Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:32   #585
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Spotkanie z ojcem

Alice uważnie przemyślała jego słowa, a gdy Thomas wstał, dopijała akurat herbatę
- Dobrze. Dokończę pić w tym czasie… - obiecała tym samym, że się stąd nie ruszy, póki on nie wróci. Musiała przetrawić jego słowa i to, czy aby na pewno powinna mówić mu o tym, jaki jest powód jej pobytu tutaj. Postanowiła pozostawić to do decyzji Roberta. Nie widział jej jeszcze, a Alice wiedziała, że jest łudzaco podobna do swojej matki w jej wieku. Już się niepokoiła na to jak będzie wyglądała ta rozmowa. Tyle scenariuszy przewertowała w głowie w ciągu tych kilku dni od kiedy zadzwoniła, planując to spotkanie.

Kiedy została sama, czas upływał jakby dziesięć razy wolniej. Mijały kolejne sekundy, a ona nie miała czym zająć się. Dlaczego Thomas nie wracał? Nie wiedziała. Spojrzała na błękitnego motylka, który mignął jej za oknem, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu na blacie kuchennym. Oczywiście nie odebrała, bo jak ktoś dzwonił, to na pewno nie do niej. Potem jednak znowu aparat uaktywnił się… następnie trzeci raz… Kiedy zabrzmiał po raz czwarty, zastanowiła się, czy powinna podnieść słuchawkę? A co, jeżeli to było coś ważnego? Z drugiej strony… czy ta osoba nie mogła po prostu nagrać się na sekretarkę?
Alice dostrzegając motyla, uniosła brew w górę. Początkowo nie skojarzyła go z niczym, po chwili jednak uderzyło w nią tyle skojarzeń, że myślała, że dostanie migreny. Czy miała jakieś zwidy? Czemu widziała tego motyla i to tutaj? Zerknęła na telefon, który wydzwaniał jak szalony. Postanowiła mimo wszystko to zignorować. Nie był to jej telefon i jak bardzo ta sprawa nie byłaby pilna, nie mogła odebrać. Postanowiła jednak, że gdy tylko Thomas wróci, poinformuje go o tym, że ktoś usilnie się dobijał na ten aparat.
Wreszcie telefon wyłączył się i rozbrzmiał kobiecy głos, proszący dzwoniącego o nagranie wiadomości. Alice doszła do wniosku, że to musiała mówić chyba żona jej ojca. Powiedziała, by przekazać informacje po usłyszeniu bipnięcia. To wnet rozbrzmiało.
Rozległ się szum… i szelest…
- Ja… - rozległ się cichy, dziecięcy głosik. - Ja... - usłyszała go ponownie. - Ja…
Śpiewaczka rozpoznała osobę, która znajdowała się po drugiej stronie.
To była mała Mary.
Koniec końców telefon jednak był do niej.

Obróciła się, słysząc odgłos ludzkich kroków. Ktoś schodził w dół z pierwszego piętra. Kiedy śpiewaczka skoncentrowała się, doszła do wniosku, że słyszy dwie pary stóp.
Harper słysząc małą Mary, podniosła się z krzesła i podniosła słuchawkę, jeszcze nim przyszli obaj mężczyźni
- Mary? - odezwała się spiętym tonem. Czemu Mary nawiedzała ją w takich okolicznościach? Czy coś się stało?
- Ja… - usłyszała jeszcze raz, po czym rozbrzmiał odgłos informujący o zakończeniu połączenia. Nikt już nie odezwał się po drugiej stronie.
Harper westchnęła i odłożyła aparat. Kroki były blisko, odwróciła się więc w stronę wejścia do pomieszczenia...
Wnet do kuchni wszedł Thomas i… jej ojciec. Nie widziała nigdy wcześniej jego zdjęcia, ale była pewna, że to on. Nie wiedziała, skąd wynikało to przeświadczenie… przecież nie byli wcale do siebie podobni. A jednak… odczuwała je.
- Dzień dobry - rzekł. Miał na sobie flanelową koszulę w zieloną kratę i spodnie dżinsowe. Był trzeźwy, ale sprawiał wrażenie nieco wczorajszego. Zapewne nie tylko Arthur w tej rodzinie ostatnimi czasy zaglądał do kieliszka.
To dziwne uczucie lekko spiorunowało rudowłosą. W pierwszej chwili nic nie odpowiedziała, jedynie patrząc na Roberta Douglasa w niemym osłupieniu. Zaraz jednak drgnęła i spróbowała wydusić z siebie uśmiech
- Witam… Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Umawialiśmy się dzisiaj na rozmowę. Jestem Alice Harper - przedstawiła się, choć wiedziała, że to na pewno nic mu nie powie. Ruszyła się w jego stronę, wyciągając prawą dłoń w geście powitania.
Mężczyzna podszedł i uścisnął jej rękę. Mocno. Spojrzał w jej oczy… i chyba na moment zadrżał? Czy przypominała mu kogoś? Jeżeli tak, to nic nie powiedział.
- Thomas, zrób pani kawę - rzekł. - Nie wiesz, jak należy traktować gości? - zapytał.
Mężczyzna na to spojrzał na ojca, jakby niepewny, czy ten sobie z niego żartuje.
Alice przez moment jeszcze nie odrywała wzroku od Roberta, ale słysząc co powiedział do Thomasa, uśmiechnęła się niezręcznie i pokręciła głową
- Ależ dziękuję bardzo, już mi proponował. Zamiast tego zrobił mi herbatę. Nieco zmarzłam przez ten deszcz… Dziękuję - dodała ponownie. To odrobinę otrzeźwiło ją z zawieszenia
- Będziemy rozmawiać tutaj w kuchni? - zapytała zmieniając temat. Zaraz jednak miała nadzieję, że nie zabrzmiała zbyt natarczywie. Słychać było jednak, że głos jej lekko drgnął.
- Czemu n… - zaczął Thomas, ale ojciec przerwał mu.
- Zapraszam panią do mojego gabinetu - rzekł. - Jeżeli nie ma pani ochoty na żaden napój, to pozwoli, że sam wezmę coś dla siebie - rzekł. Podszedł do lodówki i otworzył ją. Alice spostrzegła, że o dziwo była pełna. Być może ten dom jednak jeszcze jakoś funkcjonował. Może Mia była jedną z tych gospodyń, które topią nerwy w płynach odkażających, proszku do prania, wosku do podłóg i zakupach. Mężczyzna wyjął szklaną butelkę soku pomidorowego i spojrzał na Alice. - A może jednak? - zapytał.
Śpiewaczka zerknęła na Thomasa, a potem na Roberta. zastanawiało ją co się tutaj między nimi działo. Czy to było normalne? Czuła się niezręcznie, bo z jednej strony nie wiedziała co powinna powiedzieć, czy powinna zagadnąć w temacie Thomasa, wzięła wdech i rozluźniła się
- Nie. Bardzo dziękuję, może potem napiłabym się jeszcze herbaty, nim znowu będę musiała uciekać na ten deszcz. Thomasie, mogę na ciebie liczyć w tej kwestii? - odezwała się, taktycznie zaczepiając mężczyznę, by go trochę podnieść na duchu, że nie został tak kompletnie zapomniany i wykluczony z rozmowy.
Ten skinął głową, ale chyba wciąż czuł niesmak po wtrąceniu się jego ojca.
- W takim razie, proszę prowadzić - poprosiła śpiewaczka, gdy już Robert nalał sobie soku i mogli iść do tego gabinetu…

Ruszyli schodami na piętro. Okazało się, że to było utrzymane w nieco gorszym stanie niż parter. Alice na przykład ujrzała kluczyki, albo parę butów… a nieco dalej nawet kapelusz… Chyba Douglasowie rzeczywiście mieszkali w tym domu. Ruszyła za swoim ojcem i wnet znalazła się w bardzo ładnym pomieszczeniu. Wystrój wydawał się bardzo odmienny w porównaniu do reszty posiadłości. Drewniana, polakierowana posadzka, na której umieszczono okrągły, beżowy dywan. Lewa ściana stanowiła jeden wielki system półek, a nieco dalej był wbudowany w marmurową obudowę mały kominek, pewnie elektryczny. Po prawej stronie znajdowały się aż trzy telewizory. W tle umieszczono długie, ciągnące się od sufitu aż po podłogę, brązowe zasłony. Tam też znajdował się wygodny, czarny, skórzany fotel, a obok etażerka. Natomiast na środku spoczywało biurko z laptopem. Zdawało się, że Robert nie wahał się przelewać lwią część swojego wynagrodzenia w to jedno pomieszczenie, w którym spędzał, jak się zdawało, każdą wolną chwilę.


