Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 21:47   #195
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis nie dbając o rany, przyciągnął dziewczynę do siebie i odwrócił na brzuch. Wtedy tawaif otrzymała swoją karę… kilka mocnych klapsów rozgrzewających pośladki bólem, ale i rozkoszą, bo nie były to ciosy godne kata, a raczej wyuzdanego kochanka.

Kiedy Chaaya leżała w bezbronnej na brzuchu, magik władczo rozchylał jej uda, wbijając paznokcie w jej skórę, lecz nawet w takiej pozycji bardka próbowała walczyć, oczywiście bardziej dla zachowania twarzy niźli dla samej wygranej.
Wizgała wściekle, odwracając się raz w lewo raz w prawo, wijąc się ciałem, by jak najbardziej utrudnić mężczyźnie jej zdobycie. Czarownik musiał uważać, by nie dostać się w zasięg jej dłoni lub zębów, bo wiedział, że tym razem bez krwi się nie obejdzie. Tancerka była wściekła, ale nie zła, przypominała nieco lwicę, która nie lubiła jak ktoś ucierał jej nosa.
- Nie ujdzie ci to na suchooo - odgrażała ciskając piorunujące spojrzenia, pusząc się i strosząc, jakby miało to przestraszyć przeciwnika.
- Nie wątpię… że tak będzie - mruknął przywoływacz, utrzymując wierzgającą się kobietę przy podłodze.
Trzymając ją stanowczo za uda, pochylił się, by rozkoszować się zdobyczą, wodząc językiem pomiędzy pośladkami… oraz delikatnie kąsać lekko zaczerwienioną jej skórę.

Dholianka spróbowała się ponownie wyrwać, starając się wstać na czworaka kiedy ukochany był pochylony. Na ułamek sekundy udało jej się naprzeć pupą na jego twarz, kiedy ten znowu nie przycisnął jej bioder do ziemi. Rozjuszona kurtyzana zaczęła bić pięściami w ziemię, piekląc się i kipiąc ze złości.
Następnie spróbowała sposobu z przekręceniem się na plecy. Wygięła swoje ciało, przekręcając tors na prawy bok przez co wyglądała jakby miała zaraz rozedrzeć się w lędźwiach. Nie dała rady długo tak wytrzymać, jej partner był silniejszy i cięższy i większy, a ona w dodatku miała na sobie gorset który pozbawiał ją tchu i zręczności jaką zwykle miała. Opadła więc z powrotem na podłogę, świszcząc zmęczonym oddechem i wtulając policzek w chłodny kamień pod sobą.
Jarvis pilnował, by jego ucisk nie zelżał kiedy pieszczotami języka, ust i zębów, czasem delikatnymi, czasem brutalnymi… udowadniał jej prawdziwość jego słów. Jej pupa należała do niego… bawił się swoją własnością, oferując rozkoszne doznania przyjemnie łechtające jej zmysły. W końcu puścił jej uda i pochwycił biodra bardki, by unieść je lekko i posiąść jej ciało… podbijając bramę kobiecości ukrytą między wzgórzami jęzdrnych, pośladków.
Dziewczyna jęknęła głośno ni to z bólu, ni z oburzenia, ni z rozkoszy. Wykonała nogami i rękoma ruch jakby chciała odpęłznąć, ale ślizgała się po posadzce. Jej oddech był coraz szybszy i momentami dławiący, a po pewnym czasie tawaif zaprzestała już prób ucieczek, choć mag wiedział, że jeśli nadarzyłby się choć cień okazji, mógłby tego strogo pożałować.
On jednak nie zamierzał jej dać tej sposobności… nie teraz w każdym razie. Trzymając Kamalę w mocnym uścisku, powolnymi ruchami łączył się z nią w najbardziej perwersyjny sposób. Całe te figle były leniwe, niespieszne i delikatne. Tak by przyjemność zdominowała zmysły tancerki, a nie ból.
Sundari przez cały ten czas czuła się dziwnie i surrealistycznie. Leżąc tak na kamieniu, jej podświadomość szeptała jej lękliwe i haniebne wspomnienia, które powinny zdjąć jej serce strachem i przerażeniem, a jednak jakaś bariera nie pozwoliła przejąć jej umysłu. Pewnikiem była zmęczona, inaczej jak tłumaczyć tą dziwną anomalię?
Gorące prądy jakie rozchodziły się po jej ciele, powoli obezwładniły jej członki. Serce przestało łomotać jak ptak w sidłach, a z ust zamiast zdławionego świstu zaczęły ulatywać ciche westchnienia. Miała wrażenie, że jej “zdobywca” z jakiegoś powodu nie przyspiesza swoich ruchów. Mogłaby uznać, że czyni to z powodu czułości, ale… nie… to było coś innego. Podobnie jak ona delektował się powolnym tempem ich figlów. Trzymał wszak jej biodra bezlitośnie, nie dając szansy ucieczki, przed tym losem. Ale nawet takie monotonne i spokojne doznania, budowały żar w jej lędźwiach i jego też. Żar, który w jej ustach manifestował się cichymi mimowolnymi jękami, aż na zakończył się nagłym naprężeniem ciała od nadmiaru przyjemności. Jarvis też doszedł i dał delikatnego klapsa w pośladek stygnącej od niedawnej rozkoszy kochanki.

