Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:27   #582
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Śniadanie - część trzecia

Alice milczała chwilę.
- Mimo wszystko, trochę to dziwne uczucie. Do tej pory przywykłam do tego, że żeby dostać pieniądze muszę ileś godzin w ciągu dnia w ciągu tygodnia spędzić wykonując jakąś czynność. A teraz moją praca będzie bycie mną zajmująca się dziwnymi sprawami… Wariactwo. No dobrze… To w takim razie. Jakie masz na dziś dla nas plany? - zapytała, w końcu ustalając większość rzeczy, które zaprzątały jej umysł.
- Nie mam żadnych planów. Spodziewałaś się, że wymyślę coś w stylu przejażdżka dorożką po włościach, albo grzybobranie z przyjaciółmi? - zapytał. - A co do bycia tobą zajmującą się dziwnymi sprawami… przecież dokładnie w ten sposób zarabiałaś wcześniej - uśmiechnął się. - Pracując w IBPI. No i w sumie… również w operze - mrugnął do niej.
- Nie, myślałam że każesz mi założyć takie zabawne spodnie i czapkę, dasz dwururkę, weźmiemy ogary i pójdziemy strzelać do kaczek jak w angielskich filmach - powiedziała podłapując jego ton
- No tak. Ale to też trochę inaczej. Miałam tylko jedną misję dla IBPI, większość czasu spędzałam faktycznie w operze… Hm… Zróbmy sobie jutro piknik Terrence - zaproponowała mu.
Mężczyzna zaśmiał się ciepło.
- Pamiętasz, co wtedy mówiłem? Cholera… jeszcze pomyślę, że naprawdę ci na mnie zależy - zmrużył oczy żartobliwie. - Takie myśli są niebezpieczne dla mężczyzn w starszym wieku… zwłaszcza jeśli dotyczą młodych, pięknych kobiet - mruknął.
Alice uniosła brew
- Pamiętam. Mam nadzieję, że uda mi się uchronić cię od wszelkich niebezpieczeństw, bo póki co jesteś na mnie trochę skazany. A tak swoją drogą, to gdzie my dokładnie jesteśmy, poza tym że w Trafford Park, w Anglii? - zapytała i uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- W małej jadalni mojej posiadłości - wyjaśnił. - To miło, że jesteś tak zapatrzona we mnie, że nawet nie widzisz swojego otoczenia - uśmiechnął się do niej. - Nie wiem, czy moje ego jest w stanie wytrzymać aż tak wiele - westchnął teatralnie.
Śpiewaczka parsknęła lekko
- Myślę, że twoje ego ma się w jak najlepszym stanie. A w jakim jesteśmy mieście? Bo de facto to mnie interesuje. Wiesz, nie znam mapy Anglii na pamięć, no chyba że przełożysz mnie przez kolano i każesz się wykuć. Jestem tylko Amerykanką i tak kojarzę Europę lepiej niż paru moich znajomych - pokręciła głową i skrzyżowała znowu ręce.
- Technicznie są dwa różne Trafford Park. Jeden to zachodnia dzielnica Manchesteru, a drugi to nazwa mojej posiadłości, która znajduje się kilka kilometrów dalej za Stratford. To przy jeziorze Sale Water Park, przy którym jest Trafford Water Sports Center, tylko ośrodek znajduje się po drugiej stronie jeziora. A my w półkolu po wschodniej jego części, otoczonym rzeką Mersey. Są tu jeszcze dwa mniejsze jeziora. Praktycznie znajdujemy się na wyspie. Dlatego nie zobaczysz tu ani drogi, ani samochodu. To kawałek zupełnie innego świata położony praktycznie tuż obok tego wielkiego. Wokół nas znajduje się dużo pól golfowych, ale to poza rzeką.
Alice uniosła brwi
- To jak tu dojechała taksówka dla Joakima? Promem?
- Przepłynął moją motorówką na drugą stronę Sale Water Park, a tam już czekała na niego taksówka. Przy Trafford Water Sports Center. Właśnie przez jezioro dostajemy wszystkie niezbędne środki do życia.
- Ja z tym księciem, to trochę żartowałam tak odrobinę Terrence… Ale numer… - uniosła brwi i zaśmiała się, kręcąc głową
- Wyspa na środku. Hm. Coś mi to przypomina… Heh - znowu się zaśmiała.
- Potrzebuję wybrać się w ciągu kilku najbliższych dni do lekarza… A potem możemy nieco odpocząć i pozarządzać sprawami stąd - oznajmiła.
- A kiedy będziesz chciała wyruszyć na spotkanie z kolejnymi Gwiazdami? W ogóle… od czego chcesz zacząć?
Harper mruknęła
- To musimy ustalić z Kaverinem. Z tego co wiem, jedna Gwiazda jest w rękach, uwaga… Mafii należącej do młodszej siostry Sharifa - westchnęła
- Od tej sprawy bym zaczęła. Potrzebuję jednak odzyskać zdolności Dubhe, a do tego potrzebuję chwili odpoczynku - powiedziała wyjaśniając kolejny powód, dlaczego należał im się malutki urlop nim znowu wystartują z kopyta.
- Brzmi rozsądnie. Uważam, że należy nam się co najmniej miesiąc odpoczynku - odpowiedział mężczyzna. - Nie chcę powiedzieć, że nigdzie nam się nie spieszy… ale skoro nawet Joakim postanowił wziąć urlop, a jest przywódcą i założycielem Kościoła Konsumentów, to my również nie powinniśmy aż tak bardzo obawiać się chwili relaksu. A co do tej młodszej siostry Sharifa - wybuchnął śmiechem. - Musisz sobie żartować? - spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Alice pokręciła głową
- Nie… Mówię jak najbardziej serio. Więcej, nawet zdarzyło mi się ją poznać. Kaverin układał się z nią w celu zebrania informacji o kolejnej gwieździe, a w celu dostania ich musiał jej dać Sharifa… Więc ułożył się z Valkoinen by mu go przekazali, a on przekazał go jej? Przynajmniej jakoś tak zrozumiałam. Gdy wsiadła do samochodu, w którym siedziałam, miałam na sobie przynajmniej z pięć celników snajperskich. To nie będzie sielankowa rozmowa… Bo nasza czwarta gwiazda ponoć ma z nią na pieńku - westchnęła ciężko.
- Ale o co w tym chodzi? Jak to się stało? - mężczyzna nie mógł zrozumieć. - Jak to możliwe, że człowiek, którego sobie wręcz… tresowaliśmy, mógłby mieć tak potężną młodszą siostrę? Czy powinniśmy spodziewać się z jej strony jakichś kłopotów? Mam na myśli jako Kościół Konsumentów. Jest żądna zemsty?
Alice rozłożyła ręce
- Dostała brata i od tamtej pory nic więcej nie wiemy… poza tym, że wykiwała Kirilla i nie dała spokoju czwartej gwieździe. Z tego co wiem, to z tego powodu Kaverin był w Kairze, kiedy się z nim kontaktowałeś, by przybył do Helsinek - dodała
- Czy więc ta dziewczyna będzie zagrożeniem… Pewnie będziemy musieli zbadać sprawę i jeśli po układach nie pójdzie, trzeba będzie to rozegrać inaczej. Kolejna torturowana Gwiazda nie brzmi zbyt przyjemnie - Zabrała się ponownie za kanapki, których nie dojadła.
- To prawda - mężczyzna skinął głową. - Ale może nie jest torturowany, a jedynie przetrzymywany? - wzruszył ramionami. - Po co od razu tyle pesymizmu - uśmiechnął się. - A nie potrafilibyście się z nim jakoś skontaktować? No wiesz… swoimi drogami.
- Ponoć był sprzedawcą broni i jakoś sobie przeskrobał u nich… Może się nie znam, ale jak mafie traktują osoby przetrzymywane. Tak jak w filmach? Bo jak ostatnio miałam do czynienia z mafią, to moja własna przyjaciółka odurzyła mnie drinkiem i podpięła pod kroplówki, a jak zwiałyśmy na teren innej mafii, to zgwałcono ją praktycznie na moich oczach, a ja pierwszy raz zabiłam człowieka… No mogę mieć trochę pesymistyczne podejście w temacie mafii… - Alice pokręciła głową
- No i Valkoinen technicznie też było mafią - mężczyzna skinął głową, zgadzając się ze śpiewaczką, że zazwyczaj organizacje przestępcze nie zachowują się zbyt uprzejmie.
- Co do kontaktowania się, będę musiała zagadnąć Kaverina czy może… Ze mną może, to może z innymi też? Chyba, że są jakieś warunki. No ja na razie i tak muszę poczekać, aż Dubhe się zregeneruje - westchnęła i wgryzła się w kanapkę.
- Ale co z tobą może? - mężczyzna zmarszczył brwi, już zapominając o swoim poprzednim pytaniu. W jego głosie zabrzmiało pewne napięcie.
Alice podparła łokieć o podłokietnik
- No… Co ze mną może Kaverin? Hmm? - zapytała przyglądając się Terrence’owi. Ciekawiło ją o czym pomyślał, że zrobił taką minę i aż się spiął.
Mężczyzna spojrzał na nią znacząco i zaśmiał się po chwili wahania. Choć wyczuwało się w tym dość dużą niepewność.
- No może? A zresztą… - machnął ręką. - Jakie to ma znaczenie… - obrócił się do stołu, teraz bardzo zainteresowany szczypiorkiem na talerzu pokrojonych pomidorów.
- No takie, że skoro może kontaktować się ze mną, to może może i z innymi Gwiazdami. Skleroza ze starości? - zapytała śpiewaczka i parsknęła lekko.
- Ach… - przypomniał sobie.
- No naprawdę… Panie de Trafford. Ja nie wiem co panu tak zaprząta głowę, że myśli pan tylko o jednym. Możnaby pomyśleć, że mężczyzna w pańskim wieku już by się uspokoił. A nie tak rozhulał - powiedziała trochę teatralnie wyzywającym go do drażnienia się tonem. Uśmiechnęła się leciutko i znów ubrała okulary.
- To takie etap w życiu człowieka, który chyba dopiero teraz przeżywam - uśmiechnął się niezręcznie. - Do tej pory byłem raczej dość zamknięty i… - zawiesił głos, po czym wstał od stołu, chyba nie chcąc kontynuować tego tematu. - Napisz mi listę tych wszystkich rzeczy, których potrzebujesz. Może wybierzemy się dzisiaj do miasta? Do teatru lub opery? Jak normalni ludzie? Z poczucia choć minimum przyzwoitości wzięlibyśmy ze sobą Esmeraldę, a wraz z nią Marthę, bo ona się nią opiekuje. Dzisiaj moja żona miała bardzo ciężką noc… choć z nieco mniej przyjemnych powodów, niż my - westchnął. - Musiała opiekować się nią przez cały ten czas…
- To Marthcie należy się porządny sen, a nie wyprawa do miasta… - zauważyła Alice i sama również wstała z fotela
- Teatr, opera… Hm, a co byś powiedział na zwykłe kino? - zapytała uśmiechając się lekko.
- Ale to może innego dnia. Jeśli to dobrze zrobi Esmeraldzie, wybierzmy się na wycieczkę do miasta. Nigdy nie byłam w Anglii, chętnie zobaczę choćby typowy angielski sklep, albo operę… Tylko nadal nie mam się w co ubrać. Więc najpierw zakupy… - próbowała odwieść jego myśli od tematów męczących, zagadując go.
- Tak. I wiesz… nie chciałbym, aby ludzie mówili różne rzeczy… I wpadłem na pomysł… ale możesz się nie zgodzić, oczywiście. Jeśli tylko tego nie chcesz, to nigdy do tego nie wrócę. Ale myślę, że to nie byłoby aż takie złe… - rozpoczął przydługim wstępem. - Myślałem o tym, żeby cię jako nową opcję terapeutyczną dla Esmeraldy. Muzykoterapia. Śpiewałabyś jej od czasu do czasu i tym wytłumaczylibyśmy twoją obecność w posiadłości. Nie przedstawiłem cię od razu w ten sposób, bo najpierw chciałem z tobą chwilę porozmawiać i poznać, zanim upewnię się, czy będziesz odpowiednią pomocą dla mojej żony… Cholera… w kontekście tego, co wiemy, to brzmi źle, co nie? - zaśmiał się niezręcznie.
 
Ombrose jest offline