Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 21:48   #196
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

W kurtyzanie coś pękło na widok kręcącego nosem ślepca.
- Na wszystkich, świętych bogów ty zramolała jaszczurko, tyle lat żyjesz i nie umiesz się porządnie wysłowić?! Myślisz, że co ja jestem? Wieszczka Szeherezada która umie czytać ci w myślach?! - Miała dość. Użerać się z jednym starym niedorajdą to jedno… ale z dwoma na raz to już przesada. - A ty do cholery nie masz języka w paszczy? Co ja jestem jakaś twoja posłanka? Siedzisz na przeciw niego, sam się możesz odezwać ty leniwy wieprzu o nietoperzych skrzydełkach! - Huknęła gniewnie na Ferragusa do którego miała żal, że ten się nie odgryzł złośliwością na jawną potwarz miedzianołuskiego.
- Co jest z wami?! Tak się zachowują antyczne smoki? Przecież to jakaś farsa… nic dziwnego, że wasza rasa skończyła tak jak skończyła, czyli się chowa po kątach i udaje, że jej nie ma, jak do cholery nie potraficie normalnie i z sensem ze sobą rozmawiać, tylko urządzacie jakieś potyczki w mahjonga dla pięciolatków!
Archiwista wybuchł śmiechem słysząc jej słowa i potarł siwą brodę dodając. - Obawiam się moja droga, że tu chodzi o coś innego. Widzisz, my miedziane smoki, uwielbiamy zagadki, aluzje, niedopowiedzenia i wszelkie zakrętasy językowe, które czynią wypowiedzi krętymi jak… szlak pijaka od baru do baru.
~ A ja ma usta… ale twoje… to męczące, więc nie zamierzam cię opanowywać dla tak trywialnego powodu ~ stwierdził zgryźliwie Starzec.
- Aćha… skoro tak podchodzisz do sprawy to musisz wiedzieć, że my tawaif nie bawimy się w utrzymywanie pozorów zainteresowania, jeśli kogoś nie stać na nasze usługi. Nie zapłacisz, nie będę bawić się w twoje zaowalowane gierki. - Napuszyła się gniewna perliczka, potrząsając butnie głową i z groźnym grymasem na buźce skrzyżowała ręce na piersi, jakby wyzywała gospodarza do bitki. - Skoro nie szanujesz nas jako równoprawnych partnerów do dyskusji na z góry ustalonym terenie, ja nie poczuwam się do tego samego. I to się tyczy też CIEBIE gruba, nadęta ropucho, która pierwsza jest do spijania słodkiego nektaru zwycięstwa, ale uczynionego czyimś zachodem. - Ostatnie słowa zwróciła do Czerwonego z którym też pewnie chętnie by się pobiła. - Masz moje usta, możesz mówić, jak cie to tak męczy masz czas by móc odsypiać jedno czy dwa zdania, mi to nawet na rękę.
~ Ja tu jestem potężnym smokiem o olbrzymiej potędze! Od tego mam sługi, czyli: ciebie i twojego kochanka oraz wasze smoki, byście odwalali brudną robotę. To chyba logiczne ~ odparł wyniośle Ferragus, a Archiwista dodał z uśmieszkiem na twarzy. - Wybaczcie moi drodzy, ale zanim zostaniecie równorzędnymi partnerami, to najpierw musicie sobie na to zapracować. I tak ujawniłem wam wiele. Rozumiem jednak tą niechęć.

~ Potęgę to ty możesz mieć co najwyżej pod ogonem jak się wysrasz ~ syknęła bardka, wściekła już nie na żarty. ~ Siedzisz jak oślizgły płaz pod kamieniem, burczysz jaki to nie jesteś boski i wspaniały, a byle zdanie wypowiedziane moimi ustami wysysa z ciebie energię, że wiotczejesz jak niepodlewany kiełek bambusa. KIEDYŚ może i byłeś potężny, ale teraz możesz sobie te potęgę wsadzić w nos lub ewentualnie przekuć ją na magicznego sługę bo ja, ani Jarvis, ani nasze smoki się do nich nie zaliczamy. Wyrządzamy ci przysługę za przysługę i... dlatego powinieneś MU się odgryźć i powiedzieć tak… by wiedział gdzie raki zimują! Czemu tylko ja muszę wysłuchiwać twojego jazgotu?! Taki z ciebie siłacz co to się wyżywa na bogu ducha winnej dziwce, a jak przychodzi co do czego to oczekuje, że ona odwali za niego całą robotę? Zrobiłbyś coś ze sobą! A nie tak gnuśniejesz w tej swojej wyimaginowanej jaskini i udajesz, że panujesz nad całą sytuacją! ~ Ofukała go z góry do dołu dziewczyna, ciskając złowrogie spojrzenie na staruszka przed sobą, do którego wnet się odezwała.
- Zdajesz sobie sprawę, że to o czym mówisz działa w obie strony prawda? Jestem ci niezmiernie wdzięczna za Franczeskę, ale to nie oznacza, że będę na każde twoje pstryknięcie palcami. Możesz sobie tak dominować innych, ale nie mnie, ani mojego ukochanego.

