Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 20:04   #199
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Pokój był cztery, jeśli nie sześć, razy większy niż jej własny i w dodatku nie składał się z jednej sali… a dwóch. Jednakże to w tej części do której wkroczyła wszyscy się znajdowali. Na wielkim łożu z białego drewna o złotym baldachimie w kwiaty, siedziała pani tego miejsca.
Niestety dla Godivy… ubrana w długą czerwoną szatę o szerokich, niczym skrzydła egzotycznego ptaka, rękawach. Na głowie miała czarny szal wyszywany złotymi monetami, które układały się w aureolę wokół jej głowy. Dwie kobiety siedziały w jej nogach, nie przerywając swojej pracy, jakim było nakładanie skomplikowanych wzorów z pasty na jej stopy i piszczele, która kolorem i konsystencją przypominała… sraczkę.
I być może sraczką była, sądząc po wyrazie twarzy Amal, która wyglądała tak, jakby umierała nie tylko z nudy.

Pod ścianą z wielkim oknem znajdowała się przestronna kanapa na której siedziała… sądząc po ubraniu i pozycji jaką przybrała - matrona. Również cała zakryta, zupełnie jakby spodziewała się napadu obcych, białych samców, a nie gościny wampirolożki. W dłoniach trzymała delikatny i zwiewny szal koloru czerwonego wina, który wyszywała sprawną ręką w przepiękne wzory.
Przy stole, również z białego drewna, siedziały dwie służące. Chyba służące, bo ubrane były tak samo, w jasno kremowe tuniki, przepasane złotymi szarfami w pasie. One również wyszywały coś… co chyba było powłóczystą spódnicą. Obie były jasnoskóre o popielatych włosach i błękitnych oczach. Obie… miały piętna na policzkach świadczące o niewoli.
- Co one mają z tym szyciem… - wymruczała do siebie Godiva i poprawiła kapelutek na głowie, będący cylindrem pożyczonym od Jarvisa. - Witam… jestem Jaenette, mam nadzieję, że w niczym ważnym nie przeszkadzam?
Spodziewała się nagiego kobiecego ciała, pokrywanego czarnymi wzorkami, więc obecny widok trochę ją rozczarowywał. Miała to jednak nadzieję ukryć pod przyjaznym uśmiechem. Kocur tymczasem ruszył przed siebie, rozglądając się po pomieszczeniu i szukając wszystkiego co mogło się wydać nietypowe i podejrzane.
- Witać to może gospodarz, a nie gość, zamknij za sobą drzwi - warknęła gniewnie panna młoda, wzbudzając panikę u hennistek, gdy zaczęła się nerwowo poruszać pod ich dłońmi.
Wakrnęła więc i na nie, by zdusić w nich jakikolwiek zalążek protestów w ich głowach.
Matka odłożyła szal i wstała z wrodzoną gracją i dystyngowaniem, zadziwiające jak tak prosty ruch w odpowiednim ciele potrafił olśniewać i onieśmielać.
- Och… kotek! - Dziewczynka zaczęła się coraz bardziej wiercić, chcąc wstać do czworonoga, podczas gdy jej opiekunka się skłoniła.
- Pokój z tobą zacna pani. Proszę się czuć w naszych skromnych progach jak u siebie w domu i zechciej wybaczyć zachowanie mojej córki… przechodzi teraz trudny okres.

Dla rozglądających się, smoczycy i chowańca, nic… ale to kompletnie nic nie rzuciło się w oczy oprócz… przepychu. Pokój był duży, widny, starannie wysprzątany, udekorowany modnie, acz na tyle tradycyjnie, by nie musieć zmieniać co pół roku całej aranżacji. Nigdzie nie widać było bagaży, acz eidolon dostrzegł wnękę w ścianie, która zapewne była ‘ukrytą’ garderobą. Natomiast za ścianą z wielkim portalem rzeźbionym w motywy roślinne znajdowała się łazienka o wielkiej, kamiennej wannie w której stała woda z płatkami róż.
- Ślub… słyszałam. - Zarumieniła się skrzydlata, przyglądając starszej z kobiet. Co prawda niewiele widziała przez te całe płachty jakie nosiła na sobie matrona, ale jej wzrok i sposób zachowania sprawiał, że serce Niebieskiej szybciej zabiło.
Dama ta łączyła w sobie miękką stronę Chaai z kimś jeszcze… z kimś tkwiącym głęboko w jej sercu. Pierwszą miłością… cóż, pierwszym zauroczeniem raczej.
Delikatna i kusząca strona Chaai, stopiona z autorytetem rogatej Yasavi.
- Ja właśnie z tego powodu… i ostatnich wydarzeń i… no… i… komarów. Ostatnio się duże paskudy zalęgły. Warto by było ocenić czy pannę młodą jakiś nie ukąsił. - Trochę się Jaenette język plątał . - Ot, na wszelki wypadek.

A kocur wślizgnął się na przeszpiegi do łazienki. Tu już nie widziany przez nikogo mógł wykorzystać mackę do przeszukiwania szczelin. Tylko, że takowych nie było. Ściany zbudowane z marmuru zdawały się być zwartą bryłą, którą łatwo było sprzątnąć. Nie było też okna, za to liczne krużganki. Oraz kadzidełko smętnie kopcące pod kryształowym lustrem. Pokaźny rząd pachnideł, następny maści i kolejny olejków. W puzderkach, które wyglądało jak mini dzieła sztuki, były tylko sproszkowane pigmenty.
W wannie nie było spływu, ale dno pokryte było magicznymi glifami. Jedne do przywoływania, a drugie do usuwania efektu.

Tymczasem Godiva trafiła na trudnego przeciwnika. Rozwydrzona panna ofukiwała ją na każdym kroku.
- Imputujesz mi, że nie mam oczu i sama nie widzę co mnie ugryzło a co nie? W przeciwieństwie do ciebie, to jest to moje ciało, moja świątynia i dobrze wiem co się w niej dzieje…
- Amal opamiętaj się… - Hala westchnęła smutno, wyraźnie zmęczona staczaniem ciągłych bitew ze swoja córką. Odwróciła się do okna, by zasłonić szybę kotarą, ale służące zaczęły głośno prostestować, że będzie za ciemno i nie będą widzieć wzorów.
- Co się opamiętaj… przejrzyj na oczy matko! Ojciec rozum postradał, że mnie za tego dziada chce wydać! - zapiała oburzona pawiczka, wyrywając nogę spod henny.
- Bo będzie krzywo i przyniesie panience pechaaa! - zawołała artystka, wycierając nerwowo dłonie o szaty.
- Już większego pecha mieć nie będę!
- Amal na litość… uspokój się! - Matrona złapała się za głowę, gdy dziewczyna zlazła z łóżka i pobiegła do łazienki, pewnikiem wytargać “kotka” za uszy.
No to już Godiva wiedziała, czemu taka wredna się córeczka zrobiła. Najwyraźniej nie uszanowała swojej świątyni ciała…
- Może nie będzie tak źle… - rzekła Jaenette, ni to do siebie, ni to do Hali. W sumie nie wiedziała kogo próbuje pocieszyć, po tym jak panna młoda już pognała do łazienki, a wzrok smoczycy spoczywał na jej matce. - …po ślubie. Różnica wieku pewnie ma swoje zalety.

Gozreh zaś zdążył owinąć mackę wokół szyi, by nadal udawać dziwnego, dużego… kocura.
- Miau? - powiedział pospiesznie.

- Najmocniej przepraszam… - Kajała się dama, kłaniając się całej trójce zebranych kobiet. Klasnęła w dłonie i niewolnice odłożyły pracę na bok, po czym bez słowa wyszły z pokoju. - Proszę rozgośćcie się… Anna i Hanna zaraz przyniosą poczęstunek.
Obie hennistki podziękowały grzecznie, ale wyraźnie krępowały się, by usiąść wspólnie do stołu z arystokratką.
Hala zdjęła zasłonę z twarzy. Miała najwyżej czterdzieści lat, ale skrzydlata była pewna, że była młodsza. Znak czasu obchodził się z nią bardzo łagodnie. Nieznaczne zmarszczki wokół ust świadczyły, że kobieta lubiła się uśmiechać.
Starannie wykonany makijaż był sygnałem potrzeby podobania się, a nie zakrywania swoich mankamentów. Niestety ciemne cienie pod oczami, choć starannie ukryte pod czarnym kajalem, wyraźnie podkreślały zmęczenie ostatnich dni.
- Nie mogę się zgodzić pani Jaenette… różnica czasu potrafi być przekleństwem. Młoda kobieta zamiast cieszyć się z życia, zostaje niewolnicą swojego męża, którym musi się opiekować w jego niezbyt chwalebnym czasie jakim jest starość… Nie ma w tym nic przyjemnego… choć ja sama miałam ogromne szczęście. Mój pan jest niewiele starszy ode mnie i dzieli się ze mną nie tylko troskami, ale i szczęściem - wyznała bez ogórdek i speszenia.
- Mhmm… mój brat powiedziałby, że zamartwianie się tym czego nie można zmienić… prowadzi do zgryzoty zatruwającej serce żółcią. - Smoczyca rumieniła się mocno, wędrując spojrzeniem po twarzy mężatki. Mimo swojego wieku, kusiła ona wojowniczkę do myśli, które dotąd niewiele kobiet zdołało w niej wywołać. Tyle, że Hala nieco ją peszyła, nie pozwalając wyjść dzikiej naturze Godivy na wierzch… tak jak to było z rogatą mentorką. Miętosiła więc pod palcami swoją sukienkę. - Może chociaż będzie dla niej miły i wyrozumiały i… będzie jej przewodnikiem.
Czerwone usta matrony rozciągnęły się w delikatnej łódeczce uśmiechu. Nie skomentowała w żaden sposób wzmianki o czarowniku. Kiwając jedynie tajemniczo głową.
- Bogowie i czas pokaże jaki będzie… niemniej żywimy nadzieję, że okaże się łaskawy dla Amal. To dobre dziecko, choć pełne gniewu… wychowana została bez domu, całe życie spędzając na podróżach. Musimy przyjąć karę za nasze winy z pokorą.

Po chwili do pokoju weszły służące, pchając wózeczek z trzema tacami. Na każdej z nich znajdowały się patery z szeroką gamą słodkich i słonych wypieków. Pączki, pierożki, paszteciki, babeczki, tartoletki, bułeczki, koreczki, owoce, ciągutki, karmelki i pralinki. Do tego pachnąca korzennymi przyprawami i mlekiem herbata, oraz ostra i nieco dusząca aromatem kawa. Dziewczęta rozłożyły zastawę na stole i odsunęły się pod ścianę, by nie przeszkadzać w posiłku.
- To nie twoja… to nie wasza wina - odparła nieco za głośno i speszona skrzydlata, oraz zaczerwieniona, dodała. - To nie wina… wasza, że musicie… czuć się ukarani. Ja wychowałam się w jednym miejscu i zazdroszczę wam… podróży. Twoja córka miała szczęście Halo… pani Halo i… ja jestem panną… nie mam męża - speszyła się własnym wybuchem jak uczennica przed nauczycielką.
- Proszę mi wybaczyć pomyłkę… z góry założyłam, że jesteście panienko mężatką… - wyjaśniła nieco zażenowana opiekunka panny młodej, oceniając pobieżnie i po wyglądzie wiek swojej rozmówczyni. Cóż… Godiva na pewno była już prawdziwą kobietą i zdecydowanie powinna mieć męża. Jednakże nie znajdowały się teraz na pustyni, o czym chyba ta ciągle zapominała.
- Co dla jednych jest zbawieniem dla innych może być przekleństwem, my ludzie jesteśmy tacy ułomni i nigdy nie zadowolimy się tym co mamy. Musimy wzdychać do tego, co jest dla nas nieosiągalne… Może powinnam zawołać córkę, tracicie tylko czas a przecież przyszłyście specjalnie do niej.
- Ależ nie! Nie! Nie tracę czasu… wprost przeciwnie - spanikowała nagle Jaenette, szukając w głowie powodu, by zatrzymać matkę tutaj przed sobą. - Ja.. eeem… nie chcę wyjść na wścibską. I z góry przepraszam… za pytanie. Ale… można wiedzieć czemu jest ten ślub tak pospiesznie organizowany?
Ciemnoskóra spojrzała ukradkiem na rozmawiające hennistki na kanapie, po czym pokręciła przecząco głową, niechętnie odpowiadając na pytanie.
- Taka tradycja. Amal osiągnęła już wiek dorosłości i nie musi być trzymana w rodzinnym domu… czas by założyła swój własny.
- No tak. Dla mnie też poszukiwano part… partii odpowiedniej, ale jak dotąd nie znaleziono - odparła zawstydzona smoczyca, spoglądając w dół. - Ponoć komary pojawiły się kilka dni temu, te… kłopotliwe komary?
- Bogowie na pewno przeznaczyli ci kogoś wspaniałego… nie trać wiary i spokojnie czekaj, aż nadejdzie twój czas - odparła z ulgą Hala, rada ze zmiany tematu, po czym dodała
- Tak… to będzie bodaj piąty już dzień odkąd nas obsiadły… razem z mym panem Abdulem mocno ucierpieliśmy… i nasza córka również. Myślicie, że mogą być… niebezpieczne lub przenosić jakąś chorobę?
- Tak. Jest pewna, niewielka możliwość, że taki komar mógł… zrobić coś złego swoją kłujką. I wbrew temu co mówi pani córka… te dranie potrafią ukrywać swoje ukąszenia - mruczała niebieskołuska mocniej zaciskając palce na sukni. Serce zdecydowanie za szybko biło jej przy tej kobiecie. Co objawiało się silnym rumieńcem. - A czy ciebie… pani… taki komar mógł mieć okazję ukłuć? Potrafią zakryć swoje ukłucia niepamięcią.

Teherenka zmartwiła się nieco na te wieści i posmutniała, mieszając łyżeczką herbatę.
- Nie… raczej nie było okazji. Mąż zawsze był przy mnie, jak i ochroniarze, nie wypadało mi pojawiać się bez opieki, zwłaszcza jak jestem mężatką… na panny patrzy się z przymrużeniem oka, czasem potrafią się wymknąć i nikt o to krzyku nie robi zwalając na ciekawość. Choć… to strach o pomówienia i zmazę na honorze.
- No nie wiem. Małżeństwo nie odziera z piękna i urody, a czasem i czas nie potrafi jej zabrać - mruknęła cicho Jaenette, starając się ukryć swe rozczarowanie… że też taka okazja jej umknęła. Nie przyjrzy się dłoniom, rękom, szyi, piersiom pięknej Hali…
Czerwieniejąc na uszach wojowniczka zabrała się za jedzenie, dukając. - Co do komarów... to jeśli jakiś ukąsił... to w mieście jest pełno świątyń i kapłanów… którzy pomogą. Kapłanek też, więc… proszę się tym nie martwić. To nie jest poważny problem… jeśli nie zostanie zaniedbany.
Jasne oczy matrony przyglądały się jej się z rozwagą i zainteresowaniem. Z pewnością widziały więcej, niźli tego by sobie życzyła smoczyca. Kobieta była jednak na tyle dobrze wychowana, by nie pozwolić sobie na komentarz czy choćby oceniający uśmieszek.
Wzięła w obie dłonie filiżankę, jakby chciała ogrzać palce, po czym napiła się gorącego płynu, mrużąc przy tym z zadowolenia oczy.
- Hanna li perta thadke ka Amal se preity - rozkazała cicho i jedna z niewolnic, weszła do łaźni, zapewne spróbować sprowadzić córkę na oględziny.
- Widzę, że to powszechny problem w tym mieście… jak sobie radzisz na co dzień z takim utrapieniem? Dlaczego nikt nie próbuje wyplenić zła z tej udręczonej ziemi? - spytała, by podtrzymać konwersację, lub być może faktycznie była ciekawa, dlaczego ludzie się godzili na życie w tak niebezpiecznym miejscu opanowanym przez nieumarłych.
Oczy gadziej panny zaś muskały spojrzeniem owe palce na filiżance, gdy zastanawiała się jakby to było poczuć je na własnej skórze. Wzorem gospodyni chwyciła za swoją kawę i drżącą dłonią upiła nieco naparu.
- Ja? Ja się nie boję. Wampiry nie są dla mnie zagrożeniem - wyjaśniła wstydliwie Jaenette, zerkając na usta Hali smakującej herbatę. - Umiem… walczyć, a słabsze porzucone wampiry nie są aż tak ciężkim przeciwnikiem. Zresztą w mieście jest kilka zakonów, kilka gildii i kilka świątyń skupiających się właśnie na polowaniu na wampiry. - To, że niemal każda z tych organizacji była dyskretnie przez jakąś familię bądź klan kontrolowana pominęła milczeniem. - Wampiry zresztą są zazwyczaj utrapieniem dla biedoty, a, że nie wysysają ofiar do końca… i kontrolują swoje populacje to… są tylko utrapieniem. Szczeliny międzywymiarowe i to co z nich wyskakuje… Różnego rodzaju demoniszcza są prawdziwym kłopotem - prawiła, wpatrując się w miękkie wargi rozmówczyni i marząc by być na miejscu filiżanki. Gdy skończyła w pokoju zapanowała bardzo długa i krępująca cisza, która z jakiegoś powodu podniosła jej ciśnienie. Poczuła się tak jak przed walką, gdy emocje rozlewały się gorącem po jej podbrzuszu formując się w podniecenie, lecz tym razem… to strach odczuła.
Nerwowo rozejrzała się dookoła i jej wzrok padł na dwie hennistki skulone na kanapie i cicho coś dyskutujące, patrząc wielkimi oczami na dwójkę przy stole. Dopiero wtedy Godiva uświadomiła sobie jaki błąd popełniła.
Nie powinna mówić o wampirach…

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-12-2018 o 20:18.
abishai jest offline