- Nie udało mi się… prawda? - spytała Chaaya po chwili, wciąż przyciskając policzek do chłodnej ziemi.
- Powstrzymywałeś się - dodała, bez cienia żalu, skargi czy wypominania. Szukała jedynie potwierdzenia, sennie mrużąc powieki i delikatnie iskając opuszkami mech rosnący w pęknięciach kamieni.
- I tak… i nie… - Zadumał się czarownik, głaszcząc pupę dziewczyny. - Nie powstrzymywałem się dlatego, że byłem w klatce… Powstrzymywałem, bo bardziej brutalnie, byłoby… mniej przyjemnie dla mnie.
Magik uśmiechnął się czule. - Potrafisz wyzwolić we mnie bestię Kamalo. Nie jest to co prawda najstraszniejsza bestia, ale jest…
Uwolniona z uścisku bardka, przekręciła się na bok i wyciągnęła dłoń do mężczyzny, chcąc by podał mu jej swoją.
Nie musiał się tłumaczyć, nawet nie powinien.
- Dziękuję… - odparła ciesząc się ze swojego szczęścia, jakim był dla niej przywoływacz. Po tym co przeszła, nie mogła trafić lepiej. - I przepraszam za ucho…
- Nie szkodzi… da się uleczyć… - mruknął Jarvis. - Spełniamy twój kaprys, czy idziemy do smoka? Niby mamy jeszcze czas, ale jeśli ruszymy teraz, to możemy po drodze kupić jakieś smakołyki.
- Och! Tak! - Zawołała nagle bystra jak strumyk kurtyzana, unosząc się nieznacznie. - Coś słodkiego? Proszę… prooszę.
- Zgoda - odparł Jarvis i potargał czule jej pupkle.
- W takim razie chodźmy tylko… em… czy mój ubiór… nie, nie ważne. Chodźmy. - Uśmiechnąwszy się szeroko, Sundari zabrała się do wstania i oporządzenia garderoby.


Chaaya i Jarvis znów przemierzali drogę do kryjówki miedzianego smoka. Tym razem bez eskorty, choć w towarzystwie najpierw jednej, potem dwóch, trzech…. wreszcie trzynastu pyraust.
Smoki otaczały parkę niczym chmara ważek i wskazywały drogę w labiryncie kryjówki ich gospodarza. Tancerka mocno ociągała się z marszem, ubrana “niestosownie” i wielce ryzykownie, dreptała niezmiernie speszona drobnymi kroczkami, przytrzymując z przodu króciutką spódniczkę, by przypadkiem się nie podwinęła. Latający posłańcy choć mieli w jej sercu specjalne miejsce, to swym wszędobylskim charakterkiem i lataniem to tu… to tam… wywoływali u niej ciche wizgi i rumieńce, oraz nerwową butę.

