wpierw Terry nie zrozumiał, ale potem roześmiał się.
- Cholera - pokręcił głową. - Może masz rację. A nawet pięć, jak doliczyć ogrodników - dodał. - Ale po co ich doliczać? Nie doliczajmy ich - mruknął, idąc obok niej po ogrodzie.
- O nie. Już wystarczy mi wczoraj. Pięć to już tłok - zaznaczyła Alice i uśmiechnęła się do niego. Może jednak wizja zostania tutejszym muzykoterapeutą, przynajmniej do czasu aż nie odsapnie, nie był taki zły?


Alice trzymała w dłoni tekturowy kubek, w którym już nie było kawy.
Jej dłonie smakowały już tylko pozostałości po gorącym napoju. W tak zimne dni, jak ten, wydawał się prawdziwie zbawienny. Ogromne krople deszczu łomotały o dach taksówki, którą jechała. Mogłaby przysiąc, że nie zostały wykonane z wody, lecz śrutu. Samochód jednak dzielnie stawiał im czoła. Nie był jednak w stanie zapewnić ciepła ani jej, ani kierowcy. Czy ubrała się zbyt zimno, wychodząc z pokoju hotelowego? Chyba tak, chociaż ranek wcale nie zapowiadał tak chłodnego, nieprzyjemnego dnia.

Spoglądała na otoczenie przez mokre od zacieków okno. Przechodniów było niemało, a ci, którzy już pojawiali się na chodniku, albo posiadali parasolki, albo uciekali prędko w poszukiwaniu ciepłego schronienia. Śpiewaczka zobaczyła dwa bezpańskie psy, które drżały z zimna, skryte pod wiatą przystanku autobusowego i jej myśli automatycznie powędrowały w kierunku Fluksa. Głośno westchnęła, po czym drgnęła, wytrącona z rozważań, kiedy względną ciszę przerwał głos taksówkarza.
- To już tutaj - rzekł, skręcając. - Wysadzić panią tuż przed posiadłością? - zapytał. Zdawało się, że chciał pozbyć się jej jak najszybciej, pewnie już teraz. Ujrzał dobre miejsce do zatrzymania pojazdu i najpewniej chciał już wracać. Może do ciepłego domu, o którym w takie dni każdy marzył. Alice zmierzała do domu swojego prawdziwego, biologicznego ojca. Czy jednak był ciepły? Jak miała to wiedzieć… skoro go nie znała?
Śpiewaczka poprawiła delikatne, materiałowe rękawiczki, które miała ubrane na dłoniach i zerknęła na posiadłość pod którą podjechali.
- Poproszę tuż przed… - powiedziała, bo niestety nie zabrała parasola i teraz odrobinę miała sobie za złe, że nie przewidziała takiego diametralnego pogorszenia pogody. Najwyraźniej przyciągnęła deszcz za sobą… Pokręciła głową i odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Była ubrana w dość elegancki, kobiecy garnitur i białą koszulę. W torbie na ramieniu miała wszystko, czego potrzebowała na ten krótki wyjazd. Zaczynała się jednak nieco denerwować, choć od wczoraj starała się zachować powagę i pogodny humor. Pewnie i tak było po niej widać, że stresuje się tym spotkaniem. Obracała kubek po kawie w dłoniach, czekając, aż taksówkarz wreszcie zaparkuje, ona będzie mogła mu zapłacić i będzie musiała wyjść…

Po uiszczeniu odpowiedniej kwoty mężczyzna podziękował jej, niezbyt wylewnie, po czym odjechał. Zdawał się w nienajlepszym humorze, ale czy można było to winić kogokolwiek w taką pogodę? Niebo zasnuły szare chmury. Słońce z trudem przedzierało się przez nie, rzucając na całe otoczenie mleczną poświatę. Alice powiodła wzrokiem po zadbanej dzielnicy, w której mieszkali dość bogaci ludzie. Co najmniej wyższa klasa średnia. Architektura zdawała się jednak dość nudna. Wszystkie domy wyglądały jednakowo i żaden nie wyróżniał się. Oczywiście, zdawały się duże, wygodne, nowe i zadbane… Lecz nie miały za grosz indywidualizmu. A może to codzienny widok Trafford Park rozpuścił ją. Pewnie tak.


Nie było sensu się ociągać. Harper odgarnęła kosmyk włosów do tyłu, po czym ruszyła w stronę drzwi frontowych. Postarała się już nie oceniać wyglądu budynków i skoncentrować na tym, po co tu przyjechała. Miała nadzieję, że nie zapomniano o jej wizycie. Wyciągnęła na moment telefon z kieszeni w torebce, by zerknąć na godzinę, a następnie znów go skryła, by nie zamókł. Zatrzymała się dopiero przy drzwiach. Rozejrzała za kołatką… a po chwili za dzwonkiem.
Kołatki nie znalazła, jednak dzwonek rzeczywiście znajdował się tuż przy drzwiach. Zastanowiła się tylko na moment, czy to aby na pewno odpowiedni adres, ale już nie ociągała się i nacisnęła przycisk. Rozbrzmiał wysoki, melodyjny dzwonek. Czekała jedynie chwilę, może kilkanaście sekund. Wtem otworzył jej drzwi wysoki mężczyzna. Już miała przedstawić się, kiedy zaniemówiła… Pewnie powinna spodziewać się tego, jednak wcześniej zupełnie nie przyszło do głowy, że napotka Thomasa Douglasa. Mężczyznę, który po jej wystąpie przyniósł jej kwiaty. I poszli razem na randkę do Melvyn’s, gdzie wszystko zaczęło się pośród krzyków, strachu, bólu i przelanej krwi.
Agent FBI w pierwszej chwili nie rozpoznał kobiety… ale wtem jego oczy otworzyły się szerzej. Też nie wiedział, co powiedzieć.
- Alice? - zapytał. Pamiętał jej imię, choć minęło dużo czasu.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, odrobinę zakłopotana
- Witaj Thomasie… Czy twój ojciec jest w domu? Miałam z nim umówioną rozmowę… - zaczęła uprzejmie, jeszcze nie tłumacząc mu niczego. Nie wiedziała bowiem, od czego zacząć. Przyglądała mu się chwilę. Wydarzyło się… chyba wszystko, odkąd ostatnio się widzieli. Zacisnęła dłonie na pustym kubku po kawie.
Mężczyzna spojrzał na nią dłużej. Chyba nie został poinformowany o tym, że przybędzie. Czy ojciec chciał zachować jej wizytę w tajemnicy? Czy w ogóle powinna go tak nazywać…?
- Ach… proszę, wejdź - stanął bokiem, zapraszając ją do środka. - Przepraszam, że jestem nieprzygotowany….
Rzeczywiście, miał na sobie jedynie bokserki, koszulkę z nazwą jakiejś drużyny bejsbolowej, a w dłoni trzymał paczkę czipsów.
- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, woda, sok? - zaproponował, idąc korytarzem wgłąb domu, ale wtem przystanął i obejrzał się na nią. - Nie ściągaj butów - dodał.
Alice właśnie miała o to zapytać, ale skoro powiedział, żeby nie zdejmowała, wytarła je jedynie dokładnie o wycieraczkę, po czym ruszyła za nim. Starała się zbytnio nie poruszać lewą ręką. Od czasu jak rany się zagoiły, po prostu z przyzwyczajenia owijała ją lekkim bandażem i teraz nosiła rękawiczki. Było jednak widać, że brakuje w nich dwóch palców, o ile ktoś przyglądałby się uważnie jej dłoniom.
- Herbaty poproszę i nic się nie stało, to ja przepraszam, że tak cię zaskoczyłam - odpowiedziała uprzejmie, po czym rozejrzała się po wnętrzu domu, przez który teraz ją prowadził.
Był bardzo czysty, zadbany, przestronny i… Chyba nie można było powiedzieć o nim nic więcej. Wszystko było na swoim miejscu i brakowało osobistych bibelotów. Alice przelotnie odniosła wrażenie, że pojawiła się tutaj w charakterze ewentualnego nabywcy posiadłości. A Thomas stanowił bardzo niestandardowego pracownika biura nieruchomości. Ucieszyła się, że wytarła buty, gdyż zostawiać na tej nieskazitelnej posadzce mokre ślady… To byłoby świętokradztwo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:30   #584
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Thomas Douglas

- Tutaj jest kuchnia - mężczyzna zaprowadził ją do pomieszczenia. Wystarczyło rzucić na niego okiem, aby upewnić się, że nikt nigdy nie gotował w niej. Przypomniały jej się zagracone blaty pani Dawson… to była ogromna różnica.
Thomas nabrał wody do czajnika i przycisnął przycisk. W konsekwencji szklana obudowa zapaliła się na fioletowo i rozległ się cichy syk, którego głośność wnet zaczęła narastać.
- A ja zrobię sobie kawę. Nie masz ochoty? - mężczyzna podszedł do eleganckiego, srebrnego ekspresu i nacisnął przycisk. Ten zaczął włączać się i przepłukiwać.
Alice rozglądała się chwilę po kuchni, po czym zerknęła na czajnik i ekspres
- Nie dziękuję, kawę już dziś wypiłam. Dwie pod rząd to trochę za dużo… Za to jakbyś mógł mi wskazać gdzie macie kosz, bo nie jestem przywiązana do tego jednorazowego kubka zbyt mocno - zauważyła, bo przecież cały czas miała ze sobą kubek po kawie, którą piła w drodze z hotelu. Nie wiedziała od czego miałaby zacząć dłuższą rozmowę z Thomasem, miała mętlik w głowie. Jego pojawienie się na scenie kompletnie ją wybiło z rytmu. Zerkała na drzwi do kuchni, jakby oczekując, że w każdej chwili pojawi się w nich Robert Douglas.
- Musisz nam ufać… - mruknął Thomas. Kiedy Alice rzuciła mu pytające spojrzenie, szybko kontynuował. - Przepraszam, to takie zboczenie zawodowe. Kubki ze śladami DNA… - zaśmiał się, pocierając skroń. - Na jaką masz ochotę? Mamy zwykłą, earl greya, ale też zieloną i owocową. Jeżeli jesteś zdenerwowana, to mamy tu melisę. Ostatnio mama wypija jej hektolitrami. Chyba nie zauważyła, że jeszcze nie działa. Albo zauważyła, ale nie porzuciła nadziei.
Śpiewaczka uniosła lekko kącik ust
- Może po prostu czuję się bezpiecznie… Bo w takim domu to mało co człowiekowi może grozić - odpowiedziała na jego słowa apropo DNA. Choć kusiło ją, by nawiązać do zupełnie czego innego.
- Owocowa będzie w porządku. Nie słodzę - dodała w temacie herbaty. Domyślała się, czemu ta kobieta wypijała takie ilości melisy… Mina jej lekko zrzedła.
Mężczyzna zalał saszetkę, po czym postawił ją przed Alice.
- Usiądź - spojrzał na barowy stolik przy blacie, przy którym rodzina zapewne rano spożywała śniadanie.
Wnet sam zajął miejsce po drugiej stronie, popijając brunatnego płynu z kubka z napisem “najlepszy ojciec na świecie”. Chyba kompletnie nie zwrócił uwagi na to, z czego pił. Albo nie przywiązywał do tego żadnej uwagi.
- Fajnie, że do nas wpadłaś… Chodź w sumie mogłaś mnie tu nie zastać, bo jestem jedynie chwilowo z rodzicami. Potrzebują wsparcia po tym wszystkim, co się przydarzyło. Nasza rodzina była… ech - machnął ręką. - Nie przyszłaś tutaj wysłuchiwać żali - uśmiechnął się półgębkiem.
Rudowłosa usiadła i podziękowała kiwnięciem głowy za filiżankę z herbatą. Przysunęła ją do siebie prawą ręką. Zaraz przysłuchiwała się chwilę Thomasowi
- Powiedz mi Thomasie... Jak myślisz, z jakiego powodu mogę tu dziś być? - zapytała w sumie ciekawa jego opinii w tej kwestii. Bo trochę się mylił, sprawy jego rodziny, dotyczyły również i jej, po pierwsze dlatego, bo wiedziała co się stało z Natalie, po drugie dlatego, że wszyscy byli dziećmi tego samego mężczyzny…
Douglas pokręcił głową.
- Szczerze… zastanawiam się na ten temat od samego początku. Bo skoro to nie moje mieszkanie… to raczej nie mogłaś się mnie tu spodziewać. A jednak przyszłaś tu… Mówiłaś, że do mojego ojca? Tylko po co? O ile nie jesteś jego kolejną… proszę, wybacz mi, kochanką… To o czym możesz chcieć z nim porozmawiać? - mruknął, rozmyślając. - Chyba że… ale to niemożliwe - zmarszczył brwi. - Żebyś wiedziała cokolwiek o…? - posłał jej pytające spojrzenie. Alice miała wrażenie, że wstrzymał oddech. Jemu zapewne też zależało na Natalie. Przecież była jego siostrą!
Harper wytrzymała jego pytające spojrzenie z cierpliwością kogoś, kto przeżył niejedno.
- Myślę, że kwestia tego co tu robię bardzo szybko się wyjaśni, gdy będę mogła zamienić już kilka słów z twoim ojcem. Co do innych tematów, o których mogłabym coś wiedzieć… To nie jestem pewna, czy wiem o czym mówisz. Przepraszam. Przyszłam w jakimś złym czasie? - zagrała to, niemal bezbłędnie. Jej spojrzenie bowiem pozostawało niewzruszone, choć zapewne powinna wyglądać na lekko zaniepokojoną, albo zaciekawioną o co może chodzić Thomasowi. Była zbyt usilnie spokojna. Wyczuła to u siebie i zaraz uniosła filiżankę oburącz, aby się napić ciepłej jeszcze herbaty.
- To nie jest żadna tajemnica, mogę ci powiedzieć - rzekł mężczyzna. - Jeszcze niedawno Douglasowie byli wspaniałą, przynajmniej patrząc z zewnątrz, rodziną. Ojciec agent FBI, matka dentystka. Najstarszy ich syn, Arthur, chirurg-ortopeda. Ja poszedłem w ślady taty i pracujemy w tym samym miejscu. Finn, programista, mieszka w San Francisco z żoną i malutkim synkiem, chyba nie skończył jeszcze roku. Connor studiował w Quantico, chciał być analitykiem. Natalie pracowała jako archeolożka. Wszystko zaczęło psuć się, kiedy wyszły na jaw zdrady ojca. Peter Morris, policjant, wkroczył do rodziny jako nasz przyrodni brat. Potem Connor zginął w wypadku samochodowym, tu w Portland. Trafił do szpitala, gdzie Arthur, jako chirurg na dyżurze, nie był w stanie go operować. Jak mógłby kroić i zaszywać braciszka? Pewnie by mógł, ale tego nie zrobił. Rozpił się, zrobił kilka awantur po wódce w szpitalu i obecnie jest bezrobotny. Jakby tego nie brakowało, Natalie zaginęła bez wieści i całe FBI jest bezsilne. Pewnie już nie żyje, bóg wie dlaczego. Finn odciął się od reszty rodziny, Arthur trafił na odwyk… Matka przeżyła pierwsze załamanie nerwowe miesiąc temu, jest coraz gorzej, była już u psychologów, a wczoraj miała pierwsze spotkanie z psychiatrą. Tata również leczy się, tyle że w burdelach, a ja… - wzruszył ramionami. - A ja… Nie wiem, co ja. Jem czipsy, oglądam kreskówki i teraz z tobą rozmawiam, popijając kawą słowa.
Śpiewaczka poruszyła się, gdy w tak niezręczny sposób Thomas przedstawił jej sytuację w ich rodzinie. Odstawiła herbatę i przechyliła głowę
- Jest mi niezmiernie przykro z powodu tego wszystkiego co wam się przytrafiło. Moje najszczersze kondolencje… Mam nadzieję, że się nie załamiesz. Dobrze, że w takim czasie pozostajesz z rodzicami - powiedziała pocieszającym tonem. Myślenie o Natalie było dla niej niezmiernie niewygodne… Zwłaszcza, że mieli ją za zaginioną, a ona miała odpowiedzi, których chcieli, a nie mogła ich im podać.
- Mogę cię więc od razu upewnić w tym, że nie. Nie jestem kochanką twojego taty - dodała, chcąc rozwiać jego wcześniejsze wątpliwości.
- Jesteś chyba pierwszą kobietą, która powiedziała coś takiego - zaśmiał się. - Szczerze mówiąc… nie wiem, co to o mnie znaczy, ale jakoś to do mnie nie dociera i nie przejmuję się. Jakbym znajdował się w kompletnie innej rzeczywistości - wzruszył ramionami. - Zamierzam niedługo wrócić do siebie, bo moja obecność nie bardzo pomaga rodzicom. Tak mi się wydaje. Myślę, że potrzebujemy po prostu czasu. Będzie tylko lepiej. Ale jeśli wcale nie i zacznie dziać się jeszcze gorzej… to nikogo to nie zdziwi - wzruszył ramionami. - Jest pewna określona ilość rzeczy, które możesz znieść, zanim przestanie cię to wszystko obchodzić.

