Wielkie drzewo przy karczmie Fritza (poranek) Naiseria skupiła swą wolę. Z początku było trudno, pewnie z powodu zmęczenia emocjonalnego spowodowanego zajściem sprzed kilkunastu dni. Później, gdy już się opanowała skupienie wewnętrznej energii przyszło znacznie łątwiej. Z każdą chwilą młoda, atrakcyjna kobieta posiadała jej coraz więcej i powoli zaczęła z niej kształtować czar. Gdy czar był już połowicznie gotowy do rzucenia Naiseria poczuła jak coś wykrada z niej magiczne siły. Starała się stawiać opór lecz moc uchodziła z niej jak z dziurawego dzbana woda. Na tym jednak się nie skończyło. Po siłach magicznych dziewczyna czuła jak z niej uchodzą siły życiowe, jak słabnie z każdą chwilą. Kobieta oblała się potem, a później zachwiała na nogach. Gdyby nie zwinny i silny mnich z pewnością by upadła i potłukła się boleśnie. - Nic ci nie jest? - zapytał Amman. - Krwawisz.
Naiseria popatrzyłą nieprzytomnym wzrokiem na niego i na mnicha. Ten drugi zaś popatrzył na jej nogę, która krwawiła. Na nodze otwarły się rany, jakby sprzed kilku dni, po zadrapaniach. Silwilin zauważył również, że powyzej zadrapań brakuje kawałka materiału w sukience - kawałka, który niedawno znaleźli.
__________________ Szczęścia w mrokach... |