Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 10:39   #159
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Laura właśnie kończyła magicznie naprawiać ostatnią torbę do przenoszenia zapasów. Magia była czymś z czego uwielbiała korzystać, im bardziej spektakularnie tym lepiej. Dlatego cieszyła się, że już kończyła, miała ochotę napić się czegoś ciepłego więc po wszystkim zostawiła rzeczy gdzie je naprawiała. W końcu było powiedziane, że właściciele przyjdą sami i je zabiorą. Idąc przez polanę mijając kolejnych znajomych zobaczyła Jace’a, nie wyglądał w tej chwili jakby był zajęty.
- Idę do Jet, dostać coś ciepłego do picia, choć ze mną. - No Jace pamiętał że z dialektu Laury można było to przetłumaczyć na “Zamierzam wypić coś ciepłego, czy zechciałbyś mi dotrzymać towarzystwa,... Proszę.”

- Jasne - Jace oderwał się od szkicowanego planu budowy ulepszonych schronień. Miał mieszane uczucia wobec Laury. Z jednej strony łączyła ich magia, pewne dziwactwo i brak akceptacji, z drugiej była atrakcyjną kobietą o pięknych zielonych oczach, uroczym uśmiechu, szczupłej figurze z wyraźnie zarysowanymi biodrami i piersiami ukrywanymi pod purpurową suknią… Jace ponownie tego dnia poczuł, że się rumieni spoglądając mimowolnie po ciele dziewczyny. Był tylko jeden problem. Za każdym razem, gdy patrzył na Laurę widział mrowie pająków wychodzących z jej gardła i czuł rosnącą z każdą chwilą gulę. Co gorsza, jego moce opierały się na myśli zmieniającej rzeczywistość, więc obawiał się, czy przypadkiem sam nie stworzy sobie pająka we własnym gardle. Aż się wzdrygnął. Złożył papiery i podbiegł do dziewczyny - I tak miałem to zanieść do Aurbin, to w sumie po drodze. - wyjąkał uśmiechając się.
- Dlaczego nadal tu jesteś? - Laura często zadawała pytania które trudno było zinterpretować o co jej właściwie chodzi. Tyle że w przeciwieństwie do nieznajomych tym powiedzmy których jako tako szanowała czasami pomagała pytaniem dodatkowym. -W Phaendar, dlaczego nie wyjechałeś? Co takiego nasz dom ma do zaoferowania dla rozwoju twoich zdolności że nadal tu jesteś?
- Kto powiedział, że chciałem rozwijać moje zdolności? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak by powiedzieli ci co nie uważają cię za idiotę. I ci co choć zdają sobie choć odrobinę sprawę, że są one … - zatrzymała się by znaleźć odpowiednie słowo - ..nadzwyczajne.
- Cóż… - Beleren podrapał się w tył głowy nie znajdując dobrej odpowiedzi, no może poza… prawdą? - Nie wiem, czy jesteś sobie w stanie wyobrazić jakim przekleństwem jest słyszeć o sobie same odrażające rzeczy, nawet od ludzi uśmiechających się do ciebie, ściskających dłoń. Widzisz ten fałszywy uśmiech, poklepywanie po ramieniu i słyszysz ich obrzydliwe myśli. Myślisz, że to dar? Do ataku uznawałem to za przekleństwo. Dalej jak pomyślę sobie o zetknięciu z Ettercapem, czy nieumarłymi mam ciarki na plecach. Ich umysły są naprawdę… mroczne - Jace czuł, że chyba po raz pierwszy od dawna jest w stanie otworzyć się przed kimś i powiedzieć szczerze z jakim brzemieniem boryka się od lat. - Próbowałem rzucić Phaendar w diabły, ale nie jest to łatwe. Nie mam brata, który ochroniłby moją chudą dupę w podróży - uśmiechnął się cierpko - a ludzie mojego ojca wykonywali minimum swoich obowiązków, byle tylko nie musieć ze mną obcować. Z wzajemnością muszę dodać. Prymitywne, zabobonne prostaki - skwitował i od razu poczuł się lepiej. Czuł, jakby zrzucił z siebie ciężki bagaż po całodniowej wędrówce. - Także brak perspektyw na jakąkolwiek zmianę i odraza do swoich mocy. - Jace spojrzał na Laurę. Szczerze, z podziwem. I zanim powiedział kolejne słowo Laura przerwała mu słowami popartymi myślami.

- Pieprzysz Głupoty Jace Beleren, masz dar który powinieneś poznać, za horyzontem Phaendar, są całe krainy ludzi innych. Takich jak Ja i takich jak Ty. Już dawno powinieneś ruszyć się i pójść ich poznać.
- Gdyby Jace chciał odczytać jej myśli brzmiałyby one dokładnie tak samo. Laura miała ten rażącą do siebie cechę mówienia na głos dokładnie tego co myślała, oferowała ludziom to czego sama oczekiwała. Bezwzględnej, często dogłębnie bolesnej szczerości. - Odmawiam sobie wierzyć, że nie chcesz tego opanować i wolisz zakopać temat gdzieś w głębi szuflady zamiast stawić temu czoła. Założyła ręce na piersi i czekała na jego dalsze słowa, co było w jej wykonaniu pewnym wyrazem szacunku i uznania swego rozmówcy za inteligentnego i wartego wysłuchania.

- Cóż... jak już wspomniałem, uznawałem to za przekleństwo. - Jace powoli wypowiadał słowa układając sobie wszystko w głowie. Miał teorię, że w towarzystwie atrakcyjnych kobiet iloraz inteligencji mężczyzn w okolicy spadał wprost proporcjonalnie do jej urody. Beleren walczył o resztki swojego jedynego atutu - intelektu.
- Ale szybko nadrabiam zaległości - uśmiechnął się nie mogąc wymyślić nic lepszego.
- Słuszna decyzja. - Skwitowała wiedźma, po czym ruszyła dalej. - Jeśli po wszystkim, nadal będziesz tak myślał i bał się podróżować sam możesz dołączyć do mnie i Mikela. Nie jesteśmy towarzystwem z górnej półki z uwagi na na to co już widziałeś - nawiązała do pająków - niemniej byliśmy już w paru ciekawych miejscach i poznaliśmy już parę ciekawych osób które ty też powinieneś. Przynajmniej moim zdaniem
- Nie boję się! - obruszył się Jace - Racjonalnie przeliczam moje szanse w podróży w pojedynkę! Ale... - uśmiechnął się szczerze - Dzięki - Jedno słowo. Matka mówiła mu o tym, jaką siłę mają słowa i że czasem mniej znaczy więcej.
Laura przytaknęła na jego podziękowania. - Ustaliliście coś? Plan działania co dalej? Gdzie iść? - zmieniła temat na coś bardziej dziejącego się teraz.
- Nie jestem typem lidera - uśmiechnął się sam do siebie - Ale moim zdaniem musimy opuścić to miejsce jak najszybciej. Problem w tym, że nikt nie ma pojęcia gdzie. To wszystko jest nie tak! - analityczny umysł chłopaka pracował na pełnych obrotach - Gdyby to ode mnie zależało, to wysłałbym zwiadowców, poprosił Sulima o rozpytanie zwierząt, przejrzeć okolice z lotu ptaka… Każdy dzień tutaj zmniejsza ich szanse na przetrwanie - wyszeptał Laurze uważając na to, by nikt go nie podsłuchał. Cokolwiek by się nie stało, nie chciał niepotrzebnie wzbudzać niepokoju postronnych.
- Nasze szanse, też w tym siedzimy - pedantycko poprawiła jego formę wypowiedzi - To dobry plan, powiedz go reszcie, poprą cię.- stwierdziła jakby było to oczywiste że powinni posłuchać Jace’a.
- Być może. - Jace zastanowił się nad słowami wiedźmy. - Muszę wysondować czy nastroje się zmieniły, czy przypadkiem teraz nie zechcą mnie spalić na stosie. Musisz wiedzieć, że połowa z nich o tym myślała, a druga o tym śniła. Jedyne co ich powstrzymywało to mój ojciec i jego reputacja.
- Mam się przy nich porzygać pająkami? Zdecydowanie wtedy będziesz wyglądał na najnormalniejszego człowieka świata. - Zapytała z powagą w głosie wiedźma i Jace wiedział że nie był to żart. - Mnie się spalić nie odważą - powiedziała z pewnością w głosie.
- Dzięki - uśmiechnął się szczerze. - Ale nie mogę chować się za babą - tym razem uśmiech doszedł do oczu, gdzie wdarły się figlarne ogniki.
- Nie umiem jeszcze rozmawiać z Gackosławem, ale jeśli Sulim zna sposób mogę wam w tym zwiadzie pomóc. - Zaoferowała się użyczeniem chowańca wiedźma.
- Zobaczymy co takiego potrafi nasz krasnolud. Ale najpierw coś ciepłego - dodał wskazując Jet nachylającą się nad garem.

- Witaj Jet, dobrze widzieć cię żywą. - powiedziała Laura do dawnej właścicielki tawerny.

Atrakcyjna kobieta przed czterdziestką uśmiechnęła się na ich widok.
- O, nasze oryginały! Was też dobrze widzieć całych, chodźcie, zjecie coś pożywnego. Dzisiaj serwujemy gulasz z królika ze świeżutkimi ziołami i korzonkami - zapach unoszący się z kociołka był naprawdę smakowity, szczególnie jak na takie warunki. Ale nie bez przyczyny kuchnia Jet była tak chwalona w Phaendar.
Laura i Jece wzięli po porcji gulaszu i poszli usiąść pożywić się w spokoju. Tym razem delektować się ciszą.
 
Obca jest offline