Smok czekał na nich sam w postaci staruszka, w dużej sali jadalnej, przy suto zastawionym stole. Choć był tu sam, to jedzenia było tyle, że można by było urządzić ucztę dla dwudziestu osób. Niemniej było tu ich tylko troje.
- No… nie krępujcie się, jedzcie co dusza zapragnie - zachęcił Archiwista sam dając przykład.
Dholianka spojrzała ukradkiem na swojego partnera, ale nie ruszyła się z miejsca, starannie przygładzając falbanki sukienki. Nie bardzo wiedziała po co została wezwana i jaki charakter miało owe spotkanie, a surowa szkoła wychowania na pustyni budziła w niej wewnętrzny konflikt. Musiała przyjąć propozycję gościny, a jednocześnie się jej wystrzegać. Wprawdzie wątpiła by jadło było zatrute, ale nie mogła stłumić w sobie instynktów.
Mag odwzajemnił jej wejrzenie i z czułym uśmiechem usiadł na jednym z krzeseł, popatrzył jeszcze raz na bardkę, jakby chciał ją zachęcić do usiądnięcia i ostrożnie skubnął jedno z ciast ciekaw jego smaku.
Kobieta nie miała więc wyboru i nie chcąc wyjść na niegrzeczną, przycupnęła ostrożnie na miejscu, wyprostowana jak struna i gotowa do natychmiastowej ucieczki, jeśli taka będzie potrzebna. Nałożywszy sobie porcję placka z owocami, obserwowała z troską przywoływacza, samej rozdrabniając w opuszkach kruszonkę na drobne ziarenka.

Jarvis jadł i nie wydawał się wykazywać objawów zatrucia. Wprost przeciwnie, z każdym kęsem pożerał nabraną porcję coraz zachłanniej.
~ Miedziane to łasuchy ~ skomentował to Starzec.
~ Nawet jeśli… to i tak czuje się tu niezręcznie…
Złotoskóra wydłubała spieczoną figę, którą skonsumowała w milczeniu. Trudno było odgadnąć czy jej zasmakowała czy wręcz przeciwnie, bo minę miała bez wyrazu.
~ Jesteś księżniczką i nie potrafisz czerpać radości z uczt? ~ zdziwił się czerwony gad, mentalnie przerywając tą ciszę. Bowiem ani ich gospodarz, ani jej kochanek się nie odezwali. Jeden z zajęty jedzeniem, drugi… jedzeniem i przyglądaniem się temu miejscu.
~ Po pierwsze… ~ odpowiedziała gniewnie Chaaya. ~ To nie jestem księżniczką, a dziwką i wolę jak mój klient jasno wyrazi czego ode mnie oczekuje. A po drugie… z całym szacunkiem dla twojej starej, zramolałej osoby, ale ŻADNA księżniczka jaką znam, nie czerpie radości ani z uczt, ani ze spotkań, ani z balów, ani z niczego innego co wiąże się ze spotykaniem istot, których się NIE CHCE spotykać. Lepiej powiedz czego tak bardzo chcesz spróbować, że zaczynasz się tu wyżywać na mnie za niedomyślanie się na temat twoich kaprysów.
~ Dziwką o strasznie zadartym nosku. Nawet dziwki potrafią się dobrze bawić na ucztach, bo jedzenie jest za darmo i alkohol też ~ stwierdził filozoficznie antyczny. ~ Masz zamiar siedzieć tu jak trusia i udawać przerażoną gąskę, zamiast korzystać z okazji? Proszę bardzo… te żółtawe melony z czerwonymi plamkami. Lubię je.

Tawaif wstała nonszalancko i z wrodzoną gracją, wzięła talerzyk w dłonie, następnie podeszła do rogu stołu gdzie leżały rzeczowe melony.
~ Znam swoją cenę… nie jestem ulicznicą co głoduje przez kilka dni, zanim nie sprzeda się za miskę ryżu z wodnistą polewką jakiemuś pijaczynie na ulicy. Stać mnie na własne uczty i własne zachcianki… nie wychowałam się w jaskini jak co poniektórzy tutaj.
Nałożyła sobie dwa kawałki i wróciła na swoje miejsce, siadając półdupkiem na krawędzi krzesła. Po czym zabrała się za chrupanie owocu. Słodkiego i cierpkiego zarazem, z lekka nutą trawy cytrynowej.
~ I jedyna twoja zachcianka to się chować przed światem ~ stwierdził sarkastycznie Starzec, a Archiwista napiwszy się wina spytał.
- Co tak… jecie jednym zębem. Nie smakuje wam?
~ Oczywiście ~ parsknęła pogardliwie kurtyzana. ~ Byle jak najdalej od twojego zrzędliwego zada, założe się, że każdy kto cię poznał miał na to ochotę.
Dholianka była wyraźnie nie w sosie, coś ją dręczyło. Pytanie tylko czy zmęczona była czymś wynikłym na jej dotychczasowej drodze, czymś z przeszłości, czy może jeszcze co innego?
Gdy gospodarz zawarł głos, kobieta uśmiechnęła się łagodnie i przytaknęła mówiąc słodkim… może nazbyt, bo aż jadowitym głosem.
- Starzec jest w niebo wzięty… - Uniosła nadgryzionego melona. - To jego ulubione. - Po czym chapsnęła kawałek, mrużąc oczy i mrucząc ciche: “Mmmm…”.
- Tak… wiem co stary Ferragus lubił - odparł z uśmiechem Miedzianogłowy, podczas gdy sam czerwonołuski rzekł z dumą.
~ Oczywiście, że każdy chciał uciec lub miał na to ochotę. Ja nie jestem miękkim metalicznym. Nie dbam o poklask moich sług. Mają wykonywać polecenia szybko i sprawnie i bez sprzeciwu. Nie muszą mnie lubić, wystarczy, że robią co im każę.
~ Przypomnij mi o nie miękki i nie metaliczny… jak skończyłeś? ~ syknęła zgryźliwie tancerka, nakładając na talerz coraz więcej różnych smakołyków.
Mała potyczka ze skrzydlatym zaostrzała jej apetyt, oraz przyjemnie… odprężała. Ach, jak miło było z kimś się sprzeczać, komuś ubliżać i dogadywać. Deptać złotym sandałkiem po pysku. Raz on ją… raz ona jego. Tak dla sportu… i z miłością.
- Może mógłbyś mi opowiedzieć w czym jeszcze się lubował… oprócz w przydługich i zadufanych tyrad na swój temat, stroszeniu dumnie łusek, dawaniu bezużytecznych rad w sprawach na których się nie zna… - zagaiła “uprzejmie” Archiwistę Chaaya obierając nową taktykę dokuczania.
- Rubiny… strasznie lubił biżuterię z tych klejnotów. O i… śpiewaczki. Był miłośnikiem elfiej opery i… - zaczął sobie przypominać siwobrody staruszek, a Starzec sarknął. ~ Bzdura. Nic o mnie nie wie. Tylko Czar… właściwie to żaden smok z tych tutaj nie potrafił przeniknąć mojego geniuszu, a ja… ja utknąłem w tobie z powodu demonicznego spisku, który doprowadził do opętania mego ciała. Nie myśl sobie, że jakaś banda ludzi byłaby w stanie mi zagrozić.

“He he he…” zakasłała obudzona Laboni, wyczuwając u swojego przeciwnika chwilę słabości. “A się mała myszka rozpipała… pi pi pi… no nie bój się, wyjdź spod miotły.”
Kilka masek roześmiało się, swoimi głosami, przypominając stado śpiewnych ptaszków zbudzonych z leniwej drzemki w samo południe.

- Biżuterię powiadasz… i SZTUKĘ… no proszę jaki uczuciowy był z niego chłopiec. - Zadumała się Dholianka, przyglądając stropowi. Następnie pochłonęła kilka pączków o kształcie warkoczy i w cynamonowej posypce, by następnie schrupać świeże ziarnka owocu granatu.

“Może zaśpiewamy Staruszkowi kołysankę?” spytał chór panien, chichocząc dziewczęco.
“Ara… Kołysnakę… Może mu zaśpiewamy…” przytakiwały inne z wyraźną uciechą z całego zdarzenia.

~ Ma przestarzałe informacje ~ burknął Starzec w obronie. ~ Poza tym nie widziałaś elfiej opery… to nie te ludzkie wypociny, które Jarvis ci pokazał.
- …lubił ponoć Saehwirę, czy jak się tam ona nazywała. Ale była starsza i większa od niego. A czerwone smoczyce cenią siłę, więc… sama rozumiesz. Sprała go na kwaśne jabłko podczas smoczej rui. - Wzruszył ramionami Miedziany.
Kamala zamarła na te słowa, wstrzymując nieznacznie oddech. Spojrzała uważnie na rozmówcę z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. Była zawiedziona i zła, zawstydzona, nieco rozbawiona i współczująca.
- Pozwolił jej na to… - odparła zanim sama zdążyła tą odpowiedź przemyśleć. Nie chciała bronić Ferragusa… a może jednak chciała? W końcu to zrobiła, więc może jednak… - Zresztą dawne, dzieje… nie ważne.
Straciwszy na apetycie, wpatrzyła się w talerz, ponownie milknąc, ale tym razem z jawną zawziętością.
- Możliwe. Widzisz moja droga, czerwone smoki są słusznie uważane za najpotężniejsze… lub jedne z najpotężniejszych smoków chromatycznych. Ale przez to ich relacje są dość uproszczone. Potęgę wiążą z siłą i tylko z nią, więc tylko siły pragną i jej pożądają. Także u swoich partnerów. Czerwone smoki mają dość proste relacje miłosne… najprostsze ze wszystkich chromatycznych. Choć może to i lepiej, bo to co wyprawiają czarne… - Zaśmiał się do własnych wspomnień Archiwista, urywając wyjaśnienia. Sundari jednak była niewzruszona w swym zachowaniu.
- Niemniej… pozwolicie, że przejdę do sedna tej całej uczty - rzekł staruszek zarówno do Jarvisa jak i jego ukochanej.

“No nareszcie! W końcu dość tej farsy…” zaskrzeczała Laboni, wznosząc ręce w górę jakby dziękowała bogom.

- Podobno odmówiliście uczestnictwa w wyprawie niejakiego Axamandera. Mogę wiedzieć czemu?
Chaaya nie chciała zabrzmieć niemiło, ale również nie miała chęci by… bawić się w zawoalowane odpowiedzi, wybrała więc najprostszą i najszczerszą drogę..
- Bo mogliśmy - odparła wciąż się dąsając na nie wiadomo co i kogo.
- Bo baliście… spotkania z Atropalem. Nie winię was. Sam bym się bał, gdyby Atropal rzeczywiście mógł się tu pojawić w swej upiornej formie. Niemniej ciekawi mnie skąd o nim wiecie. Ferragus dowiedział się o nim od czarnoskrzydłego? Wątpię, Czarny ukrywał ten sojusz przed wszystkimi - rozważał na głos Archiwista.
- Skoro tyle wiesz, to może jednak przestańmy bawić się kotka i myszkę - wtrącił dotąd milczący czarownik.
- No właśnie. Nie wiem wszystkiego. Przez lata współpraca niektóych elfów z atropalem była tajemnicą. Owszem tutejsi magowie wiedzieli o istnieniu takich kreatur, ale nawet oni nie wiedzieli jak one wpłynęły na to miasto i na same elfy. Więc skąd wiecie wy? - wyjaśnił Archiwista.

“O bogowie… a więc to TEN typ... “ mlasnęła z obrzydzeniem babka, dosiadając się do swojej wnuczki w altanie. “Brrr… najgorszy ze wszystkich…”
“Najnudniejszy…” przytaknęła Nimfetka.
“Bez wyrazu” westchnęła Seesha.
“Do urzygu…” skwitowała Kismis.
“Do urzygu?”
“Ada nie te raz…” Laboni przerwała kiełkujący temat do dyskusji, który w tej chwili był niepotrzebny.
“Przy takich klientach czuje się sucha… strasznie, strasznie sucha… iik iik… czujecie jak wszystko we mnie skrzypi?” Umrao zajęczała wyraźnie cierpiąc, że musi przebywać w towarzystwie TEGO.

Stary smok zaliczał się do grupy klientów, którzy zamawiają kobiety, chyba tylko po to, by nie krążyły o nich plotki, ponieważ zazwyczaj do sprawienia sobie przyjemności nie potrzebowali osoby drugiej. Ani kobiety, ani mężczyzny. Nie potrzebowali nawet własnej ręki. Wystarczył ich własny, wyimaginowany świat… i głos.
Chaaya nie mogła się powstrzymać, by nie przewrócić oczami. Utknęła tu na dobre. Utknęła z idiotą, który nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Może po prostu zacznij zadawać konkretne pytania, a uzyskasz odpowiedzi, których potrzebujesz? - Poradziła zdawkowo, resztkami sił trzymając fason neutralnej maski na swoim ślicznym licu. - Więc jeszcze raz… proszę. O co dokładnie nas pytasz?
- Jak się dowiedzieliście o “tutejszym” atropalu i co o nim wiecie - stwierdził krótko Archiwista, podając owe konkrety.
Bardce wydało się całkiem zabawne, że smok nagle zmienił kierunek rozmowy i miast o wiedzy ogólnej, uściślił ją do regionalnej.
- Spotkałam go i uznałam, że nie chcę kontynuować znajomości ani wtedy, ani w przyszłości - odparła niewzruszona.
- Jak to… spotkałaś? Atropal nie może przekroczyć bariery światów. Możesz uściślić? - zapytał ślepiec, odwracając głowę w kierunku kurtyzany.
- W lesie jest opuszczone miejsce do którego weszłam wraz z moim towarzyszem Nveryiothem. W środku stoi figurka, a obok niej cztery stare trumny. Po pewnym czasie posążek obrócił do nas głowę i przemówił. Zapraszał nas do “zwiedzania” ruin, otworzył nam przejście z którego nie skorzystaliśmy, więc próbował nas złapać za pomocą ognia z magicznych pochodni rozmieszczonych w całym budynku. Starzec pomógł nam uciec, bez niego pewnie mnie by tu teraz nie było, więc… nie chce kusić losu i włazić do kolejnych ruin z wampirzymi sarkofagami - wyjaśniła pokrótce tancerka, która wolała zapomnieć o całym zdarzeniu. Chwyciła pod stołem kolano przywoływacza, wyraźnie strapiona tematem rozmowy.
- To zrozumiałe. Niemniej niepotrzebnie się lękasz. Inne ruiny nie są problemem. Ta świątynia Atropala zaś jest. Hmmm… - zamyślił się smok. - Pomoglibyście ją zamknąć? Nie mówię o schodzeniu pod powierzchnię, tylko zatkaniu wejścia ciężkim głazem i nałożeniu na niego jakichś glifów zabezpieczających.
- Wejścia pilnuje strażnik, który obraca w głaz każdego kto nie zna… hasła - odparła cicho Dholianka, spoglądając przepraszająco na Jarvisa, zupełnie jakby coś przeskrobała.
- Jego zostawimy… a dodatkowo upewnimy się, że na pewno nikt nie zdoła tam wejść. Atropal powinien być zapomniany. Tak będzie najlepiej dla wszystkich - stwierdził stanowczo Archiwista.

Bardka poruszyła się niespokojnie na krześle. Na samą myśl, że miałaby wrócić do tego potwornego miejsca gdzie króluje armia krwiożerczych komarów, aż ścisnęło ją w podołku.
- Sam możesz to zrobić ze swoją bandą zamaskowanych służących, dlaczego nas tam chcesz wysyłać? Jesteś smokiem…. dużym, starym i potężnym, taka misja nie powinna sprawić ci problemu. Zajmie ci może godzinę… góra dwie, jeśli nie znajdziesz odpowiedniego głazu.
Jasnym było, że złotoskóra panna nie chciała ani pomagać, ani nawet rozmawiać o przeklętym miejscu i zaklętych tam duchach z przeszłości. Stawka była zbyt wysoka, a ona wolała grać defensywnie niż ofensywnie. Nie zabierze tam Jarvisa, bo mogłoby mu się coś tam stać i oszalałaby wtedy ze zgryzoty… tak samo i ona tam nie pójdzie, bo nie może ciągle liczyć na łut szczęścia i umiejętności Ferragusa.
Dodatkowo była pewna, że czarownik oszalałby w równym stopniu co ona, gdyby coś jej się stało, a “powierzchnia” wcale nie była taka bezpieczna. Jak na demona, który nie może nic zrobić w tym wymiarze, szkaradny noworodek potrafi całkiem wiele. Poruszał się, mówił, używał magii… niby nie był ciałem tu i teraz, ale na pewno nie był też taki bezsilny jak próbował to przedstawić Miedzianogłowy. Kto wie co jeszcze potrafi? Kto wie… czy gdyby tawaif nie pojawiła się przy strażniku, u tak zwanego “bezpiecznego” wejścia do środka, to czy by nie przepuścił kolejnego ataku… tym razem silniejszego, gdzie zwykła teleportacja, by nie pomogła?
- Potrzebuję przewodników… po prostu nie wiem gdzie jest to miejsce - wyjaśnił krótko gospodarz spotkania. - Nie oczekuję od ciebie, od was, udziału w ewentualnych potyczkach. Jedynie kogoś kto wskaże mi kryjówkę… nic więcej.

Dziewczyna uniosła nieznacznie brwi, przyglądając się uważnie staremu gadowi. Jak na kogoś kto aspirował się do tytułu “Archiwisty” i naczelnego plotkarza tego miasta, w którym mieszka od stuleci i pewnie drugie tyle jeszcze pomieszka, wiedział o jego topografii i sekretach bardzo… niewiele.
- Nie wiem gdzie jest to miejsce, być może Nveryioth będzie umiał cie naprowadzić, zdaje się, że ma obcykane tutejsze powietrzne tunele - odparła w końcu, potrząsając charakterystycznie głową ni to potakując, ni zaprzeczając. - Hasła nie pamiętam… ale jeśli przekupisz Starca kilkoma melonami jestem pewna, że ci je wyjawi.
- Będę bardzo zobowiązany jeśli mi pomożecie. Pomijając pozbycie kłopotu jakim jest świątynia tego potwora, to możecie liczyć na… nagrodę za wsparcie przy tej misji - stwierdził uprzejmie smok.
- Powiem mojemu partnerowi, by jutro rano cię odwiedził i pokazał gdzie jest wejście. - Chaaya miała nadzieję, że nagrodą będzie święty spokój. Wprawdzie gad był jedynie upierdliwy i wyjątkowo krępujący swym mało dyplomatycznym zachowaniem, ale tancerka nie czuła się w żaden sposób zobligowana, by mu usługiwać jak byłym klientom.
- Hmm… nie na to liczyłem. Ale od biedy może być - stwierdził wyraźnie rozczarowany tą odpowiedzią ślepiec, a towarzyszył temu złośliwy chichot usatysfakcjonowanego czerwonołuskiego.
~ Powiedz mu, żeby sobie przygotował papier i pióro. Podyktuję hasło, bo i mnie zależy, by Atropal nie wyszedł ze swojego leża ~ rzekł na koniec.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline