Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2018, 21:49   #197
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

… zamknęły się z nimi drzwi od pokoju.
- Usiądź na stoliku - rozkazał czarownik, wskazując dłonią miejsce.
- Pfff… nie dałam się dwóm smokom, myślisz, że tobie ulegnę? - Sundari burknęła wyniośle, przemierzając pomieszczenie z dobitnym stukotem obcasów o parkiet. Minę miała zaciętą, ale usta ściągnięte w gniewny dzióbek kokoszki drgał w kącikach, jakby kobieta walczyła, by nie uśmiechnąć się szeroko.
Następnie usiadła na krześle zadzierając nos do góry i teatralnie zakładając nogę na nogę, skrzyżowała ręce na piersi.
- Ale ja jestem bardziej… giętki niż oni - mruknął Jarvis, klękając przed kochanką. Jego dłonie pochwyciły kiwającą się stópkę tancerki, palcami pozbawiając obuwia.
- Miedziany zamknie atropala w grobowcu. Poczujesz się spokojniejsza wtedy, bezpieczna? - zapytał, pieszcząc jej nogę i unosząc ją ku swojej twarzy.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła dobitnie złotoskóra, szybko się jednak tłumacząc. - Oczywiście, że nie poczuję się lepiej… to paskudztwo mi się śniło… no i jest w innym wymiarze… kamień zwalony na wejście do jakiejś dziury w ziemi nie sprawi, że on zniknie… a na pewno nie powstrzyma go przed dalszym nawiedzaniem mnie w nocy… choć liczę na to, że był to jednorazyowy wybryk mojej wyobraźni.
Kurtyzana popatrzyła z góry na mężczyznę, mocniej splatając ze sobą ręce, co by przypadkiem nie próbować go czule pogładzić po policzku.
- Miejmy nadzieję, że to był tylko przypadek - zgodził się z nią przywoływacz i już ustami zaczął wodzić po stopie, muskając ją wargami i językiem w lubieżny sposób. No i łajdak wiedział, gdzie dotknąć, by delikatny dreszczyk przyjemności powędrował po kręgosłupie siedzącej.
- Poradzisz sobie bez Nverego cały tydzień? Obawiam się, że Gamnira pójdzie z nim poza zasięg waszej więzi.

Długa i zawzięta cisza nie zwiastowała nic dobrego, na szczęście po jakimś czasie bardka ponownie się odezwała, markując swój głos, by brzmiał spokojnie i profesjonalnie.
- Będzie tu jeszcze jeden dzień… mam jeszcze czas by się przygotować… poradzę sobie, na pewno. - Z każdym jednak słowem mrucząc coraz bardziej niewyraźnie. - ...na pewno sobie poradzę, tyle czasu sobie radziłam, co dla mnie jakiś tydzień…
- Z pewnością zadbam byś miała czym zająć myśli… - mruczał mag, delikatnie wodząc palcami po łydce dziewczyny. Język niczym pędzel malarza leniwymi ruchami wodził po jej skórze, przypominając Chaai co Jarvis potrafi nim zrobić.
- Lepiej nie zapomnij o naszym zakładzie! - ofukała go tawaif wybita tymi przykrymi pytaniami z nastroju. - Nie zamierzam go przegrać… i nie zamierzam się godzić, by Godiva szła na spotkanie. Będziesz wszystko widział przez jej wspomnienia i to jeszcze nasączone jej emocjami. NIE, NIE i jeszcze raz… NIE!
- Nie zaglądam w jej wspomnienia Kamalo - odparł łagodnie mężczyzna, przechodząc ustami na kolano, delikatnie je liżąc.
- A Godiva prędzej czy później pewnie znajdzie sobie jakąś kochankę.
- Kłamiesz… sam powiedziałeś, że ją wyślesz, a dzięki więzi będziesz wszystko wiedział co się działo. Ty… ty… - Dholianka poruszyła się nerwowo, szukając jakiejś wyszukanej obelgi, ale jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy. - Ty perwersyjny samcze! Nie i już, nigdzie nie pójdziesz ty i nigdzie nie pójdzie ona.
- Będę wiedział co znajdzie i o czym rozmawiają. Poza tym… - Wielbiciel tancerki spojrzał na nią rozbawiony. - ...Ty naprawdę sądzisz, że Godiva ją uwiedzie?
- Nie obchodzi mnie ona… - zaperzyła się panna.

“Obchodzisz mnie ty i twój kontakt, a nawet jego brak, z innymi kobietami…” dokończyła myśl Laboni, niczym prześmiewcza i wredna papużka, którą jakiś nieostrożny człowiek nauczył ludzkiej mowy. “Ale jemu oczywiście tego nie powiesz… za to wpędzisz się w jeszcze większe poczucie winy…”
“Każdy musi mieć jakieś hobby babciu…” wyjaśniła spolegliwie Nimfetka, co jak zwykle rozwścieczyło wspomnienie opiekunki.
“Nie nazywaj mnie babciu ty nieletni kurwiu!”
“Babciu, babciu, babciu!” wykrzyczała dziewuszka, po czym wykorzystując cały pokład swojego kurażu, uciekła z płaczem do ulubionego wspomnienia z pawiami, w którym zabunkrował się przy okazji Starzec.

- Powiedziałam nie i koniec dyskusji - dodała po chwili cicho na głos bardka, ciskając gniewne spojrzenie na kochanka.
- Kamalo. Przecież ona będzie ubrana - mruczał potulnie czarownik. - Co strasznego jest w ubranej kobiecie, której nawet nie spotkam oko w oko, a Godiva co najwyżej porozmawia?
Wiesz dobrze, że tylko jedna osóbka mnie tu kusi… i właśnie jej nóżkę całuję.
Sundari jednak była twardym zawodnikiem i jak się zaparła, tak w swym uparciu trwała, milcząc w złości i zazdrości, która goryczą osadzała się na jej podniebieniu.
Jarvis na razie skupił się na smakowaniu jej łydki i nie śpieszył się z dalszymi działaniami czy rozmową.
- Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że okręciłaś mnie wokół swojego małego paluszka? - zapytał w końcu cicho, ale to pytanie również pozostało bez odpowiedzi. Złotoskóra nadymała się jak żabka i za bogów nie chciała się odezwać, może nawet trochę zapominając się w swoim zacietrzewieniu, które z jakiegoś powodu rozpoczęła, lecz w trakcie zapomniała dokładnie o co w tym wszystkim jej chodziło.
Laboni prychnęła z pogardą i rozbawieniem, bo i kurtyzana wiedziała, że jej zachowanie było bardzo… głupiutkie.
Prawda była jednak straszna, nieco przykra i bardzo ludzka. Chaaya nie ufała samej sobie. Choć kochała bez pamięci, oglądała się za innymi i dawała się im obłapiać. Było w jej zachowaniu więcej ciekawości niż chęci zdrady, ale… skoro ona miała takie myśli, to również i przywoływacz mógł mieć takowe, a tego by nie chciała.
Nie chciała być świadoma, że jej mężczyzna mógłby takie posiadać lub co gorsza dopuszczać się czynów, które ją samą napawały obrzydzeniem do własnej osoby, gdy je popełniała.

- Kamalo… moja słodka. Niech Godiva idzie, a ja wtedy będę z tobą, dobrze? - spytał czule magik, docierając ustami do uda kochanki.
Muskał je językiem i ogrzewał oddechem.
- Potrzebujemy poznać miejsce zbrodni i ofiarę. Znasz Godivę… to nie jest osoba, która uwiodłaby pannę młodą. Nic nieprzyzwoitego się nie stanie.
Dziewczyna wygięła usta w smutną podkówkę, staczając zażarty bój z własnymi myślami. Pękło by jej serce gdyby czarownik znalazłby sobie inną lub w ogóle gdyby twierdził, że jest na świecie taka, która mu się podobała, z drugiej jednak strony… jej stupor mógłby okazać się kotwicą u szyi świetlanej przyszłości ukochanego, a tego też by nie chciała.
Nie chciała być ciężarem. Kłującym ostem, którego nie da się wyplenić.
Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne i zawiłe? I dlaczego nikt w Pawim Tarasie nie przygotował jej do tego co teraz czuła i przeżywała?!
- Powiedz moje imię w całości… proszę - odezwała się błagalnie i smutno, nie wiedząc już co robić.
- Kamalasundari… może gdy Godiva i Gozreh zajmą się śledztwem, ja zajmę się przekonywaniem, że nie ma żadnej oprócz ciebie, co? Może masaż całego ciała z olejkami? - Cmoknął czule jędrne udo o złotej skórce. - Choć i teraz ciężko mi się oderwać od ciebie. Za dużą pokusą jesteś.

Tawaif nie wydawała się zadowolona, mlasnęła głośno i potrząsnęła głową jak to miała w zwyczaju. - Włóż w to więcej uczucia - strofowała go z kokieteryjną manierą, dotykając palcem dolnej linii jego szczęki i przesuwając po niej opuszkiem.
- W pieszczotę, czy w kuszenie? - mruknął jej kochanek, liżąc jej nogę jak słodki łakoć. - To oczywiście zrozumiałe, że jako tancerka masz zgrabne nóżki… ale… to są żywe dzieła sztuki.
Dholianka wizgnęła gniewnie i na powrót się zacietrzewiła, krzyżując ręce na piersi. Jarvisowi dziś wyjątkowo nie szło w oswajaniu bestyjki z pustyni.
- W moje imię! Zawsze mówisz do mnie zdrobniale, a gdy cię poprosiłam… to się nawet nie postarałeś.
- Ka ma la sun da ri… - Mężczyzna wymruczał w odpowiedzi, zerkając wprost w oczy kobiety, delektując się każdą sylabą niczym łykiem dobrego wina. - …nie chmurz się tak, proszę… moja śliczna.

Cóż… teraz ją zawstydził. Bardka zarumieniła się, wydając z siebie dźwięk przyduszonej myszki. Próbowała uciec spojrzeniem w bok, uśmiechając się, mile połechtana i zadowolona, gdy czarownik włożył w artykulację nieco uczucia.
- Jeszcze raz - powiedziała ni to prosząc, ni rozkazując, przytulając się policzkiem do swojego ramienia.
- Ka ma la sun da ri… Ka ma la sun da ri… kocham cię Ka ma lo sun da ri… pragnę - szeptał namiętnie mag, deklamując raz po raz jej imię, smakując każdą sylabę, tak jak i smak jej skóry.
Mur wokół Chaai kruszał, a ona sama wiotczała od silnych emocji jakie targały jej duszą. Gdy tawaif zorientowała się, że jej gniew ustał, a serce biło jak trzepoczący ptak w klatce, przygryzła jedynie dolną wargę i wskazała dwa miejsca nad prawym kolanem.
- Zapomniałeś… - burknęła, by zachować resztki groźnego image’u. - Tu i tu… nie pocałowałeś.
- Dobrze moja śliczna Ka ma lo sun da ri… - mruczał niczym kocur partner, posłusznie muskając ustami owe miejsca. - Jak mogłem je przegapić? Byłaby taka stratajakbym je ominął.
Przytulił się policzkiem od jej uda, łaskocząc włosami skórę. Jarvisowi udało się ułaskawić swoją dziką żmijkę, bo aura wokół niej nieco złagodniała, a ona sama nie dbała już tak mocno o pozory, wskazując co i rusz nowe miejsca do muśnięć. Smoczy Jeździec wiedział jednak, że musi być ostrożny, bo tancerka zdawała się być nieprzewidywalna jak pogoda w górach. Raz grzał się w ciepłych promieniach słońca, by zaraz uciekać przed lodowatym deszczem, a to wszystko dzięki dwóm stetryczałym smokom i ich niewyparzonym jadaczkom.
- Teraz mogę usiąść na stole - obwieściła łaskawie po pewnym czasie pieszczot, czule przyglądając się klęczącemu przed nią mężczyźnie.
- Tak moja śliczna i kusząca Ka ma lo sun da ri… - Przywoływacz zachowywał się nieco jak jej sługa. Trochę bezczelny i patrzący zbyt śmiało sługa. Jego wzrok przypominał zresztą spojrzenie tygrysa w klatce… wyczekującego okazji, by się na nią rzucić. Choć plany tygrysa i Jarvisa względem swoich ofiar były całkiem odmienne.

Dziewczyna zrzuciła drugi pantofelek i przekładając jedną nogę nad głową ukochanego, wstała i podeszła do biureczka, zatrzymując się przed nim na palcach.
- Uważaj… bo przesadzisz i uznam, że ze mnie szydzisz - ostrzegła ni to żartując, ni grożąc. Pogładziła blat jakby sprawdzała jego powierzchnię, po czym zabrała się za zdejmowanie kusej kreacji. Czerpiąc wyraźną satysfakcję nie tylko z tego, że była obserwowana, ale, że i bawiła się z apetytem swojego rozmówcy.
- Wiesz dobrze, że za bardzo cię pragnę, by z ciebie szydzić… skąd zresztą taki pomysł? Wiesz co lubię. Lubię patrzeć jak promieniejesz ze szczęścia lub płoniesz z pożądania. - Chłopak potulnie przyglądał się temu przedstawieniu, chłonąc wzrokiem każdy sekret jej ciała, który przed nim odsłaniała.
W odpowiedzi usłyszał cmoknięcie. Pełne degustacji i jakby… ochłodzenia. O nie… czyżby powiedział za dużo, lub coś czego powiedzieć nie powinien i zabawa w podchody zacznie się od nowa?
Szczęściem ubranie opadło z szelestem na podłogę. Tancerka odepchnęła stopą to co nie było jej już potrzebne i wyciągając obie ręce za plecy, gdzie odnalazła sznurówki gorsetu, powoli rozwiązując jego wiązania. Bez słowa poluzowała więzy i delikatnie rozsunęła krępującą ją tkaninę, oddychając z mieszanką ulgi i upojenia.
- We wszystkim trzeba mieć umiar mój drogi… nawet kota można zagłaskać na śmierć - wyjaśniła… a raczej pouczyła niesfornego chłopca, odwracając się do niego z szerokim i lubieżnym uśmieszkiem na pełnych wargach. Gorset zsuwał się powoli po jej torsie obnażając piersi na których zdążyły wykwitnąć drobne siniaki po zbyt brutalnej pieszczocie jego palców w świątyni rozpusty.
- Choć schlebia mi jak namiętnie brzmi moje imię w twoich ustach… jest takie egzotyczne i nieco pikantne, prawie obce… a przecież moje własne.
Fiszbiny zaklinowały się na chwilę na krągłych biodrach, ale dziewczę zakołysało nimi jak kobra rozpościerająca swój kaptur i w końcu stała przed nim jedynie w białych majteczkach.
- Czas na lewą nogę - obwieściła zadowolona, siadając na blacie i wyciagając rzeczową nogę przed siebie do dalszego wielbienia.
- Tak… czas na drugą nóżkę… - mruknął jej ukochany, uśmiechając się lubieżnie i nie odrywając wzroku od jej ciała. Podszedł na czworaka, niczym dziki zwierz i pochwycił jej nogę.
Dłońmi i ustami wodził po stopie, wielbiąc pieszczotą kochankę z pożądliwą żarliwością. Chaaya miała wrażenie, że prędzej czy później ta lubieżna bestia rzuci się na nią, by pogrążyć jej zmysły z wyuzdanej rozkoszy, dusząc jej własne lęki o swoją pozycję w sercu kochanka.
Dholianka oparła się rękoma z tyłu rozkoszując się chwilą i starannością z jaką była obdarowywana. Im wyżej wspinał się czarownik, tym jej oddech stawał się bardziej ciężki i gorący, a udo nieznacznie drgało pod czułym dotykiem jakby wodny pająk przepływał po gładkiej tafli jeziora, mącąc jego spokój.
Musiała wykazywać się dużą siła woli, by nie prosić o więcej i w innych miejscach, pozwalając by ich mała gra samoistnie dobiegła końca. A noc przecież… dopiero się zaczynała.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline