Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2018, 21:53   #44
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
[MEDIA]https://i.postimg.cc/J4S6kP4T/trollskull-alley.jpg[/MEDIA]

Posiadłość na alei Czaszki Trolla była zabytkową budowlą; trzypiętrowym budynkiem z piwniczką, wieżą i poddaszem mogącą pamiętać wydarzenia odleglejsze niż Czas Kłopotów. Niegdyś, kilka lat temu, prowadzono tu pijalnię ale, po której pozostały tylko ciężko doświadczona przez bywalców lada, zaśniedziała zastawa, połamane meble, pajęczyny, kurz i szczury... oraz Lif, dawniej karczmarz, a dziś poltergeist. Po tym jak zostaliście przedstawieni duchowi przez Renaera, raczył was ostatnimi zachowanymi beczkami krasnoludzkiego piwa. Widok latających w powietrzu, samonapełniających się i samoczyszczących kufli wystarczyłby niejednemu awanturnikowi, aby nazwać Waterdeep prawdziwym Miastem Wspaniałości. Alia była w niebo wzięta. Przez pierwsze kilka godzin niemal chodziła za duchem “krok w krok”.
- Mamy dzisiaj wiele do omówienia. Volo powinien się wkrótce zjawić - oświadczył Renaer. - Znowu pisze jakąś książkę. “Przewodnik Volo po duchach”, choć “Przewodnik Volo po piciu duszkiem” byłby pewnie bardziej adekwatnym tytułem - zażartował. - Zdążył przekazać mi, na jaką kwotę się z wami umawiał. Tak, zgadliście - westchnął rozczarowany zachowaniem przyjaciela. - Jeszcze nie dostał honorariów za poprzedni przewodnik. A ja zresztą też jestem wam wiele winny, więc tak się zastanawiałem, czy to miejsce - rozłożył ręce - byłoby wystarczającą nagrodą za wasze dotychczasowe trudy? Co prawda według obowiązującego prawa nie możecie posiadać nieruchomości przez pięć lat od czasu ostatniego udowodnionego poszukiwania przygód, ale i na to znajdziemy jakiś sposób. Może macie jakiegoś zaufanego członka rodziny w Waterdeep? - Spojrzał niepewnie na Zakharyjczyka, następnie jeszcze mniej pewnie na Jandara, przy Rad’ghanuzie zaś stracił resztki pewności. - Anur, Alia, Leshana? Nie chcieliście nigdy zostać karczmarzami? “Kufle Leilonu”? - W niepozornym żarcie szlachcica tkwił prawdziwy potencjał dla kogoś obdarzonego żyłką handlową.

Alia nerwowo podrapała sie po nosie.
- To miejsce ma potencjał. Niewidoczny barman, rozlewający drinki. Podczas naszych wizyt mały smok latający między stolikami. Którego możesz nakarmić smakołykiem i doświadczyć telepatii. Figiel by skorzystał na smakołykach, my biznesowo. - drow zaśmiał mając tę wizję przed oczami. - Lord Renaer zakładam też pomógłby nas rozreklamować. Co powiecie przyjaciele? Osobiście mam siostrę która jest czarodziejką na naukach w miejscowej akademii. Jest biała, ludzka i jest osobą o nieskazitelnej opinii… - w takcie tej wypowiedzi półdrowa, wiedźma zakrztusiła się piwem.
- Uch, wybaczcie, dawnom nie piła….
- Jedyny rodzynek w mojej rodzinie. Gdybyśmy chcieli tę… karczmę. Wysunę jej kandydaturę. - kontynuował mężczyzna.
- Karczmarza już co prawda mamy - gnom spojrzał na kufel unoszący się w powietrzu - ale przyda nam się cała reszta personelu, a jak każdy gnom, mam liczną rodzinę. Biedną, ale na swój sposób pracowitą. Dajmy im zarobić. Nikt się tak nie zaopiekuje tym dworkiem jak oni. Przeniesienie własności nie wzbudzi podejrzeń, będą nas po rękach całować, a my będziemy mogli skupić się na ważniejszych sprawach.
- Na swój sposób pracowitą? Ja tak mówię gdy obijam się cały dzień a potem idę na krótką robotę. My tu potrzebujemy lojalnych profesjonalistów. Pracowitych mróweczek. Opowiedz coś o nich. - zasugerował gnomowi. Jandar miał w pamięci jeszcze jak Anur “niedawno ich okłamał odnośnie poszukiwań Renaera. Który miał być rzekomym bratem jakiegoś brudasa czekającego na gnoma niedawno.
- No możliwe długo żyją w lesie. Mamy dom wykopany pod wielkim drzewem. - wyjaśnił Anur. - W Waterdeep pracują młodzi z rodziny, aby zarobić na resztę. Zwłaszcza gdy chodzi o prowiant na zimę. Tyle że zwykle sezonowo, a nie cały rok. Nigdy nie było nas stać na stałe zamieszkanie w mieście, coś takiego odmieniłoby naszą sytuację.
- Proponuje kompromis i dywersyfikację. Zatrudnimy twoją rodzinę, moją siostrę uczynimy właścicielem słupem. Jeśli ktoś z was ma jeszcze kogoś godnego zaufania. To jest ten moment. Będziemy jeszcze potrzebować jakiegoś zarządcy co zna się na robocie. Nie wspominając o inwestorze. Bo - wymownie rozłożył ręce i rozejrzał po pustej i zaniedbanej karczmie. - tu pójdzie dużo złota. Na pewno więcej niż dziś zdobyliśmy.
Leshana tylko westchnęla ciężko i wydobyła z torby kolejne jabłko podając je Figlowi, który zajął miejsce na jej ramieniu.
- Cieszę się, że dobrze się bawicie, ale mamy tu chyba robotę. - Wskazała podbródkiem na na ich gospodarza.

[MEDIA]https://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/images/5013452/Renaer.jpg[/MEDIA]

Renaer zamiast się wtrącać przysłuchiwał się tylko wymianie zdań. Sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego tym, że nagroda przypadała wam do gustu. Po jego zachmurzonym czole widać było, iż zamierzał dzisiejszego dnia poruszyć jeszcze kilka poważniejszych spraw. Co jakiś czas zerkał przez szparę w zabitym dechami oknie, wyczekując Volo.

- Miejsce bardzo ciekawe - Zamyślił się Hassan i popatrzył na Leshanę - Masz rację. Trzeba brać się do roboty. Nie przyjechałem do Waterdeep aby nalewać piwo, tylko raczej aby je pić. Stojąc za ladą nie wypiszę mojego imienia w żadnej wartej wzmiance kronice, ani nie usypię sterty głów pokonanych wrogów - wojownik wstał i zebrał swoje rzeczy, gotów do drogi.
Elfka przytaknęła. Nie żeby obecność w kronikach była jej do czegokolwiek potrzebna i tak pewnie przeżyje większość bardów. Dopiła swoje piwo, pozwalając by smok dobrał się do pozostałej na dnie piany.
- Gdzie znajdziemy twojego sobowtóra? - Mruknęła spoglądając na Renaera.

- To dobre pytanie do naszego sprytnego gnoma - Renaer spojrzał na Anura. - Jak się miewa Floon po tym wszystkim? A w kwestii roboty... - wrócił do słów Hassana - tak jak wspomniałem wcześniej, mieliśmy z Volo, i wciąż mamy, wobec was większe plany, tylko z powodów ostatnich zdarzeń nie mogliśmy ich na spokojnie omówić - uśmiechnął się. Faktycznie, rzucił coś mimochodem w magazynie. Podobno byliście “planem C”. Ciekawe co się stało z “planem A” i “planem B”?

- Z chęcią zapoznamy się z ofertą. Możemy mówić ci po imieniu? - Jandar był pewien, że Reanaer nie będzie miał nic przeciwko. Jednak grzecznościowo należało zapytać, ze szlachetnie urodzonymi też nigdy do końca nie wiadomo.

- Naturalnie - odparł Renaer.

- Nie wiedziałem o dworku, więc schowałem Floona w swojej kryjówce. - wyjaśnił Anur. - Sam również muszę się zaszyć, bo gildia Xanathara będzie nas szukać... Mieli Floona na łańcuchu, głodnego i pobitego. Udało mi się go uwolnić w zamian za zdobycie ciebie albo informacji o twoim skarbie. Zgaduję, że o tym dowiemy się więcej, jak już przyjdzie Volo. - Gnom sam spojrzał przez szparę w oknie. - Niestety miałem wrażenie, że nie ważne, z czym wrócę, to utną mi łeb. Tak więc mam nadzieję, że uda się coś z tym skarbem zrobić albo będziecie mnie z Floonem przemycać z miasta. Najpewniej w kierunku Neverwinter.

Czoło Renaera zachmurzyło się.
- Neverwinter... Oczywiście, byłoby to możliwe do zaaranżowania. - Powiedział, planując coś w myślach, rozdzielając w głowie jakieś abstrakcyjne zasoby. - Anurze, gwarantuję ci, że będziesz bezpieczny. Dopilnuję tego, ponieważ ja i Floon mamy wobec ciebie ogromny dług wdzięczności. - Zapewnił szczerze, klepiąc gnoma po ramieniu.
- Myślę, że możemy zacząć bez Volo. - Zdecydował trochę zrezygnowany Renaer. Spojrzał ostatni raz przez szparę w oknie. Na celebrycie Północy znowu nie można było polegać. - Podsumujmy to, co już wiecie albo czego się chociaż domyślacie. - Złączył dłonie. - Pół miliona smoków. - Rozpoczął od kwoty. - Tyle mój ojciec ukrył gdzieś w Waterdeep. Chciałbym wierzyć, że to należące do miasta oszczędności, które zgromadził uczciwie podczas pełnienia obowiązków Jawnego Lorda, ale głowy za to nie dam. - Powiedział eufemistycznie, nie chcąc nazwać rodzonego ojca defraudantem lub gorszym określeniem. - Nie utrzymuję z nim żadnego kontaktu od śmierci matki i mieszanie się do jego spraw czy przeszłości byłoby ostatnią rzeczą, którą chciałbym robić. A niestety muszę.
- Moi wrogowie zakładają, że wiem o tym złocie tyle, co mój ojciec, ale niewiele ma to wspólnego z prawdą. O Kamieniu Golorra, enigmatycznym artefakcie, dowiedziałem się dopiero wtedy, kiedy mnie przesłuchiwano w magazynie, jednak czym jest lub do czego służy, tego wam nie jestem w stanie powiedzieć. Bardziej zastanawia mnie, dlaczego Zhentarimowie zerwali z mojej szyi medalik z kości słoniowej, który dostałem od matki. Podejrzewam, że był ważny, może stanowił jakiegoś rodzaju klucz. Na pewno znaczył więcej niż ja sam i moja nikła wiedza. - Próbował zgadywać. - Zabrał go niejaki Urstul, ich szef. Słyszałem, że niedawno obroniliście jakąś najemną Zhentarimkę w karczemnej bójce, może byłby to dobry trop? - Dalej zgadywał.
- Ten cały Urstul chyba jako jedyny uszedł z życiem, gdy przechowalnia zmieniła się w krwawą łaźnię za sprawą siepaczy z gildii Xanathara. Przez interwencję straży miejskiej nie mieliście czasu przeszukać całego magazynu, ale zapewniam was, bylibyście przerażeni liczbą poukrywanych tam trupów...
- Wiem z moich źródeł, że Ammalia i Victoro Cassalanterowie również nie pozostają obojętni wobec takiej sumy, mimo że w usługach wielomonetowych ostatnio powodzi im się jak nigdy dotąd. Metody, którymi zdobywają pożądane informacje, są oczywiście o wiele bardziej wyrafinowane i dyskretne. - Westchnął strapiony.
- Zhentarimowie, gildia Xanathara i Cassalanterowie... Volo nazwał to przewrotnie Wielką Grą. - Uśmiechnął się. - Chciałbym i nadal chcę, żeby jej zwycięzca okazał się słuszny, bo taka ilość smoków w niewłaściwych rękach może narobić wiele złego. Ktoś mógłby oczywiście powiedzieć, że to nie moja sprawa, ale czuję się winny za uczynki ojca i zamierzam doprowadzić to do końca. Nazwisko Neverember nie powinno być dłużej synonimem wroga Waterdeep.
- Zanim z Volo trafiliśmy na was, wynajęliśmy kilka wielkich, znanych nazwisk. - Przyznał, zmieniając temat. - Z perspektywy czasu był to ogromny błąd. Jeśli przekupstwa i szantaże nie poskutkowały w pierwszej kolejności, otrucia i wiele innych brutalniejszych metod wkrótce zniechęciło jakiegokolwiek poszukiwacza przygód do próbowania swoich sił w Wielkiej Grze. Pewnego dnia Volo wpadł na tak zwany “plan C”. Pomysł, że może spróbujemy wynająć kogoś - przez chwilę zastanawiał się jak to powiedzieć - bez urazy oczywiście, bardziej anonimowego? Kogoś, kto nie zwracałby uwagi swą awanturniczą reputacją. Kogoś, kto mógłby dotrzeć od środka do zmagających się w Wielkiej Grze. Poznać ich plany, poznać ich słabości, wreszcie je wykorzystać i zgarnąć pół miliona smoków nieoczekiwanym przez nikogo szach matem. - Renaer ciut się rozpędził w swoich fantazjach, uderzając zaciśniętą pięścią w otwartą dłoń. Po głuchym plaśnięciu zapanowała cisza.
- Nasz wybór padł na was. Wydajecie się idealnymi kandydatami. - Rozłożył ręce. Dał wam chwilę, żebyście mogli przetrawić te wszystkie nowinki. - Oczywiście nie będziecie zdani wyłącznie na siebie. - Położył na zakurzonej ladzie mithralową odznakę w kształcie księżyca otoczonego przez pierścień dwunastu niebiesko-białych gwiazd. Jandar i Rad'ghanuz unieśli z zaskoczenia brwi w tym samym momencie. Tel'Teukiira, Księżycowe Gwiazdy. Powołany przez Khelbena Czarnokija odłam Harfiarzy, który po śmierci sławnego czarodzieja albo zakończył po cichu działalność, albo działał tak skrycie, że jego losy i machinacje pozostawały zagadką.
- Jeśli się jednak wycofacie, cóż, zrozumiem to i taka decyzja nie będzie miała żadnego wpływu na waszą dotychczasową nagrodę. Ten dworek należy już do was, musimy tylko dokonać odpowiednich formalności przed magistrem Waterdeep.

Leshana przysłuchiwała się mężczyźnie z coraz większym zdziwieniem. Nie odmalowywało się ono na jej twarzy. Nie lubiła pokazywać takich emocji. Walka... brzmiało jak dużo walki i do tego kontakt z bardzo dobrze poinformowanymi ludźmi. Może ktoś z nich wyjaśni jej czemu tak bardzo różni się od innych leśnych elfów? Milcząc rozejrzała się po towarzyszach, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na Hassanie. Ona nie miała nic przeciwko dalszej walce, pytanie co na to reszta.
Wojownik tylko się uśmiechnął widząc wzrok elfki. Co prawda nie wiedział, o czym myślała, ale po pierwsze, zamierzał ją już wkrótce o to zapytac, a po drugie, liczba opcji była i tak ograniczona i wiedzał, że większość obejmuje upuszczanie krwii różnarakim stworzeniom.

Renaer czekał, aż ktoś decyzyjny podejmie dyskusję. Albo chociaż się odezwie.

- Kiedyś powierzono mi w tej grupie funkcję negocjatora. Stąd ta cisza. Postawiłeś cel odzyskać dla miasta pół miliona złotych smoków. Postawiłeś bardzo wymagających konkurentów przed nami. Mgliste wskazówki i spore ryzyko śmierci w trakcie. Jest to jednak również dla nas szansa. Życiowa szansa. Stąd kilka spraw prosi się o wyjaśnienie. Jeśli ktoś z nas zginie, chciałbym żeby Harfiarze go wskrzesili. Jaki jest zakres waszej pomocy w trakcie zlecenia? Wspomniałeś, że możemy liczyć na nią więc to zdefiniujmy. Przydałby się nam kapłan opłacony przez was na dobry początek. No i dobrze byłoby na koniec poruszyć też kwestię znaleźnego. Pół miliona smoków to pieniądze miasta. Jaką część przypadnie nam? Chciałbym też wiedzieć czy sprawę akceptują najwyższe władze Waterdeep. Dobrze byłoby mieć akceptację Sojuszu Lordów i papiery które załatwią nam spokój od wszelkich sił bezpieczeństwa miasta. - Jandar nakreślił sprawę z grubsza.

Renaer oparł się łokciami o ladę. Złapał mithralową odznakę między palce i zaczął ją obracać.
- Już zakładasz śmierć. - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Zdradź jeszcze, z jaką częstotliwością, to oszacuję koszty co do smoka. - Uśmiechnął się. - Za wiele zależy od wymagań udzielającego boskiej pomocy, żebym mógł coś zagwarantować, bo mówimy przynajmniej o równowartości takiego dworku. - Rozłożył ręce i omiótł spojrzeniem salę. - Jestem jednak przekonany, że gdybyście naprawdę obawiali się śmierci, rozmawiałbym teraz z kimś innym. - Stwierdził bez cienia złośliwości.
- Żeby było to jasne, nie jestem ani Harfiarzem, ani agentem Sojuszu Lordów. - Wyjaśnił. - Mogę was próbować uchronić przed wymiarem prawa, ale nie zagwarantuję, że każdy czyn ujdzie wam na sucho. Wydaje mi się zresztą, że przemoc i łamanie kodeksu Waterdeep wcale nie musi okazać się kluczem do sukcesu. Póki co oczekuję od was tylko informacji, nie brawury. Może stąd to drobne nieporozumienie i stąd takie oczekiwania względem mnie. Na brawurę przyjdzie jeszcze czas, kiedy będziecie mogli pochwalić się większym doświadczeniem. Mogę wam pomóc w jego zdobywaniu.
- Dziesięć procent? - Zaproponował. - Załatwię kogoś do pomocy, jeśli pojawi się taka potrzeba.

- W wielu miejscach dziesięć procent to znaleźne. Wiesz znajdziesz coś na ulicy oddasz właścicielowi i dziesięć procent jest twoje. Tu trzeba zapłacić krwią, potem i ludzkimi życiami. Piętnaście procent brzmi sensownie.
- Nie wspominając o liście pozostałych frakcji, które równie chętnie zapłaciłyby za informacje. - Anur starał się wesprzeć Jandara.
Leshana oklapła zrezygnowana. A więc czekał ich taki wieczór… gadanie, gadanie i jeszcze raz gadanie. Pochylona nad stołem szukała wzrokiem spojrzenia Hassana by rozpocząć ich tradycyjny pojedynek.

- Za to w bardzo niewielu miejscach znaleźne stanowi cała twierdza. - Zauważył celnie Renaer. - Ale rozumiem was. “Zapłać im tyle, ile możesz, stosownie do tego, o co ich poprosisz.” - Przytoczył awanturniczy kodeks. - Nie jesteście przecież w biednej, odosobnionej wiosce, gdzie za obie głowy ettina sołtys zdoła odpłacić się tylko wiktem i opierunkiem. Może zostańmy przy jednej dziesiątej, a dodatkowo i niezależnie od skarbu pomogę wam rozkręcić karczmę. Niezbędne remonty i gildyjne licencje będą kosztować pewnie z kilka tysięcy.
- Zamierzasz sprawdzić Anurze, kto da więcej? - Renaer spojrzał nieufnie na gnoma. - A co z dobrem tego miasta? Chciałbyś któregoś dnia obudzić się w jednym wielkim Porcie Czaszek albo zhentarimskim obozie?

- "Idź, gdzie potrzebujesz, pomóż, gdzie możesz". "Nie ociągaj się tam, gdzie cię nie potrzeba". "Miej na własność tylko to, co możesz zabrać ze sobą". - Anur posłużył się tym samym kodeksem, co Raenar. - Miasto Czaszek miałoby dla nas więcej pracy niż spokojne Waterdeep, zarazem karczma ma ten problem, że prędzej czy później raczej ją zostawimy. Choć dobrze byłoby mieć miejsce, do którego można wrócić, to twoja niewypłacalność jest głównym powodem, dlaczego się na to godzimy. - Gnom nie ulegał Raenerowi.

Zauważyliście drobne zmiany w zachowaniu Anura, które was zaniepokoiły. Zachowywał się co prawda tak jak zwykle, ale jednak trochę inaczej. Nie potrafiliście określić, co się zmieniło. Mieliście tylko świadomość samej zmiany.
- Taka “praca” i dla takich “pracodawców” zaprowadziłaby cię na stryczek prędzej niż myślisz, Anurze. - Odpowiedział Renaer. - Waterdeep spokojne? - Zapytał zaskoczony. - Może się takie wydawać, bo większość waszych kolegów po fachu jest właśnie tam. - Zastukał butem o podłogę. - W Podcieniu albo nawet na niższych poziomach Podgóry... Durnana zresztą zdążyliście poznać. - Szlachcic przytoczył go jako przykład awanturnika i karczmarza w jednym. Po chwili ciszy westchnął. - Waterdeep przestało być spokojną i bezpieczną przystanią znaną ze starych opowieści. Na niebezpieczeństwa natkniecie się nie tylko w dokach czy mrocznych lochach Podgóry.

Jandar zauważył zmianę w zachowaniu Anura i przez chwilę dokładnie mu się przyglądał. Zwrócił się jednak do Renaera.
- Podsumowując dziesięć procent dla nas ze skarbu. Rozkręcenie knajpy od teraz potraktujmy to jako zaliczkę. Remonty chwilę zajmą. Twoi przyjaciele polecą nam kogoś kto zna się na zarządzaniu takim biznesem? Byłbym wdzięczny. Mógłby nadzorować remont a potem nasz biznes. Po uruchomieniu karczmy jego płaca przejdzie na nas. Powiem szczerze, że przeszacowałeś trochę uruchomienie karczmy. Remont i licencje to około tysiąc dwustu pięćdziesięciu sztuk złota. Moją matka robiła niedawno remont na mniejszą skalę. Więc jestem na bieżąco zachowując proporcje. Powiedzmy dorzucisz tego zarządcę i pulę na ulepszenia za półtora tysiąca smoków. Wtedy umowa stoi. Kapłana chcemy od zaraz. Bo coś czuję, że będziemy na celowniku tych którzy dybią na ciebie. Leczenie będzie potrzebne na bieżąco. Nie znajdą Lorda Neverembera juniora wezmą się za tych którzy go uratowali. Przekaż ustalenia z nami komuś jeszcze w twojej organizacji. I daj nam na niego namiar, gdybyś był niedostępny. No i dla mojego spokoju... Rozumiem, że zatrudnisz na najbliższy czas dla siebie renomowaną ochronę lub zapadniesz się w jakiejś kryjówce? Bo mówiąc szczerze żadna z tych organizacji ci nie odpuści. Będziesz na celowniku absolutnie wszystkich.

- Zgoda. - Renaer podsumował negocjacje.
- Wszyscy powinniśmy przez jakiś czas postarać się nie ściągać na siebie zbędnej uwagi, szczególnie siepaczy Xanathara. Należą do pamiętliwych, a nie kryliście się wcale z waszą tożsamością. Poczekajmy lepiej aż kurz opadnie. W tym czasie możecie zająć się tym miejscem, zbierać ostrożnie informacje lub popracować na własny rachunek. Co prawda dziadowie na jarmarkach jeszcze nie wyśpiewują o waszych czynach, ale kilku chętnych na wasze usługi się znajdzie. Słyszałem, że Mirt Lichwiarz i Jalester Srebrny Płaszcz wypytywali Volo o was.
- A gdyby coś mi się stało - rozpoczął ponurym głosem - nie zwlekajcie i jak najszybciej kontaktujcie się z obecnym Czarnokijem, Vajrą Safahr.
- Kapłana chcecie... - Renaer powiedział sam do siebie zamyślonym głosem. - Przypomniałeś mi, jak towarzyszący Urstulowi sługa Czarnej Dłoni próbował zdjąć ze mnie klątwę. Zdawał się święcie przekonany o celowości tego działania, jednak, dzięki bogom, nie przyniosło żadnego skutku. Co prawda nie sprzyja mi ostatnio los, ale żadna klątwa nade mną nie ciąży. Jeszcze nie. - Roześmiał się.

- Mirt Lichwiarz to sławniejsza persona. Umów nas z nim, poznanie jego oferty może być przydatne. - Jandar dokonał prostego wyboru. Czekał jednak czy któryś z towarzyszy ma coś do dodania lub odmienne zdanie.

- Myślę, że zainteresowani sami zaproponują wam spotkanie w odpowiedniej chwili. Na mnie już czas, mam jeszcze coś do załatwienia - Renaer spojrzał przez szparę w zabitym dechami oknie. - Omówiliśmy już wszystkie sprawy. Powinniśmy jeszcze złożyć ofiarę Shar, aby Pani Nocy zachowała nasze plany w tajemnicy - uśmiechnął się.


Pogaduchy

Po zapoznaniu się z każdym zakamarkiem dworu (po części poprzez gonitwę za duchem), Alia rozłożyła swoje rzeczy w pomieszczeniu, które uchodziło za bibliotekę.
Po kąpieli i innych ogólno higienicznych zabiegach, wiedźma z ściskającą serce trwogą przeliczyła zawartość swojej osobistej sakiewki. Miecze musiały odbyć poważną rozmowę.
Wiedźma odnalazła wszystkich na parterze.
- Towarzysze - zaczęła wiedźma kiedy wszyscy siedzieli a ona sama stała. To była jedyna możliwość by nie musieć zadzierać głowy do góry, jedynie Anur bowiem był od Ali niższy.
- Winiśmy roztropnie zagospodarować gotowiznę i łup, nim wszystko rozejdzie się na zwyczajowe wydatki… - zerknęła na mężczyzn - to jest kurwy i napitek… czy… - szybkie spojrzenie na Leszanę - błyskotki… Trzeba nam nadrobić straty w ludziach, nabór zrobić. Po tym jak Wielebnego Popioła myszy zjadły… - Alia nawiązała do śmierci ich ostatniego kleryka Myrkula, który zawsze wyglądał jak zwłoki i gdy zachorował i zmarł, nikt nie zwrócił na to uwagi aż gryzonie nie zaczeły nadgryzać jego ciała - Nie ma dnia czy nocy gdy muszę kogoś z nas szyć. Tędy propomuję, by Anur i Jandar spieniężyli bohomazy i rozejrzeli się za potęcjalnym personelem. Tylko żeby do była dziewka, bo higiena lepsza i nie droga… Ziół mi też trzeba innych nie tanich maści coby nawarzyć eliksirów leczenia, bo bogowie mi swiadkiem, trza nam ich.
- Może by wynająć nieco żołdactwa? - zaproponował Hassan - umiałbym ich wyszkolić i ogarnąć. Wojsko to dla mnie chleb powszedni. Zmniejszylibyśmy straty.
Leshana przewróciła oczami słysząc o błyskotkach i tyle z babskich pogaduszek na osobności. Chciała napomknąć, że jakoś i tak powierzyli jej pieniądze, ale się powstrzymała. Ani nie miało to znaczenia, ani nie zależało jej na tym by się tłumaczyć. Niestety wyglądało na to, że dłuższa gadanina jest nieunikniona, więc dolała sobie piwa i oparła się o kontuar.
- Jeśli mamy się zaopiekować tą parcelą, rzeczywiście będzie nam potrzeba ludzi. - Mruknęła niezadowolona, widząc oczami wyobraźni rozpływające się złoto. - Myślę, że obrażenia mogłyby ograniczyć lepsze pancerze.
- Uratowaliście szewczyka prawda? dajmy pogorzelcowi dach nad głową i niech nam za to płaci w robociźnie albo dziesięcinie od zysku. Można by takoże mieć własnego płatnerza i nich żelazo kuje, póki gorące, gdy my na chabrach… to jest w robocie. Dwór duży, miejsce jest. Co do najemnych mieczy… jak uważacie, ale oni raz że żołd z góry chcą mieć, dwa, że oczy pazerne im się zrobią prędzej czy później. Pewnie prędzej.
- Spłonęła karczma nie zakład szewca. Więc z niego pożytku nie będzie. Posłuchajcie mnie, myślę że z pomocą Anura jestem w stanie uruchomić tu karczmę. Jeśli się zgodzicie będziemy mieli tu coś na kształt bazy. Połączonej jednak z funkcjonalną przykrywką i dodatkowym źródłem dochodu. Każdy dostanie równą pulę z zysków ale i w równym stopniu musi się dołożyć. Panuje w tym temacie zgoda? Wszelacy najemnicy to temat osobny. Są przydatni ale i kosztowni. Wydaje mi się, że kapłan nam wystarczy.
- “Cicha Tarcza” oferująca piwo i broń jest po drugiej stronie ulicy. Zaraz pod Saedourn są trzy inne tawerny i karczma. Bardzo dużo kompetycji w tej okolicy. - zauważył Anur. - Nie liczyłbym na duże zyski z założenia tawerny, ale posiadanie jej tylko po to, aby mieć przykrywkę, może być nam na rękę.
- Karczma, karczmie nie równa. Mają barmana ducha obsługującego gości? Mają smoka który powiedzmy raz w tygodniu lata między stolikami i można dać mu jakieś smakołyki? Nie wspominając o jego pokazie telepatii. Oczywiście zakupione u nas po wyższej cenie, płacisz za obcowanie z kimś unikatowym. Mają zaprzyjaźnionego Lorda który może nam napędzić klientów wśród swoich? Mamy moim zdaniem potencjał. Potrzeba złota i odpowiednich wykonawców.
- Nasza obecność może zapewniać klientom... pewne bezpieczeństwo, to też jakiś atut. - Leshana przyłączyła się do dyskusji. Nie planowała prowadzić, żadnej karczmy. Jeśli jednak mogły być z tego zyski chciała mieć w nich udział. - Do tego dobre piwo i pokoje, w których nie ma wszy i powinno być dobrze. - Zamyśliła się i po chwili dodała. - Byleby było tu miejsce gdzie można w spokoju poćwiczyć.
- Jeśli starczy funduszy. Postaram się zadbać o odpowiednie miejsce. Nie sądzę by był z tym problem.
 
Aiko jest offline