Jarvis milczał, ale milcząc uśmiechał się, wesoło spoglądając na rozwścieczoną tancerkę, która toczyła na raz dwie walki z dwoma wiekowymi smokami o olbrzymiej potędze, ale i ciężarze lat i doświadczeń ciążących w ich sercach.
~ A co niby miałbym mu powiedzieć? Że miał rację z tą przeklętą smoczycą? A może to, że on ma nadal ciało, leże i sługi… a ja nie? ~ warknął w odpowiedzi Starzec, wyrzucając z siebie kompleksy i smutki. ~ Jak wrócę tu z nowym potężnym ciałem, to wtedy wepchnę ten ironiczny uśmieszek prosto w gardło Miedzianogłowego. Na razie… nie mam zamiaru mu się pokazywać w tak żałosnym stanie. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Nie oczekuję, że zgodzicie się na każdy mój plan czy propozycję. Niemniej… liczę na to, że przynajmniej zjawicie się tutaj wysłuchać mojej propozycji lub planu. Niekoniecznie zgodzenia się na uczestnictwo w mych intrygach - wyjaśnił spolegliwie Archiwista, sięgając po pucharek wina. - Nie jestem waszym wrogiem i nie zamierzam wam szkodzić. Ani zmuszać do niczego.
Dholiance aktualnie było strasznie żal duszy, która ją opętała. To prawda, że gad doprowadzał ją głównie do szewskiej pasji i tylko ciągle narzekał i utyskiwał. Nie znał słowa poproszę, ani dziekuję i nie wiedział co to przyjaźń lub miłość, ale był teraz częścią niej. Nie tylko kolejnym głosem w głowie, nie żadną chwilową anomalią czy przykrym wspomnieniem.
Deewani go lubiła jeśli wręcz nie uwielbiała. Cieszyła się że wspólnie z nim spędzonych chwil. Za wszystkie kłótnie, sprzeczki, leniwe wylegiwanie się między skrzydłami, wędrówki po zakątkach umysłu i zabawach w berka czy huśtanie.
Deewani była Chaayą, a Chaaya Kamaląsundari. Jeśli jedna z nich kochała, inne czuły podobnie. Dlatego słowa które usłyszała mocno ją ubodły i zraniły.
~ Żałosnym… stanie? Tylko spójrz na niego… NO SPÓJRZ! Stara i zasuszona z niego śliwka o skurczonej fujarce! Kiedy ty masz ciało młodej i pełnej wigoru kobiety. BA! Tawaif z Dholstanu, tancerki z Pawiego Tarasu, samej i jedynej Chaai begam! Kto tu jest w żałosnym stanie?! Potrafię wskazać wielu, ale na pewno nie ciebie! ~ zapiała, cała aż kipiąc w środku, ale i starając się wyglądać przy tym godnie, choćby tylko na zewnątrz.
W końcu westchnęła ciężko i odparła polubownym tonem w stronę gospodarza. - Co też czynimy… proszę wziąć pergamin i pióro, zaraz podyktuję hasło dla strażnika krypty.
~ Widzisz tylko jego ludzką postać, ale pod nią jest smok Chaayu. A my smoki nie słabniemy z wiekiem jak ludzie. Czas czyni nas większymi i silniejszymi. Nie daj się zwieść pozorom. Archiwista może wyglądać na kruchego staruszka, ale jego prawdziwa postać to mocarny smok ~ odparł z smętnie Starzec, acz… po chwili dodał z wrodzoną sobie pychą. ~ Choć pewnie się nijak ma do potęgi mego prawdziwego ciała. Jak je odzyskam to zobaczysz czym jest moc i siła!
~ Uparty osioł ~ burknęła dziewczyna, ale wyraźnie uspokojona, zwłaszcza ostatnimi jego słowami. Nie wiedziała dlaczego czerwonołuski nie widział tego o czym mówił także w swoim przypadku. Ona była naczyniem… wyglądem, który krył za sobą prawdziwą bestię. Była jednak ładniejsza od wizerunku jaki przybrał ich oponent i uważała to za ogromny plus, jeśli nawet nie asa w rękawie! O!
Napisanie tekstu zajęło parę chwil. I przyjęcie można było uznać za zakończone. Miedzianego wzywały pilne sprawy, więc pożegnał się z nimi i zabierając pergamin polecił obojgu, aby pyraustom wspomnieli o swoich potrzebach. Czy to w kwestii jedzenia, czy to picia, czy to… opuszczenia tego przybytku.
- Niechętnie odpowiadają, ale rozumieją smoczy - dodał na koniec, ale o tym bardka już wiedziała.
“Co ty nie powiesz detektywie…” sarknęła Laboni skrzekliwie, a jej nosicielka pokiwała głową i przysunęła sobie cały talerz z melonami w cętki, by chyba skonsumować je wszystkie.

- Chciałabym pisklaczka, by móc go wychować na swojego wiernego towarzysza, ale to pewnie nie wchodzi w pakiet usług do wyboru… - mruknęła pod nosem, gdy pradawny opuścił pomieszczenie. Następnie popatrzyła zbolale na ukochanego, wzdychając ciężko i ze zmęczeniem. - Wracamy?
- Jeśli dasz się ponieść na barana przynajmniej do łodzi to tak. Stoczyłaś ciężki bój waleczna wojowniczko - rzekł żartobliwie czarownik choć z czułym uśmiechem.
- I nic z tego nie wynikło… - odparła speszona, chrupiąc soczysty owoc. - Skończę i… dam się zanieść gdzie tylko chcesz, bylebyśmy uciekli stąd jak najdalej - dodała spolegliwie.
- Nie bądź dla siebie taka surowa. Zachwycałaś tą pasją i ogniem w oczach - odparł ciepło jej mężczyzna, głaszcząc jedzącą po włosach. - To też było zwycięstwo.
Kurtyzana uśmiechnęła się z wdzięcznością, a gdy zjadła co chciała, weszła przywoływaczowi na plecy.
- Wszystko widać… całe moje nogi i… - pisnęła speszona, wiercąc się na boki oraz próbując zakryć trenem swoje intymne wdzięki.
- I dobrze… to bardzo ładne nogi. Kuszące nóżki. Może cię zacznę po nich całować jak tylko stąd wyjdziemy - stwierdził zadziornie Jarvis i chyba nie żartował.
Jego beztroskie zachowanie pozytywnie wpływało na nastrój tancerki, która cicho chichocząc, gładziła mu z czułością skronie, aż przyjemne dreszcze rozchodziły mu się wzdłuż kręgosłupa.
- Jeśli już zaczniesz… to wiedz, że nie będzie odwrotu i zmuszę cię, byś wycałował każdy ich centymetr - pogroziła z łobuzerską butą, choć mag dobrze wiedział, że bardzo szybko prysłaby pod falą uroczego zawstydzenia, gdyby faktycznie spełnił swoje postulaty.
- Kusisz mnie do przemyślenia tej propozycji… wiedz, że nawet jeśli ktoś nas przyłapie to nie zaprzestanę pocałunków - dodał równie butnie co ona Jarvis, uśmiechając się do niesionej kochanki. Ta poruszyła się nerwowo na jego ramionach, wydając z siebie dźwięk przyduszanego zwierzątka. Bardzo chciała odbić słowną piłeczkę, ale wyraźnie się bała konsekwencji, cóż… w końcu nie raz przez takie zabawy skończyła w dość obscenicznych pozycjach w najbardziej dziwnych miejscach w tym mieście.

- Jak opuścimy tą siedzibę, to gdzie chcesz się udać i na co masz ochotę. Mój kaprys już znasz… twoje nóżki, może skropione winem dla smaku - zamruczał jej czarownik, gdy latające stadko ważkowatych smoków doprowadzało ich do wyjścia.
- Nie znam zbyt wielu miejsc do których moglibyśmy wstąpić - przyznała speszona Kamala.
Choć mineło już całkiem sporo czasu odkąd pierwszy raz postawiła nogę w La Rasquelle to nadal to miasto było dla niej tajemnicą. Jej zwiedzanie ograniczało się do podróżowania u boku ukochanego lub innego mieszkańca, by móc później chodzić utartymi i ciągle tymi samymi szlakami. Ostatni raz gdy skróciła sobie drogę do hotelu, została zaatakowana i choć nawet po pijaku wyszła z tego obronną ręką, to jej zapał do samotnych wędrówek nieco osłabł.
- Może… sama nie wiem… wracajmy do domu - odparła po chwili namysłu, bijąc się z pragnieniem odkrycia czegoś nowego, a poczuciem bezpieczeństwa jakie dawał jej stary, dobry hotelik w którym mieszkała.
- Dobrze… ale wiedz, że nie dam ci tam spokoju - wyjawił lisio magik, stawiając dziewczynę na ziemi, by móc załatwić powrót w gondoli. A kilkanaście minut później…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline