Mieszkali w małym domku, nie starzy i niezbyt młodzi,
Oboje już emeryci, lecz nie ich wiek nas obchodzi.
Co dnia zgodnie działali, jak jedno ciało i głowa,
Życzliwi, wciąż nierozłączni, ważący czyny i słowa.
O zmroku na miękkiej sofie, obszernej jak hipopotam,
Zerkając na telewizor, o zwykłych mówili kłopotach.
Ona dziergała na drutach, on w radiu naprawiał opornik,
Nie bacząc na to, że z wiatrem sąsiedzki czuć było obornik.
Mieszkaliby sobie spokojnie może do dziś dnia jeszcze,
Gdyby gość się nie zjawił z pewnym jesiennym deszczem.
Nie proszony wszedł cicho, nie budząc gospodarzy,
I dotknął wybladłą dłonią ich uśmiechniętych twarzy.
I tak odeszli oboje, trzymając się wzajem za ręce,
Tak kończy się o nich opowieść, nie trzeba pisać więcej.
__________________ Życie to ciągłe czekanie: na dorosłość, na miłość, na autobus, na ulubiony serial, na szczęście, na wakacje, na przyjaciela... aż w końcu na śmierć.
Ostatnio edytowane przez Tildan : 10-12-2018 o 15:52.
|