10-12-2018, 21:56
|
#9 |
| John Alexander Spens, Wielki Herold Camelotu pierwszy raz od czasu objęcia swego urzędu prawie 20 wiosen temu, wstał o innej porze niż świt. W nocy czuwał do późna, gdyż wieści od króla Artura można było się spodziewać teraz w każdej chwili, zwłaszcza gdy ostatnio z nikąd przybył do Camelotu list podbity pieczęcią królewską.
Wdział szybko swój odświętny strój i nim udał się do sali tronowej, spełnił swój obowiązek herolda i przed zebraną garstką ludzi przekazał im wybiórczo słowa listu: "Ja, Artur, Król Wasz, jestem w potrzebie. Pragnę obwieścić wam, iż dalej żyję, lecz bez pomocy Lordów i waszej mogę do domu nie powrócić. Nie znam miejsca w którym się znajduję, więc armi na pomoc zwołać nie mogę.
Tak też, rozkazuję Wam, poddanym moim i Lordom moim, iż należy natychmiastowo wyruszć na poszukiwania mojej osoby, w celu uratowania życia mego."
John celowo pominął kilka linii tekstu, wraz z ostrzeżeniem o czychających na jego życie wrogach na zamku. Wolał prostemu ludowi przedstawić wieść radosną, aniżeli wzbudzać wśród nich podejrzenia, iż w samym Camelot mogą się kryć zdrajcy.
Gdy obwieścił nowinę, udał się do sali tronowej gdzie zebrała się już garsta ludzi, wyższego i niższego stanu, wszyscy znali treść listu.
Prawdopodobnie przez nikogo niezauważony udał się w swój kąt i czekał na nadejście pozostałych ludzi wezwanych imiennie przez samego Króla.
Najbardziej zaś dziwiło go to, że jego imię także znajdowało się w liście, lecz nie znał powodu, dla którego Król mógłby je w nim umieścić. |
| |