Pożegnanie z ojcem - część druga Śpiewaczka popatrzyła na swojego ojca
- Wybaczyłam, bo postanowiłeś mnie jednak przyjąć, porozmawiać… Nie odrzuciłeś mnie teraz, choć zrobiłeś to kiedyś. Ale jak przestaniesz dzwonić, to się pogniewamy - powiedziała i uśmiechnęła się, by nieco rozluźnić napięcie.
Mężczyzna również uśmiechnął się. Następnie spojrzał na nią chwilę dłużej.
- Wyglądasz zupełnie, jak ona… - westchnął bardziej do siebie, niż do Alice.
Kobieta uśmiechnęła się i pokręciła głową
- Niezupełnie… Mama miała bardziej intensywny, zielony kolor oczu. moje są bardziej niebieskie. To główna różnica. Bo z resztą to faktycznie, ponoć bardzo ją przypominam. Babcia zawsze tak mówiła - mruknęła wspominając to.
- Będę musiała zamówić taksówkę. Bo nadal pada - zmieniła temat. Wolała nie przegiąć z czasem. Nie mogła długo zostać w Portland.
- Oczywiście - rzekł mężczyzna. - Sam zamówię. Mam całkiem pokaźną zniżkę w jednej z firm taksówkarskich - wyjaśnił i sięgnął po komórkę, która była na stole. - A może wolisz, żebym osobiście zawiózł się? - zapytał.
Harper uśmiechnęła się znowu do ojca
- Ależ nie trzeba. Taksówka w zupełności wystarczy. Nie chcę cię wyciągać z domu w tak beznadziejną pogodę. W takie dni lepiej zostać w ciepłym domu - powiedziała z troską. Wolała nie myśleć o tym, że mogłoby mu się coś stać na drodze. Chyba by sobie nie wybaczyła.
- Dobrze. Jesteś pewna, że nie chcesz zostać jeszcze dłużej? - zapytał.
Śpiewaczka westchnęła
- Chciałabym, ale akurat tym razem nie mogę. Obiecuję jednak, że za którymś razem zostanę, może nawet na weekend - znowu przyrzekła Robertowi.
Mężczyzna skinął głową i wykręcił numer. Rozmowa trwała jedynie kilka sekund. Następnie odłożył telefon i zaczęli iść w stronę parteru.
- Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będziesz tu mile widziana - rzekł do niej, kiedy schodzili po schodach.
Alice wzięła swoją torebkę i poprawiła rękawiczki
- Cieszę się niezmiernie - powiedziała uprzejmie do ojca, kiedy schodzili na dół
- Mam nadzieję, że choć odrobinę poprawiłam ci humor, mimo tego całego przygnębiającego czasu - dodała.
Mężczyzna westchnął, przypominając sobie o nieciekawej rodzinnej sytuacji.
- Tak… - rzekł. - Nie sądzę, żeby to spotkanie mogło potoczyć się lepiej. Jestem szczęśliwy, że wyrosłaś na taką silną i piękną kobietę, również bez mojej pomocy. Ale chcę, żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zadzwoń do mnie w razie problemów, a ja… postaram ci się pomóc.
Ruszyli korytarzem w kierunku drzwi wyjściowych. Zobaczyli palącego na zewnątrz Thomasa. Spoglądał na pochmurne niebo i ulice, o które obijał się deszcz.
Harper kiwnęła głową
- I vice versa… Gdyby coś się działo, chcę żebyś wiedział, że możesz na mnie liczyć - powiedziała obiecując ojcu jeszcze coś. Zerknęła na Thomasa i na deszczową pogodę. Już robiło jej się zimno od samego myślenia, że będzie musiała znów ruszyć na ten deszcz. Postanowiła, że następnym razem będzie brała pod uwagę prognozy pogody.
__________________ If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies... |