Akolitka patrzyła na martwą dziewczynkę, która jeszcze chwilę temu krzyczała z rozpaczy. Coś ją udusiło, podobnie jak dzień wcześniej babcię i wilkołaka. Potem popatrzyła na maga, który coś mamrotał pod nosem. Miała oczy wielkie jak dwa talerze z babcinej zastawy, a podbródek jej drżał, co nie zwiastowało niczego dobrego. Było jednak o tyle dobrze, że pozabijali już wszystkich i mogli… jak to stwierdził właśnie wchodzący Baron spokojnie ruszać w dalszą drogę.
Odłożyła zwłoki delikatnie na łóżko. Oglądnęła je uważnie, jakby miała nadzieję, że wydarzy się jakiś cud i dziewczynka z powrotem ożyje. Odmówiła w ciszy kilka słów pożegnalnej modlitwy, sklejonej z nerwowych i prostych słów, które jej przychodziły do głowy. Przykryła Kapturka kocem i wreszcie skierowała swój wzrok na Barona.
- Wsadź sobie w dupę tą swoją pierdoloną misję, a potem popchaj ją tym kretynem wraz z jego zestawem gównianych zaklęć. Może we dwoje zdechniecie i nie będę musiała oglądać waszych obrzydliwych mord.
Potem przepchała się między nimi, przewróciła stół w kolejnej sali, zwaliła jakąś półkę i poszła za dom kopać kolejny grób. Głęboki i porządny jak na estlijską robotę przystało.
Każdy kto próbował coś do niej powiedzieć, mógł usłyszeć tylko jedno słowo:
- Spierdalaj!