Mężczyzna usiadł za biurkiem, a Alice wskazał fotel w tle.
- Proszę usiąść - zaproponował jej tak, jak przed chwilą zrobił to jego syn w kuchni.
Śpiewaczka rozejrzała się z zainteresowaniem po gabinecie. Był przestronny, elegancki i ładnie urządzony. Gdy Robert wskazał jej miejsce, by usiadła, kiwnęła głową i dokładnie to uczyniła. Przez chwilę znowu nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Poczekała więc, co pierwszy powie jej ojciec, kiedy już sam dla siebie również znajdzie jakieś miejsce.
Mężczyzna postawił łokcie na blacie i spojrzał na śpiewaczkę. Wpierw chyba oczekiwał, że to ona zacznie mówić. W końcu to ona zaproponowała rozmowę, więc mógł spodziewać się, że ma coś do powiedzenia. Splótł ręce i spojrzał na nią dłużej.
- Chciała pani porozmawiać o Amelii… Nie trzeba być wielkim detektywem, aby wywnioskować, zwłaszcza po pani urodzie, że jest pani jej córką. A skoro chce pani rozmawiać ze mną, to musi oznaczać, że z kolei ja jestem… - westchnął. - Pani ojcem.
Alice przekręciła się i założyła nogę na nogę, nieco spięta i jednocześnie rozluźniona, że sam do tego doszedł i to nie ona będzie musiała mu o tym powiedzieć, ku jego zaskoczeniu
- Cóż… Tak. Jest to dla mnie dziwna sytuacja, albowiem całe życie żyłam w przeświadczeniu, że moja mama trafiła do zakładu, ponieważ nie mogła pogodzić się z tym jak skończyło się jej małżeństwo. Okazało się jednak, że to dlatego, że była nieszczęśliwie zakochana. I raczyła mi o tym powiedzieć w liście pożegnalnym. Popełniła samobójstwo informując mnie, że człowiek, o którym myślałam, że był moim ojcem, nie jest moim ojcem, a jest nim jej dawny partner z FBI. Chwilę mi zajęło, nim zdołałam zebrać się w sobie i z… panem skontaktować. Mam tutaj kopię listu, jeśli chce pan ją zobaczyć… - dodała, stawiając torebkę obok siebie. Widać było, że nadal była nieco spięta i skołowana. Zagubiona, ale starała się zachowywać odpowiednio i nie trząść jak osika.
Mężczyzna zastygł w bezruchu i zamyślił się, uciekając od niej spojrzeniem.
- Przykro mi z powodu Amelii… z powodu pani matki - westchnął. - Chyba wiem, co jest w tym liście. Dlatego, bo Amelia wielokrotnie kontaktowała się ze mną… jednak ja nie mogłem opuścić mojej żony… mojego życia - rozejrzał się po ukochanym gabinecie. - I nie dziwię się, jeżeli ma pani z tego powodu wyrzuty względem mnie. Miałem nadzieję, że pani dzieciństwo będzie szczęśliwe, a przybrany ojciec człowiekiem wspanialszym, niż ja mógłbym kiedykolwiek być - choć jego słowa brzmiały dość emocjonalnie, to mimika i ton głosu wydawał się jakby zaspany. - Nie wiem, czy pani wie… ale nie jest pani jedyną osobą, która przyszła do mnie z podobnymi wieściami. Można powiedzieć, że już powoli zacząłem przyzwyczajać się do tej roli, w której obecnie jestem - uśmiechnął się nieco gorzko, spoglądając na nią ukradkiem. - Może trochę będzie mi łatwiej, jeżeli powie pani, czego ode mnie oczekuje… i co zamierza…
Harper zastanawiała się przez chwilę
- Ja również chciałabym powiedzieć, że moje dzieciństwo było szczęśliwe i bezproblemowe. Niestety, nie mogę. Jednak to są problemy, z którymi jakoś sobie poradziłam. Moja matka chciała, bym dowiedziała się kto jest moim ojcem i abym pana poznała. Nie wiem, czego mam oczekiwać, nigdy nie miałam ojca. Przynajmniej takiego, którego pamiętam nie będącego rozkrzyczanym… - pokręciła głową
- Może po prostu chciałabym pana poznać, skoro jest pan moim ojcem. Czas na potrzebowanie opieki w moim przypadku się już zakończył, ale rodzina to ponoć nadal rodzina. Sprawa ważna. Więc jeśli to nie problem, chciałabym utrzymywać z panem chociaż jakiś kontakt? - Alice zabrzmiała przez moment jak zagubione dziecko. W tym bowiem temacie dokładnie takim była i mimo wieku, umiejętności aktorskich, czy uroku nie potrafiła ukryć tego, że w jej życiu rodzinnym brakowało zwykłego ciepła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline