Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2018, 21:50   #86
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dorothy nie mogła uwierzyć w to co powiedział Baker. Wyciągnął jakieś dziwne wnioski i z sobie tylko znanych powodów zaczął się czepiać. A Dot zaczęła się zastanawiać jak do tego doszło.
Najpierwsz chciała porozmawiać ze swoją osobistą ochroną i powiedzieć im żeby się odpieprzyli.
~~~
Dorothy podeszła do jeepa, w którym siedziała Cooke.
- Powinniśmy poważnie porozmawiać pani Cooke.- Zaczęła oficjalnie. - W trójkę. Pana Kaai też zaraz zaproszę.- rozejrzała się za Hawajczykiem.- To nam wszystkim ułatwi życie.
“T” nie odezwała się słowem, spoglądając jedynie na Dorothy z lekko uniesioną, jedną brwią… a jak Lie powiedziała, tak też i zrobiła, i po chwili przybył również i Kaai. Oboje najemników spojrzało więc wyczekująco na swoją podopieczną…
- Ale nie tu.- Kiwnęła głowa w kierunku swojego królestwa.

~

- Musimy ustalić jakieś zasady dotyczące naszej współpracy. I nie obchodzi mnie co pani Hughes wam powiedziała. Bo to nie jej tyłka pilnujecie i nie ona z wami musi być. No chyba, że nie chcecie mieć mniej zmartwień, co? - Zaczęła rozmowę Dorothy już we własnym namiocie.
- O co chodzi tym razem? - Odezwała się gburowatym tonem “T”.
- Nie jesteś naszym pracodawcą, i w sumie nie masz za bardzo co tu pozycji do negocjacji, no ale słucham... - Powiedział z kolei Kaai.
-Ale współpraca ułatwi wam zadanie i zadowoli waszego pracodawcę. Prawda?- Przyjrzała się uważniej ich twarzą.- Ja nie chcę dostać zawału, bo któreś z was wyskoczy zza krzaka.- Wskazała na siebie kciukami. -A wy nie chcecie dostać zawału, gdy za tym krzakiem mnie nie będzie.- Palce wskazujące skierowała w ich stronę. - Mogę za to obiecać, że nigdzie nie będę chodziła sama. Co nie znaczy, że wszędzie z wami.
- No ale my cię mamy pilnować! - Wypaliła “T”, podczas gdy Marcus nad czymś myślał…
- I nigdzie się nie chowamy, i masz trochę luzu, ale łazić za tobą musimy! - Gadała dalej najemniczka, wyliczając na palcach co i jak. Hawajczyk z kolei nadal milczał, główkując.
- Bo uwierzę, że jesteś taka sumienna.- Powiedziała Dot już mniej oficjalnym tonem. I ciężko westchnęła.
Tym razem to Kaai odezwał się “w pół zdania”, niejako wymuszając na Cooke chwilę milczenia.
- No to jak ty to sobie wyobrażasz? Opowiedz... - Zwrócił się do Lie.
- Że w sytuacji jaka miała dzisiaj miejsce nad rzeką, nikt nie będzie się krył po krzakach i mnie podglądał.- Ruda spoglądała teraz tylko na najemniczkę.
- Zachciało ci się flirtów z “Sosną”, a ja cię pilnowałam. W końcu byłaś poza obozem… a wyspa przyjazną nie jest, więc co się dziwisz? A zresztą… nie zawsze jest czas i miejsce na takie zagrania, nie jesteśmy tu wszyscy czasem żeby “pracować”? - “T” wzruszyła ramionami. Marcus spojrzał z kolei najpierw na nią, a potem na Dorothy. Pokręcił głową.
- Jeśli coś ci się stanie, my za to bekniemy. Rozumiem, że nasze pilnowanie może być czasem natrętne, ale jak wspomniała “T”...
- Czy ja, kurwa, jestem dzieckiem,żebyś ty mi to tłumaczył?- Lie weszła mu w słowo podnoszą głos.
- ...czasem masz dziecinne zagrania! - Syknął Kaai - Chciałem powiedzieć, że możemy dojść do jakiegoś kompromisu, ale wiesz co, mam to w dupie - Najemnik wstał, po czym zaczął wychodzić z namiotu. “T” na moment zbaraniała…
- Dobra, przepraszam.- Powiedziała Dorothy krzywiąc się.- To było niepotrzebne.

Marcus jednak już nie zareagował, i po prostu wyszedł w cholerę i już go nie było. Cooke z kolei spojrzała na Dorothy z miną świadczącą iż chyba nie wie co robić. Wzruszyła ramionami, jak to miała w zwyczaju, głośno odetchnęła, po czym i ona się podniosła z miejsca, żeby chyba opuścić namiot.
- I gdzie…- Ruda chciała coś powiedzieć ale machnęłą ręką. Odchrząknęła - Byłaś na zastrzyku?- Spytała starając się żeby jej głos brzmiał neutralnie.
- Kimberlee jeszcze drzemie - Odpowiedziała “T” - ”Gdzie” co? Chciałaś coś jeszcze powiedzieć? - Dodała, spoglądając na Dorothy.
Pani Lie popatrzyła ze zdziwieniem na najemniczkę.
- A zresztą, i tak się nie dogadamy.- Uśmiechnęła się krzywo.- Gdzie cięta i błyskotliwa odpowiedź?
- Hm - Zastanowiła się najemniczka będąc już przy wyjściu z namiotu. Przez chwilę wpatrywała się gdzieś w bok myśląc, i w końcu spojrzała na rozmówczynię - Chcesz sobie pobzykać w spokoju z Peterem, to trzeba było powiedzieć, albo zacząć te całe negocjacje i poważne rozmowy inaczej - Powiedziała “T” i… uśmiechnęła się do Dorothy. Tak zwyczajnie, tak normalnie, bez żadnego szczerzenia zębów, bez głupich uśmieszków. Ot zwykły, normalny uśmiech, tak zadziwiający obserwatora tej wiecznie poważnej i “macho” kobiety.
-Tak naprawdę to chcielibyście żeby chodziło tylko o tego waszego sierżanta. - Rudowłosa puściła oko do najemniczki.
- Po co tyle komplikować - “T” przechyliła głowę w bok, wpatrując się w oczy Dot.
Oczy to ponoć zwierciadło duszy. Z oczu Dorothy nie dało się jednak za wiele wyczytać. Igrały w nich wesołe ogniki. Wesołość wypłynął również na jej twarzy gdy Dot przyciągnęła wzrokiem po postaci kobiety stojącej koło niej.
-Jak sami to przyznaliście nie jestem waszym pracodawcą.
- Nie wiem co ci jeszcze powiedzieć… - “T” znowu wzruszyła ramionami, po czym już wyszła z namiotu.
Dorothy wychylila z namiotu tylko głowę i zawołała za odchodzą Cooke
- Ale jak się już umyjesz to wrócisz?

~~~
Później… tak później, w nocy… gdy nastąpiły te odwiedziny
~~~

Dorothy, która właśnie siedziała w swoim “biurze” i pisała coś na laptopie obrzuciła Cooke zaciekawionym spojrzeniem.
- Taaaak?- przyciągnęła to pytanie złożone z monosylaby. “T” jednak nie odezwała się ani słowem, przybliżając swoją twarz jeszcze bardziej do twarzy Lie. Tak, zdecydowanie chciała ją pocałować… Dorothy pierwsza wykonała ruch i zatopiła swoje usta w ustach Cooke, co najwyraźniej bardzo się najemniczce spodobało, nie przestawała bowiem z pocałunkami i łapczywym skubaniem ust Dot, chwytając nawet jej twarz w dłonie.
Lie wydała z siebie pomruk zadowolenia chwytając swoimi dłońmi jej, po chwili jednak wyślizgnęła się z objęć kobiety. Nie puściła jednak jej dłoni tylko pociągnęła ją za sobą w głąb namiotu. Próbki, które pozyskała były zbyt cenne by narażać je w tak głupi sposób. “T” dała się grzecznie zaprowadzić Dorothy gdzie trzeba, przy okazji kokieteryjnie języczkiem wodząc przez chwilkę po swych ustach. Oddychała szybko i płytko, wyraźnie podniecona…Co też szybko udzieliło się rudej. Więc gdy dotarły do “sypialni”, która była już przesunięta i trudno byłoby domyślić się, że klika godzin wcześniej z kimś innym Dot dzieliła to miejsce, Dot szybkim ruchem zdjęła koszulkę i pocałowała najemniczkę raz jeszcze.
“T” mruknęła zadowolona z kolejnego pocałunku, przez chwilę wpatrując się w biust Dorothy, po czym sama ściągnęła koszulkę prezentując nagie piersi. Uśmiechnęła się do Lie, po czym wprost rzuciła na nią wygłodniale i z chichotem.
- Auć, Auć, Auć…- Dot zaczęła skarżyć się z wyrzutem gdy kabura pistoletu wbiła się jej w ciało.
- Przepraszam - Szepnęła “T”, składając kolejny pocałunek na ustach Dot, i nieco się nad nią uniosła. Następnie usta i dłonie najemniczki zaczęły wędrówkę po ciele Lie, najpierw po szyi, następnie ramionach i piersiach, gładząc skórę, całując ją, muskając ustami i językiem. Przez chwilkę pieściła suteczki Dorothy palcami pod biustonoszem, po czym wznowiła wędrówkę schodząc na brzuch, gdzie zatoczyła kółko wokół pępka, a następnie poświęciła odpowiednio dłuższą chwilę przy “zranionym” miejscu, pieszcząc je czule.
- Czy już lepiej? - Spytała, jednocześnie sama szarpiąc się z własnymi spodniami jedną ręką, by po chwili się ich pozbyć i być już całkiem nagą, za moment wracając ku górze, ku twarzy Dorothy. Ich ciepłe, miękkie piersi naparły na siebie, gdy najemniczka przylgnęła do swojej kochanicy ponownie twarzą w twarz.
Dorothy również wykorzystała ten moment na pozbycie się reszty ubrań.
- Powiedzmy, że ci wybaczam tę brutalność.- Wyszeptała Dot wciągając do płuc powietrze przesycone zapachem ciała kobiety w jej łóżku. Kobiety, której pozwoliła jeszcze przez kilka chwil pieścić i całować swoje ciało. A po ich upływie sama zajęła się dodawaniem przyjemność, którą sama tak szczodrze otrzymała.
Zaczynając od ust, przez szyję i piersi aż po brzuch, całując i liżąc poznała i smakowała każdy centymetr ciała najemniczki...póki ta nie zaczęła wić się pod tymi zabiegami i prężyć wśród cichutkich jęków, wbijając palce w posłanie na którym leżała. Po kilku dłuższych chwilach, ciężko oddychając, głaskała głowę Dorothy przy swoim brzuchu…
- Teraz ty kochana? - Szepnęła w końcu “T”.
- Jeszcze się pytasz?- Lie podciągnęła się wyżej, przyglądając z zadowoleniem Cooke.
- Połóż się wygodnie - Powiedziała najemniczka, uniesiona na łokciach i wpatrująca się w twarz Dot, której nie trzeba było dwa razy prosić. Posłusznie wykonała polecenie oddając się całkowicie w ręce Cooke.

Z zadziornym uśmieszkiem na ustach najemniczka omiotła spojrzeniem całe ciało Dorothy, po czym namiętnie ucałowała ją w usta, jednocześnie dłonią sunąc po całym jej ciele, od ramiona, przez pierś, brzuch, biodro, udo… i jeszcze niżej. Kolano, łydkę, a w końcu i stopę. Spojrzała jeszcze raz na Lie, uśmiechnęła się, po czym ujęła jedną z jej stóp w obie dłonie i zaczęła czule całować. Paluszek po paluszku, delikatnie i powoli, delektując się każdą chwilą i centymetrem ciała kochanki. Po chwili, do ust dołączył i języczek, błądząc po stopach Dot w każdym zakamarku, aż w końcu i najemniczka zaczęła ssać ustami paluszek po paluszku…
Świat Dorothy skończył się do tego małego fragmentu jej ciała. Właściwie to ona pozwoliła mu się tak skończyć wypierając z umysłu wszystko inne, by całą przestrzeń zająć mogła ta chwila, ta kobieta i te niezwykłe doznania, które Cooke jej zafundowała. Zduszone jęki i westchnienia, które w nocnej ciszy uśpionego obozu rozbrzmiewały nadzwyczaj głośno miały tylko jeden cel- uświadomić “T”, że jest na właściwej drodze...z której najemniczka w pełni skorzystała przenosząc się w końcu powoli w wyższe rejony Dorothy, gdzie wprawny język, usta i paluszki, zajęły się w końcu kwiatem pani doktor, zaprowadzając ją na szczyty rozkoszy.

~

Gdy opadło to rozkoszne odrętwienie, które towarzyszy miłosnym igraszkom, Lie, oparta na łokciu, mogła poświęcić trochę czasu na ponowne podziwianie uroków ciała leżącej tuż obok “T”. Naga najemniczka przeciągnęła się niczym kocica, po czym przekręciła, na bok. Leżąc na jednej ręce, zwrócona twarzą do Dot, drugą ręką wodziła leniwie po ramieniu kochanki, spoglądając w jej twarz.



Przez naprawdę długą chwilę obie milczały, zauroczone chyba własnym widokiem, i tym co właśnie przeżyły.

- To ten... - Zaczęła dosyć nietypowo “T”.
- Tak?- Głos Dot był miękki i aksamitny i zmysłowy.
- No… co teraz? - Najemniczka teatralnie zatrzepotała rzęskami - Gadamy o czymś, przytulamy się i słodko śpimy, mam się wynosić...
- Zostań.- Ruda przytuliła się do Cooke. Można było wyczuć jak porusza się od zduszonego chichotu.- To taki kamuflaż czy jak? Ten cały twój image.
- Huh? - Zdziwiła się “T” i… pacnęła Dot dłonią po biodrze - Mało gadam, zawsze tak miałam.
- Nie o to mi chodziło. Tam przy rzece… myślałam, że nie dasz się ruszyć… byłaś wściekła.- Dorothy jak mogła powstrzymywał śmiech, który wywoływały wspomnienia gonitwy.
- No bo to był trochę durny pomysł, a potem się zraniłam, no i byłam podwójnie wkurwiona - Kobieta odrobinę się przesunęła względem Dorothy, i obie zetknęły się czołami. Tammi miała zamknięte oczy - To nie tylko robota. Po prostu serio nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Ja też nie.- Zapewniła ją szybko i do tego gorąco Dot.
- To… nie rób nam na złość - “T” otworzyła oczy, po czym skubnęła usta Dorothy - Bo przyleję pasem - Dodała wielce poważnym tonem.
- Czyli to o to chodziło.- rudowłosa gwałtownie opadła na plecy.
- Takie zabawy to następnym razem - Powiedziała “T” po czym korzystając z okazji jak Dorothy leży, lekko ukąsiła ją w lewy suteczek, przy okazji odrobinkę szczerząc ząbki.
- Nie masz jeszcze dosyć.- Dot zaśmiała się, ale nie poruszyła, na co Cooke kilka razy ucałowała delikatnie ową pierś, po czym przytuliła się do niej policzkiem.
- Pójdziesz za mnie w krzaczki? Bo za wygodnie mi się leży… - “T” przejechała leniwie pazurkami po biodrze Dot.
- Twoja czy Marcusa tura?- Lie straciła rachubę czasu.- Bo ja to tylko tutaj mam trochę prywatności.- poskarżyła się.

Najemniczka spojrzała na zegarek na nadgarstku.
- Jest prawie druga… jeszcze Marcus przez godzinę.
Dorothy skrzywiła się. Zaklnęła pod nosem. Uniosła lekko głowę napinając mięśnie brzucha, by po chwili pozwolić głowie znowu opaść i rozluźnić mięśnie całego ciała.
- Zawsze można iść w przeciwną stronę niż miejsce gdzie on siedzi - Powiedziała po chwili konspiracyjnym szeptem Cooke.
-Aha…- burknęła niezadowolona ruda.
- No co jest? - “T” uniosła się na łokciu i spojrzała Dorothy w twarz.
-Nic.- Dot skłamała nieudolnie.- Byłaś już na zastrzyku u Kim?- zmieniła szybko temat rozmowy.
-Tak, byłam. A ty nie zmieniaj tematu - Najemniczka szturchnęła łokciem rudowłosą.
- Jest już późno, a ja chciałam jeszcze coś zrobić. - Dot odpowiedziała takim tonem, jakim odpowiadają ludzie do tego przymuszeni. Trochę zniecierpliwionym, a trochę zniechęconym.
-...i te plany mnie nie dotyczą, albo w nich przeszkadzam? - Powiedziała poważnym tonem “T” i usiadła, spoglądając uważnie w twarz pani doktor - Wystarczy powiedzieć… - Dodała jakby naburmuszonym tonem, wzruszając dla odmiany jednym ramieniem.
- Jest już zwyczajnie za późno na to co chciałam robić.- Lie powiedziała rozbrajająco szczerze.- Ale spokojnie, jutro też mogę to zrobić. - Na jej twarz wróciła wesołość i jakieś takie przekorne ogniki zatańczyły w oczach. - Zostaniesz czy wolisz na świeżym powietrzu mnie pilnować?
Ona dla odmiany wcale nie miała ochoty podnosić się, obie ręce założyła za głowę i tak przyglądała się rozmówczyni.
- Jakbyś chciała, to mogę zostać - Uśmiechnęła się przelotnie “T”, ale i tak sięgnęła po swoją koszulkę.
- I nie boisz się komentarzy?- Dot spytała pół żartem pół serio.
- Wiesz gdzie ja to mam? - Odpowiedziała podobnym tonem najemniczka, zakładając koszulkę.
- Gdzie?- Dorothy zapytała prowokacyjnie, ale i ona podniosła się i zaczęła ubierać.
- Nie udawał takiej niedojdy - Cooke odwróciła się do rozmówczyni tyłem, po czym wymownie poruszyła tyłkiem w jej kierunku, jednocześnie zgarniając z podłoża swoje spodnie.
- Ja wiem, umysł jest bardziej pociągający.- Ubrana Lie podeszła do swojego plecaka, pogrzebała w nim trochę i wyciągnęła butelkę whiskey. Pomachała nia przed oczyma najemniczki w niemym wyrazie zapytania.
- No jeszcze pytasz - Najemniczka pospiesznie wciągnęła na siebie spodnie, z wyraźnie uradowaną miną, wywołaną pojawieniem się flaszki.
- Szkła niestety nie mam. - W głosie rudowłosej kobiety pobrzmiewały przeprosiny gdy podawała butelkę swojemu gościowi.
- Meh - Wzruszyła ramionami “T” i golnęła porządnego łyka, po czym uśmiechnęła się do rudowłosej, oddając jej flaszkę - Spoko jest… a ja się zaraz posikam! - Syknęła, już bez uśmiechu, przykładając dłoń do okolic pępka.
- Tylko nie tu.- Dorothy chwyciła Cooke za ramię i pociągnęła w kierunku wyjścia. Chwile mocowała się z zamkiem, który jak na złość nie chciał się ruszyć. a gdy już udało jej się go otworzyć zamaszystym ruchem wyrzuciła tkaninę na zewnątrz tworząc tym samy przestronne wyjście z namiotu.
- Czekaj… moje klapki.. idziesz też? - Najemniczka gramoliła się w owym wyjściu i zdecydowanie była nieco za głośna jak na panującą porę…
-Ciiiiiii- Lie starała się uciszyć “T” podążając za nią tam gdzie nawet król piechotą chadza.

….

Po paru minutach, kilku chichotach, jednemu potknięciu i chyba gdzieś tam w oddali wymownemu chrząknięciu Kaaia w ciemności obozu, obie kobiety wróciły do namiotu Dorothy. “T” jak stała, tak ulokowała się w ich wcześniejszemu gniazdku miłości, jedynie ściągając po drodze obuwie.
- Zmęczona? - Spytała Dot.
- Nie.- Ta zaprzeczyła siadając znowu przed laptopem. Większość pracy już odwaliła wszcześniej dlatego mogła sobie pozwolić na zabawianie od czasu do czasu swojego gościa.
A nad ranem, gdy “T” szykowała się już do wyjścia, tuż po długim i namiętnym pocałunku szepnęła najemniczce jeszcze do ucha.
- Skłamałabym mówiąc, że to co chciałam jeszcze zrobić nie dotyczyło ciebie, i że nie przeszkadzałabyś w tym.



~~~


I tak oto, Dorothy Lie wdała się w słowną utarczkę ze starym piernikiem, który chyba całemu światu zazdrościł, że jeszcze może, a on nie.



- Oczywiście nie potrafił pan sobie darować złośliwości? - Z wyraźną niechęcią w głosie odezwała się Dorothy Lie. - I w normalny sposób zapytać się o takie rzeczy?
- Nie bardzo rozumiem o co chodzi - zdziwił się Major. - No i pytam normalnie? Czy taka zamiana personelu jest ok, czy ktoś ma jakieś “ale”, a może pomysły na inny skład personalny?
- To co zauważył ślepiec? - Lie ani na jotę nie zmieniła tonu wypowiedzi .
Peter chwilowo się nie wypowiadał. Ciekaw był, na taką oczywistą oczywistość powie major, na którego spojrzał z zainteresowaniem.
- Będzie padało, bo boli mnie kolano - Major przewrócił oczami i przeniósł już spojrzenie na Petera. - Więc?
- Na bolące kolano to pomogą okłady z… - tu Dot użyła kilku małozrozumiałych dla większości słów.
Pater odchrząknął, mając przez moment wrażenie, że może się wpakować między młot a kowadło.
- Zapewne pani Dorothy chodzi o to, by pan major sprecyzował, o co chodziło z tym ślepcem i jego związkiem z komplikowaniem się spraw - spróbował zgadnąć.
- Pani Dorothy potrafi sama - Lie przeniosła wzrok na Currana i nie brzmiała już tak słodko jak poprzedniego wieczoru - za siebie mówić.
Curran nie zareagował, bowiem to właśnie zdało mu się w tym momencie najlepszym wyjściem.
Dorothy wzięła kilka głębszych wdechów skupiając się na jakimś odległym punkcie poza rozmówcami.
- To pańscy podwładni.- odezwała się starając się by jej głos brzmiał neutralnie. - Nie rozumiem więc, po co te pytania.
- Jak się okazuje Kaai i “T” to nie tak do końca moi podwładni. A ja chciałem iść tu co niektórym na rękę, odrobinę taktownie dać do zrozumienia, dlaczego tak mam zamiar postąpić. Ale nieeee, co niektórzy wolą dłubać i dłubać i się dopytywać o wszystko i wyjaśniać przy wszystkich, i szukać sensu w każdym moim powiedzianym słowie, i cała ta mała, cholerna próba zamaskowania owych decyzji poszła w pizdu… - Powiedział spokojnie Major, a Kimberlee poczerwieniała. “T” z kolei skrywała parsknięcie, a Kaai głośno sobie westchnął.
- Jeśli nawet i Major daje taką propozycję odnośnie pani Lie, to możemy nieco odpuścić i zmniejszyć ochronę do jednej osoby, a kto to będzie, mnie obojętne - powiedział Marcus.
- Przeszkadza to panu, majorze Baker? Czuję się pan z tym niekomfortowo? Któryś z pańskich ludzi zaniedbał się w obowiązkach służbowych przeze mnie? Czy o co chodzi?- Rudowłosa najpierw patrzyła prosto w oczy Majorowi, a później przeniosła wzrok na Kaaiego.- Ale dlaczego odpuścić? Przecież jeżeli coś mi się stanie, to wy będziecie za to odpowiedzialni.

Baker pieprznął najprawdziwszego facepalma, przejeżdżając dłonią po twarzy. Pokręcił głową, wpatrując się w Dorothy.
-Udajesz taką tępą, czy naprawdę jesteś? Z całym szacuneczkiem jaki do ciebie mam, ale nie chce mi się już nic tłumaczyć - Major zapalił sobie fajkę, nadal przypatrując się Dot i kręcąc głową.
- Ja myślę, że ona sobie jaja robi… no albo to co pali po kątach jej faktycznie mózg wyżarło, Majorze - powiedział Kaai. -[i] W namiocie bowiem nalegała na danie jej więcej prywatności i luzu z naszej strony, a tu proszę, nagle “ooooch a jak mi się coś stanie to będzie wasza wina” - Marcus również pokręcił głową. “T” zaś już nie wytrzymała i zaczęła głośno z tego wszystkiego się śmiać. Skołowana Kim spoglądała to raz na tego, na drugiego, na tą, na tamtą…
- Mogłabym to samo o tobie powiedzieć.- Dorothy dużo wysiłku musiała włożyć w to by nadal być poważną gdy odezwała się ponownie do Bakera.
- Więęęc? - Major zagestykulował dłonią z papierosem do Lie -Jaką w końcu ostateczną decyzję jaśnie pani zaakceptuje?
-Ależ skoro pan sir - Dorothy sparodiowała żołnierski sposób zwracania się do przełożonego - wydał taki rozkaz, to nie mogę go kwestionować.
- Od tej pory Peter będzie robił za twoją ochronę, a do niego “T” czy Kaai? - spytał ją Baker.
- Proszę spytać Kim, kogo ona woli, bo ja to nie mogę się zdecydować. - odpowiedziała mu z mocno przesadzonym rozdarciem.
Peter zerknął, nieco zaskoczony, na Dorothy, ale nic nie powiedział. Kobieta pochwyciła jego wzrok. Ona również nie odezwała się.
Major spojrzał więc na Kimberlee, a lekko speszona dziewczyna przez chwilkę się zastanawiała.
- Emm… emm… “T”! - W końcu z siebie wydusiła.
- Dobra, to ktoś coś jeszcze, czy się rozchodzimy? - dodał Baker.
Dorothy pokręciła głową w geście zaprzeczenia, po czym odwróciła głowę w kierunku Marcusa.
- Nasza miłość została cudownie ocalona, ukochany. - Puściła przy tym do niego oko.
Peter stłumił uśmiech, chociaż, prawdę mówiac, nie rozumiał motywów, jakimi kierowała się Dorothy. Ale kobieca logika... To było poza jego zasięgiem.

Głównodowodzący machnął niedbale dłonią, po czym odszedł od grupki, rozmowy zostały więc zakończone. Kim czmychnęła, za nią “T”, Kaai również odszedł gdzieś na bok. Wypadało więc zająć się swoimi sprawami…
- Dlaczego on? - spytał cicho Pater, gdy zostali sami z Dorothy.
- Kim wybrała “T”, to co miałam się kłócić? - odpowiedziała ziewając.
- Miałaś prawo wyboru... - stwierdził, zanim zdążył się ugryźć w język. - Zresztą... to twój cień. Cóżeś robiła po nocach - zmienił temat.
- Wiem. - Lie zignorowała pytanie bacznie przyglądając się rozmówcy. - Mogłam powiedzieć Cooke i byłoby po sprawie. Kaai poszedłby do Kim. Tylko że ona z jakiś powodów boi się mężczyzn. A ja mam nadzieję świetnie się zabawić, gdy on będzie miał mnie na głowie.
Peter pokręcił głową i uśmiechnął się równocześnie, postanawiając, tak na wszelki wypadek, nie narażać się zbyt mocno pannie Lie.
- W takim razie lepiej, że "T" tam poszła - stwierdził, nie dzieląc się myślą, iż osobiście wolałby, żeby Dot podjęła inną decyzję. - Masz jakieś plany, w realizacji których byłbym ci potrzebny?
- Caaaaaałe mnóstwo. - Wymownie przewróciła oczami.
- Tu - machnął ręką, gestem obejmując cały obóz - czy tam? - zdecydowanie mniej rzucającym się w oczy gestem wskazał namiot.
- I jak to jest, że tylko mnie się oberwało, co? - Dot zadała to pytanie śmiejąc się.
Nim Peter zdołał się zdecydować, jakiej odpowiedzi udzielić, rozpoczęły się niezłe cyrki z Alanem.
Dot przez chwilę przyglądała się krótkiej ale jakże burzliwej wymianie zdań między Woodsem a Bakerem. A gdy Alan padł w objęcia Kurta Ellisona, kobieta przeniosła pytające spojrzenie na swojego towarzysza.
- Ty to widziałeś?- Syknęła.- Temu staremu piernikowi odbiło.
-Nazwałbym to humanitarnym sposobem rozwiązania sprawy. Wszak on oszalał... W takim stanie nie powinien się z łóżka ruszać. Dzielny rycerz na warczącym quadzie... - Pokręcił głową. - Na jego miejscu też bym tak zrobił. Znaczy ruszył na ratunek. I też by mnie trzeba było powstrzymać w dowolny sposób. Ale ja bym dostał w zęby i by mnie jeszcze przywiązali do łóżka.
- Czyli nikt mu nic nie powie? - Dot ponownie spojrzała na trzech mężczyzn, którzy znajdowali się kawałek od nich.
- Pewnie nikt. Zapewne każdy uważa tak jak ja, że Alana należało powstrzymać. A to był najmniej bolesny sposób.
- Nie, nie każdy. - Rudowłosa kobieta powiedziała to całkiem głośno.
- Pozwoliłabyś mu jechać? W takim stanie? - Peter nie był pewien, czy dobrze słyszy.
- Chcę mieć pewność, że nikomu nie zrobi krzywdy.- Dorothy czuła już zmęczenie wynikające ze swojej nocnej aktywności. Ziewnęła raz jeszcze. Przemęczony umysł nie pracował już tak sprawnie i chyba dała ponieść się emocjom po wcześniejszej wymianie zdań z majorem.
- Alan czy major? - Peter nie był pewien, kogo dziewczyna ma na myśli.
- Baker.- odpowiedziała krótko.
- [i]Nie... Jestem przekonany, że zrobi wszystko, by nikomu nic się nie stało.[/] - Przeniósł wzrok ze swej rozmówczyni na obiekt rozmowy.
Dorothy popatrzyła na swojego rozmówcę wzrokiem pełnym wątpliwości.
- Jasne. - To samo zwątpienie wyczuwalne było w wypowiedzi.
W spojrzeniu Petera było zdecydowanie więcej pewności.
- Do tej pory opinie o Bakerze nie są takie złe - powiedział.
- Idź zbierz opinie od swojego nowego partnera o nowych obowiązkach.- Dot nagle zmieniła temat. - Ja będę u siebie. Przynajmniej powinnam tam być. .
- Może powinnaś się trochę przespać? - Z ust Petera padło ni to pytanie, ni to sugestia.
- Oczywiście. - Lie stłumiła chichot, jaki wywołany został skojarzeniami związanymi ze słowami mężczyzny.
- W takim razie się połóż, a my z Marcusem wymienimy opinie o naszej wspólnej podopiecznej - uśmiechnął się Peter.
Dorothy powlokła się do swojego królestwa, zapominając że miała przecież przeprowadzić z Bakerem konstruktywną wymianę zdań na temat tego, jak potraktował Woodsa.
W namiocie zrzuciła z siebie niepotrzebne odzienie, pozostając jedynie w koszulce i majtkach i wysunęła się w swój śpiwór pachnący jeszcze wczorajszymi wydarzeniami.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 11-12-2018 o 22:06.
Efcia jest offline