Kuba solidnie zgłodniał. Na dachach stolicy nie było żadnej budki z jedzeniem. Dziwne, jak o tym dłużej pomyśleć. Złodzieje, mordercy, łowcy nagród, piraci... można by pomyśleć o jakimś biznesie...
Niemniej póki co zszedł na ziemię. Dosłownie i w przenośni. Zamówił posiłek, zjadł, czekał kto się dosiądzie. Hrabia powinien kogoś wysłać. Albo ci z Urzędu, o ile wysłali kogoś bardziej kompetentnego niż ta dwójka ćwoków, którą zapewne miał zgubić by poczuć się lepiej. Niemniej, to z Hrabią miał do pogadania, a łażąc w pozornie bezcelowej próbie handlu zaznaczył swoje przybycie i zainteresowanie rozmową w umówionym miejscu, że jeśli dobrze wszystko wyliczył, to powinien dostać w łeb mniej więcej teraz...