Mężczyzna wstał po wypiciu kawy i rozprostował się.
- Zobaczę, czy tata jest w gabinecie, dobrze?
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:32   #585
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Spotkanie z ojcem

Alice uważnie przemyślała jego słowa, a gdy Thomas wstał, dopijała akurat herbatę
- Dobrze. Dokończę pić w tym czasie… - obiecała tym samym, że się stąd nie ruszy, póki on nie wróci. Musiała przetrawić jego słowa i to, czy aby na pewno powinna mówić mu o tym, jaki jest powód jej pobytu tutaj. Postanowiła pozostawić to do decyzji Roberta. Nie widział jej jeszcze, a Alice wiedziała, że jest łudzaco podobna do swojej matki w jej wieku. Już się niepokoiła na to jak będzie wyglądała ta rozmowa. Tyle scenariuszy przewertowała w głowie w ciągu tych kilku dni od kiedy zadzwoniła, planując to spotkanie.

Kiedy została sama, czas upływał jakby dziesięć razy wolniej. Mijały kolejne sekundy, a ona nie miała czym zająć się. Dlaczego Thomas nie wracał? Nie wiedziała. Spojrzała na błękitnego motylka, który mignął jej za oknem, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu na blacie kuchennym. Oczywiście nie odebrała, bo jak ktoś dzwonił, to na pewno nie do niej. Potem jednak znowu aparat uaktywnił się… następnie trzeci raz… Kiedy zabrzmiał po raz czwarty, zastanowiła się, czy powinna podnieść słuchawkę? A co, jeżeli to było coś ważnego? Z drugiej strony… czy ta osoba nie mogła po prostu nagrać się na sekretarkę?
Alice dostrzegając motyla, uniosła brew w górę. Początkowo nie skojarzyła go z niczym, po chwili jednak uderzyło w nią tyle skojarzeń, że myślała, że dostanie migreny. Czy miała jakieś zwidy? Czemu widziała tego motyla i to tutaj? Zerknęła na telefon, który wydzwaniał jak szalony. Postanowiła mimo wszystko to zignorować. Nie był to jej telefon i jak bardzo ta sprawa nie byłaby pilna, nie mogła odebrać. Postanowiła jednak, że gdy tylko Thomas wróci, poinformuje go o tym, że ktoś usilnie się dobijał na ten aparat.
Wreszcie telefon wyłączył się i rozbrzmiał kobiecy głos, proszący dzwoniącego o nagranie wiadomości. Alice doszła do wniosku, że to musiała mówić chyba żona jej ojca. Powiedziała, by przekazać informacje po usłyszeniu bipnięcia. To wnet rozbrzmiało.
Rozległ się szum… i szelest…
- Ja… - rozległ się cichy, dziecięcy głosik. - Ja... - usłyszała go ponownie. - Ja…
Śpiewaczka rozpoznała osobę, która znajdowała się po drugiej stronie.
To była mała Mary.
Koniec końców telefon jednak był do niej.

Obróciła się, słysząc odgłos ludzkich kroków. Ktoś schodził w dół z pierwszego piętra. Kiedy śpiewaczka skoncentrowała się, doszła do wniosku, że słyszy dwie pary stóp.
Harper słysząc małą Mary, podniosła się z krzesła i podniosła słuchawkę, jeszcze nim przyszli obaj mężczyźni
- Mary? - odezwała się spiętym tonem. Czemu Mary nawiedzała ją w takich okolicznościach? Czy coś się stało?
- Ja… - usłyszała jeszcze raz, po czym rozbrzmiał odgłos informujący o zakończeniu połączenia. Nikt już nie odezwał się po drugiej stronie.
Harper westchnęła i odłożyła aparat. Kroki były blisko, odwróciła się więc w stronę wejścia do pomieszczenia...
Wnet do kuchni wszedł Thomas i… jej ojciec. Nie widziała nigdy wcześniej jego zdjęcia, ale była pewna, że to on. Nie wiedziała, skąd wynikało to przeświadczenie… przecież nie byli wcale do siebie podobni. A jednak… odczuwała je.
- Dzień dobry - rzekł. Miał na sobie flanelową koszulę w zieloną kratę i spodnie dżinsowe. Był trzeźwy, ale sprawiał wrażenie nieco wczorajszego. Zapewne nie tylko Arthur w tej rodzinie ostatnimi czasy zaglądał do kieliszka.
To dziwne uczucie lekko spiorunowało rudowłosą. W pierwszej chwili nic nie odpowiedziała, jedynie patrząc na Roberta Douglasa w niemym osłupieniu. Zaraz jednak drgnęła i spróbowała wydusić z siebie uśmiech
- Witam… Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Umawialiśmy się dzisiaj na rozmowę. Jestem Alice Harper - przedstawiła się, choć wiedziała, że to na pewno nic mu nie powie. Ruszyła się w jego stronę, wyciągając prawą dłoń w geście powitania.
Mężczyzna podszedł i uścisnął jej rękę. Mocno. Spojrzał w jej oczy… i chyba na moment zadrżał? Czy przypominała mu kogoś? Jeżeli tak, to nic nie powiedział.
- Thomas, zrób pani kawę - rzekł. - Nie wiesz, jak należy traktować gości? - zapytał.
Mężczyzna na to spojrzał na ojca, jakby niepewny, czy ten sobie z niego żartuje.
Alice przez moment jeszcze nie odrywała wzroku od Roberta, ale słysząc co powiedział do Thomasa, uśmiechnęła się niezręcznie i pokręciła głową
- Ależ dziękuję bardzo, już mi proponował. Zamiast tego zrobił mi herbatę. Nieco zmarzłam przez ten deszcz… Dziękuję - dodała ponownie. To odrobinę otrzeźwiło ją z zawieszenia
- Będziemy rozmawiać tutaj w kuchni? - zapytała zmieniając temat. Zaraz jednak miała nadzieję, że nie zabrzmiała zbyt natarczywie. Słychać było jednak, że głos jej lekko drgnął.
- Czemu n… - zaczął Thomas, ale ojciec przerwał mu.
- Zapraszam panią do mojego gabinetu - rzekł. - Jeżeli nie ma pani ochoty na żaden napój, to pozwoli, że sam wezmę coś dla siebie - rzekł. Podszedł do lodówki i otworzył ją. Alice spostrzegła, że o dziwo była pełna. Być może ten dom jednak jeszcze jakoś funkcjonował. Może Mia była jedną z tych gospodyń, które topią nerwy w płynach odkażających, proszku do prania, wosku do podłóg i zakupach. Mężczyzna wyjął szklaną butelkę soku pomidorowego i spojrzał na Alice. - A może jednak? - zapytał.
Śpiewaczka zerknęła na Thomasa, a potem na Roberta. zastanawiało ją co się tutaj między nimi działo. Czy to było normalne? Czuła się niezręcznie, bo z jednej strony nie wiedziała co powinna powiedzieć, czy powinna zagadnąć w temacie Thomasa, wzięła wdech i rozluźniła się
- Nie. Bardzo dziękuję, może potem napiłabym się jeszcze herbaty, nim znowu będę musiała uciekać na ten deszcz. Thomasie, mogę na ciebie liczyć w tej kwestii? - odezwała się, taktycznie zaczepiając mężczyznę, by go trochę podnieść na duchu, że nie został tak kompletnie zapomniany i wykluczony z rozmowy.
Ten skinął głową, ale chyba wciąż czuł niesmak po wtrąceniu się jego ojca.
- W takim razie, proszę prowadzić - poprosiła śpiewaczka, gdy już Robert nalał sobie soku i mogli iść do tego gabinetu…

Ruszyli schodami na piętro. Okazało się, że to było utrzymane w nieco gorszym stanie niż parter. Alice na przykład ujrzała kluczyki, albo parę butów… a nieco dalej nawet kapelusz… Chyba Douglasowie rzeczywiście mieszkali w tym domu. Ruszyła za swoim ojcem i wnet znalazła się w bardzo ładnym pomieszczeniu. Wystrój wydawał się bardzo odmienny w porównaniu do reszty posiadłości. Drewniana, polakierowana posadzka, na której umieszczono okrągły, beżowy dywan. Lewa ściana stanowiła jeden wielki system półek, a nieco dalej był wbudowany w marmurową obudowę mały kominek, pewnie elektryczny. Po prawej stronie znajdowały się aż trzy telewizory. W tle umieszczono długie, ciągnące się od sufitu aż po podłogę, brązowe zasłony. Tam też znajdował się wygodny, czarny, skórzany fotel, a obok etażerka. Natomiast na środku spoczywało biurko z laptopem. Zdawało się, że Robert nie wahał się przelewać lwią część swojego wynagrodzenia w to jedno pomieszczenie, w którym spędzał, jak się zdawało, każdą wolną chwilę.


Mężczyzna usiadł za biurkiem, a Alice wskazał fotel w tle.
- Proszę usiąść - zaproponował jej tak, jak przed chwilą zrobił to jego syn w kuchni.
Śpiewaczka rozejrzała się z zainteresowaniem po gabinecie. Był przestronny, elegancki i ładnie urządzony. Gdy Robert wskazał jej miejsce, by usiadła, kiwnęła głową i dokładnie to uczyniła. Przez chwilę znowu nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Poczekała więc, co pierwszy powie jej ojciec, kiedy już sam dla siebie również znajdzie jakieś miejsce.
Mężczyzna postawił łokcie na blacie i spojrzał na śpiewaczkę. Wpierw chyba oczekiwał, że to ona zacznie mówić. W końcu to ona zaproponowała rozmowę, więc mógł spodziewać się, że ma coś do powiedzenia. Splótł ręce i spojrzał na nią dłużej.
- Chciała pani porozmawiać o Amelii… Nie trzeba być wielkim detektywem, aby wywnioskować, zwłaszcza po pani urodzie, że jest pani jej córką. A skoro chce pani rozmawiać ze mną, to musi oznaczać, że z kolei ja jestem… - westchnął. - Pani ojcem.
Alice przekręciła się i założyła nogę na nogę, nieco spięta i jednocześnie rozluźniona, że sam do tego doszedł i to nie ona będzie musiała mu o tym powiedzieć, ku jego zaskoczeniu
- Cóż… Tak. Jest to dla mnie dziwna sytuacja, albowiem całe życie żyłam w przeświadczeniu, że moja mama trafiła do zakładu, ponieważ nie mogła pogodzić się z tym jak skończyło się jej małżeństwo. Okazało się jednak, że to dlatego, że była nieszczęśliwie zakochana. I raczyła mi o tym powiedzieć w liście pożegnalnym. Popełniła samobójstwo informując mnie, że człowiek, o którym myślałam, że był moim ojcem, nie jest moim ojcem, a jest nim jej dawny partner z FBI. Chwilę mi zajęło, nim zdołałam zebrać się w sobie i z… panem skontaktować. Mam tutaj kopię listu, jeśli chce pan ją zobaczyć… - dodała, stawiając torebkę obok siebie. Widać było, że nadal była nieco spięta i skołowana. Zagubiona, ale starała się zachowywać odpowiednio i nie trząść jak osika.
Mężczyzna zastygł w bezruchu i zamyślił się, uciekając od niej spojrzeniem.
- Przykro mi z powodu Amelii… z powodu pani matki - westchnął. - Chyba wiem, co jest w tym liście. Dlatego, bo Amelia wielokrotnie kontaktowała się ze mną… jednak ja nie mogłem opuścić mojej żony… mojego życia - rozejrzał się po ukochanym gabinecie. - I nie dziwię się, jeżeli ma pani z tego powodu wyrzuty względem mnie. Miałem nadzieję, że pani dzieciństwo będzie szczęśliwe, a przybrany ojciec człowiekiem wspanialszym, niż ja mógłbym kiedykolwiek być - choć jego słowa brzmiały dość emocjonalnie, to mimika i ton głosu wydawał się jakby zaspany. - Nie wiem, czy pani wie… ale nie jest pani jedyną osobą, która przyszła do mnie z podobnymi wieściami. Można powiedzieć, że już powoli zacząłem przyzwyczajać się do tej roli, w której obecnie jestem - uśmiechnął się nieco gorzko, spoglądając na nią ukradkiem. - Może trochę będzie mi łatwiej, jeżeli powie pani, czego ode mnie oczekuje… i co zamierza…
Harper zastanawiała się przez chwilę
- Ja również chciałabym powiedzieć, że moje dzieciństwo było szczęśliwe i bezproblemowe. Niestety, nie mogę. Jednak to są problemy, z którymi jakoś sobie poradziłam. Moja matka chciała, bym dowiedziała się kto jest moim ojcem i abym pana poznała. Nie wiem, czego mam oczekiwać, nigdy nie miałam ojca. Przynajmniej takiego, którego pamiętam nie będącego rozkrzyczanym… - pokręciła głową
- Może po prostu chciałabym pana poznać, skoro jest pan moim ojcem. Czas na potrzebowanie opieki w moim przypadku się już zakończył, ale rodzina to ponoć nadal rodzina. Sprawa ważna. Więc jeśli to nie problem, chciałabym utrzymywać z panem chociaż jakiś kontakt? - Alice zabrzmiała przez moment jak zagubione dziecko. W tym bowiem temacie dokładnie takim była i mimo wieku, umiejętności aktorskich, czy uroku nie potrafiła ukryć tego, że w jej życiu rodzinnym brakowało zwykłego ciepła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:33   #586
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Spotkanie z ojcem - część druga

Mężczyzna odsunął szufladę, wyjął wizytówkę, spojrzał na nią dłużej i wstał. Ruszył do Alice i już wyciagnął rękę, aby podać Alice swój numer telefonu… Ale wtem spojrzał na mały kartonik, westchnął i zmiął go.
- Ojciec nie powinien dawać córce swojej wizytówki, żeby mogła z nim skontaktować się… - mruknął, stojąc tuż nad nią. Odniosła wrażenie, że był bardzo stary i zmęczony… choć zapewne wiekiem znajdował się gdzieś pomiędzy Terrym i Joakimem. - Nie wiem, czy jestem w stanie pani zapewnić kochającą się rodzinę. Bo tu już tego nie ma. Spóźniła się pani o kilka solidnych miesięcy - westchnął, patrząc gdzieś w bok. - Teraz są już tylko ruiny i smutek. Nawet jak patrzę na mojego syna, widziała go pani przed chwilą… Widzę, że chce uciec czym prędzej z tego domu. I go o to nie winię, bo ja również. Natomiast pani chce wręcz przeciwnie, przybyć? Obawiam się… - spuścił wzrok - ...że już nie ma gdzie.
Jeżeli zbierało mu się na płacz, to nie zdążyła tego zauważyć, bo wnet obrócił się i ruszył do swojego krzesła.
Śpiewaczka podniosła się z fotela, na którym siedziała. Z jakiegoś powodu nie mogła tak po prostu usiedzieć na miejscu.
- Thomas już nieco wyjaśnił mi sytuację. Bardzo mi przykro z powodu tego co się wydarzyło. To trochę nie na miejscu z mojej strony pojawiać się w takim czasie, ale po prostu bardzo chciałam pana poznać. Może nie jestem w stanie pomóc w jakikolwiek sposób, ale choć rozmową? Może od czasu do czasu zwykła rozmowa dobrze by panu… - zawiesiła się na moment, wyraźnie dumając nad czymś w sobie.
- ... Tacie, zrobiła? - dokończyła troszeczkę z nadzieją i jednocześnie troską i niepokojem i żalem w głosie.
Mężczyzna jakoś dziwnie zarumienił się, ale też uśmiechnął na to słowo.
- Może tak… - mruknął. - Jeżeli ma pani taką potrzebę… Pani… Jeśli masz taką potrzebę… Jednak ciężko jest mi się tak szybko przestawić… bo wcale nie zachowywałem się do tej pory jak ojciec i nie zasługuję na to słowo - ciężko westchnął. - Nie jestem dobrym człowiekiem. Przykro mi, jeżeli spodziewała się pani kogoś lepszego ode mnie… bo jestem tu tylko ja. Dostarczyłem wiele trosk i zmartwień mojej rodzinie. Słyszę głos z tyłu głowy, że najlepszy prezent, jaki mogę pani… tobie dać, to nie włączanie się w pani życie. Chciałbym powiedzieć, że jestem przeklęty… ale koniec końców to wszystko to moje własne, złe decyzje - westchnął.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko
- Cóż, nikt nie daje nam gotowego scenariusza naszego życia, byśmy mogli według niego odpowiednio postępować. Każdy popełnia własne błędy. Rodzice swoje, dzieci swoje i tak dalej. Nie miałam żadnych oczekiwań. Po prostu bardzo chciałam poznać swojego ojca. Moje życie potoczyło się tak, że zabrało mi oboje rodziców. Dlatego może wiodła mnie czysta, jeszcze jakaś dziecięca ciekawość. Nie zamierzam mącić życia tej rodziny, nie chciałabym, żeby powstały jakieś niesnaski z powodu pojawienia się kolejnego nieoczekiwanego dziecka. Jednak taki telefon od czasu do czasu, chyba nam obojgu nie zaszkodzi? - zauważyła i skrzyżowała ręce, spoglądając prosto na Roberta za jego biurkiem. Ciekawiło ją jak bardzo przypominała mu swoją matkę. Jej dziadkowie często jej mówili, że jest do niej bardzo podobna, ale Robert Douglas pracował z nią, musiał ją znać lepiej niż oni… W jej najlepszych latach.
Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się, tym razem nieco pewniej.
- Jednak nie chciałbym, żeby była pani tajemnicą. Jeżeli jest jakieś minimum tego, co powinienem zrobić, to przedstawić panią. Pewnie i tak to ich bardzo nie zaskoczy lub nie zrani - zaśmiał się zjadliwie, uciekając wzrokiem, ale potem znów spojrzał na śpiewaczkę. - Czy mogłaby pani… czy mogłabyś powiedzieć mi coś o sobie? Kim jesteś, gdzie pracujesz, czy masz jakieś bliskie osoby… gdzie mieszkasz? - zapytał. Rzeczywiście nie wiedział żadnej z tych rzeczy, a jako ojciec… no cóż, mógł się interesować tymi najbardziej podstawowymi danymi.
Alice kiwnęła głową
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko, by zostać przedstawioną. Szczególnie Thomasowi się to przyda, nasze pierwsze spotkanie było dość zabawne, biorąc pod uwagę okoliczności - pokręciła głową.
Na co mężczyzna spojrzał na nią pytająco, ale Alice kontynuowała wypowiedź innym tematem.
- Wychowywałam się w Sacramento u rodziców mojej mamy. Po skończeniu szkoły muzycznej, przeprowadziłam się tu do Portland. Pracowałam jako śpiewaczka operowa w tutejszej operze. Od pewnego jednak czasu podróżuję po świecie. Dorabiam jako… muzykoterapeutka. Poza tym postanowiłam pozwiedzać świat. Bowiem od lat siedziałam tylko tu. Mam mieszkanie w Portland, ale ostatnimi czasy zamieszkuje głównie hotele ze względu na mój bardzo ruchomy tryb pracy. Przyjaźnię się ze znaną piosenkarką, a poza tym, mam oczywiście grono przyjaciół, na których mogę polegać. Nie jestem mężatką i chwilowo jeszcze o tym nie myślę… Czy jest jeszcze coś, o czym powinnam powiedzieć? - zapytała, trochę nie wiedząc czy o czymś nie zapomniała.
- Chyba nic… ale to zastanawiające, że przeprowadziła się pani akurat do Portland. Przecież ja tu mieszkam. Czy to Amelia zaproponowała pani to miejsce? - zastanowił się. - A poza tym… czy chciałaby pani coś może ode mnie dowiedzieć się? - uśmiechnął się niepewnie.
Harper zastanawiała się przez chwilę
- Cóż, przeprowadziłam się tu nie do końca za namową mamy, ale miała w tym swój udział. Było tu bowiem po niej mieszkanie. Sprzedałam je i kupiłam swoje własne. Nie chciałam zostawać do końca życia z dziadkami. Zamęczyliby mnie - pokręciła głową odrobinę
- Przepraszam, nie powinnam tak mówić o dziadkach - zaraz się poprawiła
- Jest… Strasznie dużo pytań, które chciałabym zadać. Najwięcej chyba o ten czas, gdy moja mama pracowała z tobą… - powiedziała i zawiesiła się na moment
- Gdy byłam mała, próbowała popełnić samobójstwo. Trafiła do zakładu i już się nie pozbierała. Mam w pamięci więc tylko obraz jej takiej… A ponoć wcześniej była inna. Dziadkowie jednak nie mówili o niej w pozytywnych kolorach, ponoć była porywcza… - powiedziała i zmarszczyła lekko brwi, jakby chcąc sobie przypomnieć coś więcej z ich opisów.

Mężczyzna oparł się o fotel i uśmiechnął szeroko. Zdawało się, że w kilka sekund odmłodniał o kilka lat.
- Oczywiście, że była porywcza. Była silna, energiczna i pełna życia. Płomienna. I nie mówię tylko o jej włosach… choć widzę, że te odziedziczyłaś po niej. Amelia miała w sobie taką iskrę… ciężko to wyjaśnić. Nie raz było tak, że siedziałem półżywy nad papierami i starałem rozgryźć sprawę… Praktycznie umierałem… i wtedy ona wchodziła do pokoju i jakby przynosiła ze sobą powiew świeżego… - nagle ugryzł się w język i pokręcił głową. Westchnął. - Przykro mi, że to wszystko zniszczyłem. Naprawdę nie chciałem. Nie powinienem się w niej nigdy zakochać. A ona może jeszcze bardziej… nie powinna we mnie. Jedyne, co z tego wyszło dobrego, to to, że urodziłaś się - spróbował się uśmiechnąć, jednak to, jak Amelia zmieniła się… to było dla niego zbyt trudne.
- Przykro mi, że musiałam przytoczyć te wspomnienia. Znowu po prostu bardzo byłam ciekawa. Cieszę się, że zapamiętałeś ją jako taką. To dobrze - Alice przechyliła głowę na bok. Zastanawiała się jeszcze chwilę
- To może, zaczniemy od poinformowania Thomasa? - zaproponowała zaraz. Wolała, by ten dowiedział się wcześniej, niż później.
- Tak, nie ma na co czekać - rzekł mężczyzna. - Mojej żony nie będzie dzisiaj w domu, więc nie będziesz miała przyjemności ją zobaczyć… Jednak poinformuję ją o tobie. Jesteś gotowa na spotkanie się z bratem? - zapytał. - Możemy zejść już teraz - dodał, dopijając sok pomidorowy.
Śpiewaczka uśmiechnęła się lekko
- Cóż ja tak. Mam tylko nadzieję, że on również będzie przygotowany na to spotkanie - powiedziała, kręcąc lekko głową. Cały czas pamiętała jaki wielki bukiet kwiatów dla niej przyniósł…
- Myślę, że będzie. Dlaczego miałby nie być? Thomas podchodzi do życia z lekkością, której mu zazdroszczę. Ale której, mam nadzieję, wnet nauczę się - westchnął, po czym zaczął prowadzić śpiewaczkę w dół schodów. Nagle coś go tknęło. - Czy wy znaliście się? Wcześniej? Przed dzisiaj? - zapytał. Jednak instynkty detektywa FBI pracowały nawet po godzinach.
Alice zerknęła na Roberta, gdy zmierzali w stronę kuchni i dołu, gdzie zostawili Thomasa
- Był na moim koncercie. Przyniósł mi kwiaty i zabrał na kolację. Ale potem w Portland odbyło się to całe zamieszanie z mafiami i w całym tym zamieszaniu rozdzieliliśmy się… - powiedziała kręcąc głowa. Nie wiedziała ile i kto tutaj wiedział, czy pamiętał. Czy i ich pamięć została wymazana, czy może jednak nie? Skoro pamiętali o tym jak zginął Connor… Nie kontynuowała.
- Zabrał na kolację, nie wiedząc, że jesteście rodzeństwem? - mężczyzna zaśmiał się. - To trochę tragiczne, a trochę komiczne. Zwykły dzień z życia Douglasów.
- Tak, mnie też to delikatnie rozbawiło, gdy się dowiedziałam - powiedziała, rudowłosa i uśmiechnęła się lekko.

Thomas siedział przy barku i pożerał czipsy, oglądając w telewizji Spongeboba. Wyglądał bardzo beztrosko pośród tych wszystkich zawirowań i problemów. Być może reagował na stres lekką infantylnością… choć raczej nie było w tym nic złego. Obejrzał się na nich.
- Już pogadaliście? - zapytał, wracając do oglądania przygód żółtej, kwadratowej gąbki.
- Tak. W sumie właśnie przyszliśmy porozmawiać też z tobą… - powiedziała kobieta i zerknęła na Roberta, czy będzie chciał uczynić jej zaszczyt i przedstawić ją Thomasowi. Splotła dłonie przed sobą, znowu lekko niespokojna.
Ich ojciec cicho westchnął.
- Otóż… poznaj swoją siostrę, Thomasie. To Alice Harper i… no cóż, dzielicie z sobą tatę…
Młody agent FBI roześmiał się, choć to może z żartu, który pojawił się w kreskówce.
- Thomasie… - powtórzył Robert, kiedy jego syn nie dał żadnego znaku, że usłyszał i zrozumiał.
Ten po chwili milczenia wzruszył ramionami i spojrzał na nich ukradkiem.
- Miło mi cię poznać, Alice - rzekł tak, jakby nie znali się wcześniej. Wziął garść przekąsek z torebki i wepchnął je sobie do ust. Zaczął przeżuwać, patrząc na nią dalej. - Chcesz nadrobić stracone wspólne dzieciństwo - mówił z pełnymi ustami - i oglądać ze mną kreskówki?
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:34   #587
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kreskówki z bratem

Harper mruknęła
- Jeśli taką masz ochotę. Możemy pooglądać kreskówki. Mam jeszcze jakieś pół godziny, nim musiałabym się stąd zbierać - powiedziała i przechyliła głowę spoglądając na Roberta
- O ile oczywiście nie wolicie, bym już się zebrała? Numer telefonu posiadam - tu nawiązała do wcześniejszego tematu kontaktowania się z ojcem.
- Jak chcesz, to możesz tu zostać nawet na noc - odpowiedział Robert. - To jak już z sobą porozmawiacie… to przyjdź się ze mną jeszcze pożegnać, kiedy tylko będziesz chciała. Pół godziny to trochę mało czasu dla rodziny… - mężczyzna mruknął żartobliwie, po czym uśmiechnął się gorzko i spojrzał w bok. - Nie, żebym ja poświęcił ci kiedykolwieka aż tyle.
Thomas spojrzał na niego, ale nie odezwał się i wrócił do znacznie lepszego, podwodnego świata kolorowych postaci.
Alice zerknęła na Roberta
- Przepraszam, na pewno w przyszłości znajdzie się jeszcze wiele okazji do spotkań - obiecała ojcu, ale usiadła na kanapie po drugiej stronie wszystkich smakołyków, które porozkładał na niej Thomas. Zerknęła na ekran, a potem na Thomasa. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
Robert uciekł do swojego gabinetu, jak to zapewne robił przez całe swoje życie, a Thomas spojrzał na nią ukradkiem.
- Nie mogę uwierzyć, że chciałem się z tobą przespać - mruknął żartobliwie i podsunął jej opakowanie czipsów. - Może ta mafia została zesłana przez Boga, kto wie - zaśmiał się. - Powinienem być pewnie zaskoczony… to znaczy, wiem, że tego spodziewaliście się po mnie. Ale na serio… nie ma nic, co mogłoby mnie zaskoczyć. Nawet gdybyś powiedziała, że jesteś walczącą z kosmitami wojowniczką… pewnie bym szybko przeszedł z tym do porządku dziennego - wzruszył ramionami. Kreskówka skończyła się i rozbrzmiał spot reklamowy Nickelodeon.
Alice poczęstowała się, znów korzystając tylko z prawej ręki
- Dzięki Bogom, że pomyślałam wtedy, że zaufam przyjaciółce… Co skończyło się tym, że po naszej rozmowie telefonicznej straciłam przytomność, bo w drinku był środek usypiający… - mruknęła, kręcąc głową
Mężczyzna wzruszył ramionami i podniósł do góry rękę.
- Nie znam nikogo, komu by się to nie przydarzyło! - pokręcił głową żartobliwie.
- Myślałam, że tylko rozpracowywałeś sprawę, a nie że faktycznie dałeś mi te kwiatki i zabrałeś na randkę, żeby zaciągnąć mnie potem może do siebie - rzuciła trochę drocząc się z nim. Zerknęła na niego kątem oka
- Wtedy to by był dopiero bałagan - dodała.
- To miłe, że spodziewasz się po ludziach najlepszego. Niestety nie byłem wtedy zaaferowany moimi obowiązkami w FBI, lecz twoją urodą. Zdaje się, że nie włączył mi się żaden znak ostrzegawczy. Ale tobie chyba też nie - wzruszył ramionami. - Kto wie, jak potoczyłoby się to, gdyby nie ten atak mafii - zerknął na nią. - Chyba powinniśmy być im za to wdzięczni - zaśmiał się. - To właśnie obecny świat, w którym żyjemy. Wszystko stoi do góry nogami i nie wiesz nic. Bo twoje doświadczenia kompletnie nie przekładają się na to, co dzieje się wokół ciebie. Może majowie, czy tam aztekowie mają rację i wszystko naprawdę zakończy się w 2012 - wzruszył ramionami. - Dlatego do tego czasu oglądajmy kreskówki. Dużo kreskówek.
Jak na zamówienie, pojawił się kolejny odcinek Spongeboba.
Harper zaśmiała się
- Tak masz rację. Kreskówki to na pewno najlepsze rozwiązanie na wszystko. Można się przy nich świetnie rozluźnić. Jak przy muzyce - dodała i znów sięgnęła po chips. Czuła się naprawdę dziwnie. Siedziała na kanapie, w domu swego ojca, ze swoim przyrodnim bratem, który wcześniej zabrał ją na kolację… Ten świat naprawdę był zwariowany. Coś jednak przykuło po raz kolejny jej uwagę. Zapomniała już o tym incydencie, ale to był kolejny raz w tym roku, jak ktoś nawiązywał do 2012 roku. Zamyśliła się nad tym i obiecała sobie, że gdy opuści dom Douglasów, będzie musiała zadzwonić, by ktoś zajął się tą sprawą. Zastanawiało ją też, czemu Mary ‘zadzwoniła’.
- Muzyce, tak… A jeśli chodzi o muzykę… to przyznam, że byłem zainteresowany i wszedłem na stronę internetową opery. Nie ma ciebie już w liście pracowników. Co się stało? - zapytał. - Oprócz tego, co się stało, rzecz jasna. Mam na myśli, dlaczego nie wróciłaś do pracy?
Alice przechyliła głowę
- Zmieniłam pracę… I teraz podróżuję po świecie… Ale nadal śpiewam i od czasu do czasu gram na fortepianie, więc jak kiedyś będziesz chciał, mogę ci dać prywatny koncert - odwiodła go od tematu swojej pracy. Nie chciała, żeby drążył. Bo by jej i tak nie uwierzył.
- Och… - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, spoglądając na nią bokiem. - Czyżbyś tym razem to ty zapraszała mnie na randkę? Oczywiście, nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się - zaśmiał się, po czym rozpoczął nową paczkę czipsów, tym razem paprykowych. Podał Alice, aby spróbowała. - Cholera, widziałaś już mój jeden garnitur… będę musiał sprawić sobie nowy.
- Na to wygląda. To może zamiast wydać resztę pensji na kolejne chipsy, teraz będziesz miał zdrową inwestycję przed sobą… A z tą randką to bym uważała, co jak co, ale jesteśmy spokrewnieni - Alice pouczyła go i parsknęła, częstując się chipsami.
- No cóż, trzeba było myśleć o tym, zanim mnie na nią zaprosiłaś. Teraz jest za późno. Widzisz Alice - spojrzał na nią niby poważnie. - Dojrzałość polega na zmierzaniu się z konsekwencjami własnych decyzji...
- Herbatę zostawiłeś mi w kuchni? Jest dziś tak zimno, że chętnie się napiję, nim ruszę dalej - dodała.
- Tak, powinna już naciągnąć - rzekł. - Tak w ogóle… czemu nic nie powiedziałaś, kiedy rozmawialiśmy ze sobą przed twoją rozmową z moim… z naszym ojcem? - zapytał, odkładając paczkę. Chyba już się najadł, choć wyglądało na to, że miał ochotę nie przestawać już nigdy. Co pewnie nie skończyłoby się zbyt dobrze.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Ponieważ wolałam najpierw dowiedzieć się jak do tematu ustosunkuje się nasz ojciec. Nim będę mogła ci powiedzieć… - powiedziała i podniosła się z kanapy
- Za moment wrócę - dodała i ruszyła po herbatę do kuchni. Ta czekała na nią zgodnie z zapowiedzią mężczyzny. Złapała ją i już miała wracać… kiedy nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu…
Harper zerknęła w jego stronę, a potem w stronę wyjścia z kuchni. Czy Thomas wstawał, by odebrać? Słuchała, czy idzie. Jednak kreskówki były ustawione zbyt głośno, aby mógł usłyszeć. Czy może ten telefon dzwonił tylko w jej głowie? Czy to znowu Mary? Czy tym razem ktoś inny… Rozejrzała się, czy znowu prześladował ją motyl. Nie, tego już nie było. Dzwonek rozbrzmiał ponownie, jak gdyby chcąc przypomnieć Alice o tym, że go słyszy.
Rudowłosa pokusiła się i podniosła słuchawkę. Nie odezwała się, najpierw postanowiła posłuchać. Czy to Mary, czy jednak ktoś inny…
- Hej, czemu nikt nie odbiera cały dzień? - usłyszała kobiecy głos… który znała. Słyszała jedynie kilka słów wypowiedzianych nim, jednak miało to miejsce tego dnia, więc szybko rozpoznała swoją rozmówczynię. To była żona jej ojca, Mia Douglas. - Jestem na zakupach. Potrzebujesz czegoś? To ty, Tommy?
Śpiewaczka nic nie odpowiedziała, tylko bardzo zręcznie, bez oddechu odłożyła telefon, jednocześnie wyłączając rozmowę. Wyłączyła też aparat. Uznała, że wcześniej, czy później ktoś zauważy, że jest wyłączony, a w ten sposób nie doprowadzi do rozmowy z Thomasem dokładnie w tym momencie. Wróciła do salonu z herbatą. Miała jeszcze niecałe dwadzieścia minut, nim będzie musiała uciekać. Zerknęła na młodego Douglasa
- Nie znasz daty ni godziny, kiedy ustale z tobą termin spotkania. Z tej okazji mógłbyś mi podać jakiś numer telefonu, na który mogłabym się z tobą skontaktować - zaproponowała. Napiła się odrobinę mocniejszej owocowej herbaty.
- Masz na czym zapisać? - zapytał. - Chyba, że posiadasz jeden z tych pięknych umysłów z fotograficzną pamięcią. U nas w pracy jest taki jeden facet. Mi jednak daleko to takiego poziomu - zaśmiał się lekko.
Alice usiadła i wyjęła z torebki telefon, z którego obecnie korzystała
- Niestety, mam dobrą pamięć do twarzy, muzyki, imion, oraz różnych innych rzeczy, ale liczby lubią mi uciekać - przyznała i teraz czekała, aż jej podyktuje swój numer. To było zabawne. Już widziała minę Terrence’a, kiedy powie mu jak przebiegło spotkanie rodzinne i że jej brat mimo wszystko umówił się z nią na randkę. Uśmiechnęła się do tej, niecnej fantazji, co na to de Trafford.
Mężczyzna podyktował jej numer, po czym przeciągnął się i spojrzał na kreskówki. Następnie na paczkę czipsów. Wziął ją do rąk i kontynuował spożywanie.
- Ostatni raz w życiu kupuję to cholerstwo. Przysięgam - mruknął, kręcąc głową. Następnie spojrzał na nią. - To co? Jesteśmy umówieni? Zanim roztyję się na tyle, że przestaniesz myśleć o mnie poważnie? - uśmiechnął się.
Harper zaśmiała się
- No na twoim miejscu jednak mimo wszystko odpuściłabym te chipsy. Jeśli nie chcesz za trzy miesiące wyglądać jak słoń - uniosła brew, drocząc się z nim trochę. Napiła się ponownie. Zerknęła na zegar, a potem na ekran
- Jak ja dawno nie oglądałam bajek w telewizji - rzuciła tylko przelotnie, trochę sama do siebie. Upiła kolejny łyk herbaty i westchnęła
- Kreskówek - mężczyzna poprawił ją warknięciem. Następnie złagodniał. - Bajki są dla dzieci. Kreskówki są dla wszystkich, którzy je potrzebują.
- Masz teraz urlop? - zapytała znów zerkając na Thomasa.
- Tak i nie. W pracy o dziwo zaskakująco spokojnie, dlatego wystarczy, jeżeli wpadnę na kilka godzin do biura każdego dnia. Nie ma nic do roboty, więc wychodzę. Nie tylko ja tak robię, więc się nie boję. Jak nas zwolnią, to wszystkich - zaśmiał się. - A nawet gdybym został bezrobotny i został tutaj na utrzymaniu rodziców… no cóż, na pewno by mnie nie wyrzucili po tym wszystkim. A zawsze kochałem być nieproduktywny - zażartował.
Alice pokręciła głową
- To zły pomysł, myślę że produktywność jest zdrowa. Oczywiście w wymiarze odpowiednim. Nadmiar to już pracoholizm i też jest niezdrowy - odpowiedziała wyrażając swój pogląd w tej sprawie. Poczęstowała się jeszcze paroma chipsami i wypiła swoją herbatę, nim wreszcie ponownie spojrzała na zegarek
- Naaah - mężczyzna mruknął. - Chyba jednak nie… Kreskówki i czipsy przez całe życie… to jedyna słuszna droga!
- Będę musiała się już zbierać… Pójdę pożegnać się z ojcem… - oznajmiła i postawiła kubek na stoliku
Mężczyzna skinął głową.
- Zaraz wrócę - dodała i uśmiechnęła się lekko do Thomasa. Po drodze do gabinetu wyjrzała przez jedno z okien, czy deszcz już może odpuścił. Wciąż padał, choć już nie tak intensywnie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:37   #588
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pożegnanie z ojcem

Alice znała już praktycznie na pamięć drogę na górę. Zapukała do drzwi ojca, a kiedy ten powiedział, aby weszła, tak też zrobiła. Palił staromodną fajkę, oglądając mecz w telewizji.
- Mam nadzieję, że tylko przyszłaś porozmawiać… a nie od razu pożegnać się - rzekł, spoglądając na nią z niepewnym uśmiechem. Wciąż nie wiedział, jak wyglądały ich relacje, czy w ogóle zaczęły istnieć i jak potoczą się w przyszłości.
Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco
- Mam jeszcze chwileczkę, ale będę musiała powoli uciekać. Dzisiaj czas mnie nieco goni, choć bardzo chciałabym, by było inaczej - powiedziała i weszła do gabinetu
- Cieszę się, że tu dziś przyjechałam i że mogłam cię poznać. Mama tego chciała, mogłam spełnić choć jej ostatnią wolę - powiedziała i przysiadła na moment na fotelu.
Mężczyzna odłożył fajkę i wstał. Kiedy Alice usiadła na fotelu, on delikatnie spoczął na biurku. Splótł ręce i stopy.
- Mam nadzieję, że nie byłem aż tak wielkim rozczarowaniem - odpowiedział. - A jak rozmawiało ci się z Thomasem? Mam nadzieję, że był uprzejmy. To świetny chłopak, choć czasami trochę nieokrzesany… Rozpuściłem go trochę - zaśmiał się lekko.
Alice uśmiechnęła się
- Nie jesteś w ogóle rozczarowaniem. A co do Thomasa, zauważyłam że zostaliśmy zupełnie różnie wychowani… Obiecałam mu, że kiedyś się jeszcze spotkamy i może bez uwikłanej w to wszystko mafii, która akurat tego wieczoru postanowi zaatakować restaurację - pokręciła głową.
- Ech… - mężczyzna głośno westchnął. - Mam nadzieję, że nie prosisz o zbyt wiele - zażartował.
- Zostawię swój numer. Jeśli ty chciałbyś zadzwonić do mnie - zaproponowała.
- Oboje wymienimy się - rzekł, po czym właśnie to zrobili.
Następnie wstał i podszedł do niej. Odniosła wrażenie, że chyba chciał ją przytulić, ale nie do końca miał ku temu odpowiednią śmiałość.
Harper przyglądała mu się chwilkę, po czym odłożyła telefon i torebkę i sama zainicjowała gest, ostrożnie przytulając się do Roberta. Wiedziała, że taki gest z jej strony odrobinę go ośmieli no i sama też tego potrzebowała. Westchnęła z ulgą. Nagle mężczyzna mocno ją do siebie przyciągnął i złapał w takim stalowym uścisku, że odniosła wrażenie, że zaraz jej żebra zostaną połamane. Bez wątpienia chciał tym jednym objęciem nadrobić te wszystkie, które nigdy się nie wydarzyły. Co oczywiście nie było możliwe.
- Alice… - szepnął, a następnie westchnął. Czy niegdyś w ten sam sposób przytulał jej matkę, zanim popełniła samobójstwo z jego powodu? - Pamiętaj o tym, żeby zadzwonić. Sam również zadzwonię - dodał i zwolnił uścisk. Spojrzał na nią i uśmiechnął się ostrożnie.
Alice sapnęła cicho, bo jednak to mocne przytulenie było zapierające dech w piersi
- Obiecuję… Na pewno - przyrzekła i kiwnęła głową. Podniosła dłoń i poklepała ojca jeszcze po ramieniu.
- Do zobaczenia Alice - dodał mężczyzna. - Cieszę się, że postanowiłaś jej posłuchać. I przyjechałaś tutaj. Wiem, że to nie było łatwe. Sam powinienem uczynić to wieki temu. Czy istnieje szansa, że kiedyś… - westchnął. - Wybaczysz mi to? Pewnie nie powinienem nawet pytać cię o to. To fatalne z mojej strony…
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:38   #589
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pożegnanie z ojcem - część druga

Śpiewaczka popatrzyła na swojego ojca
- Wybaczyłam, bo postanowiłeś mnie jednak przyjąć, porozmawiać… Nie odrzuciłeś mnie teraz, choć zrobiłeś to kiedyś. Ale jak przestaniesz dzwonić, to się pogniewamy - powiedziała i uśmiechnęła się, by nieco rozluźnić napięcie.
Mężczyzna również uśmiechnął się. Następnie spojrzał na nią chwilę dłużej.
- Wyglądasz zupełnie, jak ona… - westchnął bardziej do siebie, niż do Alice.
Kobieta uśmiechnęła się i pokręciła głową
- Niezupełnie… Mama miała bardziej intensywny, zielony kolor oczu. moje są bardziej niebieskie. To główna różnica. Bo z resztą to faktycznie, ponoć bardzo ją przypominam. Babcia zawsze tak mówiła - mruknęła wspominając to.
- Będę musiała zamówić taksówkę. Bo nadal pada - zmieniła temat. Wolała nie przegiąć z czasem. Nie mogła długo zostać w Portland.
- Oczywiście - rzekł mężczyzna. - Sam zamówię. Mam całkiem pokaźną zniżkę w jednej z firm taksówkarskich - wyjaśnił i sięgnął po komórkę, która była na stole. - A może wolisz, żebym osobiście zawiózł się? - zapytał.
Harper uśmiechnęła się znowu do ojca
- Ależ nie trzeba. Taksówka w zupełności wystarczy. Nie chcę cię wyciągać z domu w tak beznadziejną pogodę. W takie dni lepiej zostać w ciepłym domu - powiedziała z troską. Wolała nie myśleć o tym, że mogłoby mu się coś stać na drodze. Chyba by sobie nie wybaczyła.
- Dobrze. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać jeszcze dłużej? - zapytał.
Śpiewaczka westchnęła
- Chciałabym, ale akurat tym razem nie mogę. Obiecuję jednak, że za którymś razem zostanę, może nawet na weekend - znowu przyrzekła Robertowi.
Mężczyzna skinął głową i wykręcił numer. Rozmowa trwała jedynie kilka sekund. Następnie odłożył telefon i zaczęli iść w stronę parteru.
- Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będziesz tu mile widziana - rzekł do niej, kiedy schodzili po schodach.
Alice wzięła swoją torebkę i poprawiła rękawiczki
- Cieszę się niezmiernie - powiedziała uprzejmie do ojca, kiedy schodzili na dół
- Mam nadzieję, że choć odrobinę poprawiłam ci humor, mimo tego całego przygnębiającego czasu - dodała.
Mężczyzna westchnął, przypominając sobie o nieciekawej rodzinnej sytuacji.
- Tak… - rzekł. - Nie sądzę, żeby to spotkanie mogło potoczyć się lepiej. Jestem szczęśliwy, że wyrosłaś na taką silną i piękną kobietę, również bez mojej pomocy. Ale chcę, żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zadzwoń do mnie w razie problemów, a ja… postaram ci się pomóc.
Ruszyli korytarzem w kierunku drzwi wyjściowych. Zobaczyli palącego na zewnątrz Thomasa. Spoglądał na pochmurne niebo i ulice, o które obijał się deszcz.
Harper kiwnęła głową
- I vice versa… Gdyby coś się działo, chcę żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć - powiedziała obiecując ojcu jeszcze coś. Zerknęła na Thomasa i na deszczową pogodę. Już robiło jej się zimno od samego myślenia, że będzie musiała znów ruszyć na ten deszcz. Postanowiła, że następnym razem będzie brała pod uwagę prognozy pogody.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-12-2018, 16:41   #590
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Do rychłego zobaczenia

- Już jedziesz? - zapytał jej brat, patrząc na nich oboje. - Miło było cię ponownie spotkać, Alice - rzekł. - Trzymaj się. I nie zapomnij o naszej… - zerknął na ojca i postanowił zmienić słowo, którego zamierzał użyć. - O naszym spotkaniu! - uśmiechnął się do niej.
Śpiewaczka uśmiechnęła się do niego
- Na pewno nie zapomnę. Ty tymczasem spróbuj nie zjeść wszystkich chipsów świata, co? - zażartowała lekko i pokręciła głową. Miała nadzieję, że jej brat rzuci nałóg pożerania takich węglowodanów w stresie.
- Niczego nie obiecuję… - mruknął… i właśnie wtedy taksówka zajechała przed drzwi frontowe domu Douglasów.
Thomas wyciągnął w bok rękę z papierosem i objął ją lewą.
- Trzymaj się, Alice - rzekł.
Tymczasem Robert poklepał ją po plecach.
- Do rychłego zobaczenia - powiedział.
Harper również objęła Thomasa na pożegnanie
- Trzymajcie się. Zadzwonię wkrótce - obiecała, po czym jeszcze raz na chwilę przytuliła ojca, by zaraz uśmiechnąć się do obu mężczyzn i ruszyć do taksówki. Czuła ogromną ulgę w sercu
- Dzień dobry - powitała mężczyznę, gdy otworzyła drzwi pojazdu i wsiadła.
- Dzień dobry - rzekł taksówkarz. - Gdzie panią zawieźć? - zapytał.
Kiedy Alice obróciła się, ujrzała, że Thomas i Robert stali przed drzwiami i machali jej na pożegnanie.
Śpiewaczka zerknęła na taksówkarza
- Poproszę na NE 15th Ave, pod Lion and the Rose Victorian Guest House - podała adres, po czym sama obróciła się i pomachała do obu Douglasów. Posłała im ciepły uśmiech. Miała nadzieję, że zdoła im pomóc.
- Jedziemy! - rzekł mężczyzna.
Następnie wdusił pedał gazu i rozległ się odgłos kół startujących po mokrym asfalcie. Taksówka pognała do przodu, a fasada domu Douglasów zaczęła oddalać się z każdą sekundą, aż kompletnie znikła...
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172