Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 16:33   #586
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Spotkanie z ojcem - część druga

Mężczyzna odsunął szufladę, wyjął wizytówkę, spojrzał na nią dłużej i wstał. Ruszył do Alice i już wyciagnął rękę, aby podać Alice swój numer telefonu… Ale wtem spojrzał na mały kartonik, westchnął i zmiął go.
- Ojciec nie powinien dawać córce swojej wizytówki, żeby mogła z nim skontaktować się… - mruknął, stojąc tuż nad nią. Odniosła wrażenie, że był bardzo stary i zmęczony… choć zapewne wiekiem znajdował się gdzieś pomiędzy Terrym i Joakimem. - Nie wiem, czy jestem w stanie pani zapewnić kochającą się rodzinę. Bo tu już tego nie ma. Spóźniła się pani o kilka solidnych miesięcy - westchnął, patrząc gdzieś w bok. - Teraz są już tylko ruiny i smutek. Nawet jak patrzę na mojego syna, widziała go pani przed chwilą… Widzę, że chce uciec czym prędzej z tego domu. I go o to nie winię, bo ja również. Natomiast pani chce wręcz przeciwnie, przybyć? Obawiam się… - spuścił wzrok - ...że już nie ma gdzie.
Jeżeli zbierało mu się na płacz, to nie zdążyła tego zauważyć, bo wnet obrócił się i ruszył do swojego krzesła.
Śpiewaczka podniosła się z fotela, na którym siedziała. Z jakiegoś powodu nie mogła tak po prostu usiedzieć na miejscu.
- Thomas już nieco wyjaśnił mi sytuację. Bardzo mi przykro z powodu tego co się wydarzyło. To trochę nie na miejscu z mojej strony pojawiać się w takim czasie, ale po prostu bardzo chciałam pana poznać. Może nie jestem w stanie pomóc w jakikolwiek sposób, ale choć rozmową? Może od czasu do czasu zwykła rozmowa dobrze by panu… - zawiesiła się na moment, wyraźnie dumając nad czymś w sobie.
- ... Tacie, zrobiła? - dokończyła troszeczkę z nadzieją i jednocześnie troską i niepokojem i żalem w głosie.
Mężczyzna jakoś dziwnie zarumienił się, ale też uśmiechnął na to słowo.
- Może tak… - mruknął. - Jeżeli ma pani taką potrzebę… Pani… Jeśli masz taką potrzebę… Jednak ciężko jest mi się tak szybko przestawić… bo wcale nie zachowywałem się do tej pory jak ojciec i nie zasługuję na to słowo - ciężko westchnął. - Nie jestem dobrym człowiekiem. Przykro mi, jeżeli spodziewała się pani kogoś lepszego ode mnie… bo jestem tu tylko ja. Dostarczyłem wiele trosk i zmartwień mojej rodzinie. Słyszę głos z tyłu głowy, że najlepszy prezent, jaki mogę pani… tobie dać, to nie włączanie się w pani życie. Chciałbym powiedzieć, że jestem przeklęty… ale koniec końców to wszystko to moje własne, złe decyzje - westchnął.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko
- Cóż, nikt nie daje nam gotowego scenariusza naszego życia, byśmy mogli według niego odpowiednio postępować. Każdy popełnia własne błędy. Rodzice swoje, dzieci swoje i tak dalej. Nie miałam żadnych oczekiwań. Po prostu bardzo chciałam poznać swojego ojca. Moje życie potoczyło się tak, że zabrało mi oboje rodziców. Dlatego może wiodła mnie czysta, jeszcze jakaś dziecięca ciekawość. Nie zamierzam mącić życia tej rodziny, nie chciałabym, żeby powstały jakieś niesnaski z powodu pojawienia się kolejnego nieoczekiwanego dziecka. Jednak taki telefon od czasu do czasu, chyba nam obojgu nie zaszkodzi? - zauważyła i skrzyżowała ręce, spoglądając prosto na Roberta za jego biurkiem. Ciekawiło ją jak bardzo przypominała mu swoją matkę. Jej dziadkowie często jej mówili, że jest do niej bardzo podobna, ale Robert Douglas pracował z nią, musiał ją znać lepiej niż oni… W jej najlepszych latach.
Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się, tym razem nieco pewniej.
- Jednak nie chciałbym, żeby była pani tajemnicą. Jeżeli jest jakieś minimum tego, co powinienem zrobić, to przedstawić panią. Pewnie i tak to ich bardzo nie zaskoczy lub nie zrani - zaśmiał się zjadliwie, uciekając wzrokiem, ale potem znów spojrzał na śpiewaczkę. - Czy mogłaby pani… czy mogłabyś powiedzieć mi coś o sobie? Kim jesteś, gdzie pracujesz, czy masz jakieś bliskie osoby… gdzie mieszkasz? - zapytał. Rzeczywiście nie wiedział żadnej z tych rzeczy, a jako ojciec… no cóż, mógł się interesować tymi najbardziej podstawowymi danymi.
Alice kiwnęła głową
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko, by zostać przedstawioną. Szczególnie Thomasowi się to przyda, nasze pierwsze spotkanie było dość zabawne, biorąc pod uwagę okoliczności - pokręciła głową.
Na co mężczyzna spojrzał na nią pytająco, ale Alice kontynuowała wypowiedź innym tematem.
- Wychowywałam się w Sacramento u rodziców mojej mamy. Po skończeniu szkoły muzycznej, przeprowadziłam się tu do Portland. Pracowałam jako śpiewaczka operowa w tutejszej operze. Od pewnego jednak czasu podróżuję po świecie. Dorabiam jako… muzykoterapeutka. Poza tym postanowiłam pozwiedzać świat. Bowiem od lat siedziałam tylko tu. Mam mieszkanie w Portland, ale ostatnimi czasy zamieszkuje głównie hotele ze względu na mój bardzo ruchomy tryb pracy. Przyjaźnię się ze znaną piosenkarką, a poza tym, mam oczywiście grono przyjaciół, na których mogę polegać. Nie jestem mężatką i chwilowo jeszcze o tym nie myślę… Czy jest jeszcze coś, o czym powinnam powiedzieć? - zapytała, trochę nie wiedząc czy o czymś nie zapomniała.
- Chyba nic… ale to zastanawiające, że przeprowadziła się pani akurat do Portland. Przecież ja tu mieszkam. Czy to Amelia zaproponowała pani to miejsce? - zastanowił się. - A poza tym… czy chciałaby pani coś może ode mnie dowiedzieć się? - uśmiechnął się niepewnie.
Harper zastanawiała się przez chwilę
- Cóż, przeprowadziłam się tu nie do końca za namową mamy, ale miała w tym swój udział. Było tu bowiem po niej mieszkanie. Sprzedałam je i kupiłam swoje własne. Nie chciałam zostawać do końca życia z dziadkami. Zamęczyliby mnie - pokręciła głową odrobinę
- Przepraszam, nie powinnam tak mówić o dziadkach - zaraz się poprawiła
- Jest… Strasznie dużo pytań, które chciałabym zadać. Najwięcej chyba o ten czas, gdy moja mama pracowała z tobą… - powiedziała i zawiesiła się na moment
- Gdy byłam mała, próbowała popełnić samobójstwo. Trafiła do zakładu i już się nie pozbierała. Mam w pamięci więc tylko obraz jej takiej… A ponoć wcześniej była inna. Dziadkowie jednak nie mówili o niej w pozytywnych kolorach, ponoć była porywcza… - powiedziała i zmarszczyła lekko brwi, jakby chcąc sobie przypomnieć coś więcej z ich opisów.

Mężczyzna oparł się o fotel i uśmiechnął szeroko. Zdawało się, że w kilka sekund odmłodniał o kilka lat.
- Oczywiście, że była porywcza. Była silna, energiczna i pełna życia. Płomienna. I nie mówię tylko o jej włosach… choć widzę, że te odziedziczyłaś po niej. Amelia miała w sobie taką iskrę… ciężko to wyjaśnić. Nie raz było tak, że siedziałem półżywy nad papierami i starałem rozgryźć sprawę… Praktycznie umierałem… i wtedy ona wchodziła do pokoju i jakby przynosiła ze sobą powiew świeżego… - nagle ugryzł się w język i pokręcił głową. Westchnął. - Przykro mi, że to wszystko zniszczyłem. Naprawdę nie chciałem. Nie powinienem się w niej nigdy zakochać. A ona może jeszcze bardziej… nie powinna we mnie. Jedyne, co z tego wyszło dobrego, to to, że urodziłaś się - spróbował się uśmiechnąć, jednak to, jak Amelia zmieniła się… to było dla niego zbyt trudne.
- Przykro mi, że musiałam przytoczyć te wspomnienia. Znowu po prostu bardzo byłam ciekawa. Cieszę się, że zapamiętałeś ją jako taką. To dobrze - Alice przechyliła głowę na bok. Zastanawiała się jeszcze chwilę
- To może, zaczniemy od poinformowania Thomasa? - zaproponowała zaraz. Wolała, by ten dowiedział się wcześniej, niż później.
- Tak, nie ma na co czekać - rzekł mężczyzna. - Mojej żony nie będzie dzisiaj w domu, więc nie będziesz miała przyjemności ją zobaczyć… Jednak poinformuję ją o tobie. Jesteś gotowa na spotkanie się z bratem? - zapytał. - Możemy zejść już teraz - dodał, dopijając sok pomidorowy.
Śpiewaczka uśmiechnęła się lekko
- Cóż ja tak. Mam tylko nadzieję, że on również będzie przygotowany na to spotkanie - powiedziała, kręcąc lekko głową. Cały czas pamiętała jaki wielki bukiet kwiatów dla niej przyniósł…
- Myślę, że będzie. Dlaczego miałby nie być? Thomas podchodzi do życia z lekkością, której mu zazdroszczę. Ale której, mam nadzieję, wnet nauczę się - westchnął, po czym zaczął prowadzić śpiewaczkę w dół schodów. Nagle coś go tknęło. - Czy wy znaliście się? Wcześniej? Przed dzisiaj? - zapytał. Jednak instynkty detektywa FBI pracowały nawet po godzinach.
Alice zerknęła na Roberta, gdy zmierzali w stronę kuchni i dołu, gdzie zostawili Thomasa
- Był na moim koncercie. Przyniósł mi kwiaty i zabrał na kolację. Ale potem w Portland odbyło się to całe zamieszanie z mafiami i w całym tym zamieszaniu rozdzieliliśmy się… - powiedziała kręcąc głowa. Nie wiedziała ile i kto tutaj wiedział, czy pamiętał. Czy i ich pamięć została wymazana, czy może jednak nie? Skoro pamiętali o tym jak zginął Connor… Nie kontynuowała.
- Zabrał na kolację, nie wiedząc, że jesteście rodzeństwem? - mężczyzna zaśmiał się. - To trochę tragiczne, a trochę komiczne. Zwykły dzień z życia Douglasów.
- Tak, mnie też to delikatnie rozbawiło, gdy się dowiedziałam - powiedziała, rudowłosa i uśmiechnęła się lekko.

Thomas siedział przy barku i pożerał czipsy, oglądając w telewizji Spongeboba. Wyglądał bardzo beztrosko pośród tych wszystkich zawirowań i problemów. Być może reagował na stres lekką infantylnością… choć raczej nie było w tym nic złego. Obejrzał się na nich.
- Już pogadaliście? - zapytał, wracając do oglądania przygód żółtej, kwadratowej gąbki.
- Tak. W sumie właśnie przyszliśmy porozmawiać też z tobą… - powiedziała kobieta i zerknęła na Roberta, czy będzie chciał uczynić jej zaszczyt i przedstawić ją Thomasowi. Splotła dłonie przed sobą, znowu lekko niespokojna.
Ich ojciec cicho westchnÄ…Å‚.
- Otóż… poznaj swoją siostrę, Thomasie. To Alice Harper i… no cóż, dzielicie z sobą tatę…
Młody agent FBI roześmiał się, choć to może z żartu, który pojawił się w kreskówce.
- Thomasie… - powtórzył Robert, kiedy jego syn nie dał żadnego znaku, że usłyszał i zrozumiał.
Ten po chwili milczenia wzruszył ramionami i spojrzał na nich ukradkiem.
- Miło mi cię poznać, Alice - rzekł tak, jakby nie znali się wcześniej. Wziął garść przekąsek z torebki i wepchnął je sobie do ust. Zaczął przeżuwać, patrząc na nią dalej. - Chcesz nadrobić stracone wspólne dzieciństwo - mówił z pełnymi ustami - i oglądać ze mną kreskówki?
 
Ombrose jest offline