Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2018, 17:13   #87
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Woods niezmiernie cieszył się z faktu, że wreszcie został “wypisany” z polowego szpitala. Wyspany za wszystkie czasy musiał przetestować efekty pracy Kim. A były one zdumiewające. Czuł się o wiele lepiej, niż w ogóle mógł oczekiwać po wczorajszym koszmarze.
Zaopatrzony w kule, które otrzymał od innych życzliwych członków załogi, spokojnie udał się w poszukiwaniu jakiejś misy, w której mógłby podgrzać nieco wody do mycia. Wyczyszczenie się z potu i umycie zębów, było dla niego w tym momencie niczym spełnienie marzeń. Jeszcze jedynie przegryzł coś na szybko i był gotowy na obchód, by przyjrzeć się pracy innych przy stawianiu obozu.
Nagłe zamieszanie, które zapanowało w około przyciągnęło jednak jego uwagę…

***

Ignorując skierowane w jego stronę bluzgi Majora, Alan udał się w stronę swoich rzeczy i również zaczął pakować to co najpotrzebniejsze do swojego plecaka.
- Wybierasz się gdzieś? - Obok krzątającego się Alana pojawił się nagle “Zapałka”.
- Tak - odparł Woods nawet się nie odwracając - Dołączam do jednej z grup poszukiwawczych.
- Major już wyznaczył skład? - Zdziwił się najemnik.
- Każdy quad ma po dwa miejsca, więc mogę jeszcze jedno zająć - kontynuował drugi mężczyzna, pakując resztę rzeczy.
- Jesteś pewien, że z tobą wszystko ok? - Parsknął śmiechem “Zapałka” - Bo chyba liczyć nie umiesz...na jednym quadzie Harry i Larry, na drugim Van Straten i Douglas.
- Doprawdy? A Lyssa będzie wracać na piechotę? - zapytał zaopatrzeniowiec, obojętnym tonem. Wzrok miał pusty i zdawał się nawet nie patrzyć na najemnika - Powiedz mi proszę, co się stanie gdy jeden z quadów nawali? Czy ktokolwiek z tej czwórki zna się na mechanice?
- Ledwie co chodzisz a rwiesz się o kulach do akcji poszukiwawczej, całkiem już chyba zgłupiałeś - Powiedział Kurt, odchodząc od Alana i zostawiając go już samego.

[i]“Może i zgłupiałem, ale nie ma w moim postanowieniu niczego szalonego” - Alan zaczął myśleć intensywnie - ”Jedziemy quadami. Nawet gdyby doszło do szukania na piechotę, to nie dadzą rady jej wytropić w biegu. Jeśli będę ich spowalniał, to ostatecznie zostanę i będę pilnować quadów.” - skwitował w głowie i zarzucił plecak starając się utrzymać równowagę - ”Dam radę”.
Wreszcie Woods udał się w stronę quadów, by sprawdzić poziom paliwa.

- Hej Woods, co tu się wyprawia?! - Po chwili przed Alanem pojawił się Major, i nie wyglądał(ojej, serio?) na ucieszonego rozwojem sytuacji.
- Dołączam do jednej z grup - odpowiedział Alan, zdziwiony jakby nie było to czymś oczywistym.
- Aha! - Powiedział głośno Baker. W tym samym momencie Alana złapał ktoś za ramię od tyłu.
- Alan! - Odezwał się pojawiający nie wiadomo skąd za nim ponownie “Zapałka”.
- Puść mnie - powiedział nie odwracając wzroku zaopatrzeniowiec. Spokojnie i bez emocji. Nie stawiał oporu. Przygotował się jednak, by w chwili, gdy najemnik będzie chciał go unieruchomić, wydostać się używając jednej ze sztuczek, których się kiedyś nauczył. - Już tłumaczyłem “Zapałce”, że mój udział w wyprawie nie jest niczym nielogicznym. Powinniście wziąć jeszcze jedną dodatkową osobę. Najlepiej kogoś, kto zna się na mechanice. Jeśli któryś z quadów padnie w środku dżungli, wszyscy mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.
- Nigdzie nie jedziesz koniec, kropka - Powiedział Baker, po czym odwrócił się do Alana plecami i ruszył swoją stroną. W tym czasie “Zapałka” zabrał łapę z ramienia Woodsa.
- Aha, i jeszcze jedno - Dodał nagle Major, odwracając się ponownie do “Zaopatrzeniowca” i... strzelając. Z dziwnego pistoletu, prosto w brzuch zbaraniałego Alana. Ostatnią rzeczą, nim Woods zemdlał, było wpatrywanie się w dziwną strzałkę wystającą z jego ciała, oraz świadomość, iż zanim pieprznął o ziemię jak długi, pochwycił go właśnie Kurt…

***

Przebudzenie zostało wywołane jakimś naprawdę dziwacznym, penetrującym smrodem, który zdawał się dochodzić wprost z nosa Alana, a wwiercać się do najdalszych zakamarków mózgu mężczyzny. Otworzył więc oczy, potrząsnął głową, i ujrzał klęczącą przed sobą Kimberlee, która zabierała właśnie jakąś małą cuchnącą rzecz od jego twarzy. Pewnie jakiś medyczny specyfik, mający właśnie w taki sposób wybudzić nieprzytomnego… Woods siedział tyłkiem na ziemi przy jednym z jeepów, oparty plecami o prawe przednie koło.

”Cholera co to było?” Ostatnią rzeczą jaką Alan pamiętał był wymierzony w siebie pistolet Majora. Nikt mu nie powiedział, że coś takiego miało być na wyposażeniu najemników. I było to przeznaczone do radzenia sobie z ludźmi, co było jeszcze bardziej niepokojące. Jeśli dostałby dawkę przeznaczoną na większego zwierza, pewnie by się nie obudził.
- Ja… dziękuję - spojrzał lekarce w oczy - Znowu masz przeze mnie dodatkową pracę.
- Nic się nie stało. Jak się czujesz? - Spytała, podając mu wody.
- Mdli mnie jak na ciężkim kacu. Czuję jakby ktoś mi wpakował w usta spaloną sierść krowy - odparł starając się ubrać w słowa swój obecny stan. Sięgnął prawą dłonią po wodę, i coś zazgrzytało i szarpnęło nieco jego ręką… zdziwiony spojrzał w bok i aż zamrugał oczami. Był w nadgarstku przykuty kajdankami do jeepa.

- Niech cię szlag Baker! - wykrzyknął swoją frustrację w powietrze, a będąca blisko Kim minimalnie struchlała - Obiecałem jej, że wszyscy wrócimy cało do domów. Nie wybaczę Ci tego skurwysynu! NIE WYBACZĘ!!!

Dlaczego właśnie go to spotkało? Dlaczego on musiał być teraz bezsilny? Nie wiedział czy bardziej wściekły był na Majora, czy na własną słabość. Ostatecznie opuścił głowę i wbił wzrok w ziemię.
- Woda... - Powiedziała wyjątkowo cichutko Kim, podając tym razem manierkę do lewej dłoni Alana - Odjechali jej szukać dobre pół godziny temu - Dodała dziewczyna.

Woods spojrzał w górę w troskliwą twarz blondynki.
- Dziękuję - woda smakowała wspaniale - Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć... Zapomniałem, że musisz się strasznie o nią martwić.

Lekareczka na słowa Woodsa przygryzła wargę i zaczęła nerwowo wyginać sobie palce dłoni. W oczach zaś zamigotały łezki…
- Dlaczego ona uciekła? - Wydusiła z siebie.

Mężczyzna ze współczuciem przypatrywał się zatroskanej twarzy Kim.
- Miałem nadzieję, że ty będziesz wiedziała. Wydawałoby się, że w całym obozie to wy nawzajem jesteście sobie najbliższe - przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Lyssą - Nie powiedziała ci niczego?
- Nic. Ani słowem. Była... i jej... nie było... - Kimberlee w końcu załamał się głosik, a po policzkach poleciały łezki. Zaczęła je nerwowo ścierać dłońmi, unikając kontaktu wzrokowego z Alanem.
- Spokojnie, nic jej nie będzie. Jest silniejsza niż ktokolwiek z nas tutaj. Chłopcy szybko ją znajdą i przywiozą całą i zdrową - Alan starał się ją pocieszyć. Sam chciałby wierzyć to co mówi. Odłożył manierkę na ziemię i lewą dłonią delikatnie przetarł jej policzek ze śladu po łzach.

Dziewczyna na słowa Alana nie powiedziała nic… chyba jedynie minimalnie przytaknęła głową. Albo zwyczajnie ją akurat poruszyła? Tego nie był pewien. W każdym bądź razie, ma tu tak siedzieć przykuty cholerka wie jak długo, czy może coś się z tym faktem stanie?
- Powiedz mi proszę, czy twoim zdaniem siedzenie w tym miejscu jest dobre dla mojego powrotu do zdrowia? - zapytał miękko mając nadzieję, że dzięki Kim będzie mógł się jakoś wydostać z tej sytuacji. Dziewczyna spojrzała na kajdanki trzymające Alana w miejscu.
- No wiesz… - Zaczesała jakby nerwowo palcami kosmyk włosów za ucho - Nie że popieram, co Major zrobił, ale ty naprawdę nie powinieneś jechać żadnym pojazdem. Wszelkie wibracje, wertepy i dziury, to będzie katastrofa dla zoperowanego kolana i masa bólu dla ciebie…
- Teraz już nigdzie nie pojadę - mężczyzna powiedział z odrobiną rezygnacji w głosie - Nasi najlepsi tropiciele są już daleko poza obozem. Do tego zdaję sobie sprawę z tego, że sam nie utrzymam się na quadzie.

Zanim Kimberlee cokolwiek odpowiedziała, na horyzoncie pojawił się Major w towarzystwie “Zapałki”, który niósł kule Alana.
- Co to wcześniej było za słownictwo? I to tak przy dziewczynie, tsk, tsk... - Baker z drwiącym uśmieszkiem pokiwał głową, po czym wyciągnął z kieszeni kluczyk do kajdanek.
- Wiem że mnie w tej chwili nienawidzisz, ale ja mogę z tym żyć. I wiem, że pewnie masz to gdzieś, ale ja to zrobiłem dla ciebie. Jesteś ranny i nie nadajesz się do brania udziału w akcji poszukiwawczej. Przez własną brawurę czy i inne heroiczne dyrdymały nie tylko byłbyś obciążeniem dla szukających ale i narażał się na komplikacje odnośnie nogi. Inaczej nie było jak cię powstrzymać, a w dwojgu gorszych lepsza strzałka niż pięść na twarzy… dobra, ale mniejsza z tym już wyjaśnianiem. Wyluzowałeś i zajmiesz się czymś w obozie, czy nadal chcesz ganiać po dżungli? - Baker zamachał demonstracyjnie kluczykiem w kierunku Alana.

Woods miał ochotę w tym momencie napluć na tą szczerzącą się mordę, ale się powstrzymał.
- Mógłbyś przynajmniej najpierw wysłuchać inni mają jakieś ciekawe sugestie, zamiast od razu ich usypiać. Wysłałeś ledwie po dwóch ludzi na jednym quadzie w każdą stronę. Jak myślisz co zrobią jeśli ona nie będzie miała ochoty wr… - ugryzł się w język zdając sobie sprawę z obecności Kim. Spróbował szybko zmienić temat - Jak wygląda sytuacja w obozie, skoro tak potrzebujecie pomocy biednego rannego? Jestem jeszcze odrobinę do niedoinformowany, biorąc pod uwagę, że tyle wczoraj przespałem. - nie zamierzał prosić tego gnoja o rozkucie kajdanek.
- Jemu chyba nie tylko na mózg, ale i uszy padło - Zwrócił się Baker do “Zapałki”, na co ten drugi chrząknięciem zdusił śmiech.
- Nie potrzebujemy taaak bardzo pomocy rannego, iż jest konieczne jego wcześniejsze uwolnienie. Chyba masz za duże o sobie mniemanie słodziutki… ja po prostu pytam czy już ochłonąłeś i będzie ok, czy nadal potrzebujesz czasu żeby parę rzeczy przemyśleć. A co w obozie itd. to możesz wypytać zastępującego cię Miyazaki albo Colinsa. Teraz zrozumiałeś, czy mam ci to narysować? - Major schował klucz w pięści, po czym założył rękę na rękę, czekając co teraz powie Alan.

W tym czasie Kim spakowała kilka medycznych drobiazgów na powrót do małej saszetki, którą zapewne wyciągnęła ze swojego czerwonego plecaka medycznego. Tego jednak nie było tu w zasięgu wzroku…
- Jeśli oczekujesz ode mnie, że padnę ci do stóp i będę przepraszał za swoje zachowanie, to lepiej oszczędź nam obu czasu. W każdym razie i tak wyszło na twoje - nigdzie się już nie będę wybierał - powiedział zaopatrzeniowiec, patrząc na zaciśniętą pięść Majora.
- Ta, oczywiście - Mruknął Baker - I jeszcze liczę, że mi w końcu zrobisz loda… - Mężczyzna pokręcił głową w niedowierzaniu, a Kim poczerwieniała.
- No cóż… to narka - Major dwoma palcami wykonał do Woodsa niedbały salut, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Kurt z kolei wrzucił kule Alana na jeepa i również sobie poszedł.

“Zaopatrzeniowiec” pozostał więc tam gdzie był, nadal na uwięzi, z posmutniałą Kim wpatrującą się jego osobę. Dziewczyna zdaje się nie wiedziała, co teraz zrobić czy i powiedzieć…
Woods odwrócił się do niej z pocieszającym uśmiechem.
- Poradzę sobie jakoś, nie przejmuj się.
- Potrzebujesz czegoś, przynieść ci coś? - Spytała Kim.
-Nie. Posiedzę tu sobie i trochę pomyślę - odparł mężczyzna - Dziękuję, że tak się mną zajęłaś. I nie chodzi mi tylko o opatrzenie ran.
- No… nie ma za co - Blondyneczka znowu na małą chwilkę wpadła w zakłopotanie, po czym machnęła do Alana dłonią, i udała się już zająć czymś innym…
 
Koime jest offline